24 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
1 tydzień Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
4 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
9 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Ogólnie o psychiatrii
 Drukuj temat
Fałszywa nadzieja czy beznadzieja?
Makro
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 08/06/2010 20:30
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3419
Data rejestracji: 10.08.08

Mi zasiał trochę wątpliwości. Co lepsze waszym zdaniem? Fałszywa nadzieja czy bezlitosne statystyki?

[youtube][/youtube]
Edytowane przez Makro dnia 09/06/2010 07:11
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color]
[color=#6600ff]Karl Kraus[/color]
[color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc
 
http://www.blogozakrecie.blox.pl
Artystyczna Dusza
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 08/06/2010 21:49
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Mnie się podoba ta rozmowa i wcale nie jest to dawanie fałszywej nadziei.Jest w tym wiele prawdy i Ty - zwłaszcza Ty Makro powinieneś o tym wiedzieć i być przekonany w 100%,że to najszczersza prawda.Wink
 
http://monia-art.blogspot.com/
Makro
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 08/06/2010 23:14
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3419
Data rejestracji: 10.08.08

Wydaje mi się, że trochę za bardzo to uproszczasz. Wyobrażasz sobie jakie negatywne konsekwencje może mieć dawanie "nadziei" - szczególnie jeżeli wyzdrowienie jest bardzo mało prawdopodobne? A gdzie w tym wszystkim etyka?
Ja na temat swojej opinii się wstrzymam, chcę jedynie trochę główkowania wywołać.
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color]
[color=#6600ff]Karl Kraus[/color]
[color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc
 
http://www.blogozakrecie.blox.pl
gdzie ja jestem
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 08/06/2010 23:24
Awatar

Rozgrzany


Postów: 75
Data rejestracji: 01.06.10

Ja bardzo boje się tkwienia w błędzie zwłaszcza jeśli chodzi o łudzenie się lub pokładanie fałszywej nadziei i bycie zawiedzionym. Wiem, że do bardzo destruktywny mechanizm automatycznego poddawania się bez podjęcia walki. Nie czuje się kompetentna do oceny psychiatrycznej kompetencji rozmówców ale żywienie fałszywej beznadziei to według mnie świetny chwyt retoryczny ściągający zasłonę intelektualizmu z walki z fałszywymi nadziejami (chyba wyrażam się pompatycznie ale pisałam dziś prace z krytyki artystycznej i mi zostało).
Jeśli pacjenci z nastawieniem że mogą wyzdrowieć faktycznie lepiej znoszą chorobę i przystosowują się do życia to może warto wierzyć. Przeraża mnie tylko co zrobić gdy wiara ta zostanie podkopana przez nawrót.
 
