Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia odżywiania
Jedzenie jako forma radzenia sobie ze stresem.
|
|
Innocentia |
Dodany dnia 16/11/2014 15:04
|
Medalista Postów: 694 Data rejestracji: 14.09.14 |
Nie udało Ci się bo takie kolejki czy nie masz skierowania?
[b][i]"Zdolność człowieka do dawania siebie innym ludziom jest poezją w prozie życia." - Zygmunt Freud[/i][/b] |
|
|
Nix |
Dodany dnia 16/11/2014 15:18
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Nie dostałam skierowania od lekarza rodzinnego, ponieważ wg niego się nie kwalifikuję. Nie mam nadwagi, nie jestem otyła i nie cierpię na chorobę dieto-zależną. A że nie umiem polemizować z kimś, kto w danej sytuacji jest ważniejszy ode mnie, to odpuściłam i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu na tę "przyjemność" odłożyć. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
sigma |
Dodany dnia 16/11/2014 15:46
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
O, a jak się jest otyłym, to można na NFZ iść do dietetyka?? To ja chyba zacznę w końcu swoje składki wykorzystywać! Jak znajdę taką poradnię... bo na razie wszędzie, gdzie patrzyłam, dietetyk był tylko prywatnie... Ale to chyba jednak nie jest takie proste... Bo czytam, że przynajmniej w ramach mazowieckiego oddziału NFZ (u siebie jeszcze nie znalazłam informacji) dietetyków się w ogole nie kontraktuje w poradniach, jedynie w szpitalach, więc można z porady skorzystać jedynie w czasie hospitalizacji. Edytowane przez sigma dnia 16/11/2014 16:20 karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
Brego |
Dodany dnia 16/11/2014 16:40
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Mi z kolei węglowodany nie służą i nie wyobrażam sobie posiłku złożonego tylko z węglowodanów - owszem, uzyskalabym niemal euforyczny stan po posiłku, ale potem miałabym taki zjazd, że szok. No ale chcąc nie chcąc, węglowodany głownie dostarczają tej energii, wiec to baza większości diet. Sukcesem dla mnie jest natomiast, ze juz sie tłuszczu przynajmniej tak nie boję jak kiedyś. Btw. z tego co czytałam mózg daje radę i bez węglowodanów (w ostateczności). [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
Nix |
Dodany dnia 16/11/2014 16:41
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Sigma: Nie wiem niestety dokładnie jak to jest, bo zapytałam lekarza o możliwość bezpłatnego skonsultowania się z dietetykiem, a on mnie ofukał, że nie kwalifikuję się na dietetyka i "mam nie wydwarzać". No to nie zapytałam już o nic. Wydawało mi się zawsze, że dietetyk to na tyle ważny zawód, że są poradnie z możliwością konsultacji. Może się myliłam i m.in. dlatego mnie ofukał Brego: W tych moich jadłospisach mam węglowodany + białko albo węglowodany + białko + tłuszcz (w rozmaitych proporcjach). Posiłek złożony z samych węgli występuje może raz na 2 dni. I przyznaję Ci rację - po takim właśnie jedzeniu już po godzinie jestem chętna na kolejny posiłek. Dietetyk (mój przynajmniej) twierdzi, że w każdym posiłku jakiś drobiazg węglowodanowy być powinien, bo to podtrzymuje uczucie sytości. M.in. dlatego jak mam np. 150 gram jabłka, to do niego zawsze 20g wafli ryżowych. Edytowane przez Nix dnia 16/11/2014 16:48 [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Brego |
Dodany dnia 16/11/2014 17:44
