Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia odżywiania
rodzice - odpowiedzialni za ED czy nie?
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 10/02/2009 11:32
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Przeglądając strony na temat zaburzeń odżywiania ostatnio coraz częściej spotykam się, ze stwierdzeniem, że rodzice nie są odpowiedzialni za wykształcenie się ED u ich dzieci. Jest to bardzo śmiałe stwierdzenie, ponieważ wielu terapeutów i lekarzy podkreśla pewne schematy powtarzające się w rodzinach anorektyczek i bulimiczek (np. matka sprawująca rządy silnej ręki, ojciec alkoholik, rodzina, w której zaburzona jest indywidualność poszczególnych członków itd.). Z jednej strony rozumiem, że obwinianie rodziców nie jest sposobem na zachęcenie ich do walki z chorobą. Jednak określenie przyczyn wystąpienia choroby jest zazwyczaj bardzo ważnym elementem terapii. Wszak terapia ED powinna być terapią całej rodziny. Co Państwo na to? [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Makro |
Dodany dnia 10/02/2009 20:36
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3419 Data rejestracji: 10.08.08 |
Jednoznaczne przenoszenie odpowiedzialności za zachorowanie na zaburzenia odżywiania na rodziców jest nie do końca poprawne. W rodzinach o podobnych układach wewnętrznych nie zawsze dochodzi do zachorowania - dlaczego? Może dlatego, że w tym odgrywa też znaczenie jakaś bliżej nie określona predyspozycja genetyczna? Nie zmienia to faktu, że po kilku latach pracy wręcz odruchowo znajduję cechy typowe dla rodzin osób z zaburzeniami odżywiania. Też zaobserwowałem, że terapia rodzinna czasami daje wręcz oszołamiające efekty. Unikam radykalnych nowych poglądów, mają to do siebie że żyją bardzo krótko. [color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color] [color=#6600ff]Karl Kraus[/color] [color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc |
Perfidia |
Dodany dnia 10/02/2009 21:21
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Wiesz, ja nie mam na myśli przysłowiowego zwalania winy tylko i wyłącznie na rodziców. Mam świadomość, że przyczyny anoreksji bywają bardzo złożone, jest to sprawa niezwykle indywidualna. Chodzi o to, czy aspekt nieprawidłowo funkcjonującej rodziny należy całkowicie wykluczyć "z kręgu podejrzanych" i nie uwzględniać go przy ocenie danego przypadku.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Makro |
Dodany dnia 10/02/2009 22:17
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3419 Data rejestracji: 10.08.08 |
Uważam, że wykluczenie rodziny byłoby błędem - oczywiście to piszę na podstawie osobistych doświadczeń.
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color] [color=#6600ff]Karl Kraus[/color] [color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc |
Perfidia |
Dodany dnia 11/03/2009 23:12
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Wracając do tematu: [url]http://artelis.pl/artykul-9784,7,24.html[/url]
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
tajfunek |
Dodany dnia 07/06/2009 12:53
|
300% normy Postów: 7284 Data rejestracji: 31.05.09 |
Sądzę, że jak się chce znaleźć winnych to się ich znajdzie. Pewnie po części większej lub mniejszej rodzice, rodzina są odpowiedzialni za |
|
|
bi di bi |
Dodany dnia 10/06/2009 11:32
|
Rozgrzewający się Postów: 31 Data rejestracji: 20.02.09 |
moim zdaniem na anoreksję trzeba popatrzeć w trochę szerszym kontekście. tajfunek napisała, że 'To ja sobie ubzdurałam, że jestem za gruba i to ja robię to co robię.' wydaje mi się, że musiał jakiś powód istnieć, abyś 'ubzdurała sobie', że coś jest nie tak. Piszesz, że jesteś DDA, ja nie wiem jaka jest korelacja między DDA a zab. odzywiania ale myślę, ze bycie DDA nie zostaje bez wpływu i mogło się przyczynić do tego 'ubzdurania' |
|
|
tajfunek |