Artystyczna Dusza
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 09:46
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Może i upraszczam Makro ale to jest mój punkt widzenia i mam prawo mieć swoje zdanie.Ja napisałam jak ja to widzę i jak to wygląda z mojej strony.Tak właściwie to jestem przekonana w 100%,że ile ludzi tyle punktów widzenia i każdy może myśleć inaczej.Dla jednego chorego leczące będzie to,kiedy usłyszy od innej osoby,że ma w sobie potencjał,że jest w stanie zrobić dla siebie wiele-nawet pozbyć się choroby,jeżeli wyrazi tylko chęć.Dla kogoś innego z kolei bardziej leczące będzie pokazanie mu jego "własnego dna"; i uświadomienie,że jeżeli nic sam w siebie nie zainwestuje to nic się nie zmieni.
Nie rozumiem dlaczego od razu wzbudzenie wiary w wyleczenie osoby chorej miałoby być złudne??? Owszem są może cięższe przypadki chorób psychicznych i innych zaburzeń ale są i lżejsze zaburzenia,które leczone pod kontrolą specjalistów są wyleczalne.Ja oczywiście tylko teoretyzuję i mogę się mylić gdyż nie mam doświadczenia w tej kwestii nie jestem lekarzem tak jak Makro,ale wiem,że chcę być terapeutą i wiem,że nigdy nie powiedziałabym pacjentowi,że będzie zdrów gdyby to nie była prawda.Nie wiem jak wykazują badania i czego dowodzą.Wypowiadam się z pozycji pacjenta.Myślę,że aby rozmowa była konstruktywna powinien wypowiedzieć się też specjalista.Tutaj rola leży po Twojej stronie Makro.Dziwię się,że tylko zachęcasz innych do rozwinięcia wątku nie dając nic od siebie-tylko jakieś suche fakty w postaci filmu z YouTube?;
Idąc dalej tokiem myślenia osoby chorej -nie sądzę,że każdą osobę chorą należy zostawiać samej sobie.Czasem jest tak, że człowiek jest do tego stopnia zdominowany przez chorobę,że nie panuje nad sobą i swoim życiem i chociaż wydaje mu się,że robi wszystko dobrze, to choroba tak dominuje,że chory nie odróżnia już można powiedzieć co jest "czarne a co białe" -nie odróżnia prawdy od fałszu, bo dla niego wszystko jest prawdą.
W dodatku jeszcze sam chory siebie usprawiedliwia przed sobą,że tak jak jest,jest dobrze i nie trzeba nic zmieniać, bo???wszystko jest w porządku... Niestety to są tylko pozory.
Często choroba właśnie-zaburzenie "podpowiada" nie do końca trafne rozwiązania.Desperat nie widzi,że dzieje się coś złego,że swoim zachowaniem się pogrąża,bo dobrze się czuje.Wypracowane mechanizmy radzenia sobie z chorobą pozwalają na wytłumaczenie sobie i innym wszystkiego - nawet największe błędy i pomyłki chory potrafi przetłumaczyć sobie na swoją korzyść.
Mówi się że "Wiara potrafi góry przenosić"dlaczego więc nie dodać jej trochę człowiekowi,który tego potrzebuje??? Nikt normalny-żaden lekarz chyba, mówiąc człowiekowi:"Da się wyzdrowieć-uda się Panu/Pani" myśli zupełnie co innego.
Żaden lekarz nigdy nie powie pacjentowi,że wyleczenie z choroby jest możliwe jeżeli tak nie jest. To byłoby oszustwo w stosunku do pacjenta.Czasem może zdarzyć się sytuacja,że lekarz nie mówi całej prawdy pacjentowi ale wtedy jest to dla Jego dobra i jest to tylko wówczas kiedy korzyści nie mówienia przeważają nad tym aby powiedzieć całą prawdę.Jednak i w takiej sytuacji wydaje mi się poinformowana zostaje najbliższa rodzina pacjenta.
W wielu rodzinach zdarza się,że osoby chore są potępiane i stygmatyzowane przez najbliższych.Nikt nie daje ani trochę nadziei i otuchy a często nawet wręcz pogrąża taką osobę i dokłada jej jeszcze więcej problemów do już istniejących.Chociaż wydawać by się mogło,że chce pomóc bardziej szkodzi niż pomaga.Dla jednych pacjentów ważna jest pomoc rodziny i bliskich-inni poszukują jej na zewnątrz np.:u lekarza czy psychologa i nie uważam,żeby to było złe.Tak samo jak nie jest złe poinformowanie pacjenta że może być zdrów.Nikt nie chce chorować no chyba,że choroba daje mu jakieś korzyści?
Kurcze nie wiem jak to się stało,że tak się rozpisałam na ten temat-można powiedzieć,że zamiast odpowiedzi powstał artykuł... zawstydzony
Nie wiem czy ten wątek na forum "udźwignie" tyle treści???
Zapraszam również inne osoby do wypowiadania się w tym wątku.
Edytowane przez Artystyczna Dusza dnia 09/06/2010 09:49
 
