Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia odżywiania
Strona 1 z 2: 12
|
Bulimia w związku.
|
|
Eddard |
Dodany dnia 12/05/2015 16:11
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Temat wcześniej opowiedziałem swoją historię, ale szczerze powiedziawszy najbardziej jestem ciekawy relacji tych, którzy mając bulimię są z kimś lub też byli z kimś w relacji i jak na to wszystko wpływała bulimia. Przeczytałem chyba całe forum, ale mało takich rzeczy znalazłem, a nie ukrywam cudza perspektywa zawsze pozwala więcej zrozumieć... Nie chcę żeby zabrzmiało to irracjonalnie, ale czy osoba cierpiąca na bulimię potrafi kochać, jeśli nie potrafi pokochać siebie? Wiem, że taka osoba jest zdolna do miłości, ale czy ta choroba daje jakiekolwiek szanse na zbudowanie normalnej relacji między dwojgiem ludzi? Bardzo jestem ciekawy waszych losów. |
|
|
Marynata |
Dodany dnia 13/05/2015 21:36
|
Rozgrzewający się Postów: 16 Data rejestracji: 19.08.12 |
Z mojego doświadczenia wynika że to całkiem sensowne rozkminy Rzeczywiście brak samoakceptacji, nienawiść do samego siebie zdecydowanie utrudnia bliższe kontakty z drugą osobą, ja na chwilę obecną nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Taka osoba często nie potrafi zrozumieć jak mogłaby się komuś podobać, ma problem z otwarciem się na innych. A z drugiej strony trudno jest być z kimś z związku kto ciągle wątpi w siebie, nie wierzy w żadne komplementy, swoje wewnętrzne lub zewnętrzne piękno i wartość. Mówiąc krótko- myślę że jest szansa na zbudowanie normalnych relacji z taką osobą, ale warunkiem koniecznym jest najpierw pokochanie samego siebie. Bez tego wszelkie próby spełzną na niczym. Where is my mind? |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 13/05/2015 22:33
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Bo to jest bardzo specyficzna relacja. Ciasno, bo jest w takim związku nie dwoje, ale aż troje! Ona, on oraz jedzenie. Moja dziewczyna po okresie obżarstwa przeszła na tryb "głodowy" i ma paskudny humor. Może to zabrzmi głupio, ale ona chyba "tęskni" za jedzeniem, stąd taki nastrój. Obsesyjne myślenie o jedzeniu, o sobie i swoich brakach - czy w tej chorobie istnieje pole do tego by poświecić chociaż troche uwagi drugiej osobie? Bardzo ciekawą myśl mam! Co by było gdyby nagle zabrakło żywności? Albo byłaby racjonowana w minimalnych ilościach? Miałoby to jakiś wpływ na bulimię? |
|
|
Nix |
Dodany dnia 14/05/2015 23:13
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Eddard, myślę i myslę, co by Ci tu napisać o bulimii w związku... Sama choruję od kilkunastu lat, a mam 28. Nie jest łatwo. Moje wszystkie poprzednie związki polegały na tym, że jak było dość poważnie, to znikałam - tak na wszelki wypadek. Poza tym pełne były frustracji i jakiejś pustki emocjonalnej, bo u mnie bulimia idzie w parze z nieumiejętnością wychwytywania własnych emocji i najczęściej po prostu nie wiem, co czuję. Bywa i tak, że mogę chcieć i nie chcieć jednej i tej samej rzeczy. Na różne sytuacje reaguję różnie, w zależności od nastroju. Staram się jednak coś z tym robić - w końcu mam już bardzo długie, za długie, doświadczenie. Zrozumienie tego, co się dzieje zajęło mi właśnie tyle czasu. Niespełna dwa lata temu wyszłam za mąż. Nie wiedziałam, czy tego chcę. Wtedy-jeszcze-nie-mąż oświadczył mi się z zaskoczenia, ja nie