Dodany dnia 12/06/2009 22:10
|
300% normy Postów: 7284 Data rejestracji: 31.05.09 |
lekarz, psycholog też tak twierdzi: jedno ma wpływ na drugie itd. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 30/06/2009 16:55
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Napisałaś Perfidio "Chodzi o to, czy aspekt nieprawidłowo funkcjonującej rodziny należy całkowicie wykluczyć "z kręgu podejrzanych" i nie uwzględniać go przy ocenie danego przypadku." A czy nie jest przypadkiem tak, że chodzi o to, żeby wyleczyć?... I co to znaczy ocena przypadku? Ocena taka jak w szkole - że dobra (wg. wzorca) choroba albo gorsza (coś się nie zgadza w odniesieniu do modelu?) A może pisząc ocena przypadku mas na myśli całkiem coś innego? Czy pacjentki powinny czuć się oceniane, czy to przypadek podlega ocenie? Ale nie ma co dyskutować. Powiem, jak to było u mnie. Apodyktyczna matka, kapciowaty ojciec, w typowym układzie autorytet plus jego wyznawca. W moim przypadku, jako że jestem jedynaczką, bylo ich dwoje kontra ja jedna. Ale dużo gorsze było - jest - raczej to, że moja rodzina wygląda na wzorcową. Ja też - tak jak Tajfunek - twierdziłam na początku terapii, że dajmy spokój rodzicom. Wierzcie mi, bardzo cieżko mi było oddzielić ziarno od plew, fałsz od prawdy - bo często powtarzany komunikat od mamy był inny (żyjemy w układzie partnerskim, jesteśmy wzorową rodziną ), a rzeczywistość inna (wszystko jest tak jak ja chcę, a jeśli się nie zgadzacie, to pamiętajcie, że zawsze możemy o wszystkim porozmawiać - tak dlugo aż was urobię). Pamiętacie film "Truman Show"? To właśnie coś takiego. Póki główny bohater był w swojej rzeczywistości, była ona dla niego normą. Nienormalność mógł zauważyć dopiero wtedy, gdy miał porównanie. My wszyscy widzieliśmy żonkę, uśmiechającą się non stop i reklamującą różne produkty i wiedzieliśmy jako widzowie, że jest platikowa i nieprawdziwa. On mógł to dostrzec dopiero, gdy porozmawiał z człowiekiem z krwi i kości. Wracając do moich rodziców - teraz wydaje mi się, że nie chcąc powracać do spraw z dzieciństwa przez skórę czulam, że to nie będzie ani łatwe, ani przyjemne. Nie było. Dalej nie jest. Ale teraz więcej widzę i lepiej rozumiem siebie. W efekcie jestem spokojniejsza. Zresztą dobrz czy źli, rodzice są dla nas najbliższymi ludźmi, kochamy ich jacykolwiek by nie byli i dlatego naturalne jest, że chcemy ich chronić, często biorąc dobrowolnie winę i odpowiedzialność za siebie. To jest normalne. W tym wypadku jednak warto się zastanowić, czy naprawdę zrobimy im tak wielką krzywdę robiąc wszystko, żeby się wyleczyć? A moze oni przeżyją - bo opowiadanie terapeucie czegokolwiek nie zabija osób trzecich, piorun od razu nie wali w mamę tylko od tego, że powiem, iż mam do niej żal... Oni przeżyją, a Ty poczujesz się lepiej?... Nota bene moi rodzice chyba nigdy do końca nie uwierzyli w bulimię. Moja mama kiedyś powiedziala "zobaczysz, przestaniesz pić, to i wymioty ci przejdą". hehe. Moja terapeutka stwierdziła, że to bylo łatwiejsze dla niej, bo winę za picie mogła być całkowicie po mojej stronie, a tak musiałaby przyjąć część odpowiedzialności za moje kłopoty. Kolejnym moim ulubionym cytatem jest "za szybko wyjechałaś z domu (18 lat) i nie zdążyłam cię do końca wychować". Wszyscy terapeuci jak jeden, z którymi rozmawiałam twierdzą, że zrobiłam wszystko co było mozliwe, by się ratować. Tylko po prostu nie dałam rady w pewnym momencie. Także ja tam nie będe się odnosić do takich czy innych teorii. Zresztą moje zdanie jest takie, że szukanie przyczyn może być pomocne ale nie powinno przyslaniać głównego wątku - chorego i jego problemu tu i teraz. No bo tak sobie myślę, że jak już o rodzicach, to potem mogę zacząć tłumaczyć swojego ojca, jak to szukał sobie w żonie matki, bo jego własna go zaniedbywala itd itp. Tylko po co? ... Czy nie lepiej zacząć zdrowieć, a to oznacza, że dorosnę, przestanę oglądać się na rodziców i wezmę odpowiedzialność za swoje życie nawet jak boli? U mnie było właśnie tak i gdzieś tam u tych osób, które poznałam z podobnymi zaburzeniami, gdzieś ten dom zwykle dysfunkcyjny bywał. Do wątku nieobecności rodziców w mojej terapii powrócę w innym miejscu. Buźka |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 30/06/2009 18:05