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Ale jabłko... To chyba przecież głownie węglowodany ? nie do końca chyba zrozumiałam ideę tego połączenia jabłka z waflami, ale wierzę, że pewnie ma jakiś powód. a jeśli faktycznie widzisz potem różnicę w sytosci, to tym bardziej. Ja od momentu, gdy właśnie zrozumiałam jak bardzo jedzenie może wpływać na nastrój, to staram się komponować dietę jakoś tak, żeby sobie pomóc wyjść z kompulsywnego jedzenia. Na razie zaopatrzylam się w rożne podręczniki, z których uczą się studenci dietetyki, ale coraz bardziej rozważam skorzystanie z samej porady dietetycznej. Wiem, że pilnowanie się posiłków, ich odpowiednia kaloryczność są b. ważne w leczeniu zab. odzywiania... Tylko ze kurczę nawet najlepiej ułożona dieta nie pomoże, jak sie człowiek nie będzie jej pilnować... :/ w moim przypadku pewnie byłoby to łatwiejsze, gdyby rodzina wiedziała o chorobie. Bo teraz... nie wiem, czy moja Mama ma świadomość, że jak przywozi mi czekoladę, to tak jakby obdarowywala alkoholika butelką whisky... I chyba u mnie to jest właśnie najgorsze, tzn momenty, gdy codzienna rutyna posiłków gdzieś tam jest zaburzona i np. wracam na weekendy do domu. [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
Nix |
Dodany dnia 16/11/2014 21:15
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Wafle ryżowe są bardziej złożone niż jabłko i podtrzymują sytość - tak mówi dietetyk. Jestem filologiem, nie specem od żywienia, więc mogę nie do końca rozumieć jej wypowiedzi Ano, i masz rację - sama dieta, choćby nie wiadomo, jaka dobra, to za mało. Jak mnie czasami ściśnie, to starania zawodzą i mam napad. Dzieje się tak wtedy, gdy jest za dużo emocji, których nie umiem przepracować i gdy przekraczam próg znośnego stresu. Moi rodzice połapali się, że jestem bulimiczką, gdy miałam 16 lat. Myślą, że pierwsza terapia mi pomogła, że miałam nawrót kilka lat temu i że trzecia terapia wyleczyła mnie na dobre. Obecnie są pewni, że jestem zdrowa. Nie będę ich wyprowadzać z błędu, bo wystarczy im dotychczasowych stresów do końca życia. Rozumiem więc Twoją sytuację. Nie ma lekko, ale... Wierzę w odpowiednią dietę, bo udało mi się ograniczyć liczbę napadów. Musi się udać! [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 16/11/2014 22:58
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
sigma w Warszawie jest np. Instytut Żywności i Żywienia na NFZ, ale jak to wygląda w innym miejscu w kraju to nie mam pojęcia. U mnie jedzenie występuje głównie jako nagroda i przyjemność, bo mam mało stresujące życie; nie mam problemów z kompulsywnym jedzeniem ani z napadami głodu. Kiedyś nie potrafiłam zatrzymać się na dwóch ciastkach, bo czułam przymus zjedzenia wszystkiego do końca, nie potrafiłam zostawić na talerzu czegoś, co mi nie smakowało. Teraz (mimo nadwagi) staram się jeść regularnie i zdrowo i nawet nie przeszkadza mi tak bardzo moja waga, bo staram się siebie akceptować i nie biczuję siebie za dwie małe kostki czekolady. Chyba powoli zaczynam rozumieć, że życie nie polega tylko na restrykcyjnym trzymaniu się diety i ciągłym odchudzaniu się, bo człowiek to coś więcej niż jego waga "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
Brego |
Dodany dnia 16/11/2014 23:57
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
