Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Schizofrenia
Emocje wyrażone
|
|
Brego |
Dodany dnia 10/11/2014 21:32
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Zanim przejdę do tego o czym chcę napisać, to przyznam się do tego, że od jakiegoś czasu lubuję się w czytaniu literatury z kręgu psychiatrii. Nie jestem w żaden sposób związana z tym zawodowo, uczę się w zupełnie innym kierunku, w związku z tym czasem czytając różne książki średnio rozumiem wszystkie pojęcia. A teraz do rzeczy: w jednej z książek od psychopatologii (taka gruba, zielona ;p) w rozdziale poświęconym schizofrenii i różnych hipotezach dot. przyczyn rozwoju tego zaburzenia pojawiło się pojęcie "emocji wyrażonych". A mianowicie, pojawia się zdanie stwierdzające [u]duży[/u] ich poziom w rodzinach osób, które potem zachorowały... Czytając dalej jest doprecyzowane, że chodzi głównie o wrogość i nadopiekuńczość...czyli w sumie jakieś takie ambiwalentne kompletnie. Zastanawia mnie to w kontekście innych badań, które mówią o tym, że osoby chorujące mają ogólnie większą trudność w rozpoznawaniu emocji... ([url]http://www.psychiatriapolska.pl/uploads/images/PP_6_2011/Jaracz55_Psychiatria_Polska_6_2011.pdf[/url] Czy jest to właśnie związane z tym, że wysoki poziom tych "wyrażonych", negatywnych emocji sprawia, że potem np. emocje innych ludzi łatwiej interpretuje się przez ich pryzmat? Tzn. np. czyjś strach mylnie interpretuje się jako np. gniew i wrogość? Ciekawi mnie to jakoś, bo w ogóle ta choroba ma jakąś aurę "tajemniczości". Logika wskazywałaby raczej na to, że trudności w rozpoznawaniu emocji spowodowane mogą być raczej ich deficytem niż nadmiarem. Więc ta teza o ich wysokim poziomie jakoś mnie tak zastanawia... W sumie to mam też jakąś wątpliwość czy w ogóle powinnam poruszać ten temat na forum, bo to są pewnie dla niektórych osób tutaj, zwłaszcza samych chorujących bardzo intymne kwestie. Więc zaznaczę tylko, że nie chcę od kogoś na siłę otrzymywać odpowiedzi, a raczej tak się głośno zastanawiam, bo temat emocji często przewija się w przy wielu różnych zaburzeniach i sama w sumie też mam z tym problem... Jakby to pytanie doprowadziło może nawet do jakiejś ogólnej dyskusji na przykład nt. tego ile z naszych emocji wynieśliśmy z domu i jaki to może mieć wpływ na nasze życie, to też byłoby ciekawie, czemu nie. [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 16/11/2014 22:41
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dzięki Brego za ożywienie trochę działu schizofrenia W mojej rodzinie ze strony ojca był nadmiar wrogości, a ze strony mamy nadmiar opiekuńczości (w delikatnym uproszczeniu oczywiście). To zapewne nie jedyne emocje jakie miały miejsce w moim domu rodzinnym, ale już jako dziecko miałam problem w wyrażaniu emocji, byłam taką grzeczną, przykładną, niesprawiającą problemów dziewczynką, która ma swój świat i która w dowolnym momencie potrafi się odciąć od emocji, danej sytuacji, zderealizować i sprawić, że na poziomie emocjonalnym jest zamrożona i nieobecna. Chroniło mnie to przed zalewem bezradności, bezsilności, rozpaczy i smutku bez dna. Nie wiem, czy teraz po diagnozie schizofrenii i po 11 latach walki z nią mogę powiedzieć, że umiem w 100% nazywać i wyrażać swoje emocje, u mnie w domu nie ma po prostu takiego zwyczaju. Rozmawiamy głównie o faktach, o tym, co się stało, o tym, co mamy do zrobienia, ale nie o emocjach. Z domu rodzinnego wyniosłam