19 Maja 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


sasta sasta
1 tydzień Offline
mamswojswiat mamswojswiat
1 tydzień Offline
Mirbla Mirbla
1 tydzień Offline
Mathews Arleen Mathews Arleen
2 tygodni Offline
Hernandez Hafsa Hernandez Hafsa
4 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: sasta
Ogółem Użytkowników:2,206
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: Hyde park :: Porozmawiajmy
 Drukuj temat
Dosyć poważnie...
Mademoisellka
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 16:58
Awatar

Medalista


Postów: 583
Data rejestracji: 28.12.08

...o wpływie wiary, w której nas wychowano na życie dorosłe.
Odkąd pamiętam wiara, a nieodłącznie wraz z nią Kościół stanowiły dla mnie dużą wartość (ba, w pewnym momencie życia byłam tak ściśle związana z Kościołem, że nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek mogłoby być inaczej) i wszystko było dobrze, dopóki bezkrytycznie 'łykałam' wszystko, co mi mówiono na rekolekcjach, spotkaniach modlitewnych itp.
Problemy zaczęły się chyba w połowie liceum, kiedy to chyba najsilniej kształtuje się w nas światopogląd, zaczęłam mianowicie zadawać sobie pytania, co z ludźmi (moimi rówieśnikami/dalszą i bliższą rodziną), którzy nie chodzą do kościoła, niektórzy spośród nich nawet nie wierzą w istnienie Boga, a obserwując ich życie z boku nie wydaje się ono daleko odbiegać od mojego, niby-świadomego. Przez całą moją działalność religijno-kościelną wpajano mi, że za tych ludzi trzeba się modlić i im współczuć bo żyją bez wyższych celów, są nieszczęśliwi ponieważ zmarnowali łaskę wiary i wolnej woli, która w ich przypadku okazała się nie błogosławieństwem, lecz przekleństwem.
W ten sposób narodziło się we mnie kilka wątpliwości, które z czasem zaczęły się pogłębiać, zwłaszcza, że tak naprawdę nikt nie umiał ich rozwiać w przystępny i przekonujący sposób. Właściwie dominującym kontrargumentem było sławetne "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" i że "drogi Boga nie są naszymi drogami". Biorąc pod uwagę to, że pytania, które zadawałam nie miały na celu obalenia żadnych katolickich dogmatów czy prawd, (wynikały z normalnej, ludzkiej ciekawości) nadal byłam wierna zasadom wiary, Kościołowi itp. , tyle, że z pewnym dystansem.
Przełom nastąpił, gdy poznałam swojego faceta (ateistę zresztą). Pamiętam, że szukałam wtedy porad, wsparcia u zakonników, z którymi była związana moja działalność w kościele. Żaden z nich, ani żadna z moich mądrych koleżanek z oazy nie zadało sobie trudu, żeby pomóc mi znaleźć jakieś optymalne rozwiązanie, każdy tylko mówił "Rzuć go, po co Ci to" itp. No ale ja z natury przekorna jestem i jak na złość, zakochaliśmy się w sobie, jesteśmy ze sobą już prawie 2 lata, a NAWET ze sobą zamieszkaliśmy. To był chyba dla mnie największy kryzys jeśli chodzi o Kościół, zresztą trwa on do dzisiaj. Nadal jestem osobą wierzącą (modlę się codziennie) ale w kościele pojawiam się tylko i wyłącznie od święta można powiedzieć. Nadal czuję uraz do ludzi, którzy byli dla mnie tak ważnym autorytetem, a zawiedli mnie w momencie, kiedy ich najbardziej potrzebowałam.
Do tej pory przyłapuję się na naiwnych zachowaniach typu: pogadam z jakimś księdzem o swojej sytuacji, tak nie można żyć itp. po czym szybko zostaję 'otrzeźwiona' przez reakcję, z jaką się spotykam. Szczerze mówiąc chciałabym opowiedzieć się w końcu po jednej ze stron, być człowiekiem wolnym, bez urazów, bez narażania się na "krzywe" spojrzenia ludzi Kościoła.
Czy ktoś mniej więcej rozumie, co mam na myśli? Może któreś z Was też ma za sobą bolesne rozstanie z Kościołem, a może komuś udało się po takim kryzysie wrócić na łono KK?
[color=#336633]To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie.

