Zobacz temat
Mam Efkę :: Nasze wątki :: Nasze wątki - część otwarta
coś być musi, do cholery za zakrętem! - szara o sobie ;)
|
|
szara |
Dodany dnia 03/12/2009 14:13
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Tytuł, tak trochę na przekór sobie i trochę do puszczam oko do pewnego bloga Nie wiem, ile chcę pisać na publicznie dostępnym forum. Brakuje mi tu jakiegoś przytulnego miejsca tylko dla zarejestrowanych. Chociaż nie traktuję swoich problemów jako sposobu na pielęgnowanie własnej niepowtarzalności, stanowczo za dużo szczegółów typu "co u mnie dzisiaj" wydaje mi się rozpoznawalna. Z powodu problemów z nauką i stresującej momentami pracy, widzę, że zaczynam się "poddawać", i NIC NIE POTRAFIĘ NA TO PORADZIĆ, ŻE SIĘ PODDAJĘ. Sposobu na skuteczne wzięcie się w garść, a nie branie się w garść i rozlatywanie się 10 razy dziennie, jeszcze nie znalazłam. To, co o sobie myślę, mocno zależy od tego, co myślą/mówią w tej sprawie inni ludzie. Więc daję się przekonać, że jest dobrze, że jakoś sobie radzę, a to, co ja w tej sprawie widzę, to najwyraźniej bzdury. Jakby mi wystarczająco wiele osób, w pełnym luster pokoju, powtarzało, że mam czarne włosy (a jestem blondynką, ha, ha), to też bym pewnie w końcu uwierzyła, i uznała, że mam głupie oczy, co jakoś nie tak widzą. Nie wiem, co chcę. Myślałam, że wiem, czym się interesuję, po co chcę zdać maturę. Znaczy, wiem, że chcę iść na studia, ale nie mam bladego pojęcia, jakie. Nie wiem, kiedyś wiedziałam, teraz nijak nie czuję, że coś konkretnie chce. Tylko związek mnie trzyma w jednym kawałku. Zakochanie zawsze wydawało mi się stanem fajnym, ale krótkotrwałym. Jestem z tym facetem od prawie pół roku, i dalej jesteśmy zakochani, sama nie wiem, jak to możliwe, sama wiem, jacy zakochani potrafią być nudni dla reszty świata. No i co? W końcu ma nie być samych negatywów, nie? Mądrzy ludzie tak mówią. Mądrzy ludzie mówią, że jak się idzie na terapię, to tylko dla siebie i ze względu na siebie. Pewnie mają rację. Ja poszłam ze względu na niego, chociaż nigdy nie sugerował, że powinnam. Bo coś mi się momentami przestawia na szkodzenie sobie (nie będę rozwijać, bo mnie to niepotrzebnie nakręca), i to nie jest tylko moja sprawa. Byłam kiedyś (dawno i nieprawda) z kimś, kto szkodził sobie i uważał, że to jego sprawa. Tak nie wolno, koniec, kropka, ja tak mojego faceta traktować nie będę. Poza tym trochę się boję przy nim stać się osobą nieznośną dla otoczenia. Wychowywałam się bez ojca, ale pewnym wzorcem był dla mnie dziadek. I rzeczywiście, chłopak traktuje mnie trochę podobnie, jak dziadek babcię. Każdy mój obsuw jest tłumaczony i usprawiedliwiany. Miotam się jak baba z PMSem, a on to z łagodnym spokojem potrafi przeczekać. To jest słodkie, i ma liczne zalety, ale boję się od tego się jakoś społecznie uwstecznić. Żeby nie było, że tylko marudzę, co mnie tu uwstecznia: ale za to nigdy nie umiałam pokazywać uczuć, a przy nim się uczę pokazywać, że mi zależy. To jest trudne, ale bardzo, bardzo fajne. Z tym, może niesłusznym założeniem, czy wychodząc z tego, że nie chcę, żeby on się ze mną tak męczył, jak ja z tamtym- chcę coś zmienić. Chcę wiedzieć, co chcę, a nie czego oczekują inni. W ogóle nie odczuwam tej obawy, którą pamiętam z czasów niezbyt udanej terapii jak jeszcze byłam dzieckiem. Obawy, albo nawet lęku, przed zrobieniem czegoś inaczej, niż zwykle. Tylko cały czas nie wiem, jak powinnam postępować. Rozmawianie o jakichkolwiek problemach z ludźmi tylko utrudnia. [b]Słyszę tylko zgiełk sprzecznych rad, i nie słyszę w sobie-siebie.[/b] Chce mi się płakać. Tak bez sensu, bez przyczyny czy choćby pretekstu. Płacz nie pomaga. I, jasna cholera, daleko mi do tego wtorku. Ja kcem dwa razy w tygodniu. Może od stycznia się uda. Koniec odcinka |