głównie nieczucie i zamrożenie, derealizację. Teraz dość często czuję radość, zdarza mi się powiedzieć, że jestem z siebie dumna, po większości czuję emocje pozytywne, negatywne zdarza mi się czuć rzadziej. Może dlatego, że czucie nadmiaru negatywnych i nieradzenie sobie z nimi prowadzi dla mnie w linii prostej na terapię Zachęcam też inne osoby do podzielenia się swoimi doświadczeniami, w ogóle ciekawi mnie sam termin "emocje wyrażone", bo... przypomina, że emocje jednak należy wyrażać "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
Brego |
Dodany dnia 17/11/2014 00:31
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Dziękuję Ci Girl za Twoją wypowiedź, naprawdę wiele wnosi do tego tematu Zwróciłam szczególnie uwagę na to co napisałaś: [quote] ale już jako dziecko miałam problem w wyrażaniu emocji, byłam taką grzeczną, przykładną, niesprawiającą problemów dziewczynką, która ma swój świat i która [b]w dowolnym momencie potrafi się odciąć od emocji, danej sytuacji, zderealizować i sprawić, że na poziomie emocjonalnym jest zamrożona i nieobecna. Chroniło mnie to przed zalewem bezradności, bezsilności, rozpaczy i smutku bez dna[/b].D[/quote] To dla mnie ciekawe, bo sama u siebie zauważam podobną zależność. Że często próbuję zapobiec jakiemukolwiek odczuwaniu, emocjom i że jest to chyba właśnie formą ucieczki od ich nadmiaru... Co prawda schizofrenii nikt u mnie nie stwierdził (jak dotąd ), ale widzę u siebie takie przełożenie, że jeśli sama czuję się obco i niepewnie w danym środowisku, to innych ludzi z automatu odbieram jako bardzo zagrażających. To trochę jak w piosence Doorsów: "People are strange when you stranger, Faces look ugly when you're alone". ;P I tak sobie myślę, że to jaką postawę wobec świata (bardziej ufną, otwartą vs. nieufną, asekuracyjną) wynieśliśmy z rodzinnego domu może mieć spory wpływ na to jak będziemy interpretować zachowania innych ludzi. Że najpierw trzeba być samemu tym "strangerem" i wtedy te twarze wydają się być bardziej wrogie i straszne. Tylko, że to wszystko bardzo często kwestia mylnych interpretacji, po prostu... Bo one często tylko [u]wydają[/u] się takimi być. Cieszę się, że Tobie mimo tych trudności udaje się i odczuwać, i wyrażać te emocje To świadczyć może tylko o tym, że wszystko jest do przeskoczenia i wypracowania. [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 18/11/2014 00:15
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Nie wiem, na ile będę mogła się ustosunkować do Twojej wypowiedzi Brego, ale chciałabym napisać głównie o swoim stosunku do świata i ludzi - czasem jest tak, że nie tylko ludzi, ale też świat wokół odbieram jako zagrażający, nieprzyjazny, świat, w którym zamiast oczekiwać bezpieczeństwa i wielu miłych, przyjemnych rzeczy to ja oczekuję aż... dostanę w łeb, aż ktoś mnie oszuka, czy zrobi mi krzywdę. Nie wiem, na ile jest to wyniesione z domu rodzinnego, z rodzinnych przekonań. Do tej pory panuje u mnie w domu przekonanie np. nie chodź po ciemku, bo to niebezpieczne. Od takich oczekiwań krótka droga do urojeń ksobnych, prześladowczych, do lęków w sytuacjach społecznych, czy chociażby na ulicy. Zdarza mi się wypracować przekonanie, że świat na ogół jest bezpieczny, że mam prawo być, istnieć, iść ulicą nawet po ciemku, ale bywa też, że lęk bierze górę i jestem wtedy nerwowa, boję się każdego szumu liści i szczeknięcia psa. Dzięki Brego za ciekawą dyskusję, może pociągniemy ją dalej? W sumie jestem ciekawa, co jeszcze się z niej wywiąże "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