Gabriel García Márquez
[i]Miłość w czasach zarazy[/i] [/color]
 
Czader
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 17:09
Awatar

Pasjonat


Postów: 5149
Data rejestracji: 29.09.10

To trudne pytanie jest jeszcze trudniejsze gdy postawimy je inaczej... co ma ma nas większy wpływ ? wiara czy osoby ?

W co wierzymy ? Każdy w coś wierzy - Boga, Mahometa, Buddę, Wielki Wybuch, że jesteśmy "dziećmi Adama i Ewy" lub pochodzimy od Małpy.

Z kim jesteśmy na codzień ? z ludźmi. Różnymi ludźmi.

Z tego co pamietam, żadna kobieta nie przywróciła mnie na łono KK'
Ani też żadnej z tych kobiet nie odciągałem od KK
Po prostu, mieliśmy prawo do własnych przekonań.

Z tego co wiem jeżeli jesteś Katoliczką a żyjesz z Ateistą (w dodatku mieszkasz z nim i sypiasz z nim) to jesteś nieczysta :-)
Oczywiście możesz się wyspowiadać, ale grzeszysz śmiertelnie.
[i]
Szczerze mówiąc chciałabym opowiedzieć się w końcu po jednej ze stron, być człowiekiem wolnym, bez urazów, bez narażania się na "krzywe" spojrzenia ludzi Kościoła.[/i]

Jeżeli rzeczywiście tego chcesz musiałabyś wyjść za mąż za chrześcijanina (ślub kościelny) wtedy ludzie Kościoła popatrzą na Ciebie przychylnym okiem. Nie będziesz narażona, nie będzie urazów, ale nie będziesz już człowiekiem wolnym ?
Edytowane przez Czader dnia 26/02/2011 17:09
 
martyna
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 17:42
Awatar

300% normy


Postów: 11241
Data rejestracji: 07.08.09

Madem temat który poruszyłaś dręczył mnie kilka mies temu. Też był czas kiedy byłam bardzo związana z kościołem, był też czas wątpliwości i szukania.
Ja do tego podchodziłam troszkę inaczej , nie jak to określiłaś" łykałam wszystko co mi mówili" ja ciągle pytałam i spotkałam na swojej drodze madrych ludzi , którzy odpowiadali mimo że byłam dzieckiem ale byli tez i tacy którzy mówili " tak bo tak i już".
W tym momencie zagubiłam się w tym wszystkim dość konkretnie, ale kilka mies temu zdziwiło mnie coś spowiednik powiedział " idź poszukaj pomocy profesjonalisty" to dot bezsensu istnienia, myśli s itp ( a przecież skoro wierzę nie powinnam niszczyć daru jakim jest życie?) w zasadzie mógł inaczej zareagować.
Teraz podchodzę do kościoła inaczej bo Kościół to MY, a nie tylko kler i prawa, które co róż sie zmieniają.
I tak ja popieram in vitro, dla kościoła to zabójstwo gdzieś nawet usłyszałam porównanie do holocaustu.A ja widziałam naocznie spotkałam sie z pustką i cierpieniem z powodu braku potomstwa.I takich przykładów jest wiele , z którymi sie nie zgadzam z kościołem a z drugiej strony powinnam skoro poczuwam się do przynależności do niego.
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy.
 
hadassa
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 19:55
Awatar

Złoty Forumowicz


Postów: 1611
Data rejestracji: 13.03.10

[quote][b]Mademoisellka napisał/a:[/b]
...oCzy ktoś mniej więcej rozumie, co mam na myśli? Może któreś z Was też ma za sobą bolesne rozstanie z Kościołem, a może komuś udało się po takim kryzysie wrócić na łono KK?[/quote]