|
|
Makro |
Dodany dnia 03/12/2009 14:37
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3419 Data rejestracji: 10.08.08 |
Miło, że puszczasz do mnie oko. Rady, coś czego odpowiedzialnie, powinno się unikać. Z tego co napisałaś, wiesz czego szukasz - Siebie. Zastanawia mnie ten wniosek, że chodzisz dla chłopaka - mimo, że ci nie kazał. Ja bym to zupełnie inaczej zinterpretował. Chodzisz dla siebie, a motywuje ciebie do tego związek, który jest dla ciebie ważny. [color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color] [color=#6600ff]Karl Kraus[/color] [color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc |
szara |
Dodany dnia 03/12/2009 15:18
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Nie to, że dla niego. Może trafniej to nazwałeś. Ale tylko-ze-względu-na-siebie chyba bym się nie zdecydowała. Chyba napewno. |
|
|
szara |
Dodany dnia 03/12/2009 23:33
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Czerń, jesteś miła, ale mówisz sporo frazesów. Mam jakiś taki etap, że frazesy mnie męczą. Frazesy, mądrzy ludzie, ludowe powiedzenia, i setka innych rzeczy. To nie moja wina, że się poddaję. [b]Wiem[/b], że to nie moja wina. To się dzieje samo, jak ktoś wisi nad przepaścią, trzyma się rękami, to w końcu puści, nie dlatego, że chcę spaść. Każdy. To jest coś takiego właśnie, każdemu wydaje się, że wytrzymałby dłużej, ale w sumie każdy kiedyś nie da rady. Poddaję się i biorę się w garść kilka razy dziennie. Nie wiem już, kiedy walczę z czymś dla siebie, a kiedy po to, żeby spełnić czyjeś oczekiwania. I od kilku dni ciągle się poddaję i biorę w garść, i już mam tego serdecznie dość. Po prostu czuję, że dzień ryczenia przez kilka godzin jak dziecko jest blisko, i nadciąga z niezwykłą prędkością. Przynajmniej jeżeli mam jakiekolwiek pojęcie o sobie, ale jeżeli inni wiedzą lepiej, to jesteśmy w punkcie wyjścia. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 03/12/2009 23:46
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
A co złego w ryczeniu przez kilka godzin jak małe dziecko? |
|
|
szara |
Dodany dnia 04/12/2009 00:09
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
To, że nie potrafię się uspokoić, że właściwie nie ma końca, tylko padnięcie z wyczerpania. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 04/12/2009 10:15
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
A czemu wisisz nad przepaścią? To musi byś strasznie niewygodne na dłuższą metę... No i faktycznie, ciężko w końcu nie spaść. |
|
|
szara |
Dodany dnia 04/12/2009 12:17
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Btw. Kati to pytanie co złego w ryczeniu przez parę godzin było takie bardzo gestaltowe Brakuuuuuje mi tego, teraz mam psychodynamiczną. Dzisiaj jakoś mi lepiej, ale dzisiaj to ja nie mam żadnych obowiązków co to koniecznie muszą być wykonane na już (co nie znaczy, że nic dzisiaj nie będę robić, hi hi, ale wiecie, o co chodzi). Wiszę nad przepaścią, bo mam upierdliwą, acz interesującą pracę (wolę nie rozwijać, znajoma miała trochę skojarzenie z "Diabeł ubiera się u Prady", nie jest aż