wiedziałam, co ze sobą począć i jak powiedzieć "nie" i tak wzięłam ślub. To jest jeden z elementów choroby (u mnie przynajmniej) - taka niemoc emocjonalna. Dzisiaj tego nie żałuję, ale pierwsze miesiące były straszne. Musiałam się dzielić terytorium,a co najgorsze samą sobą. Swoim wszystkim. To była ciężka przeprawa. Mam problem z jedzeniem i osobowością. Z pewnością jestem człowiekiem trudnym. Codziennie pracujemy nad naszym związkiem. Mąż uczy mnie rozmawiać, ja uczę się jeść i nie blokować emocji (raz jest lepiej, raz gorzej). Pytasz, czy jest miejsce dla drugiej osoby. Jest. Trudne, czasami ciasne, czasami dziwne, ale jest. Dziesięć lat temu też to miejsce było, ale w inny sposób. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak pozwolić człowiekowi się do siebie zbliżyć. Dzisiaj tylko czasami zamykam się w sobie i nie pozwalam mężowi do siebie podejść. Ale on wypracował swoje metody i jak zaczynam się alienować, on zaczyna pracować nad tym, żebym się otworzyła. Metodą prób i błędów. Przede wszystkim ciepłem, dobrocią i humorem. A gdyby zabrakło żywności? Wieść głosi, że bulimiczki są w stanie zjeść podczas napadu nawet ziemię. I jedzenie ze śmietnika. Ja do tego punktu nigdy nie doszłam, ale wydaje się to możliwe. To naprawdę jest okropna choroba. Myślę, że Twoja dziewczyna niczego tak nie pragnie, jak bliskości. Tyle, że nie wie, jak ją osiągnąć i poczuć. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 15/05/2015 09:30
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Przyznaję, że są takie momenty kiedy mnie w środku czysta kurwica dopada, ale nigdy tego nie okazuję, tylko się wyciszam i wyobrazam co ona czuje. Staram się by zawsze ode mnie dostała zrozumienie i spokoj, choc gdybym nie miał świadomości jej choroby, to bym uznał, że jest su**. Staram się znalezc drogi kontaktu, czasem sie udaje, ale czasem nie. To co mi daje nadzieje, to fakt, ze umie nazwać swoją chorobę i ma momenty, ze prawie sie do wizyty u psychologa przekonuje. Mam czasem tylko takie egoistyczne pytanie w sobie, czy ona mnie kocha czy po prostu tak mnie trzyma przy sobie, bo jej łatwiej. |
|
|
sigma |
Dodany dnia 15/05/2015 10:08
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
Przeraża mnie to, co piszesz. [quote]Przyznaję, że są takie momenty kiedy mnie w środku czysta kurwica dopada, ale nigdy tego nie okazuję, tylko się wyciszam i wyobrazam co ona czuje.[/quote] Po pierwsze - bardzo kiepsko to wróży twojej kondycji psychicznej (nieokazywanie uczuć jest na dłuższą metę bardzo wyniszczające), po drugie - obchodząc się z dziewczyną jak z jajkiem i chodząc przy niej na paluszkach wcale jej nie pomagasz. Fajnie jest mieć wsparcie w swojej walce z chorobą, ale najpierw trzeba tę walkę podjąć. A ty na razie wspierasz ją w chorowaniu i ochronisz przed dostrzezeniem konsekwencji jej zachowań. Choćby takich, że to, co ona robi, wywołuje w tobie jakieś emocje. karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 15/05/2015 10:23
