25 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
1 tydzień Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
4 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
9 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia odżywiania
 Drukuj temat
chęć do życia
Kati
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 10:41
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Piszę do Was, bo mam poważne pytanie. Czy Wam chce się żyć?..
Nie, może nie tak. Opowiem Wam, co mi się przydarzyło wczoraj. W wielkim skrócie, wyszłam do sklepu, wracając przechodzilam przez przejście dla pieszych, z jednej strony samochody stał, w tym tuż na przejściu dwa tiry, które zasłaniały wszystko, także wychodziłąm zza nich już na drugą połowę jezdni. Obejrzałam się w prawo, a tam.... rozpędzony do dużej prędkości tir, który nie miał szansy zatrzymać się, gdybym mu weszłą pod koła. Trąbił, dał po hamulcach, a ja miałam moment decyzji - krok w przód czy krok w tył. Jak widzicie był krok w tył.... Ale właśnie - przebłysk, który mnie do tego skłonił, to był cień mysli "mogę przeżyć"... to znaczy w ułamku sekundy oceniłam realne szanse na to, czy umrę. Nie, czy przeżyję. Zaraz potem, jak już była bezpieczna setka pretensji do samej siebie, że nie wykorzystałam takiej szansy i racjonalizacje - a, może i lepiej się stało, może akurat nie dzisiaj, bo okoliczności byłyby takie, że ktoś tam mógłby mieć wyrzuty sumienia... Rozumiecie?
To jest właśnie moje pytanie. Jak byłam chora, marzyłam o śmierci, wyobrażałam ją sobie na setki sposobów. Będąc w ośrodku podjęłam decyzję o życiu i myślę, że radzę sobie całkiem nieźle. Teraz wiem, że nie mam wyjścia... Liczę na łut szczęścia - że zachoruję, o, taka sytuacja jak wczoraj - ale nie robię sobie krzywdy, uczciwie, według reguł. Lecz nie ma we nie radości - ten wątek świat jest piękny to w dużej mierze po to, żebym sama sobie o tym przypominała. Wiecie, pierwszy pomysł miałam zatytułować go "życie jest piękne" - ale się wycofałam, bo to by było kłamstwo, a ja nie chcę kłamać. Źwiat jest piękny, to prawda....
Powiedzcie, czy to się kiedyś zmieni? Czy ja kiedyś będę w stanie cieszyć się, chcieć żyć? Czy to naprwadę tylko niedobór serotoniny, czy ja po prostu tak mam? Nienawidzę siebie za to cierpiętnictwo i wieczne malkontenctwo - z drugiej strony nie potrafię inaczej. Na ten moment nie potrafię. Dlatego śmiech mnie pusty ogarnia, jak piszecie o moim optymizmie. Ok, żyję, radę sobie, mam obowiązki i zobowiązania oraz niesamowicie silną potrzebę pomagania innym, dania czegoś z siebie.
Dziewczyny, napiszcie, jak u Was, bo mam wrażenie, że jestem z tym sama na świecie. Fachowcy kochani - kilka łow od Was, please. Czy to się zmieni? Czy muszę wykazać więcej cierpliwości? Czy po prostu pogodzić się z tym ,co jest? Co było pierwsze - bulimia czy niedobór serotoniny?
Aha, może jeszcze powinnam zaznaczyć, że nigdy nie brałam żadnych prochów. (a teraz drodzy psychiatrzy możecie mnie ukamieniowaćWink
Napiszcie proszę, co Wy na to. Do kitu z takim życiem bez chęci życia, bez nadziei,a wiem, że nie mogę inaczej i przy odrobinie pecha to jeszcze potrwa.... dzięki za wysłuchanie.
 
Perfidia
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 11:07
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Nie mam takich doświadczeń jak Ty, anie żaden ze mnie specjalista, ale mimo to wrzucę swoje 3 grosze.