tak, szefowa się czepia, jak jest w stresie i jak nie wie, czego chce, a jak się rozwiąże jakąś sprawę, albo jej się powie za nią, czgeo chce, to robi się miła- ale po prostu muszę się nauczyć, które części poleceń są ważne, a które to bełkot, który na serio nic nie znaczy gdyby ktoś z was był kiedyś asystentką/gońcem chętnie powymieniam doświadczenia na priv). Wiszę nad przepaścią, bo na 99% nie zaliczę tego semestru (znowu, nie chcę więcej szczegółów, zwłaszcza, że Krewni i Znajomi szarej prędzej uwierzą w porwanie przez aljeny, złośliwość wszystkich naokoło i w psa zeżerającego kolokwium, niż w to, że z czegoś mam duże zaległości wolę nie dyskutować z kolejnymi osobami własnej wielbłądziości lub niewielbłądziości, więc musicie uwierzyć, że nie zaliczę, bo nie umiem, chociaż jest też setka pobocznych przeszkód). Ale jest oczekiwanie, że będę walczyć, coby inni byli zadowoleni, że się nie poddałam. Mam dosyć rozpadania się na kawałki i składania od nowa po kilka razy dziennie. Moja matka odzyskiwała przez komornika zaległe alimenty od mojego ojca. Ze sprzedaży ich wspólnego mieszkania, znaczy z jego połowy był zwracany dług. Nie było mnie tam- prawnie to mnie on jest winien pieniądze (jestem pełnoletnia, więc zaległe alimenty winien jest mnie), ale ustanowiłam matkę pełnomocnikiem, i w ogóle "kochani dorośli, załatwcie to między sobą". Pieniądze zresztą też uważam, że są jej, bo to ona mnie utrzymywała, chociaż nie dostawała tych alimentów, tak? Ano. Więc nie było mnie tam, i w ogóle nie moja sprawa, ale chciałam wiedzieć, jak poszło. Ponoć wszystkich naszło na gadanie o wspólnych sprawach moich rodziców, chociaż tych wspólnych spraw prawie nie ma. - Jak teściowie? - zawsze rozmowa przeradzała się w coś w rodzaju przesłuchania, nie wiedziałam, że do niej też tak - Bardzo dobrze. -Jak moja córka? - Jest piękną młodą kobietą. Skręciło mnie, gdy to opowiadała. Wiem, czepiam się. Ale to nieprawda, że dziadkowie mają się dobrze. Więc to drugie, które tak miło by było usłyszeć luzem, w kontekście kłamstwa dla zamknięcia ust wydaje się dość paskudne. Wtrąciła się agentka nieruchomości: - Może kiedyś będzie chciała odzyskać kontakt z ojcem? Chciałabym tę agentkę we własne łapki dostać, i to i owo jej powiedzieć. Bo co taka agentka nieruchomości o tym wie? Widzi byłe małżeństwo, i wie, że mają pełnoletnie uczące się dziecko, i ojciec jest pozbawiony do niego praw. A skąd wie, co się działo? Jest tylko agentką nieruchomości, do cholery. Był pozbawiony praw, bo miał mnie gdzieś, więc i ja jego mogę mieć gdzieś- nigdy nie będę mieć wobec niego obowiązku alimentacyjnego. Ale gdyby za tym pozbawieniem praw stało coś poważniejszego? Wkurza mnie ludzka bezmyślność. Frazesy. Wpieprzanie się z butami w nieswoje sprawy, a załatwianie sprawy urzędowej wydaje im się okazją towarzyską. Musiałam, bo mnie skręca ze złości. Jak wtedy, kiedy dostałam sms że babcia upadła i uszkodziła kręgosłup. Ryczałam w szkole. Jakaś durnowata nauczycielka zaczęła mi tłumaczyć jak idiocie, że przecież babcia będzie tylko musiała nosić gorset- co wynikało z tego smsa. A babcia po pierwsze i tak ma stwardnienie rozsiane, a po drugie choćby ten post był dwa razy dłuższy, chyba nie zdołam wyjaśnić zawiłości naszej relacji. Jak ja nieznoszę pogodnych ludzi, którym się wydaje, że wszystko wiedzą. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 04/12/2009 16:48
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