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Czuję się wywołana do tablicy Dlaczego użyłam sformułowania "ocena" - no niestety mam ten nawyk z pracy - gdzie ocenia się nie tylko dzieci przy tablicy, ale także np. wpływ różnych czynników na pewne zjawiska (nazywaliśmy to "wpływ wpływu na wypływ" ). Krótko mówiąc czasem używam tzw. pseudonaukowego bełkotu zamiast pisać normalnie, obiecuję poprawę Miałam na myśli ocenę wpływu rodziców na wykształcenie się zaburzonego odżywiania. Moim zdaniem warto zastanowić się nad tym - czy to ogólnie, czy to w ramach konkretnego przypadku - ponieważ wierzę, że leczenie polega przede wszystkim na eliminacji przyczyn. Czy ta eliminacja będzie polegać na usunięciu nazwijmy to roboczo "toksycznych rodziców" z życia, czy też na zmianie relacji z rodzicami, czy w jakikolwiek innych sposób - ważne aby uzyskać jeden skutek - wyzdrowienie. Źwietnie opisałaś swoje doświadczenia, a porównanie do Truman Show - bezcenne. Dzięki za Twój głos w dyskusji. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Marilyn |
Dodany dnia 28/05/2010 10:19
|
Rozgrzewający się Postów: 24 Data rejestracji: 26.05.10 |
Moim zdaniem rodzice mogą być w jakiś sposób odpowiedzialni za zaburzenia odżywiania. Ale zamiast od razu zrzucać na nich całą winę, trzeba uświadomić ich, jakie błędy popełnili i co powinni zmienić. Gorzej jest, jeśli rodzice nie zauważają swoich błędów i myślą, że wszystko, co robią jest w porządku i tak powinno być. |
luliette |
Dodany dnia 24/04/2011 18:21
|
Startujący Postów: 142 Data rejestracji: 24.04.11 |
Kati, swoją historię opowiedziałaś prawie 2 lata temu, więc nie wiem czy w ogóle przeczytasz to co tutaj napiszę (chociaż bardzo bym chciała, bo moja historia do bólu przypomina Twoją). Aktualnie jestem na etapie szukania wszelkich info o bulimii, bo niby mam ją zdiagnozowaną już od pewnego czasu, ale ja cały czas jakoś nie do końca w tę diagnozę wierzę. W każdym razie Twoja wypowiedź dała mi dużo do myślenia, za co bardzo Ci dziękuję! Już od dawna zastanawiam się, czy mój przypadek kwalifikuje się do wizyty u psychologa, a jak przeczytałam o tym, jaki układ panował w Twojej rodzinie...to się przestraszyłam...nawet słowa te same...że "za wcześnie wyjechała z domu i że mama nie zdążyła mnie wychować"...tylko że ja wyjechałam mając 16 lat i również jestem jedynaczką z bardzo apodyktyczną mamą...jednakże od pójścia do psychologa odciąga mnie obawa, że zacznę zrzucać winę na rodziców,na mamę, bo wydaje mi się, że moje problemy to przede wszystkim moja słabość, to obżeranie się, ta niekonsekwencja, która nie pozwala mi na realizowanie najprostrzych celów...że jestem poprostu słaba...Ja w ogóle przez długi czas byłam bardzo "anty psychoterapia" (dokładniej - psychoanaliza), która pachnie mi zrzucaniem odpowiedzialności z siebie na "okoliczności", na rodziców, a nawet chorobę ( w tym wypadku bulimię) zamiast rozpatrywać te problemy w kategoriach własnych słabości, z którymi po ludzku, odważnie trzeba walczyć nie wieszając się na psychoterapeucie. Co o tym myślicie? Proszę o komentarz jakiś doświadczonych osób... |
|
|
Nieustraszona |
Dodany dnia 24/04/2011 23:45
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 6722 Data rejestracji: 03.04.10 |
Rodzina nieprawidłowa może byc jedna z przyczyn ED. Jednak wydaje mi sie ze nie mozna powiedziec ze sa odpowiedzialni, co najwyzej wspolodpowiedzialni.
