Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Psychoterapia
Zmiana relacji terapeutycznej
|
|
impossible |
Dodany dnia 20/06/2015 18:27
|
Rozgrzewający się Postów: 2 Data rejestracji: 20.06.15 |
Nie wiem gdzie mam podpiąć ten temat. Myślałam o wątku "Smsy, listy maile do terapeuty" ale jednak opisuję tu również inne aspekty, bardziej rozbudowane. Jeśli źle to przepraszam i proszę o przeniesienie. Jestem w terapii 2 lata. Mam ogromny problem z mówieniem. Zazwyczaj jest we mnie tyle emocji że nie mogę się odezwać, czasami uciekają mi myśli i nie wiem nawet jak się nazywam, czasami jest to zwykły strach a czasami panika nie pozwalająca mi się ruszyć z miejsca, nie mogę nawet uciec. Łatwiej mi się pisze co nie oznacza że czytanie i omawianie danej kwestii nie sprawi mi problemu. Sprawia ogromny ale przynajmniej nie zapominam własnych myśli. Mój terapeuta o tym wie i z początku widziałam że faktycznie stara się by było mi jak najbardziej lżej, łatwiej. To co napisałam czytał sam, pomagał mi czytać, uspokajał. Mam jego numer od początku. Wyraził zgodę na dzwonienie do niego w kryzysie, zachęcał mnie do tego. Skorzystałam raz i nigdy więcej. Głównie dlatego że nie umiałam wydukać tego co chciałabym powiedzieć, nie umiałam zebrać myśli i nawet nie pamiętam co mi wtedy powiedział więc tak na prawdę było to bez sensu. Na początku terapii pisałam do niego bardzo często między sesjami. W kryzysach bądź wtedy gdy chciałam wyjaśnić jakieś swoje iracjonalne zachowanie na sesji a z którym czułam się fatalnie "tłumaczyłam" pisząc i wysyłając do niego wiadomość. I wtedy spotykałam się raczej z pozytywnym odbiorem tego. Nie dał mi do zrozumienia że sobie tego nie życzy, wręcz wzmacniał mnie pisząc np. "cieszę się że napisałaś". Pisałam do terapeuty coraz rzadziej z biegiem czasu, coraz bardziej ufałam i starałam się mówić. dalej miałam pozwolenie na zadzwonienie w chwili kryzysu. Teraz piszę od dzwonu czyli wtedy kiedy czuję że jest źle ale nie potrafię zadzwonić z w/w powodów. jestem teraz w dużym kryzysie. Miałam sesję w czwartek na którą szłam z nadzieją że powiem bo nie mam już sił. I znów się zblokowałam, dopadła mnie panika której nie umiem wyjaśnić. Na większość jego pytań odpowiadałam milczeniem a w środku krzyczałam żeby mi pomógł. Zna mnie od tej strony...przynajmniej powinien wiedzieć co się ze mną dzieje w takich momentach i jak do mnie dotrzeć... (właśnie zgubiłam wątek...nawet pisząc gubię myśli...bezpowrotnie) ...normalnie sesja trwa 40-50 minut. zapytał czy chcę iść do domu. Nie odezwałam się bo nie mogłam nawet powiedzieć że nie. Po 20 minutach powiedział że nie będzie mnie dłużej męczyć i że mam iść do domu, wziąć tabletkę na wyciszenie i się położyć spać. Nie zgodziłam się bo wiedziałam że to mi przejdzie, to powiedział że jak dotrę do domu to mam do niego zadzwonić. Powiedział również że jak będzie bardzo źle to mam zadzwonić.Po przyjściu byłam roztrzęsiona, zła na siebie że znów mi się nie udało plus kupa myśli przez które jestem w kryzysie. Nie zadzwoniłam, nie chciałam żeby się martwił a po drugie w tym stanie znów byłaby cisza. Cisza przez telefon? No chyba nie bardzo. Ale