[quote]Jak ja nieznoszę pogodnych ludzi, którym się wydaje, że wszystko wiedzą.[/quote] Smutno mi się jakoś zrobiło.... To Ty napisałaś Nadi komentarz, że za dużo w jej życiu walki? A Ty? Nie walczysz? Bo że kłapiesz zębami to czytam. Wiesz, znam kilka osób, które są pogodne i pogodzone z życiem. Przeważnie są to osoby starsze ode mnie, które dużo przeszły w życiu i wiele razy dostały w d... od losu Patrzę na nie i myślę "Kurczę, jak ja bym tak kiedyś chciała". Bo na razie bywam dość ponura. Tylko zastanawiam się, co mnie jeszcze musi spotkać, żebym nauczyła się cieszyć każdą chwilą. Nie pałam niechęcią do ludzi, a raczej staram się zajrzeć pod maskę. Bo tak naprawdę każdy człowiek swoją smugę cienia ma. Tylko w różny sposób radzimy sobie z tą smugą: pokazując, epatując lub ukrywając, skupiając się na innych zamiast sobie, czasem udzielając głupich rad albo ślizgając się po powierzchni przy pomocy frazesów. Coś pominęłam? Aha, walcząc i kłapiąc?.... Tak, na pewno jeszcze coś pominęłam. Edytowane przez Kati dnia 04/12/2009 16:51 |
|
|
szara |
Dodany dnia 05/12/2009 00:23
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Nie, czerń, to nie było do ciebie. Nie mam ochoty i zamiaru nikogo urazić. Tutaj wywlekam te swoje psychiczne flaki, i pewne rzeczy są dozwolone. Przy załatwianiu spraw urzędowych, notarialnych, i te pe, kij komu do tego. Nie będę jęczeć, przepraszam każdą osobę, którą uraziłam. Nie znajduję i nie będę szukać podobieństwa między osobami tutaj, a ludźmi, którym się wydaje, że każdy problem da się streścić w jednym zdaniu, i każdy nadaje się do rozmów gdy ktoś nie może znieść ciszy. Kati, nie wiem dokładnie, co nazywasz kłapaniem zębami, więc nie będę się wypowiadać. Wiem, że chcę wiedzieć, czego chcę. Mi osobiście łatwiej byłoby walczyć o coś, niż z czymś. Szukam czegoś, o co bym mogła. Może głupio założyłam, że Nadzieja też mogłaby spróbować. Nie wszyscy potrzebują tego, co ja- głupi błąd, za to również przepraszam. Pochwaliłabym się czymś, ale trochę nie wiem, jak wybrnąć po tej sytuacji, co zrobić, żeby to było moje miejsce (i w życiu to nie znaczy, że kogoś wypraszam), jakiś wewnętrzny cuś zabrania mi teraz zdawać dalsze relacje. Edytowane przez szara dnia 05/12/2009 00:28 |
|
|
Kati |
Dodany dnia 05/12/2009 18:48
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Szara, oczywiście jak chcesz. Ja chętnie przeczytam, czym się chcesz pochwalić. A to miejsce cenię sobie właśnie za to, że tworzymy taką minigrupę nie tylko, by słodzić sobie nawzajem i poklepywać po plecach. Ty napisałaś Nadi, jak z Twojej perspektywy wygląda jej obecne polożenie i to jest w porządku. A czy to będzie Twoje miejsce, zależy w duzym stopniu od Ciebie. Ja po tych kilku miesiącach obecnosci tutaj mogę powiedzieć o sobie, że był to mój najlepszy wybór i każdy z Was wnosi w moje życie coś wartościowego. Zostań, [b]szara[/b], jeśli tylko chcesz, zostań |
|
|
szara |
Dodany dnia 06/12/2009 13:22