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Tylko widzisz sigma - znam jej rodzinę od lat. Jej Mama bardzo nie kryje się ze swoimi uczuciami - złości się na nią, pokazuje jej jak denerwują ja zachowania córki, a nawet mowi wprost - masz depresje - niby słusznie, ale ona zamyka sie coraz bardziej na rodzine, więc nie wiem czy to jest droga. A o samej chorobie rozmawialiśmy juz kilka razy, ale zawsze do momentu kiedy znowu sie nie chowała. Też trochę źle sie wyraziłem. To nie jest tak, ze ja swoje emocje chowam w sobie, tylko nie daje sie ponieść emocjom. Nie krzyczę w złości "jestes taka i taka, ranisz mnie", ale staram sie to opisać w spokojny sposób. Jutro jedziemy na wycieczkę na wieś, cały dzień za miastem, tylko pola, cisza i spokoj - liczę na to, że jutro może uda mi się do niej "przebić". Edytowane przez Eddard dnia 15/05/2015 10:30 |
|
|
Nix |
Dodany dnia 15/05/2015 16:24
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
[quote][b]Eddard napisał/a:[/b] Mam czasem tylko takie egoistyczne pytanie w sobie, czy ona mnie kocha czy po prostu tak mnie trzyma przy sobie, bo jej łatwiej.[/quote] Po pierwsze nie jestem pewna, czy to egoizm przez Ciebie przemawia. To naturalne, że chcesz czuć się potrzebny w związku. Po drugie nie znam Twojej dziewczyny. Mogę mówić tylko z własnej perspektywy - dla mnie bycie w związku jest jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie. Samej byłoby mi zdecydowanie łatwiej funkcjonować w swojej rzeczywistości. Nie znaczy, że lepiej, ale łatwiej. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 15/05/2015 19:47
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Mam kryzys. Spotkałem sie wlasnie ze znajomymi, którzy są parą i... W takich sytuacjach mnie uderza jak chore to wszystko jest. Tu nie chodzi o jakieś wielkie burze uczuć, ale kiedy nawet zwykłego Skarbie nie moge powiedziec kiedy sie martwię albo coś... |
|
|
modliszka |
Dodany dnia 15/05/2015 23:02
|
Złoty Forumowicz Postów: 2327 Data rejestracji: 26.10.09 |
Popieram Nix w 100%. Eddard w zdecydowanej większości osobom chorym łatwiej jest w pojedynkę.Zwłaszcza kiedy ta osoba truje o leczeniu, stawia jakieś warunki, zadaje za dużo pytań a chora nie ma na to ochoty.Samotność zapewnia 'komfort chorowania'. [i]Złamać można praktycznie wszystko, nawet serce. Lekcje, których udziela nam życie, nie przynoszą mądrości, lecz blizny i zrosty.[/i] |
|
|
martyna |
Dodany dnia 16/05/2015 08:55
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
Eddard chorując byłam w związku. I szczerze szlak by mnie trafił jakby na każdym kroku D. mi przypominał, że jestem chora. Ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak jest i szukałam odskoczni do normalności. Na szczęście D. mi to umożliwiał jednocześnie wspierając. Nasz związek nie przetrwał, nie byłam gotowa na dojrzały związek, widzę błędy jakie popełniałam, myślę że wyciągnęłam z nich wnioski.
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 16/05/2015 13:06
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Macie dużo racji, cieżko znaleźć ten środek. To nie o to chodzi by komuś przypominać o chorobie, ale ten temat podjąć trzeba... |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 21/05/2015 23:18
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