Po pierwsze - sytuacja z tirem. Źwietnie Ciebie rozumiem Kati. Z jednej strony żyjesz bo "tak wypada", z drugiej strony gdyby istniała szansa, żeby po prostu odejść bez aktywnego udziału ze swojej strony nie odrzuciłabyś jej od tak bez namysłu. Marzenie o wypadku, albo śmiertelnej chorobie. Z jednej strony makabryczne, z drugiej bardzo ludzkie.

Po drugie - to, że w tej chwili nie czujesz tej radości życia, nie znaczy, że tak będzie zawsze. Nie warto szukac jej na siłę, bo czasem szukając gdzies daleko, przegapiamy, to co mamy pod własnym nosem. Z własnego doświadczenia powiem - szczęście bardzo często jest w zasięgu ręki, ale nie potrafimy go docenić do momentu aż pojawi się realna groźba, że je utracimy.

Pogodzić się? Mieć więcej cierpliwości? A może po prostu spróbować nauczyć się cieszyć z tego co się ma tu i teraz? Masz silną potrzebę dawanie z siebie - a czy wykorzystujesz ją jakoś? Bo z jednej strony to bardzo piękne i szlachetne, a z drugiej można szastać swoją chęcią pomagania na prawo i lewo, a przy okazji zaniedbać siebie. Może zamiast pomagać innym trzeba najpierw pomóc sobie?

Dam przykład. Są osoby, które zawsze są skłonne do wysłuchania czyichś problemów, oferują wsparcie, dobre rady. I robiąc to nie czują satysfakcji, że oto zrobiliśmy dobry uczynek, że dzięki nam ktoś inny poczuł się lepiej. Zamiast tego zaczynają wpadać w myślenie: no tak, poprawiłam komuś humor i samopoczucie, szkoda, że mi nikt tak nie potrafi pomóc. A może nikt nie wie, że taka osoba też potrzebuje oparcia?

Nie wiem czy to co napisałam ma jakiś sens, ale z tego co piszesz wynika dla mnie, że podejmując decyzję o życiu jednocześnie nałożyłaś taką maską "radzę sobie". Czasem przyznanie się do własnych słabości jest okazaniem wielkiej siły...
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Kati
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 12:35
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Dzięki Perfidia. Nie, nie mam maski. Właśnie to jest zmiana w porównaniu do poprzedniego życia: mówię, że sobie nie radzę, mam osoby, które w realnym świecie proszę o wsparcie, jak jest mi źle, marudzę itede. Nie zgrywam supertwardziela. A pomagam tym, którym jest ewidentnie gorzej ode mnie. Faktycznie, w porównaniu z dziewczynami w czynnej bulimii czy anoreksji, w porównaniu z alkoholikiem, któy jeszcze nie uznał swojej bezsilności wobec alkoholu - radzę sobie. Bo ja już tego nie robię. I z nimi dzielę się nadzieją, że można przestać, bo skoro mnie się to udało, dlaczego nie miałoby się im nie udać?
Daję z siebie tyle, na ile w danym momencie jestem gotowa - dlatego w takie działania, jak Wasze włączam się teraz, a nie rok temu. Wcześniej pomagałam w innych miejscach, zupełnie nie związanych z moimi własnymi problemami. A jeszcze wcześniej przez ponad pół roku skupiłąm się tylko na swojej terapii i tylko pracowałąm na swoje utrzymanie. Żadnych działąń pomocowych. Teraz nie robię z tego wielkiego halo, po prostu jestem, na ile potrafię, nie tylko dla siebie ale też dla innych. I często zastanawiam się, kto na tym więcej zyskuje, bo czerpię z tego ogromną siłę i dużo pozytywnej energii. Cieszę się tym. Poza tym, gdzieś tam mocno wierzę w równowagę między dawaniem i braniem. Dużo dostałam - dalej dostaję - od innych, to i ja dużo daję innym, wcale niekoniecznie tym samym osobom. Wiem, czuę to, że jestem teraz na tyle silna, że nie muszę tylko oczekiwać pomocy i ją brać, że mogę też dawać. I tak jest w porządku.
Gorzej, że faktycznie nie doceniam tego, co mam wokół siebie - rodziny, pracy, swoich zdolności. Wiem, że to mam ale mnie to nie cieszy. Raczej traktuję to wszystko jako zestaw obowiązków. I bardzo się za takie podejście nie lubię, co z kolei nie poprawia mi nastroju.
Najważniejsza dla mnie byla pierwsza część Twojej odpowiedzi, [b]Perfidia [/b]- że to, że chcę umrzeć [b]też [/b] jest ludzkie. Za to dziękuję.
 