Kiedyś musisz się pożegnać z nadzieją na lepszą przeszłość.... |
|
|
Kati |
Dodany dnia 24/04/2011 23:51
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Luliette, przeczytałam. Dzięki za odgrzebanie staroci. Trzymam kciuki. |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 25/04/2011 02:44
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Nie wierzę w to, że jakiekolwiek zaburzenie odżywiania należy traktować w kategoriach słabości, a w domyśle silnej woli. Dla mnie jeżeli ktoś nie radzi sobie mimo terapii, oznacza tyle, że problem, od którego wszystko się zaczęło nie został rozwiązany. I może to wynikać nie tylko z tego, że ktoś nie włożył to dostatecznie dużo wysiłku, ale także to, że przeszkoda na ten moment była zbyt wysoka. Powodzenie terapii zależy od wielu rzeczy, które są niezależne, np. wsparcie lub jego brak ze strony rodziny, np. to, czy życie nie przyniosło dodatkowych problemów. Dlatego np. ja nie wierzę, gdy ktoś twierdzi, że jemu terapia na pewno nie pomoże. Jeżeli wziąć pod uwagę różne rodzaje terapii i indywidualne podejście poszczególnych terapeutów, to ktoś, kto doświadczył jednego terapeuty i jest rozczarowany nadal ma "milion pińcet" innych opcji. I w tym momencie wszystko zależy od motywacji do leczenia, a nie tego czy ktoś jest słaby czy nie. Bo dopóki to, że chorujesz daje Ci więcej korzyści, niż problemów (a często jest tak, że przez chorobę nie jesteś w stanie dostrzec negatywów), to nic dziwnego, że nie chcesz się leczyć i każdy argument za tym, że leczyć się nie warto jest dobry. Terapeuta nie jest od tego, żeby się na nim opierać. I żaden odpowiedzialny terapeuta nie pozwoli na to, aby tak było. Twoje decyzje, Twoje zdrowie, Twoje działania, Twoje wnioski. A terapeuta jest tylko i wyłącznie przewodnikiem, który ma zwrócić uwagę na to, czego sama nie dostrzegasz. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
martyna |
Dodany dnia 25/04/2011 07:29
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
a może " związek " z chorobą jest tak silny, że po jej " utracie" pozostanie niczym nie zastąpiona pustka? przecież to kilkuletnie połączenie. Może tutaj nie w terapii jest szkopuł, że pomaga albo nie pomaga tylko w strachu przed utratą czegoś znanego , choć znienawidzonego.
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
teczacpt |
Dodany dnia 25/04/2011 07:40
|
Brązowy Forumowicz Postów: 823 Data rejestracji: 13.08.10 |
Z moich prywatnych obserwacji (zupełnie nie wiążących) wynika,że wpływ rodziny pochodzenia na zab.odżywiania jest całkiem spory.W 70% rodzin conajmniej"dziwne"relacje i napewno duże skupienie na jedzeniu
Tęcza [color=#3333ff]Tylko ci nie robią żadnych błędów,którzy nic nie robią.........[/color] |
Perfidia |
Dodany dnia 26/04/2011 08:48
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
[quote][b]martyna napisał/a:[/b] a może " związek " z chorobą jest tak silny, że po jej " utracie" pozostanie niczym nie zastąpiona pustka? przecież to kilkuletnie połączenie. Może tutaj nie w terapii jest szkopuł, że pomaga albo nie pomaga tylko w strachu przed utratą czegoś znanego , choć znienawidzonego.[/quote] Pewnie masz rację. Tyle, że jeżeli ten strach hamuje postępy, to terapia powinna to uwzględnić. Bo pustkę po ED można przecież zapełnić. To jest trochę taki paradoks, że nastawienie do leczenia i motywacja tak bardzo zależą od tego, co czuje się "przed". Jeszcze zanim podejmie się terapię podważa się jej możliwości z tych samych powodów, dla których potrzebne jest leczenie. A przecież terapia ma za zadanie to zmienić. Jeżeli mimo tego strachu decydujesz się podjąć próbę zmienienia czegoś, to w tym momencie jednak dużo zależy od tego jaka jest terapia - czy zdoła coś zmienić zanim straci się motywację i ulegnie strachowi. A jeżeli podejmujesz terapię z założeniem, że ten strach nigdy cię nie opuści i nie dopuszczasz nawet myśli, że mogłoby być inaczej, to w tym momencie wątpię czy terapia ma jakikolwiek sens. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
czy po ed można się odchudzać? | Zaburzenia odżywiania | 12 | 06/09/2021 20:51 |
Czy z diagnozą F20 można być szczęśliwym ? | Schizofrenia | 34 | 06/07/2021 06:05 |
czy można rozładować ogromne napięcie w borderline? | Zaburzenia osobowości | 3 | 28/05/2021 13:44 |
Zdrowie psychiczne ludzi nie zdiagnozowanych | Ogólnie o psychiatrii | 6 | 29/11/2020 10:52 |
o tym, że psychiatra nie gryzie | Znalezione w sieci | 1 | 06/09/2020 22:43 |