Kryzys. To będzie długi post. W sobotę pojechałem z Wyjątkową na wieś na cały dzień. Miała całkiem dobry humor jak na nią (a w ostatnim tygodniu to była jakaś tragedia). Ten wyjazd to był dobry moment by porozmawiac o wszystkim, ale miałem takie watpliwości czy psuć wyjazd. To wszystko mnie gryzie od tak długiego czasu, ze to juz chyba ze mnie wychodzi, bo ciagle pytała "co sie dzieje, czemu jestes smutny". Wziąłem oddech i powiedziałem, ze do konca sobie ze wszystkim nie radzę, ze nie moge ot tak ignorować jej problemu,ze ona nie moze w to popadać (bulimia), bo bedzie tylko gorzej. Potem było duzo ciepłych slow z mojej strony i na dosłownie chwile sie otworzyła. Że od dziecka ma do siebie o wszystko pretensje (mimo tego, ze jest głaskana i motywowana), ze wymiotuje od roku, a czasem nawet "potrafi wyrządzić sobie krzywdę". Po tym wszystkim zamilkla i zaczęła sie tak delikatnie trząść, wiec ja okrylem polarem i przytuliłem. Wybuchnęła płaczem, posiedziała cicho i pojechaliśmy do domu. W drodze powrotnej było troche "lżej", atmosfera sie rozładowała. Tylko wieczorem jak pisaliśmy, to uznała, ze nikomu nic nie powie, bo nie chce byc dla mnie, rodziców, brata "problemem" i juz. 😪 Myślę sobie, że jest postęp, otworzyła się! Po czym dzień po dniu coraz gorzej - tylko, że chce jej się płakać, że robi sobą problem wszystkim. A dzisiaj pierwszy raz odkąd jesteśmy razem przez cały dzień cisza. A ja... Mam, a może miałem? cudowną dziewczynę. Kocham ją i chcę odzyskać - w dawnej postaci. Aktywną, normalną. Pozytywnie nastawioną, przynajmniej do mnie i do naszego wspólnego życia. Ona ma depresję i bulimię, do której nie chce się przyznać i której nie chce leczyć. Ma kompleksy, że się do niczego nie nadaje, a z drugiej strony, zbyt duże, moim zdaniem, wymagania. Codziennie mówi tylko o tym, że swoim istnieniem przeszkadza wszystkim i tylko by płakała. Myślę, że musi się potwornie czuć, nie potrafi jednak lub nie chce ze mną o tym rozmawiać. Jest przeraźliwie samotna, pod każdym względem - i tym potocznym, i tym głębszym. Boję się tej jej samotności. Niby ma mnie, ale trzyma mnie z boku i nie czuję, żebym wiele znaczył. To znaczy, żeby ona czuła się z tym lepiej, pewniej, bo ma przy sobie przynajmniej jedną lojalną, oddaną istotę. Najgorsze, że ja to rozumiem, bo sam chyba też czułbym się fatalnie, wisząc psychicznie i fizycznie na jednym tylko człowieku - uwierałoby mnie to, może nawet upokarzało. Obserwując Ją i jej pełną frustracji, nawet nienawiści twarz, powoli nabieram pewności, że byłaby najszczęśliwsza, gdyby odeszła w świat i zaczęła wszystko od nowa. Pod warunkiem, że nikt by jej przy tym nie obserwował, nie zadawał pytań, nie podsuwał rad, nie wyrażał troski... Nie chwalił ani nie ganił. Po pierwsze i najważniejsze, nikt by jej tam, w tym jej świecie, nie znalazł! To nie byłby eksperyment, kaprys, idealistyczna ucieczka od rzeczywistości, tylko autentyczna potrzeba, konieczność nawet, jedyne wyjście, w zasadzie brak wyboru. Jest tak rozdarta pomiędzy swoimi rozdętymi ambicjami a skurczonymi możliwościami, że chyba nigdy nie uda jej się tych światów połączyć w jakimś kompromisie... Słynne „wystarczy być” w naszym wypadku okazało się mitem. Samo „bycie” obok to za mało - a czasami, paradoksalnie, za dużo. Więcej, niż można znieść. Bo jak tu być kiedy druga strona nie daje na to nawet minimalnej przestrzeni? |
|
|
martyna |
Dodany dnia 22/05/2015 10:23
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
[quote]Ona ma depresję i bulimię, do której nie chce się przyznać i której nie chce leczyć.[/quote] być może masz rację co do diagnozy, a na pewno co do niechęci do leczenia. Ona potrzebuje profesjonalnej pomocy ale także Tobie by się przydała, może sam takiej poszukaj by sobie z tym poradzić, terapeuta doradzi jak masz się zachować i co możesz w tej sytuacji zrobić.Bo możesz wpływać, decydować tylko na siebie i za siebie. Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 25/05/2015 22:39