Nadzieja
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 12:43
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

Kati powiem Ci szczerze,że ja też żyję z przymusu, gdy moja depresja była silna bardzo często własciwie bez przerwy myslałam o samobójstwie 3 razy byłam bardzo blisko...
Też przelatywały mi myśli co by nie cofnąc sie przed samochodem,ciągle liczę na ten łód szczęścia, tak nadal liczę: moze wypadek, choroba czy inny dla mnie szczęsliwy zbieg okoliczności.Wiem to jest wygodnictwo i zrzucanie problemu na innych, pospolite tchórzostwo,bo przeciez dużo nie trzeba żeby to zrobić.Mam te mysli mimo że staram się walczyć sama z sobą i z chorobą,przecież poszłam na terapię to niby szukam pomocy,chodze do lekarza łykam znienawidzone prochy, ale prawda jest taka,że chce umrzec i to jak najszybciej,te mysli znowu nachodza mnie coraz bardziej,żeby coś sobie zrobic i raz na zawsze wszystko zakończyć, potrzebuje trochę odwagi, przecież i tak wszystko jest bez sensu...
Edytowane przez Nadzieja dnia 25/07/2009 12:44
[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
Kati
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 15:54
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Nadi, nie mów tak. To tylko zły dzień. Wiem, że można tak myśleć i tak czuć ale potem to mija. Napiszę więcej - potem.
 
Kati
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 22:56
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[b]Nadi[/b], obiecałam, że jeszcze napiszę, teraz mam chwilkę. Napisałaś [quote]prawda jest taka,że chce umrzec i to jak najszybciej,te mysli znowu nachodza mnie coraz bardziej,żeby coś sobie zrobic i raz na zawsze wszystko zakończyć, potrzebuje trochę odwagi, przecież i tak wszystko jest bez sensu... [/quote]
Nie wiem, czy pamiętacie, jak niedawno pytałam Was o radę w sprawie swojej przyjaciółki - chorej na depresję, z F10.2 przy okazji. Pamiętam, jak ona całkiem niedawno próbowała się zabić. Jak mówiła bardzo podobne do Ciebie, Nadi słowa i realnie wprowadzała je w czyn. Naprawdę byłam wtedy bliska uwierzenia jej, że nie chce żyć i że my jej robimy wszyscy okropne świństwo, zmuszając ją do ciagnięcia swojej marnej egzystencji. I wiesz co, dostałam dziś od niej maila. Może nie wszystko jest jeszcze idealne, jednak ma niesamowity power do życia, powrót do pasji i zainteresowań, radość z pracy. Nawet jeśli teraz to jest przerysowane, wahadełko jest odchylone za bardzo w kierunku euforii - ona chce żyć i to bardzo! Dlatego Nadzieja, take it easy, zobaczysz, będzie lepiej. Trzymaj się tego, co pisze [b]Czerń[/b]Smile
Natomiast u mnie jest to o tyle inne, że ja nie mam w tej chwili depresji, a to moje nieżycie/niechętne życie wygląda mi na stan chroniczny. Jak długo pamięcią nie sięgnę, nie było u mnie miejsca na radość i spontan. Także orzę (oram?..) trochę na ugorze szczerym i nieruszanym. I czasem mam wrażenie, że robię to takimi dziecinnymi grabkami, zamiast porządną broną i bardzo powoli i opornie mi to idzie... Zmęczenie z kolei nie pomaga w spontanie, nie? A może ja po prostu jestem niecierpliwa i tak około siedemdziesiątki doczekam się tego parcia na życie - wtedy przeszczepy, operacje plastyczne i młody mąż, hehe.
Czerń, ja jestem pod realną opieką, inaczej bym Wam przecież takich rzeczy nie pisała, bo to by było bezsensowne obciążanie osób, które przecież nie mogą pomóc - ale dzięki za kopniakaSmile
No to jak to jest z tą serotoniną? Czy ja ją kiedyś sobie zrobię? A może to te chmury?...
 