obiecałam że dam znać, więc wysłałam sms-a. Podziękował. Po paru godzinach walczenia ze sobą postanowiłam skorzystać z pomocy "telefon" w kryzysie czyli w moim wypadku wiadomość. Pomyślałam że jeśli napiszę to co siedzi we mnie dziś to łatwiej mi będzie to zacząć na kolejnej sesji, gdy terapeuta będzie już to wiedział. Bo akcje pt. "napiszę i przeczytam na sesji" u mnie się nie sprawdzają. Piszę, idę i nawet nie wyciągam tego z torebki. A wysłana wiadomość to już poszła, już nie ma odwrotu, trzeba się z tym zmierzyć. Jest to swego rodzaju motywacja/podpora do tego by zacząć to co się postanowiło w tych skrajnych emocjach, by nie uciec znów od szczerej rozmowy. Miałam takie poczucie że tym razem nie ucieknę od tematu bo zwyczajnie nie mam już sił uciekać, ale znam swoje ograniczenia i to że z emocjami nie wygram, więc czekanie do następnej sesji z tym co miałam powiedzieć na ostatniej skończyłoby się jak zwykle. Jednak miałam z drugiej strony głowy poczucie że jest piątek. On ma już weekend, czy mam prawo? Czy będzie zły? Nigdy nie był ale zapytam. No i zapytałam czy mogę napisać bo nie mogę tego wytrzymać i chcę by to (co się ze mną dzieje) się skończyło. Dostałam odpowiedź że mam to napisać na kartce i przyjść w poniedziałek. Miałam ochotę się pociąć, było to dla mnie odrzucenie, nie zrozumienie moich problemów które niby widzi od 2 lat. Nie skontrolowałam się i odpisałam mu że zapomniałam że na wsparcie od niego mogę liczyć tylko w godzinach i dniach w których mu płacą. To mi odpisał że chyba zapomniałam w jakich godzinach się spotykamy i to było dla mnie jak uderzenie w twarz. Poczułam się dokładnie tak jak wtedy kiedy mój ojciec zapraszał mnie do kontaktu, zapewniał że mam się nie bać a gdy szłam do niego to łamał mi ręce. To takie śmieszne że dzieci są naiwne, że można nimi kręcić jak się chce. Odebrałam to jak coś na zasadzie spadaj, twój czas minął, w tej chwili dla mnie nie istniejesz, a że jesteś w fatalnym stanie emocjonalnym to twój problem. I ok. ja naprawdę rozumiem że terapeuci też ludzie, że mają swoje życie, swoje rodziny i prawo do odpoczynku, ale jeśli zajmuje się czyjąś psychiką czyli czymś najbardziej osobistym i kruchym to nie powinien być bardziej uważny w tym co i jak mówi? Nie piszę do niego 5 razy w tygodniu… w tej chwili raz na miesiąc jak nie rzadziej. Piszę gdy wiem że to nie wytrzyma do kolejnej sesji, piszę gdy muszę, gdy nie radzę sobie ze sobą, gdy mam więcej odwagi by przez szczerość pójść dalej. Oferował pomoc „Jak będzie bardzo źle to zadzwoń” pomijając już wielokrotnie powtarzany przeze mnie fakt o trudnościach w mówieniu nawet przez telefon i o jego wiedzy o tym to wychodzi na to że ludzie którzy dzwonią do niego w kryzysie mają prawo do wsparcia „po godzinach” a ja „zapominam w jakich godzinach się spotykamy”. Bardzo jest mi z tym źle…nie ukrywam. Człowiek któremu zaufałam, pokazałam się mnie odrzuca. Ja tak to odbieram. Nie miałam powiedziane że mam nie pisać. Skoro coś na początku było wręcz wzmacniane, potem akceptowane a teraz nagle z dnia na dzień przeszło w coś zakazanego to jak mam się z tym czuć? Czuję się oszukana bo na początku