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
[justify]Udało mi się dzisiaj dotrzeć do dziewczyny i namówić ją na leczenie! W piątek idziemy do poradni do specjalisty od depresji i zaburzeń żywien. Jak to się stało? Otóż pozwoliłem jej dzisiaj na "ucieczkę". Spotkaliśmy się, a napięcie podczas tego bylo tak wielkie, że "coś" kazało mi mowić, a mianowicie przeczytałem jej fragment tego co napisałem Wam tutaj: [quote] Mam, a może miałem? cudowną dziewczynę. Kocham ją i chcę odzyskać - w dawnej postaci. Aktywną, normalną. Pozytywnie nastawioną, przynajmniej do mnie i do naszego wspólnego życia. Ona ma depresję i bulimię, do której nie chce się przyznać i której nie chce leczyć. Ma kompleksy, że się do niczego nie nadaje, a z drugiej strony, zbyt duże, moim zdaniem, wymagania. Codziennie mówi tylko o tym, że swoim istnieniem przeszkadza wszystkim i tylko by płakała. Myślę, że musi się potwornie czuć, nie potrafi jednak lub nie chce ze mną o tym rozmawiać. Jest przeraźliwie samotna, pod każdym względem - i tym potocznym, i tym głębszym. Boję się tej jej samotności. Niby ma mnie, ale trzyma mnie z boku i nie czuję, żebym wiele znaczył. To znaczy, żeby ona czuła się z tym lepiej, pewniej, bo ma przy sobie przynajmniej jedną lojalną, oddaną istotę. Najgorsze, że ja to rozumiem, bo sam chyba też czułbym się fatalnie, wisząc psychicznie i fizycznie na jednym tylko człowieku - uwierałoby mnie to, może nawet upokarzało. Obserwując Ją i jej pełną frustracji, nawet nienawiści twarz, powoli nabieram pewności, że byłaby najszczęśliwsza, gdyby odeszła w świat i zaczęła wszystko od nowa. Pod warunkiem, że nikt by jej przy tym nie obserwował, nie zadawał pytań, nie podsuwał rad, nie wyrażał troski... Nie chwalił ani nie ganił. Po pierwsze i najważniejsze, nikt by jej tam, w tym jej świecie, nie znalazł! To nie byłby eksperyment, kaprys, idealistyczna ucieczka od rzeczywistości, tylko autentyczna potrzeba, konieczność nawet, jedyne wyjście, w zasadzie brak wyboru. Jest tak rozdarta pomiędzy swoimi rozdętymi ambicjami a skurczonymi możliwościami, że chyba nigdy nie uda jej się tych światów połączyć w jakimś kompromisie...[/quote] Rozpłakała się. Powiedziała, że byłbym dobrym psychologiem (odgadłem jej uczucia), po czym "przykro mi, ale najlepiej byłoby mi teraz samej. Kiedy ktoś pojawia się w moim życiu, to zaczyna mi przeszkadzać to, że muszę się z kimś sobą dzielić". Żeby nie tworzyć nieskończonego postu, podam w punktach najważniejsze kwestie, ktore jej powiedziałem: - Mam taką filozofię, że jak się kogoś kocha, to trzeba mu pozwolić także odejść, jesli tego potrzebuje. Podkreśliłem jednak, że nadal ją kocham i nie chciałbym się z nią rozstać, ale widzę, że ona tego potrzebuje. - Powiedziałem, że czułbym się lepiej gdybym coś zepsuł. Przerwała mi w tym momencie, że ona wie, że to przez jej chorobę - nazwała to!!! )) - Mając świadomość, że to moze byc OSTATNIA okazja by ja przekonać powiedziałem, że to moze być jej jedyna tak dobra okazja by od początku do konca mieć pełna kontrole nad problemem i zmierzyć sie samemu z tym - na jej warunkach, tak jak ona tego chce. - Powiedziałem, że jest niesamowita