Artystyczna Dusza
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 25/07/2009 23:33
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Tak się składa że ja jestem w terapii i bywało że miałam lepsze chwile w życiu niż obecnie.Bywało tak że miałam w sobie niespożyte siły energii i tą radość którą ma człowiek kiedy jest szczęśliwy.Czułam się dobrze ze sobą i to co myślą czy mówią inni mnie nie obchodziło.Od jakiegoś czasu znów nie mam motywacji aby żyć.Moje życie mnie nie cieszy wcale-powiem więcej-wydaje mi się że to taka wegetacja i czekanie na to kiedy przyjdzie śmierć i mnie zabierze.Już nawet powiedziałam w domu żeby mnie spalili jak umrę...
W sumie kiedyś było gorzej-myślałam nad tym co zrobić żeby pozbawić siebie możliwości życia i nawet miałam pewne zamiary ale na szczęście ich nie zrealizowałam.Teraz jest lepiej i cieszę się tym chociaż w sumie moje życie wydaje mi się beznadziejne.Wierzę że kiedyś będę miała chęć tak na prawdę żyć-bardzo tego pragnę i bardzo bym tego chciała- tutaj właśnie przypomniała mi się pewna piosenka którą przyniosła do posłuchania jedna dziewczyna na terapię na oddział dzienny.Pozwólcie że wkleję tutaj tekst tej piosenki może komuś jej słowa dadzą do myślenia tak jak mnie kiedyś.:

[b]BĄDŹ JAK PTAK[/b]

[i]Życie jest piękne,
choć to jedno tylko masz.
Życie jest piękne,
daj mu szansę póki trwa.
To nie prawda, że nikt
nie czeka na twe ręce.
To nie prawda, że nic
nie zdarzy się więcej.

Życie jest piękne,
więc mu nie daj obok przejść.
Życie jest piękne,
nawet jeśli źle.
Tam, gdzie piołun, jest miód,
gdzie światło jest i ciemność.
A kto czeka na cud
przegapi swe niebo.

Bądź jak ptak.
Bądź jak ptak, co wolny jest.
Bądź jak ptak.
Życia nie bój się.
Bądź jak ptak.
Bądź jak ptak - nad niebo wzleć.
Ty bądź jak ptak
- nie bój się.

Życie jest piękne,
tylko uwierz w siebie sam.
Życie jest piękne,
te trzy słowa innym daj.
Niech się uczą jak ty:
Co było - już nie wraca.
A przez rozpacz i łzy
nie widzi się świata.

Życie jest piękne
i dlatego warto żyć.
Życie jest piękne.
Za nadzieją tylko idź.
Niech nie będzie ci żal,
że ziemią twoje miejsce.
Niech poniesie cię w dal
skrzydlate twe serce.
[/i]
słowa: Grażyna Orlińska
muzyka: Mirosław Jędrowski, Zbigniew Lemański

Bardzo chciałabym mieć w sobie tyle optymizmu by tak właśnie postrzegać życie.Myślę że przyczyną tego że tak nie jest i że nie chcę żyć jest to że boje się życia i nie mam żadnego sprecyzowanego celu-czegoś do czego mogłabym dążyć.Nie wiem jakoś tak czuję się niepotrzebna chociaż wiem że tak nie jest.Niemniej jednak wydaje mi się że z mojego życia nie mam pożytku ani ja ani inni.
 