Madame, doskonale rozumiem co masz na myśli. Borykałam się z podobnymi pytaniami przez wiele lat i też należałam do oazy, o ironio.Potem poznałam faceta...(ten sam schematWink) i cóż...nie chciałam być wierna szóstemu przykazaniu, więc sie zbuntowałam i zaczęłam robić po swojemu. Właściwie doprowadziło mnie to do tego że dziś muszę się leczyć psychiatrycznieGrin. Naprawdę widzę w tym wyraźny ciąg przyczynowo- skutkowy. Moje odejście od wiary było przyczyną wielu decyzji, które miały niekorzystny wpływ na moje życie. Wtedy tego wszystkiego tak nie postrzegałam...chciałam żyć "po swojemu" i żyłam. Z facetem rozstałam się, okazał się koszmarną pomyłką i powodem dla którego muszę dziś chodzić na terapię (oczywiście nie jedynym). Potem pojawił się mój obecny mąż, który jest dobrym i kochanym facetem, ale "kościelny" nie jest ani trochę. Do kościoła chodzi w największe święta. Moją wiarę i zaangażowanie toleruje, ale nie rozumie. Jednak przez większąść naszego małżeństwa ja żyłam podobnie jak on. Zaczęłam mieć problemy ze sobą, małżeńskie i masę innych. Było coraz gorzej i gorzej. Czułam sie koszmarnie zagubiona i nie wiedziałam, nie miałam pojęcia co mam robić. I wtedy...pojechałam na rekolekcje. To było 4 lata temu. To nie były przypadkowe rekolekcje. Wcześniej, na takich samych była moja siostra, gdy mi o nich opowiadała,to czułam, że muszę tam się znaleźć. Mówiła o wszystkim z taką wiarą...zazdrościłam jej, bo ja tę wiarę gdzieś zgubiłam przez te wszystkie lata. I pojechałam, mimo, że byłam prawie zdecydowana na zmianę wyznaniaWink. Pojechałam i doświadczyłam cudu, cudu przemiany mojego serca. Uwierzyłam. Tu znaczenie ma TYLKO wiara, żadne mądre argumenty. Tego cudu we mnie dokonał Bóg, nie mam co do tego wątpliwości. Od tamtej pory zaczęła sie moja droga do zdrowia. Długa i bolesna i na razie nie widzę końca, ale wszystko zaczęło sie od tych pierwszych rekolekcji. Dlatego teraz trzymam się Kościoła.
A co do nauczania KK to najlepiej poznawać je u źródeł a nie przez media. Polecam książki oraz encykliki Jana Pawła II i Benedykta VI. Mozna się nie zgadzać, ale warto się zapoznać.
[color=#660099][i]" A ja jestem proszę Pana na zakręcie
moje prawo, to jest pańskie lewo.
Pan widzi krzesło, ławkę, a ja rozdarte drzewo.(...)
Ode mnie widać niebo przekrzywione..."[/i][/color]
 
Jaskolka
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 20:08
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2580
Data rejestracji: 13.10.10

O moim podejściu do wiary jeszcze napiszę, wolę to zebrać bez pośpiechu.

Póki co - odnośnie związku z ateistą. Otóż mam dwie znajome, które są bardzo wierzące, są katoliczkami. I ich mężowie są ateistami. I u jednej, i u drugiej byłam na ślubie kościelnym, więc tu przekrętu raczej nie było Wink Zapewne sporo zależy od księdza: u pierwszej był to proboszcz, w średnim wieku (a może nawet starszy? nie pamiętam) - znajoma ta swego czasu mi wspomniała, że podczas kolędy czy jakiegoś spotkania ksiądz ten jej tylko podpowiada, by "pracowała nad mężem" (oczywiście jakimiś lepszymi słowami, ale sens chyba jasny). Bez jakiegoś ogromnego nacisku, grzmienia o ogniach piekielnych itp. U drugiej natomiast ksiądz był raczej młodszy (chyba przed czterdziestką), i jego słowa z kazania czy tam błogosławieństwa, czy życzeń, czy co to tam było - że jak się pojawią trudne chwile w związku, to ona sobie będzie radzić dzięki wierze, zwracać się do Boga, a on będzie szukał w inny sposób - ale że życzy im przetrwania takich kryzysów (czy jakoś tak, znów chodzi mi bardziej o ogólny sens). Ale też na luzie, z sympatią, no i ogólnie z uśmiechem Wink
Choć nie wątpię, że znaleźliby się i duchowni, dla których to straszny grzech...