http://monia-art.blogspot.com/
Kati
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 11:39
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[quote]Ja na temat swojej opinii się wstrzymam, chcę jedynie trochę główkowania wywołać. [/quote]
No mnie to Makro też zdrzaźniło ździebko. I sobie pomyślałam: "tak? to ja też nic nie napiszę, o"
Jednak napiszę. Podoba mi się sformułowanie, że lepsza fałszywa nadzieja od fałszywego jej braku. W ogóle, gość jest dla mnie o tyle przekonujący, że sam przez to przeszedł, nie jest tylko teoretykiem.
Co do bezwzględnych statystyk, moim zdaniem jedno nie wyklucza drugiego. Można powiedzieć o statystykach i o tych, któym się udało. Wtedy nadzieja jest wiarygodna, a nie fałszywa.
Co do diagnoz, moja znajoma pracuje w domu opieki dla starszych ludzi z chorobami i zaburezniami psychicznymi i powiedziała, że często gęsto bywa tak, że raz zdiagnozowany człowiek nie jest już potem weryfikowany - to znaczy jego diagnoza - tylko ląduje kolejny raz w szpitalu na kontynuację. A przecież różnie to bywa: czynnik ludzki w postaci błędnej diagnozy, diagnozy na podstawie jednego na przykład stanu psychotycznego czy też niepełnych danych, o konieczności wpisania jakiegoś eF bo coś trezba przecież wpisać nie wspomnę.
Inna sprawa, że pacjenci sami domagają się "panie doktorze, co mi jest" - co nieraz widzieliśmy nawet tu na forum. Oczekują jednoznacznej diagnozy, choć często rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Jakby nazwa dawała im poczucie bezpieczeństwa - ??
No i warto jeszcze pamiętać, że taka efkowa diagnoza stygmatyzuje. Fajnie mieć choć cień nadziei, że nie dożywotnio. Ja sama między innymi z tego powodu nie mam po drodze z AA. Nie chcę do końca życia liczyć dni bez alko, do końca życia przedstawiać się Kasia - alkoholiczka. Jestem człowiekiem, a nie jednostką chorobową. I wyobrażam sobie, że w przypadku schizofrenii może byc podobnie, tym bardziej, że tam większość lekarzy raczej mówi o dożywociu.
Jeśli jest choć jeden przypadek osoby, która wyszla z tego, myślę, że warto go pokazać. Bez rozpościerania idealistycznych wizji. Po to tylko - aż, żeby pokazać światełko w tunelu. Nawet, jeśli jest to tylko malutki płomień świeczki.
Edytowane przez Kati dnia 09/06/2010 16:00
 
Makro
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 21:04
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3419
Data rejestracji: 10.08.08

Wybaczcie, że nie opisałem swojego stanowiska. Głównym powodem dla którego tego nie zrobiłem jest to, że dla mnie to jest balansowanie - czasami trudne. Skomplikowanym zagadnieniem jest dać nadzieję, a drugiej strony pokazywać prawdziwą naturę choroby psychicznej.
Dodatkowym powodem jest to, że napisanie w tym temacie czegoś wymaga gruntownych przemyśleń - bo każda z tych metod przedstawiania choroby ma dziury jak ser szwajcarski, a wybieranie odpowiedniej drogi czasami odbywa się na zasadzie doświadczenia, a i czasami na zasadzie intuicji?
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color]
[color=#6600ff]Karl Kraus[/color]
[color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc
 
http://www.blogozakrecie.blox.pl
Artystyczna Dusza
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:18
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

[quote][b]Makro napisał/a:[/b]
(...) wybieranie odpowiedniej drogi czasami odbywa się na zasadzie doświadczenia, a i czasami na zasadzie intuicji?[/quote]
Taaaa....Na zasadzie doświadczenia i intuicji....Oklaski
Strasznie jestem ciekawa jak długo odbywa się owe wybieranie drogi???
Jak długo trzeba udowadniać,ile się starać i kiedy wreszcie następuje koniec tego wybierania???Czasami zastanawiam się co się musi wydarzyć albo co trzeba powiedzieć żeby osiągnąć właściwy cel???Gdzie kończy się manipulacja i sprawdzanie motywacji do leczenia pacjenta???Co takiego trzeba powiedzieć,żeby zostać wysłuchanym???
Czy może chodzi o magiczne słowo "PROSZĘ","BŁAGAM"??? i wtedy można uznać,że "rekrutacja" została zakończona???AngryAngryAngry
Przepraszam za tą ekspresję złości ale gdzieś musiałam dać upust moim emocjom.
Przepraszam,że w tym wątku.Jeżeli nie jest na temat można go przenieść w inne miejsce.Pfft
 
http://monia-art.blogspot.com/
Makro
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:34
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3419
Data rejestracji: 10.08.08

Nie za bardzo rozumiem twoje wzburzenie. Przynajmniej kilka sformułowań jest przekracza moje pojmowanie. Możesz mi trochę przybliżyć?
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color]
[color=#6600ff]Karl Kraus[/color]
[color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc
 
http://www.blogozakrecie.blox.pl
Kati
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:36
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Duszko, ja też zauwżam, że nerwy Cię ponoszą, a nie bardzo rozumiem dlaczego i na co. Może napisz nam, co Cię tak wkur.... znaczy się zirytowało
 