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Chwalenie się nieaktualne, była duża szansa na psa, ale się zbyła. Właśnie tej rasy, na którą i ja, i matka, byłyśmy najbardziej "chore". No i pewnie w końcu to, co odkładam na własny laptop, pójdzie na szczeniaka, bo sytuacja z czempionką-emerytką do adopcji raczej się nie powtórzy Nijak nie wiem, jak o niektórych sprawach gadać z facetem. Była książka "jak mówić, żeby dzieci słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły". Poproszę analogiczny poradnik o mężczyznach! Ileż razy można znosić czyjąś delikatność słonia w składzie porcelany? Dosłownie. Fizycznie. Mam wrażenie, że mogłabym sobie nagrać na dyktafon, i odtwarzać: "przygniatasz mi włosy", "nie wrzeszcz mi do ucha" (jak mówicie komuś "kocham cię" wprost do ucha, na serio można zepsuć efekt, jak zapomnicie, żeby powiedzieć to szeptem, a nie jakbyście mówili do kogoś na drugim końcu pokoju), "mam chore stawy, nie prowadź nas tą trasą, gdzie jest więcej schodów". I tak w kółko. Mam wrażenie, że jestem nudną babą i marudzę. To nie jest celowe, wiem, ale i tak mam dość, bo nawet nie widać, żeby mu było przykro, że mnie tak czy inaczej "uszkodził" Nie dociera. Nudna, marudna baba, niech sobie pogada. Ja miałam takie wyrzuty sumienia, jak mówił o problemach w piśmie, w którym pracuje, a ja NIC nie poczułam, nie było mi przykro, ani nic, bo taki świat, bo fajne pisma są wykańczane przez durne wydawnictwa, i tyle. Nic, tylko skrzeczę, tudzież wrzeszczę. Żeby nie próbował nieść RAZEM ZE MNĄ filiżankę z gorącą kawą, trzymając za drugi koniec spodeczka. PO SCHODACH. Właśnie schody, "on zawsze tak chodzi", "tak jest szybciej", nie dociera że ja mogę znać inną trasę, którą też trafimy. Albo dociera w połowie jego trasy. "Przepraszam". A następnym razem znowu. I znowu. Kocham. Wiem, że on mnie kocha. A i tak mam tak niewyobrażalnie dość "ujadania" w kółko, bycia bezmyślnie przepraszaną, i tego, że i tak w najmniej oczekiwanym momencie wrzaśnie mi do ucha. Edytowane przez szara dnia 06/12/2009 13:24 |
|
|
szara |
Dodany dnia 09/12/2009 19:09
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
I tak jakoś. I mi źle. Przyzwyczaiłam się do sesji trwającej godzinę, a u tej pani trwa 50 minut. Zawsze kończymy w pół zdania i myśli (MOJEGO zdania i MOJEJ myśli), ale na dłuższe sesje się nie zgadza. Za mało, te 50 minut na cały tydzień. Tłuką mi się pod chmurnym, niskim niebem czaszki różne tematy okołosamobójcze, plus dwa razy tyle wyrzutów sumienia, że o tym myślę. I nie wiem, jak o tym gadać. Nie wiem, czy chcę. Boję się zostać potraktowana zbyt poważnie, i ogólnie wzięta za łeb. Boję się zostać potraktowana niepoważnie, że to zostanie olane. W ogóle boję się rozbabrać to przez te idiotyczne 50 minut i wyjść rozbabrana, sama z tym- ot, na zasadzie "nie rusz gówna, bo śmierdzi". I boję się być z tym sama. Co jest złego w ryczeniu przez kilka godzin? Mam zdarte gardło, i wiem, że mam zatoki (wiem, bo NIE są puste). Może jeszcze po kilku razach odkryję kolejne "uroki" tego, ale wolałabym nie sprawdzać. Przeczytałam "Autobiografię na czterech łapach" Sumińskiej. Straciłam rachubę, ile razy nad samą tą książką ryczałam. Nie, że pełne wdzięku łezki na końcach dłuuugich rzęs. Nie to, że makijaż rozmazany. Jak TAK płaczę, to wyglądam jak cholerny przedszkolak. Twarz mi się zaczerwienia cała, usta mi się wykrzywiają, i w ogóle sama do siebie bym się wolała nie przyznawać. No więc czytałam tę książkę prawie jednym tchem, nie mogłam się oderwać, ale widziałam tylko jedno: o ja pierdolę, co chwila o śmierci. Ktoś jeszcze to czytał? Bo już nie wiem, czy mi się wydaje, czy to jest po całości takie przygnębiające od początku do końca? Obudziła się hibernująca ostatnio chęć pójścia na vet- zawsze to jakiś powód żeby siedzieć nad matmą, i jasność, co dodatkowo brać, z biologii i chemii nie mam zaległości- ale jak ja tak ryczę nad każdym chyba, kto w tej książce umiera, no to help, w życiu bym przecież nie dała rady. Poza tym wariuję nawet jak odpowiadam za to, czy się szefowa nie spóźni na samolot. A za czyjeś życie? A praktyki w jakichś dużych zakładach hodowli zwierząt? Aghhh. Nic by ze mnie nie zostało, chyba, że podmieniliby do tego czasu mnie na jakąś inną mnie. Nie mam siły gadać o tym ze znajomymi, bo znaleźliby tylko jeszcze więcej na "nie". |