Ja tam myślę, że Bóg zrozumie. Doobra, moje herezje wygłoszę przy następnej okazji Wink

 
Life
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 20:25
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3356
Data rejestracji: 26.02.10

A mnie Bóg tam delikatnie mówiąc irytuje...
[b][color=#00cc00]Bój się i idź do przodu Wink[/color][/b]

Dla odmiany szczęśliwa Grin
i wkur@@@na... Aaa... Już mi przeszło Pfft
 
Jaskolka
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 20:38
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2580
Data rejestracji: 13.10.10

Life, ale w sensie że irytuje Cię Bóg jako Bóg, to jaki jest itp., czy drażni Cię gadanie o Bogu, wierze, cały ten temat?
 
sigma
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 20:45
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 12627
Data rejestracji: 12.02.11

Ja się z KK pożegnałam, jak miałam ok. 10 lat, może odrobinę więcej. Przez jakiś stałam na stanowisku "wierzę w Biblię, a nie w kościelne interpretacje i encykliki". Potem wiara w Biblię i wszelkich Bogów też mi przeszła. Teraz wierzę w rozum, samoświadomość i wolną wolę, jeśli już mam się w kontekście wiary określać. Więc dylematy okołokościelne są mi zupełnie obce.
karą za niewiarę będzie lęk
który już nie zechce opuścić mnie
 
Life
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 20:59
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3356
Data rejestracji: 26.02.10

Bóg jako Bóg, nie wiem czy aktualnie w Niego wierzę, w każdym razie staram się uwierzyć, by mieć jakiś punkt zaczepienia.
Ale strasznie irytuje mnie Jego Istota. Kompletnie nie zgadzam się z jego wizja wszechświata...
[b][color=#00cc00]Bój się i idź do przodu Wink[/color][/b]

Dla odmiany szczęśliwa Grin
i wkur@@@na... Aaa... Już mi przeszło Pfft
 
Mademoisellka
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 26/02/2011 21:54
Awatar

Medalista


Postów: 583
Data rejestracji: 28.12.08

Hadasso, nie ukrywam, że liczyłam na to, że odezwiesz się w tym wątku (nie umniejszając oczywiście wartości wypowiedzi innych użytkowników), właśnie z tego względu, że na ile Cię 'poznałam', wydałaś mi się osobą mocno wierzącą, a ponadto aktywnie związaną z Kościołem.

Jak już przemyślę to, co napisałaś/napisaliście to się ustosunkuję, dziękiSmile
[color=#336633]To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie.

Gabriel García Márquez
[i]Miłość w czasach zarazy[/i] [/color]
 
Alia
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 10:56
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 2831
Data rejestracji: 01.09.09

A mnie jest bardzo ciężko. Mój mąż ma nerwicę natręctw między innymi na tle religijnym i zatracił już orientację, gdzie kończy się jego wiara, a zaczyna choroba, co jest normalną modlitwą, a co już powtarzaniem natręctwa. Chyba też trochę boi się wyzdrowieć, bo boi się, że zdrowienie będzie jednocześnie oznaczało utratę wiary.
Ja patrząc z zewnątrz widzę dobrze, że mnóstwo rzeczy, które on uważa za normalny objaw wiary to tak naprawdę natręctwa, że nie ma potrzeby odmawiać takiej czy innej modlitwy, wzdychać do Boga przy tysiącu różnych codziennych czynności, ale do niego to nie przemawia. Bo on tak wierzy.
 
hadassa
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 19:03
Awatar

Złoty Forumowicz


Postów: 1611
Data rejestracji: 13.03.10

Trochę sie poczepiamWink
nie miejcie mi za złe, choć temat poważny

[quote][b]Alia napisał/a:[/b]
A mnie jest bardzo ciężko. Mój mąż ma nerwicę natręctw między innymi na tle religijnym (...)Ja patrząc z zewnątrz widzę dobrze, że mnóstwo rzeczy, które on uważa za normalny objaw wiary to tak naprawdę natręctwa, że nie ma potrzeby odmawiać takiej czy innej modlitwy, wzdychać do Boga przy tysiącu różnych codziennych czynności, ale do niego to nie przemawia. Bo on tak wierzy. [/quote]

A jak ty wierzysz Alia?


L& napisałaś:
"Ale strasznie irytuje mnie Jego Istota. Kompletnie nie zgadzam się z jego wizja wszechświata... "
Wygląda na to, że dobrze znasz Jego Istotę i wizję wszechświata, skoro cię irytują?
A teraz na poważnie. Jak ty Go postrzegasz? Bo o tym nic nie napisałaś


Madame, miałam wrażenie, że ten tamat jest trochę do mnie...ale jak widać wiele osób żywo zareagowało...fajnie, lubię rozmawiać na poważne tematy, które mnie głęboko nurtują. Dzięki MadameBuziak
[color=#660099][i]" A ja jestem proszę Pana na zakręcie
moje prawo, to jest pańskie lewo.
Pan widzi krzesło, ławkę, a ja rozdarte drzewo.(...)
Ode mnie widać niebo przekrzywione..."[/i][/color]
 