Nix |
Dodany dnia 18/11/2014 11:57
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1056 Data rejestracji: 13.11.14 |
Emocje to bardzo bliski mi temat, bo aktualnie się z nimi mierzę, tzn. próbuję. Nie potrafię radzić sobie ani z emocjami pozytywnymi ani negatywnymi. Nie mogę się przez nie przegryźć. Tak naprawdę NIC mnie jeszcze w życiu nie ucieszyło. Świetne oceny, sukcesy w rozmaitych szkolnych przedsięwzięciach, dostanie się do dobrego liceum, dobrze zdana matura, fenomenalne wyniki na studiach (dodam, że to były dwa kierunku filologiczne), wspaniałe prace dyplomowe, dyplomy na pięć, studia doktoranckie we wspaniałym miejscu, wyjście za mąż.... Żadna z tych rzeczy nie wywołała we mnie niczego poza wzruszeniem ramion, tekstem: "zawsze można lepiej/więcej/bardziej" oraz "no, to teraz się zacznie". Emocje negatywne za to towarzyszyły mi zawsze, choć w pewnym momencie przestałam je rozróżniać. Wszystko się zatarło i odnoszę wrażenie, że na dłużej pozostały dojmująca rozpacz, paraliżujący strach i pogłębiająca się frustracja. A po nich - nic. Ogólnie - negatywne emocje. Ale jakie...? Nie wiem. Zobojętniałam. Nauczyłam się mówić z uśmiechem o rzeczach strasznych - tak, jakby mnie nic zupełnie nie ruszało. Straciłam empatię. Dziecięcy ból, cierpienie zwierząt... Nic, zero. A kiedyś, jeszcze kilka lat temu, płakałam nad dziećmi w domach dziecka, hospicjami i bezdomnymi ludźmi i zwierzętami. Widok kogoś w potrzebie kończył się potokiem łez. Coś się stało z moimi emocjami. Może było ich za dużo, mózg sobie nie radził i urządził wszystko tak, jak teraz? Nie wiem. Kilka tygodni temu skorzystałam z możliwości bezpłatnej konsultacji w jednym z gabinetów psychoterapii. To psychoterapeutka zwróciła mi uwagę na ten problem z emocjami, że mówię o rzeczach absolutnie strasznych, a jestem przy tym urocza i się uśmiecham. Jakbym mówiła o kociętach albo udanym pikniku w parku. Zdębiałam. Zwłaszcza wtedy, gdy dodała, że odsuwanie od siebie emocji negatywnych oznacza także pozbywanie się pozytywnych. Czy ma coś z tym wspólnego dom rodzinny...? Na pewno. Tak samo jak dręczenie ze strony rówieśników, brak społecznej akceptacji, bulimia, zdiagnozowane kilka lat za późno Hashimoto i pozostawanie na uboczu (na studiach nauczyłam się za to sprawiać wrażenie towarzyskiej, otwartej i mówiącej o sobie dużo. Nie o emocjach, nie o tym, co wewnątrz. Mówić dla samego mówienia). "Emocje wyrażone" są więc moim marzeniem i celem dążenia. Chcę w końcu czuć normalnie. I przepraszam za obszerność tego posta. Poniosło mnie chyba. [b][i]Ale z przeszkodami jest tak jak z pokrzywą - trzeba je uchwycić i wznieść się ponad nie[/i][/b] |
|
|
Ustinja25 |
Dodany dnia 01/01/2015 20:08
|
Rozgrzany Postów: 60 Data rejestracji: 27.12.14 |
Ciekawi mnie jak to się ma do każdego z jej postaci... Bo przecież choroba ta ma kilka podzałów i postaci... W katatonicznej występuje raczej brak emocji i reakcji na to co chorego otacza czy na bodzce z otoczenia co na przykład nie występuje w innych podziałach. [url=www.bryk.pl/wypracowania/pozostałe/psychologia/18567-schizofrenia_rodzaje_i_kryteria_diagnostyczne.html]Link[/url] Edytowane przez Ustinja25 dnia 01/01/2015 20:11 |
|
|
niemanieba |
Dodany dnia 01/01/2015 21:25
|
Rozgrzewający się Postów: 35 Data rejestracji: 27.11.14 |