|
|
Kati |
Dodany dnia 09/12/2009 19:48
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
... no to dobrze, że nas masz, choć wiadomo, nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Co do płaczu - wiesz, ja długo przywracałam u siebie umiejętność płaczu. Gdy po kilkunastu latach blokowania wreszcie udalo mi się zapłakać raz i drugi tak porządnie, poczułam przeogromną ulgę. [quote]Boję się zostać potraktowana zbyt poważnie, i ogólnie wzięta za łeb. Boję się zostać potraktowana niepoważnie, że to zostanie olane. W ogóle boję się rozbabrać to przez te idiotyczne 50 minut i wyjść rozbabrana, sama z tym- ot, na zasadzie "nie rusz gówna, bo śmierdzi". I boję się być z tym sama.[/quote] Czy Ty masz zaufanie do profesjonalizmu swojej terapeutki. Jeśli tak - to czego się boisz? Jeśli nie - to po co tam chodzisz? A w ogóle - nie możesz właśnie w ten sposób zacząć kolejnej sesji? właśnie tymi słowami? W końcu uczciwość relacji terapeutycznej to podstawa?... |
|
|
szara |
Dodany dnia 10/12/2009 01:00
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Zapewne zacznę. Nie powiedziałam, że nie zacznę. Profesjonalizm? Nie wiem. Nie wiem, czy wierzę w czyjkolwiek profesjonalizm, bo miałam pecha trafiać na różne nieprofesjonalne osoby. Być "bez gadania" wysyłana przez jednego terapeutę do innego, tak, że moje zdanie było wysłuchane i serdecznie zignorowane. Pewna pani odbierała telefony w czasie sesji, i gdy próbowałam to wyjaśnić, stwierdziła, że inne osoby też są ważne (pożegnałyśmy się dość szybko). Jedyna terapeutka, której na serio zaufałam i udało się stworzyć relację, po prostu przysłała smsa że idzie na urlop macierzyński, a zapytana, cóż mam zrobić, poleciła konkretną osobę- ale w tamtym ośrodku, w którym miałam takiego pecha. A, jeszcze moja wychowawczyni (jak jeszcze byłam w dziennej szkole) pracowała w ośrodku, w którym ja miałam psychiatrę. I wyskoczyła w rozmowie z moją matką z tekstem że szara była pod opieką psychiatry, i może nadal powinna. A byłam już wtedy pełnoletnia, i całe szczęście, że matka już wtedy o tym leczeniu wiedziała (bo przez kilka miesięcy nie wiedziała, i Bogiem a Prawdą tak było dużo lepiej). Więc że tak powiem- a co to jest profesjonalizm? A co to jest zaufanie? Brzmi to paskudnie, jednostronnie, niepozytywnie. Ale przynajmniej nie jest to udawanie przed wszystkim i wszystkimi, również sobą, że jest fajnie. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 10/12/2009 11:43
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Szara, jedno pytanie, bo wolę dogadywać takie kwestie niż robić coś, na co inny nie ma ochoty. Czy Ty oczekujesz reakcji na Twoje wpisy, czy wolisz mieć przestrzeń dla siebie, bez dopisujących się osób? Pytam, bo mogę się ograniczyć do czytania, jeśli wolisz, no problem. Wychodzę z zalożenia, że skoro ja lubię wpisy innych w swoim wątku, to inni też piszą po to, żeby usłyszeć reakcje. A może wcale nie? Daj znać. Każda Twoja odpowiedź jest dla mnie ok. |