i ma prawo byc szczęśliwa na zasadach jakie uzna za słuszne, ale musi o siebie zawalczyć (zadziałało). Co mnie zszokowało, że chyba ani razu jeszcze z taką swobodą nie rozmawialiśmy o tym wszystkim (bulimia, depresja). Wręcz z lekkością. Mamy termin w przyszłym tygodniu, idziemy razem. Póki co w tajemnicy przed jej rodziną, ale liczę, że to się zmieni wkrótce! Przede wszystkim czuję, że naprawde ją "odciążyłem" i dałem namacalne poczucie zrozumienia. Nie ma presji "bycia dziewczyna" a nie została z tym wszystkim sama! Sama nawet zażartowała(!), że znowu w "konspiracji", bo jak zaczynaliśmy sie spotykać, to też w tajemnicy. Powiedziała nawet "do trzech razy sztuka, zobaczymy co jeszcze tak zrobimy". Nie czuję żalu, to chyba była najlepsza możliwa opcja, tylko czekać na wizytę.Nie robię sobie nadziei, bo to wszystko przez ostatnie tygodnie i tak bardzo ucierpiało, wiec tylko sie cieszyć, że sie odważyła! Na koniec powiedziała "dziękuję Tobie". [/justify] [color=#009900]Dołączam posta do istniejącego wątku, bo nie ma żadnego powodu do rozpoczynania nowego - s.[/color] Edytowane przez sigma dnia 26/05/2015 00:15 |
|
|
Nix |
Dodany dnia 26/05/2015 08:58
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Gratuluję, właśnie pomogłeś dziewczynie postawić pierwszy krok na drodze do zdrowia. Długa ta droga przed nią, ale życzę powodzenia i mam nadzieję, że wszystko się poukłada
[b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 03/06/2015 11:55
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
[justify]Dobrego złe początki, czyli czas dokończyć historię, którą zacząłem. Przynajmniej dotychczasowy rozdział. Przyznam szczerze, że nie mam potrzeby dzielenia się tym, ale historia może kiedyś komuś pomóc. Zgodnie z poprzednimi wpisami, Wyjątkowa miała w miniony poniedziałek wybrać się ze mną do psychoterapeuty. Od soboty zaczęły się pierwsze wymówki. "To głupie się spotykać kiedy się rozstaliśmy, co inni pomyślą". Ostatecznie stchórzyła i oznajmiła, że musi sama pójść do specjalisty i "kiedyś" to zrobi. Nie uwierzyłem jej. Boi się zadzwonić z pytaniem o dodatkowe lekcje, a co dopiero do specjalisty by uzyskać pomoc, czyli coś co jest dla niej oznaką największej słabości, na którą ją nie stać. Mimo tego poszedłem na wizytę aby zapytać co zrobić, a raczej upewnić się czy moja decyzja będzie słuszna. Usłyszałem coś bardzo ciekawego. Otóż, że wciągnąłem się w to wszystko zbyt mocno i próbuję zrobić coś niemożliwego, a więc trudny problem rozwiązać w przyjemny sposób. Tego samego dnia umówiłem się z jej bratem, moim wieloletnim przyjacielem i o wszystkim mu opowiedziałem. I co? ULGA. Okazuje się, że od dawna cała rodzina podejrzewała, że coś się dzieje, tylko bardziej obstawiali anoreksję. Nie spodziewali się tylko, że wszystko ma już taki poziom zaawansowania. Uważam, że zachowali/zachowają się wręcz wzorowo. Postanowili nie podejmować żadnych działań przez najbliższe dwa tygodnie (do zakończenia roku szkolnego), a po tym czasie nastąpi rozmowa z nią (być może w obecności specjalisty). Być może posypią się na mnie gromy, że nie uszanowałem jej decyzji, ale coś mi w środku mówi, że nigdy by się nie zwróciła o pomoc, a jeśli już, to w momencie kiedy wszystko zaczęło by zagrażać jej życiu/zdrowiu... Przeraża mnie to, że za dwa tygodnie stanę się jej wrogiem numer jeden, ale