mojej terapii było zupełnie inaczej. Czułam że mam do czynienia z terapeutą z powołania, który dobiera swoją technikę pracy indywidualnie a nie jak przewiduje schemat. Nie miał problemu z tym że ja piszę a nie dzwonię bo wiedział że to mi pomaga a chodzi chyba o to by pomóc. A to sprawiło że powoli zaczynam mu ufać i nagle trach. Koniec „dobroci” i…człowieczeństwa. W całym tym moim bólu napisałam co o tym myślę i mu wysłałam. Chcę to wyjaśnić w poniedziałek bo jestem bliska odejścia z terapii a co za tym idzie skończenia z tym na zawsze. Z drugiej strony widzę też własne błędy. Zaufałam mu. Nie w takim sensie że opowiadam o sobie bo opowiadać mogę każdemu, zrelacjonuję Ci moje życie w szczegółach ale bez emocji. Zaufałam mu bo pokazałam siebie. Kilka razy zapłakałam przy nim, kilka razy pokazałam strach, smutek i inne emocje których nie umiem nawet nazwać. Widząc moje emocje widzisz mnie nagą. To takie obnażanie się emocjonalne. To dla mnie najwyższy wyraz zaufania. Nie umiem już dalej tego opisać, a jest wiele co jeszcze siedzi w mojej głowie w związku z tą sytuacją. Może mi się uda przy waszych pytaniach, o ile w ogóle ktoś to przeczyta. Może uda mi się też osobiście z terapeutą choć na ten moment czuję że to będzie koniec gdy zanosiło się na prawdziwy początek. Wiem że wiele rzeczy odbieram źle, wiem że źle czuję…zawsze tak było. Starałam się to opisać jak najlepiej. Chciałabym wiedzieć jak Wy byście to odebrali, co o tym sądzicie, może mieliście podobnie, co zrobiliście. Czy może to ja mam coś z głową (no na pewno mam), ale może to wcale nie świadczy o tym jak ja to odczuwam. Edytowane przez impossible dnia 20/06/2015 18:31 [b]Jestem inna, mamo tato. Czy dostane, w mordę za to?[/b] |
|
|
Innocentia |
Dodany dnia 21/06/2015 08:17
|
Medalista Postów: 694 Data rejestracji: 14.09.14 |
Jak czytam Twój post, przypominają mi się czasy, gdy sama taka byłam. Chaos w głowie, trudności w mówieniu. Rozumiem Cię, naprawdę bardzo rozumiem. Fajnie, że terapeuta powiedział, byś dzwoniła do niego w razie kryzysu. Też miałam taką możliwość, jednak bałam się, że mogę jej zabierać prywatny czas, więc wybrałam maile - odpisywala, gdy mogła. Tak sobie trochę myślę...Że może Twój terapeuta nie przemyślał tego i nie postawił żadnych granic. I stukowalo to właśnie takim odpisaniem - w końcu mógł się zdenerwowac. Myślę, że powinnaś go poinformować o tym, że Cię to tak bardzo zabolało. Może nie było to tak jak myślisz. Jeżeli ciężko Ci mówić to nie patrz na niego tylko np na swoje ręce. Weź głęboki oddech i wyrzuć to z siebie. Też tak robiłam i uwierz mi, było warto. [b][i]"Zdolność człowieka do dawania siebie innym ludziom jest poezją w prozie życia." - Zygmunt Freud[/i][/b] |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Zmiana czasu | Porozmawiajmy | 2 | 31/03/2022 15:17 |
Genialna katecheza nt naprawiania relacji z rodzicami | Znalezione w sieci | 1 | 27/03/2015 14:39 |
zmiana osobowości? | Choroba afektywna dwubiegunowa | 3 | 14/04/2014 16:13 |
Zmiana nicka | Regulamin i zagadnienia porządkowe | 10 | 01/04/2011 17:57 |
Zmiana nicka | Regulamin i zagadnienia porządkowe | 24 | 14/03/2011 07:58 |