girl, gratuluję Ci naprawdę tych wniosków. Tylko, że mi się po latach wydaje, że te restrykcje związane z dietą i odchudzaniem to tak naprawdę nie tylko kwestia samej wagi. U mnie to całościowe podejście do wszystkiego- do pracy/ nauki/ finansów/ przyjemności. I w moim przypadku wiąże się to z tym, że gonię za ideałem i schematyzuję/ standaryzuję wszystko- od własnego budżetu do planu dnia (od A do Z). Jedzenie jest jednym z wielu elementów tego podejścia. A szczupła i wysportowana sylwetka- dość ważnym komponentem mojej wizji idealnej siebie. Ale wciąż jednym z [u]wielu.[/u] I całkiem niedawno dopiero uświadomiłam sobie, że moja wizja nie zakłada w ogóle istnienia czegoś tak oczywistego jak emocje. W moim idealnym świecie zawsze powinnam wstawać punkt szósta, bez ociągania iść ćwiczyć, zawsze powinnam mieć siły i dobry humor. Świat ten nie zakłada pomyłek, słabości... To wszystko jest przerysowane do granic absurdu i dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak mało to ma wspólnego z rzeczywistością. Problem jest taki, że ja się chyba w tej realnej rzeczywistości nie bardzo umiem poruszać i chyba stąd to wymyślanie i ucieczka w mój "nowy, wspaniały świat". Nie wiem, to pozostaje wciąż zagadką dla mnie. Jem w odpowiedzi na emocje, bo trochę boję się je odczuwać. Bo to wiązałoby się z istnieniem czegoś nieprzewidywalnego- w końcu emocje są autonomiczne i mało mamy nad nimi świadomie kontrolę. [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
Nix |
Dodany dnia 17/11/2014 00:06
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Brego... Napisałaś to, co sama mogłabym napisać. To, co telepie się w tej mojej głowie. WSZYSTKO. Co do słowa.
[b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Izolda |
Dodany dnia 17/11/2014 11:30
|
Finiszujący Postów: 372 Data rejestracji: 18.10.14 |
[i]Izolda - dostajesz ostrzeżenie za kolejne naruszenie 3 punktu regulaminu. Do regulaminu się patrzy przed napisaniem posta, a nie po.[/i] Sorry- zaraz sobie wywieszę ten 3 punkt nad kompem. Nie żartuję. A Innocenta- cóż udało Ci się.Mi się myli co można a co nie. [i]Dietetyk (mój przynajmniej) [/i]- Nix- jak często odwiedzasz dietetyka? Raz w tygodniu? Chciałam o coś spytać, ale o sposobach na odchudzanie nie wolno? Zapytam tylko czy pytała Ci się Pani o wzrost? Edytowane przez Izolda dnia 17/11/2014 12:18 [i]Był las nie było nas, będzie las nie będzie nas [/i]cyt z serialu" Na dobre i na złe" |
|
|
Nix |
Dodany dnia 17/11/2014 14:38
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Częstotliwość zależy ode mnie - sama ustalam sobie terminy. Dietetyk zaleca wizytę raz na dwa tygodnie. Pani dietetyk po pierwsze przeprowadziła ze mną wywiad (miałam podać wiek, wzrost, po co dieta, w czym problem, co jem, jak jem, co bym chciała, czego nie,etc.). Po drugie postawiła mnie na takim urządzeniu, co to mierzy poziom uwodnienia organizmu, tkanki tłuszczowej i masy mięśniowej oraz oczywiście wagę. W ostatnim czasie zaczęła mnie uczyć ustalania jadłospisów. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Izolda |
Dodany dnia 17/11/2014 15:43
|
Finiszujący Postów: 372 Data rejestracji: 18.10.14 |
Gratulacje Nix- będę bardzo chętnie i wnikliwie czytała Twój wątek.
[i]Był las nie było nas, będzie las nie będzie nas [/i]cyt z serialu" Na dobre i na złe" |
|
|
Nix |
Dodany dnia 17/11/2014 19:44
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Nie mam jeszcze swojego wątku ;-) Ps. Chyba zrobił się tu mały off-top [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Adams |
Dodany dnia 18/11/2014 03:13
|
Rozgrzewający się Postów: 39 Data rejestracji: 24.06.14 |
Ja mam wrażenie że całe społeczeństwo - odreagowuje jedzeniem albo niejedzeniem. Zdrowi, chorzy, zaburzeni lub nie, każdy zażera albo głodzi się, bo emocje... bo życie bo cokolwiek. |
|
|
Innocentia |
Dodany dnia 18/11/2014 05:28
|
Medalista Postów: 694 Data rejestracji: 14.09.14 |
Zdrowy człowiek nie reaguje na emocje objadaniem sie/glodzeniem.