ponoć nie ma dwóch takich samych schizofreni
tylko z głową w koronach drzew można przeżyć chodzenie na wysokości korzeni -ja |
|
|
Brego |
Dodany dnia 01/01/2015 21:42
|
Finiszujący Postów: 412 Data rejestracji: 04.09.14 |
Sądzę, że jakiekolwiek badania nie były robione u pacjentów w ostrej fazie choroby, a jedynie po zapanowaniu nad głównymi objawami ( jak ktoś zna warunki przeprowadzania takich badań, to proszę by sie wypowiedział i ewentualnie skorygował). No ale mi się wydaje tak na chłopski rozum nawet dość wątpliwe, by np. katatonik w fazie zaostrzenia objawów dał radę wykonać jakikolwiek test. Zresztą, to się tyczy chyba schizofrenii każdego typu. A pewna grupa objawów jest wspólna dla wszystkich chorych. Jeśli nie jest sprecyzowane dla jakiego dokładnie typu choroby występuje ta prawidłowość - to zakładam, ze dla wszystkich. Zreszta, dalej pojawia się hipoteza, jakoby właśnie ta dysfunkcja prowadziła do rozwoju choroby. A do jakiej postaci ona wtedy wyewoluuje to już pewnie suma wielu innych czynników. Pewnie, że nie ma dwóch takich samych przypadków. ale jak się pominie pewne subtelne różnice, to można zauważyć też podobieństwa. Tak myślę. EDIT: Nie wiem czemu dopiero teraz miałam czas to sprawdzić, ale w powyższym badaniu chodzi o [u]schizofrenię paranoidalną[/u]. Nasilenie objawów w próbie badanych jest też podane. Nie wiem czy dla innych typów schizofrenii były robione podobne badania i czy prowadzą do podobnych wniosków. Nix, jeśli chodzi o zab. odżywiania to ostatnio przeglądałam artykuł, gdzie zauważono podobne tendencje wśród chorujących na ED, przy czym inaczej wygląda to w bulimii, a nieco inaczej w anoreksji. Edytowane przez Brego dnia 06/01/2015 20:21 [i]Istnieje taka cierpienia granica, za którą czekać może już tylko spokój...[/i] |
|
|
Espresso27 |
Dodany dnia 03/02/2019 08:55
|
Finiszujący Postów: 233 Data rejestracji: 02.11.16 |
To o czym tutaj pisał Brego to tylko czynnik sprzyjających zachorowaniu nie jest główną przyczyną. U mnie początkowo tych emocji było mało, jako małe dziecko zawsze byłam bardziej za matka i tak jest do dnia dzisiejszego. Jest mi potrzebna jak powietrze do życia. Kiedy w domu wybuchały awantury zawsze biegłam do mamy a że moja mama była obiektem ataków to przypadkowo obrywało się i mi moja mama żeby zapobiec takim wypadka wyganiała mnie do pokoju i zawsze kazała bratu zamknąć drzwi. Po którymś razie po prostu przestałam czuć. Chodziłam nieobecna i popadłam w świat własnych marzeń. Podejrzewam u sobie (ptsd) oczywiście nieleczone bo pojęcie to w tamtych czasach było czyms zupełnie nowym. Teraz natomiast oprócz lęku nie ma we mnie nic. I to co jeszcze pamiętam to już od małego dziecka źle reagowałam na krytykę i już wtedy byłam bardzo wrazliwa, jak dostawałam jedynki czy pani w szkole na mnie krzyczała zawsze wybuchałam płaczem dlawiło mnie od wewnątrz, później zaczęłam pisać poezję w gimnazjum pomagało mi się to wyrazić a od 2011 stopniowo popadłam w anhedonie straciłam możność pisania i odczuwania, przestał mnie świt zachwycać.
Edytowane przez Espresso27 dnia 03/02/2019 09:04 |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
ED a emocje...jak sobie z nimi radzić? | Zaburzenia odżywiania | 13 | 03/09/2013 13:31 |
Twórcze emocje | Psychoterapia | 24 | 23/07/2012 20:48 |
Lista słów - uczucia i emocje | Psychoterapia | 14 | 07/02/2012 22:43 |
My i nasze uczucia,emocje,przezycia..... | Porozmawiajmy | 8 | 03/12/2009 22:15 |