Artystyczna Dusza
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:43
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Dobrze ale zapraszam do mojego tematu.Tam napiszę co się stało...Dziwna jestem!!!Dziwne rzeczy dzieją się we mnie i wokół mnie.Czasami wydaje mi się,że ja chyba zwariowałam-w dosłownym tego słowa znaczeniu.Sama już nie wiem co jest fikcją a co prawdą.Poza tym nie wiem po co pisać jak i tak nikt mnie nie usłyszy???
 
http://monia-art.blogspot.com/
Kati
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:44
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Pytanie, kim jest ten nikt... no dobra, ja czekam na Twój wątek
 
kohterka
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 09/06/2010 22:55
Awatar

Startujący


Postów: 159
Data rejestracji: 28.05.09

Pytasz, co lepsze, fałszywa nadzieja, czy bezlitosne statystyki? Czy zawsze można mieć pewność, że jest fałszywa? A nawet, jeżeli jest fałszywa? Nadzieja determinuje pozytywne zachowanie człowieka chorego, bo daje bardzo ważne poczucie, że ma się wpływ na jakość swojego życia. Inaczej funkcjonuje człowiek, z poczuciem wpływu na sytuację a inaczej człowiek bez takiego poczucia. Ten ostatni poddaje się chorobie. Choruje bardziej. Nadzieja kształtuje taki stosunek do własnej choroby, w którym postrzegana jest ona, jako przeciwność losu, do pokonania.

Co mówią statystyki? Mówią np., że jeżeli pacjent raz trafia do szpitala, to trafia tam również w późniejszych latach swojego życia. Że chorzy w bardzo niewielkim procencie pracują zawodowo. Że przyjmują leki do końca życia. Że (to jest dla mnie najbardziej przygnębiające) nawet, jeśli przyjmują regularnie leki, to i tak miewają nawroty ( tego doświadczyłam). Ciekawe, na ile ma tu wpływ choroba sama w sobie a na ile wykluczenie społeczne i inne czynniki, które być może sprzyjają nawrotom. Bywa przecież tak, że bliscy chorego jeszcze bardziej go patologizują, robiąc z niego osobę całkowicie zależną, całkowicie niepełnosprawną.

Wiem, że muszę brać leki. Próbowałam je powoli odstawiać kilka razy. Nic z tego. Nigdy nie zapytałam żadnego z lekarzy, czy będę musiała brać je do końca życia. Nie zapytałam, bo być może nie wiedziałabym, co zrobić z odpowiedzią. A tak mam sprawę ciągle otwartą.
Ale leki to nie najważniejsza rzecz, czy kryterium zdrowia. Najważniejsze jest to, co wymienił ten lekarz. Pozytywne więzi. Życie intymne. Praca. Najważniejsze, że choroba nie nawraca albo chociaż, że nie nawraca często. To chyba te leki da się ostatecznie przełknąć. Tyle wokół nas diabetyków, sercowców i innych przyjmujących leki.
Chyba mimo przyjmowania leków można mieć coś z życia? A w ogóle to podoba mi się to angielskie słowo - recovery. Wyzdrowienie można rozumieć jako stan i jako proces.
Edytowane przez kohterka dnia 10/06/2010 00:25
 
kohterka
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 15/06/2010 22:51
Awatar

Startujący


Postów: 159
Data rejestracji: 28.05.09

Tak mi się łatwo mówi takie rzeczy, kiedy nic mi nie jest. A kiedy wraca (depresja), czuję się trochę śmieszna. Właśnie tak się czuję teraz, śmieszna i głupia. Zwłaszcza, że wcześniej wyszło tak trochę pompatycznie. Miałam ochotę skasować mojego posta. Ale to nie wchodzi w grę.

Żeby pozostać konsekwentnym i spójnym nie mogę się wypierać tego, co wypowiedziałam wcześniej. Nie mogę powiedzieć teraz, że czuję się przegrana, że na prawdę wszystko straciłam, że prawdopodobnie wszystkie szanse w życiu zmarnowałam. Że nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Że zostałam praktycznie z niczym i niby muszę jakoś przejść przez resztę życia. Płaczę teraz a skoro płaczę, to oznacza u mnie, że nie jest ze mną tak najgorzej. Bo zwykle w moich depresjach nie ma takiej opcji. Jeszcze włączyłam komputer i mogłam coś przeczytać, ba napisać nawet. Ale jeśli jutro nie nastąpi jakaś minimalna chociaż zmiana, to będę się podpierać w pracy czegokolwiek, żeby się utrzymać w pionie, do przynajmniej 18.00 z trudem będę się komunikować z innymi. I będę walczyć z natrętnym przekonaniem, że nie ma dla mnie ratunku.