|
|
szara |
Dodany dnia 10/12/2009 15:36
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Chyba wolę, żebyś została, ale siłą nikogo trzymać nie będę. Zobaczyłabym chętnie wpisy innych ludzi, ale chyba odstraszam. Na zapas, bo boję się dalszego ciągu szumu rad. Nie robisz tego przecież, więc nie wiem, czemu tak. A nie dam rady z tym wszystkim sama. A coś zareagowałam nie tak? Przepraszam, po prostu znowu jest ten moment, kiedy "jest mi trudno" znaczy dla innych "mam to serdecznie gdzieś, poddałam się już". Nie wiem, czemu, ale tak działam na innych, nie jesteś wyjątkiem. Zawsze jesteś tu mile widziana, podobnie jak każdy inny. Postaram się być mniej "kolczasta" Btw. w ogóle- potrzebuję ludzi. Mam jakąś fazę na poznawanie ze sobą nawzajem moich znajomych. Przyjaciółkę z moim chłopakiem, jedną przyjaciółkę z drugą, przyjaciółkę na imprezę wspólnych znajomych moich i chłopaka... Nie wiem, czemu i po co, przez całe życie każdego znałam osobno i mi to nie przeszkadzało. Na serio nie wiem, po co, bo konkretnego celu w tym nie ma. O większości tego, co tu piszę, terapeutka wie, albo dowiaduje się przy najbliższej sesji. Tylko to na serio jest cholernie mało czasu. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 10/12/2009 16:07
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
[quote]Nie wiem, czemu, ale tak działam na innych, nie jesteś wyjątkiem. Zawsze jesteś tu mile widziana, podobnie jak każdy inny. Postaram się być mniej "kolczasta" [/quote] Nie, nie powiedziałaś nic "nie tak". To raczej to, co napisałaś powyżej. Chciałam uslyszeć/przeczytać, że chcesz czytać to, co piszę, dzięki, że udzieliłaś mi jasnej odpowiedzi. Bo przecież net ma spore ograniczenia w postaci braku jakiegokolwiek przekazu poza słowami na ekranie. A ja wolę dogadać niż błądzić. Dzięki A co do kolczastosci, mogę powtórzyć Twoimi słowami "nie jesteś wyjątkiem" I wiesz, ja też jestem kolczasta. I ja też potrzebuję ludzi. |
|
|
szara |
Dodany dnia 13/12/2009 22:42
|
Startujący Postów: 124 Data rejestracji: 11.11.09 |
Sprawdzono na ludziach- dalej jestem zakochana. On dalej jest zakochany. Dalej przy nim wydaje mi się, że nie mam żadnych problemów. On wykrzesuje z siebie dawno nieużywane pokłady ambicji na uczelni- koniec semestru, dzielnie walczy (ewentualnie robi Kocie Oczęta). I dalej moje problemy mnie doganiają mnie niedługo po pożegnaniu. Teraz mi optymistycznie, ale zwariuję od tego padania i brania się w garść. Edytowane przez szara dnia 13/12/2009 22:43 |
|
|
habibi |
Dodany dnia 13/12/2009 23:11
|
Rozgrzewający się Postów: 18 Data rejestracji: 13.12.09 |
a może przestań walczyć z tyym uczuciem, że czasem Ci źle, smutno i pusto, a to zaakceptuj..? przecież żaden człowiek nie może codziennie się uśmiechać.. ale to nie oznacza od razu, że się załamujemy i spadamy na dno, prawda? posmucisz się parę chwil, godzin, albo dni, ale to minie.. wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija!! pozdrawiam |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
jak sobie radzicie z m.s ? | Depresja | 80 | 23/03/2022 06:54 |
Pogadajmy sobie cz 4 | Porozmawiajmy | 1590 | 30/12/2021 17:07 |
Niebezpieczni, nieprzewidywalni, z rozdwojeniem jaźni. Tak wyobrażamy sobie schizofreników | Schizofrenia | 12 | 24/10/2021 01:01 |
Czy z diagnozą F20 można być szczęśliwym ? | Schizofrenia | 34 | 06/07/2021 06:05 |
Jak sobie radzicie z chorobą? | Schizofrenia | 19 | 24/07/2020 18:49 |