http://monia-art.blogspot.com/
Kati
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 25/08/2009 09:49
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Cytat ze strony "przyjaciółki any" "W czawartek jestem już zapisana na wizytę u psychologa. Mam nadzieję, że w końcu pomogą mi wygrać z Miją. Nie martwcie się ni zrezygnuję z Any. Zawsze będę motylkiem." Emotikony sobie darowałam. Czy w takim wypadku w ogóle jest sens chodzić na terapię? Potem rozmawiam z dziewczyną, która mi mówi "Leczę się z bulimii od ośmiu lat, najlepsi specjaliści mi nie pomogli." No jasne, a jak mogli pomóc?...
 
Perfidia
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 25/08/2009 09:59
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Heh, znam ten blog... Z jednej strony - taka terapia nie jest wiele warta - zakładanie, że będzie się walczyć tylko bulimiczną stroną problemu, najprawdopodobniej na zasadzie przemilczania strony anorektycznej. Ale z drugiej strony - terapeuci nie są tacy naiwni jak o się niektórym wydaje, na pewno nie wszyscy. Myślę, że jest spora szansa, że psycholog wyciągnie z niej cały problem. Bo przecież one nie istnieją w niej oddzielnie - wykiełkowały na tym samym gruncie i dotyczą jednej osoby, Fakt - przy takiej motywacji szanse na powodzenie są marne, ale są.

Oczywiście zwalanie całego problemu na lekarza czy terapeutę to normalne. Jeżeli ktoś opisuje swój przypadek jako beznadziejny zawsze mam chęć zapytać się ile tak na prawdę dali z siebie w czasie terapii. "Leczyć" można się 8 lat, z czego 7 i pół bez zaangażowania, bez przekonanie, bez zrozumienia co to w ogóle jest terapia.

Tutaj pojawia się jeszcze jedna ważna kwestia - jak mało motylki wiedzą o swoich muzach.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Starbuck
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 25/08/2009 23:36
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 45
Data rejestracji: 22.07.09

[quote][b]Kati napisał/a:[/b]
Najważniejsza dla mnie byla pierwsza część Twojej odpowiedzi, [b]Perfidia [/b]- że to, że chcę umrzeć [b]też [/b] jest ludzkie. Za to dziękuję.[/quote]

Dziewczyny, jasne ,ze myślenie o śmierci jest jak najbardziej ludzkie. W końcu jest ona nieuchronna częścią naszej egzystencji i szczerze, nie bardzo wierze osobom, które twierdzą ,ze o niej nie myślą albo nie maja obaw z nią związanych. To, o czym traktuje ten watek jest myślę bardzo bardzo ważną, jeśli nie najważniejsza częścią każdego z nas, problemy egzystencjalne (czy żyć, jak żyć, kim jestem?) to chyba najgłębsza sfera naszej psychiki. Ja w swojej terapii tez obecnie przerabiam ten temat, a jak wiemy, nie jest łatwo. Łatwiej jest nie myśleć o tym, oddać się wirowi obowiązków, pracy, zabawy , nałogów itp. Dziewczyny, to, że myślicie o tym świadczy jedynie o waszej dojrzałości i wrażliwości, nie dajcie sobie wmówić, że to coś złego,że to nie jest ludzkie!
Ciężko o rady w tym temacie, ale ze swojej strony polecam wam poczytanie książek Irvina Yaloma, to znany terapeuta pracujący głównie właśnie w nurcie egzystencjalnym, może odnajdziecie w jego książkach coś dla siebie Smile.
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
Dzieci sensem życia? Dzieci 19 16/02/2022 04:36
z życia wzięte Humor 106 19/04/2020 14:55
CHAD niszczyciel życia Choroba afektywna dwubiegunowa 30 21/10/2016 22:19
27 lat życia z maniakiem Przedstaw się 7 09/12/2015 20:50
Historie życia osób psychotycznych z perspektywy narracyjnej teorii tożsamości Schizofrenia 7 08/08/2014 21:37

51,684,391 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024