Postanowiłam kiedyś żyć z dala od domu. Miałam skończyć studia i znaleźć pracę. Różnie bywało, ale trzymałam się swojego postanowienia i pragnienia, żeby mieć własne życie. Miało się w końcu ułożyć. Wygrzebuję się z jednego, jest przez jakiś czas dobrze i potem znowu wraca. I od nowa, wygrzebuję się...
W obecnej chwili tracę drugie studia i praktycznie jestem bez stałej pracy. I nie jestem zdrowa.

Zastanawiam się, czy mój upór jest jeszcze racjonalny. Czy nie powinnam wrócić do domu. Rodzice wybudowali dom. Miałabym własny pokój, nigdy nie miałam i dalej nie mam. Boję się jednak,że następnym krokiem będzie złożenie podania o rentę, zaszycie się w domu. Że małymi kroczkami, powoli będę się staczać coraz niżej.
Wiem, że musi się coś szybko zmienić, bo nie daję rady.
Już żałuję, że to napisałam, ale z drugiej strony nie chcę się wypierać słów ani jednego ani drugiego wpisu. Jedno i drugie to ja. Jak do tej pory nie wyleczyłam się, ale mam okresy względnego zdrowia. I w obecnej chwili nie wierzę,że wyleczenie jest możliwe. I bardzo cierpię tak myśląc. Tak dłużej się nie da, na prawdę.

ps. Oto dziury w moim serze (szwajcarskim).
Mogłam to wszytko napisać, ponieważ depresja mnie jeszcze całej nie pochłonęła.
ps 2 Lekarz powiedział już jakiś czas temu, że w moim przypadku to jest CHAD z szybką zmianą faz.
Jestem teraz na zmianie dawek leków. I jestem już skołowana.
Edytowane przez kohterka dnia 16/06/2010 07:40
 
Kati
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 16/06/2010 10:53
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Kohterka, dziękuję Ci za zaufanie. Jesteś mi teraz bliższa. Cóż, każdy z nas tutaj ma swoje wzloty i upadki. Moim zdaniem - nie poddawać się. Ale czasami łatwiej nie szarpać się. Hm... trudna sprawa. Wiesz, ja też się boję, że jak sobie odpuszczę, to się stoczę. No tak mam, że się stawiam. U mnie na szczęście obywa się bez leków - albo nie na szczęście. Założę się, że jakby mnie jakiś psychiatra dorwał w swoje łapki, to i diagnoza by się znalazła, i jakieś leki bym dostała. Toteż unikamSmile Wiem też, że czasem się po prostu nie da i tzeba dać sobie pomóc. To wszystko zależy od tego, co się ma.
Natomiast wracając do głównego tematu - byłabym za tym, żeby jednak nie pogrezbywać się w dożywociu, tylko próbować w pewnym momencie stawać na nogi. Choćby do następnego razu, jednak to i tak coś, do czego można potem wracać i motywować się: raz mi się udalo, uda mi się jescze raz. To mi daje siłę i nadzieję.
Edytowane przez Kati dnia 16/06/2010 10:54
 
martyna
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 16/06/2010 15:59
Awatar

300% normy


Postów: 11241
Data rejestracji: 07.08.09

Koheterka zgadzam sie z Kati.
Może tak powoli, krok po kroku spróbować załatwiać sprawy do tej pory niemożliwe?
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy.
 
kohterka
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 03/07/2010 18:51
Awatar

Startujący


Postów: 159
Data rejestracji: 28.05.09

Wypowiadając się z perspektywy remisji, moja wizja siebie i świata nie jest już taka katastroficzna. Mimo, że w tarapatach tkwię po uszy. Ot, rezultat licznych w ciągu roku nawrotów. Ostatnio zastanawiałam się, czy jakby policzyć procentowo, ile w ciągu ostatniego roku byłam w remisji a ile miejsca zajęła choroba,, to wyszło by jakieś 80% do 20% na korzyść choroby. Marzy mi się, żeby przynajmniej ta proporcja się odwróciła. A było już tak przez ok 2.5 roku, że proporcja była odwrotna.