[b][i]"Zdolność człowieka do dawania siebie innym ludziom jest poezją w prozie życia." - Zygmunt Freud[/i][/b] |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 18/11/2014 06:38
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
[quote]Ja mam wrażenie że całe społeczeństwo - odreagowuje jedzeniem albo niejedzeniem.[/quote] A ja mam wrażenie, że przesadzasz stawiając wnioski na podstawie nie wiadomo czego. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Brego |
Dodany dnia 18/11/2014 10:35
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
A ja myślę, że nie każdy tak odreagowuje. Bo nawet ja kiedyś też to potrafiłam, a na ten moment u mnie to jest automatyczna, wyuczona reakcja jak u psa Pawłowa. Nie wiem czy to dobre porównanie, ale u mnie bodziec w postaci emocji = kierunek lodówka. I robię to często bardzo bezmyślnie. I mam wrażenie, ze z każdą kolejną podobną reakcją ten wzorzec się utrwala. Wiec dbam o każdy dzień na czysto, bo dla mnie to dobra okazja by mój mózg powoli zacierał tę ścieżkę reagowania ;p tak to sobie tłumacze, nie wiem na ile ma to uzasadnienie w nauce natomiast ze swojego doświadczenia widzę, ze najgorzej jest przerwać właśnie taki jedzeniowy "ciąg". Ze kazda zmiana wymaga wysiłku ( jak elektron zmieniający swój orbital ;p ), ale potem jest juz odrobinę łatwiej. Ja nie jestem biochemikiem i do końca nie znam wszystkich reakcji, które zachodzą w naszym organizmie pod wpływem spożywania pokarmu. Ale zdaje sie, ze natura wyposażyła nas w ten sposób, by jedzenie wywoływało konkretne odczucia ( zazwyczaj przyjemność związana z zaspokajaniem głodu) wiec watpię by istniał ktokolwiek, dla kogo jedzenie jest obojętne. Ale ostatnio przeczytałam nt. różnicy miedzy głodem a apetytem - i zdaje się, że u osób z ED jest zaburzone funkcjonowanie i jednego, i drugiego. Z tego co ostatnio czytałam na ten temat, to mechanizmy regulujące poczucie sytości są bardziej skomplikowane ( i ze to nie tylko kwestia samego poziomu glukozy we krwi jak mnie uczono w szkole), ale wyglada na to, ze łatwo to zaburzyć... I ja ze swojej strony widzę, ze nie do końca mogę w tej kwestii ufać swojemu organizmowi, bo ja przez tyle lat dbałam o to, by ignorować jego sygnały. Wiec teraz pozostaje tylko ułożona dieta i nadzieja, ze ten proces jest odwracalny ... [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
Nix |
Dodany dnia 18/11/2014 11:17
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Nadzieja zawsze jest ważna. Od pewnego czasu uczę się ją mieć, bo wcześniej nie widziałam szansy na to, że jeszcze będzie lepiej. Nie chciało mi się wtedy nawet starać, bo i po co, skoro skończy się jak zwykle. Ale dzisiaj widzę, że chodzi między innymi o przerwanie ciągu, jak to nazwała Brego. Przerwanie go to ogromny krok do przodu na ścieżce zdrowia. Co do zajadania emocji/stresu, to wydaje mi się, że to jest kwestia zajadania nieuwolnionych emocji. Brak dopuszczania ich do siebie, nieprzeżywanie ich, prowadzi do najazdu zbrojnego na lodówkę. Ja tak robię. Nie dopuszczam emocji do siebie, blokuję je mózgiem i nie mam szansy ich przeżyć. I następuje napad. Jem do bólu i zwracam. Emocje wydobywają się we mnie w ten sposób. Jest to jedyna metoda, jaką znam od kilkunastu lat. Nie miałam szansy wypracować