wierzę, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, to zrozumie dlaczego podjąłem tę decyzję. Tysiące razy słyszałem/czytałem, że decyzja musi wyjść od samego chorego i nikomu nie można pomóc na siłę. Uważam jednak, że czasem trzeba zrobić coś co niekoniecznie będzie przyjemne dla kogoś nam bliskiego. Zwłaszcza, że człowiek nie jest tytanem i czasem trzeba mu pomóc wstać na dwie nogi by resztę kroków zrobił sam. Zresztą, jeśli naprawdę zamierzała (jak deklarowała) porozmawiać z rodzicami, to dwa tygodnie są sporą ilością czasu, inaczej okaże się, że miałem prawidłowe przypuszczenia. Jej zachowanie bardzo mi przypomina kogoś uzależnionego. To będzie bolesne, ale wyjdzie jej na dobre. Jej rodzina popełniła błędy jak każda, ale to dobra i mądra rodzina. Trzymajcie kciuki.[/justify] |
|
|
martyna |
Dodany dnia 03/06/2015 12:12
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
A ja Ci pogratuluję zarówno wizyty u terapeuty by porozmawiać jak i podzielenie się z tym z rodziną. Co do niej to było przewidywalne że nie pójdzie do specjalisty i niestety rodzina tez bedzie bezradna jak sama nie zrozumie, że powinna się leczyć. A co bycia wrogiem, po latach zrozumie Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
Eddard |
Dodany dnia 03/06/2015 13:00
|
Rozgrzewający się Postów: 27 Data rejestracji: 12.05.15 |
[quote][b]martyna napisał/a:[/b] A ja Ci pogratuluję zarówno wizyty u terapeuty by porozmawiać jak i podzielenie się z tym z rodziną. Co do niej to było przewidywalne że nie pójdzie do specjalisty i niestety rodzina tez bedzie bezradna jak sama nie zrozumie, że powinna się leczyć. A co bycia wrogiem, po latach zrozumie [/quote] Ciągle tylko mam taki strach, że tym wszystkim tylko pogłębię jej problemy, ale tak naprawdę to jest tragiczny wybór, bo jakbym zataił, to tak by się pogorszyło wszystko. Czuję, że jeszcze to wszystko będzie długo we mnie siedziało, bardzo długo... To straszne, że za te dwa tygodnie stanę się kimś tak znienawidzonym. Moralność mi mówi, że nie miałem żadnego prawa "donosić" zwłaszcza o czymś tak intymnym i osobistym, ale rozum mi mówi, że nie wolno czekać aż się "odpowiednio pogorszy". [b]Żadna choroba, także psychiczna, nie jest sprawą całkowicie własną osoby, która choruje.[/b] Mam tylko nadzieję, że jej rodzina stanie na wysokości zadania... Edytowane przez Eddard dnia 03/06/2015 13:34 |
|
|
Nix |
Dodany dnia 03/06/2015 14:45
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
To była bardzo odważna i dojrzała decyzja. Podziwiam Cię, bo sama nie potrafiłabym chyba tego zrobić. Pokazałeś, że zależy Ci przede wszystkim na jej zdrowiu i życiu. O ile nie dokonałam nadinterpretacji, to się rozstaliście. Przykro mi z powodu Twojego bólu. Ale wiedz, że wszystko się ułoży i jeszcze zaznasz w życiu szczęścia. W każdym razie - powodzenia [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
Strona 1 z 2: 12
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Kompulsywne objadanie/Bulimia | Zaburzenia odżywiania | 3 | 09/07/2020 21:10 |
Jak sobie poradzić w związku z CHAD | Przedstaw się | 4 | 24/04/2020 19:04 |
Anoreksja, Bulimia, Ortoreksja, Jedzenie kompulsywne | Przedstaw się | 1 | 02/04/2018 15:32 |
Bulimia w związku, co robić? | Zaburzenia odżywiania | 4 | 08/01/2018 18:14 |
anoreksja/ bulimia błędne koło... | Zaburzenia odżywiania | 5 | 07/12/2017 21:47 |