Wklejam dwa linki. Pierwszy to recenzja książki, którą chyba warto przeczytać. Opisuje pacjenta i terapeutę w jednej osobie. Czyli kogoś, kto ciężką pracą pokonał chorobę i pracuje z osobami chorymi tak bardzo, jak sama kiedyś była chora. Miała rozpoznaną schizofrenię. Ona - Arnhild Lauveng i jej książka "Po drugiej stronie lustra". Drugi link to wywiad z nią.

[url]http://www.psychiatria.pl/txt/a,7194,0,recenzja-ksiazki-arnhild-lauveng----bylam-po-drugiej-stronie-lustra---[/url]

[url]http://www.fozik.pl/artykuly/wywiad-z-arnhild-lauveng-autorka-ksiazki-quot-bylam-po-drugiej-stronie-lustra-quot/5802/1[/url]
Edytowane przez kohterka dnia 05/07/2010 10:01
 
girl interrupted
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 26/09/2010 04:07
Awatar

Srebrny Forumowicz


Postów: 1339
Data rejestracji: 23.09.10

O, temat w sam raz dla mnie.
Psychiatra chorujący w przeszłości na schizofrenię? To mogło się zdarzyć tylko w Ameryce. "Byłam po drugiej stronie lustra" czytałam, też przyszło mi na myśl by odwołać się do tej książki. Jak dla mnie to są rzeczy trudne do uwierzenia.
To czy lepsze jest dawanie nadziei czy mówienie szczerze, zgodnie z etyką to powiedziałabym kwestia indywidualna. Jeśli mówimy o schizofrenii i CHAD to jednak te diagnozy są "ciężkawe". Nie każdy pacjent jest gotowy usłyszeć "Leczenie do końca życia". Tutaj należałoby się zastanowić, co złego jest w leczeniu neuroleptykami. Czy lepsze lekkie przymulenie czy utrata świadomości czasu, miejsca i przestrzeni? Nie należy tworzyć negatywnych skojarzeń związanych z przyjmowaniem leków. Tak trochę filozoficznie ale co to znaczy "wyzdrowieć"? Nawet wśród schizofreników są osoby, które mają do tego różny stosunek. Czy wyzdrowieć to znaczy przestać brać leki? A może wyzdrowieć to poczuć szczęście, cieszyć się każdym promieniem słońca będąc w remisji i przyjmując podtrzymujące dawki leków? Jesteśmy ludźmi a nie diagnozami. Dla mnie wyrokiem jest diagnoza raka. Wiem, że takiej diagnozy bym nie udźwignęła. Mnie osobiście nie przeraża "Leczenie do końca życia". Nie razi mnie, jeśli osoba chora na schizofrenię ma nadzieję na wyleczenie - widocznie tego potrzebuje. Ja ze swojej strony zaakceptowałam to, czego zmienić nie mogę. Nie zmienię sobie diagnozy ale MOGĘ poprawić komfort życia z diagnozą. Sprawić, by było i żyło się lepiej.
A jeśli chodzi o schizofrenię to nie jest tak, że ktoś z minuty na minutę choruje i rodzi się od nowa ktoś chory. Pewne cechy choroby (wycofanie, autyzm) mogą być widoczne w dzieciństwie. Dziecko również może odczuwać smutek czy izolować się od rówieśników, mieć swój własny, bezpieczny świat. I nagle, w wieku kilkunastu lat wyrzec się siebie, wyrzec się swojego świata dlatego, że psychiatra nazwał to schizofrenią? Diagnoza to ja, moja osobowość ujęta z psychologicznego punktu widzenia. Moje cechy postrzegania otaczającego świata. Dlaczego więc nie zaakceptować tego, co moje? Ale zabrnęłam w filozoficzny bełkot hehe. Na razie tyle wynurzeń i międlenia tematu. Mogę kontynuować ale obawiam się, że zaczyna to być niezrozumiałą papką więc na razie end.
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
czy po ed można się odchudzać? Zaburzenia odżywiania 12 06/09/2021 20:51
Czy z diagnozą F20 można być szczęśliwym ? Schizofrenia 34 06/07/2021 06:05
czy można rozładować ogromne napięcie w borderline? Zaburzenia osobowości 3 28/05/2021 13:44
czy depresja jest uleczalna? Depresja 78 16/04/2020 12:11
Czy ja mogę mieć CHAD? Przedstaw się 4 20/01/2020 23:34

51,678,517 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024