innej, bo jak zachorowałam byłam jeszcze dzieckiem. Radzenia sobie z emocjami uczę się dopiero teraz. Zarówno negatywnymi jak i pozytywnymi, bo nie umiem zdzierżyć żadnych. Po pierwsze zdrowa, zbilansowana dieta. Po drugie nietworzenie blokad emocjonalnych. I po trzecie znalezienie metody pozbywania się emocji. Zdrowi ludzie przepracowują negatywne emocje ćwicząc, rozmawiając z innymi ludźmi, oglądając filmy, słuchając muzyki, etc. Obecnie jestem na etapie poszukiwania swojego wyzwalacza. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Brego |
Dodany dnia 18/11/2014 12:47
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Napiszę od siebie tak- wydaje mi się, że ja byłam dzieckiem dość skrytym i nieufnym. Jestem raczej introwertyczna i bardzo trudno jest mi mówić o swoich uczuciach z innymi ludźmi- najczęściej nasze rozmowy dotyczą rzeczy neutralnych, bieżących wydarzeń, ew. jakichś opinii. Natomiast rzeczy osobiste jak dotąd zazwyczaj pozostawiałam dla siebie, jako mój taki słaby punkt- bo o ile nawet ktoś w jakiejś dyskusji ma inne zdanie niż ja, to jest to dla mnie do zaakceptowania. Natomiast jeśli mówiłabym o swoich emocjach i ktoś nie zrozumiałby tego, bądź skrytykował- to byłby już cios. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, do których czuję trochę więcej zaufania, ale nie zawsze jest możliwość by porozmawiać. I choć zawsze myślałam o sobie w kategoriach ścisłego umysłu, to różne artystyczne dziedziny i sport służyły mi jako środek do wyrażenia swoich przyblokowanych uczuć. Bo one są, choć niewyrażone. I podobnie jak Nix uważam, że zdrowe jest szukanie ich ujścia w różnorodny, mniej destrukcyjny sposób. Wg mnie dobrze jest więc znaleźć sobie kilka takich "bezpiecznych dróg", o których jest mi wiadomo, że w długiej perspektywie czasu są dla mnie korzystne. A potem świadomie z nich korzystać. Tylko do tego trzeba mieć naprawdę wysoką samoświadomość, bo to niejednokrotnie wymaga właśnie tego elementu przełamania jakiegoś schematu. I nie jest to rzecz łatwa, więc jeśli ktoś pisze o tym "wystarczy nie żreć" (a takie opinie się zdarzają), to dla mnie jest to głębokie niezrozumienie problemu. I mogę tylko zazdrościć komuś takiemu bezproblemowego, bezrefleksyjnego życia. Nie piszę tu o tym, żeby użalać się nad sobą, bo każdy ma jakieś swoje problemy. Ale właśnie z tego co obserwuję osoby z ED są w innych dziedzinach nad wyraz porządne i bez zarzutu. Niektórym chyba po prostu przez życie ogólnie idzie się łatwiej, a niektórzy wszystko są w stanie zinterpretować jako problem. Jak sobie przypomnę moją śp. Babcię- to mam wrażenie, że Hiob przy niej to hedonista. I nie uważam, że życie jest niesprawiedliwe tylko, że to wszystko często kwestia interpretacji i wyuczonych reakcji. I chyba trochę zboczyłam z tematu, więc już zakończę. [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
jak sobie radzicie z m.s ? | Depresja | 80 | 23/03/2022 06:54 |
Pogadajmy sobie cz 4 | Porozmawiajmy | 1590 | 30/12/2021 17:07 |
Niebezpieczni, nieprzewidywalni, z rozdwojeniem jaźni. Tak wyobrażamy sobie schizofreników | Schizofrenia | 12 | 24/10/2021 01:01 |
Jak sobie radzicie z chorobą? | Schizofrenia | 19 | 24/07/2020 18:49 |
Jak sobie poradzić w związku z CHAD | Przedstaw się | 4 | 24/04/2020 19:04 |