Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia lękowe
10 lat z kancerofobią
|
|
Rat Lover |
Dodany dnia 06/04/2015 03:52
|
Rozgrzany Postów: 100 Data rejestracji: 16.03.15 |
Taaa... Nie wiem jakim cudem udało mi się przetrwać ten okres. Wszystko zaczęło się od śmierci mojej pięcioletniej bratanicy w 1995 roku (neuroblastoma stopnia IV). Chorowała od roku 93'. Najpierw guz nadnerczy, później przerzuty na okoliczne węzły, inne trzewia, kości, mózg. Przez dwa lata oglądałem jej cierpienia i wszystko to, przez co ta bidulka musiała przechodzić. Pamiętam też te dobre chwile kiedy zabierałem ją na spacery, woziłem na grzbiecie, nosiłem na barana, czytałem bajki, niekiedy tuliłem do snu. Kiedy odeszła odbiło się to na całej rodzinie. Mój brat stał się odludkiem, zrobił się agresywny, chamski, wybuchowy. Trudno mu się dziwić po tym, co przeszedł. Ale, o nim pisął nie będę, bo to temat o mnie, a co! Ja natomiast nie czułem niczego więcej, prócz smutku. Niczego, aż do roku 96'. Wtedy coś mi odbiło. Nabawiłem się panicznego lęku przed zachorowaniem na nowotwór. Wystarczyło, że zabolał mnie przysłowiowy "rąbek dupy", a już doszukiwałem się w tym najgorszego. Przez 10 cholernych lat nie potrafiłem się nawet uśmiechnąć, nie mówiąc już o jakiejkolwiek radości z życia. Kiedy głupia angina położyła mnie do łóżka - ja dopatrywałem się raka, a moja psychika sama produkowała dodatkowe objawy. Oczywiście, jak na prawdziwego kancerofoba przystało, nie mogłem się nigdzie ruszyć bez encyklopedii przeróżnych choróbsk - w tym wszystkich odmian raków. Wystarczyło, że gdzieś mnie przewiało, bolały mnie jakieś ścięgna w szyi, ja już wmawiałem sobie, że to jakaś ziarnica, czy inny rak węzłów chłonnych. O dziwo, wszystkie objawy pasowały. W takich momentach potrafiłem walnąć się na łóżko, zapomnieć o świecie i czekać na śmierć. Byłem przekonany, że moje dni są policzone do tego stopnia, że pisałem testamenty. Uwierzcie mi, to było straszne. Ok, co na to moja rodzina? Mieszkałem tylko z matką, a ta nie potrafiła zrozumieć co się ze mną dzieje. Brzmi znajomo, prawda? Chyba wszystkie matki już takie są - nie wierzą, że ich dzieci mogą chorować - psychicznie. Naturalnie jedyne słowa, jakie od niej słyszałem to, że - nic ci nie jest, weź się lepiej do pracy, przestań zachowywać się jak dziecko itp. W tym czasie ani do głowy mi nie przyszło (mi, ani nikomu innemu), żeby pójść po radę do psychiatry, a szkoda. Kancerofobia była gorsza, silniejsza, mocniejsza. Mówiła mi - masz raka, i tak zdechniesz, przestaniesz istnieć. Za cholerę nie potrafiłem się temu przeciwstawić. Lęk robił ze mną to, co chciał. Rządził mną i bardzo dobrze mu to wychodziło. Za każdym razem, kiedy tylko usłyszałem słowo 'rak', ja już byłem chory. Najpierw nerwowy ścisk żołądka, potem objawy, później czekanie na śmierć. Do tego wszystkiego dołączyła jeszcze radiofobia. Moje połamane kiedyś nadgarstki musiały zrastać się same, bo nie pozwoliłem sobie zrobić zdjęcia rentgenowskiego. Po komisji wojskowej, kiedy musiałem zrobić rentgen płuc, 'chorowałem' na raka płuc. I tak bez przerwy. Z każdą błahostką zapierniczałem do internistów, byle tylko upewnić się, że jeszcze chwilę pożyję. Niektórzy lekarze niemal pukali się w czoło, kiedy mówiłem im, że coś mnie tam boli i chyba mam raka. Niektórzy bardziej się tym przejmowali, zwłaszcza pewna pani laryngolog, której nazwiska nie pamiętam. Ta zawsze badała mnie tak dogłębnie i wnikliwie, jakby rzeczywiście chodziło o moje życie. nie wiem czy to dobrze, czy źle, bo czasem miałem wrażenie, jakby to badanie trwało wieczność, tak bardzo bałem się złej diagnozy. Pamiętam też doskonale sytuację, kiedy udałem się do internisty (po raz dziesiętny) z bólem krtani. Oczywiście lekarka nie dopatrzyła się niczego, ale nie oszczędziła mi przestrogi, że to może być rak krtani i natychmiast wysłała mnie do laryngologa. Niestety nie dało rady umówić się do laryngologa w tym samym dniu, a dopiero na następny, w związku z tym całą dobę umierałem na raka krtani. Tragedia... Jakby tego było mało, winą za nowotwory w tych czasach obarczało się przeważnie Czarnobyl, czyli wybuch w czarnobylskiej elektrowni 26 kwietnia 86'. Czarnobylem straszono zawsze, wszystkich, więc i mnie tego nie oszczędzono. Naturalnie tego cholernego Czarnobyla bałem się panicznie, bo przecież "rak to jego wina i, że skutki napromieniowania terenów są widoczne do dzisiaj". Heh... I tak minęło 10 cholernych lat pod znakiem panicznego lęku, ciągłego 'umierania' i, na dobrą sprawę, braku życia jako takiego. W 2006 roku znów coś mi odbiło. Nagle przestałem bać się raka. Nawet wróciły mi chęci do życia. Do dzisiaj nie wiem dlaczego w ciągu miesiąca (w przybliżeniu) paniczne ataki lęku, który mnie wykańczał nagle ustały. Tak, czy owak, mój spokój nie trwał długo, bo ni stąd ni zowąd lęk wrócił, tyle, że w postaci fobii społecznej. Do tego doszła też depresja, kolejno ChAD, ale byłem już na tyle rozgarnięty, by pójść z tym do psychiatry. Aaaale... to już inny temat. Podsumowując te moje wypociny (ciekawe, czy ktoś to w ogóle doczyta to do końca ) chciałbym się dowiedzieć, czy wśród Użytkowników Forum są ludzie, którzy mieli, bądź mają do czynienia z kancerofobią? |
|
|
swistak |
Dodany dnia 06/04/2015 10:34
|
Złoty Forumowicz Postów: 1758 Data rejestracji: 11.08.14 |
Ja doczytałem i Ci współczuję. Też miałem przez długi czas różne lęki w większych ilościach (oczywiście dot. innych tematów), które mocno utrudniały mi życie. |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Prezent dla dziecka 12-13 lat | Dzieci | 11 | 01/01/2021 16:44 |
27 lat życia z maniakiem | Przedstaw się | 7 | 09/12/2015 20:50 |
Facet, lat 21, bulimik ... | Przedstaw się | 10 | 03/04/2015 00:44 |
20 lat z Afektywną = Antychryst | Choroba afektywna dwubiegunowa | 75 | 01/04/2012 11:37 |
7 lat piekla... | Zaburzenia odżywiania | 8 | 02/04/2010 12:18 |