Life
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 20:33
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3356
Data rejestracji: 26.02.10

[quote][b]hadassa napisał/a:[/b]
Wygląda na to, że dobrze znasz Jego Istotę i wizję wszechświata, skoro cię irytują?
A teraz na poważnie. Jak ty Go postrzegasz? Bo o tym nic nie napisałaś
[/quote]

Istotę Boga znam na tyle ile mi to przedstawili inni ludzie: czytaj ksiądz, katecheta, rodzice, wspólnota religijna, co nie oznacza, że znam Ją dobrze. Kompletnie się nie zgadzam z tym, co jest na ziemi. Nie akceptuję tej rzeczywistości. Mam dosyć podporządkowania się czemukolwiek i słów typu: Im bardziej cierpisz, tym bliżej jest ciebie Bóg, tym lepsze życie po śmierci. Bzdury. Nie mam zamiaru cierpieć tylko dlatego, by trafić do nieba.
Zdaję sobie sprawę, że tym czym jest teraz świat, jest głównie sprawą człowieka, a nie Jego, ale podobno On sprawuje nad nim piecze, więc dlaczego na te wszystkie okropności pozwala? Jak może na to wszystko patrzeć i nie reagować?? To takie bezlitosne.
Ja bym już dawno reanimowała ten chory system.
Nie kwestionuję samego istnienia Boga. Po prostu nie rozumiem, że nadal pozwala, by jego kiepski produkt (czytaj człowiek) dalej siał samozagładę pociągając za sobą innych, niewinnych, czystych.
Kłócę się z Nim każdego dnia, mając nadzieję, że jak istnieje, to kiedyś mnie zrozumie i przerwie ten paniczny krzyk.
Nie boje się o swoją duszę- ja i tak jestem już potępiona, a moje życie to i tak piekło, do którego sama pognałam, więc mi wszystko wisi i tak będę wiecznie niezadowolona, nieszczęśliwa i tzw. "cierpiętnicą od siedmiu boleści".

Nie chcę by inni odebrali jakoś obraźliwie moich słów- szanuję poglądy każdego, tyle, że mam dość, a wizja wiecznego szczęścia po, to (dla mnie) jedna wielka bzdura i tyle. Jakby nagle ludzie mieli się zmienić w niebie, ta już w to wierzę...
Jeszcze raz przepraszam za ten cynizm i bluźnierstwa, które pewne osoby mogą zranić...
[b][color=#00cc00]Bój się i idź do przodu Wink[/color][/b]

Dla odmiany szczęśliwa Grin
i wkur@@@na... Aaa... Już mi przeszło Pfft
 
Alia
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 20:57
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 2831
Data rejestracji: 01.09.09

Hadasso - ja zawsze byłam raczej z tych wątpiących i szukających. A od ujawnienia się choroby męża chyba przestałam wierzyć w ogóle. Bo to, co on robi, to naprawdę mnie zniechęca. Kiedy patrzę na Boga przez pryzmat tego, jak on Jemu oddaje cześć, to widzę Boga starotestamentowego, zazdrosnego, karzącego za każde, choćby minimalne odstępstwo, zmuszającego do ciągłych wyrzutów sumienia, do ciągłego poczucia, że coś jest nie tak, że jest się złym człowiekiem, bo na widok ogłoszenia o pracę w Katolickim Przedszkolu imienia Dzieciątka Jezus nie westchnęło się odpowiednio pobożnie (przykład autentyczny).
A teraz, kiedy umarła nasza koleżanka, dobry człowiek, który nigdy nikogo nie skrzywdził, a bardzo wielu ludziom pomógł, i jako psycholog, i jako przyjaciel, to w ogóle rodzi się we mnie bunt. Zwłaszcza że z drugiej strony jej śmierć wywołała zaostrzenie objawów chorobowych u męża.
 
ef
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 21:40
Awatar

Pasjonat


Postów: 6498
Data rejestracji: 16.02.11

Alia,
ale to przeżywanie wiary Twojego męża jest chorobowe. Nie ma nic wspólnego z tym, jaki w rzeczywistości jest Bóg.
Wcale nie umarłeś lecz śpisz, jeszcze życie wyjdzie Ci.
 
Czader
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 21:46
Awatar

Pasjonat


Postów: 5149
Data rejestracji: 29.09.10

[quote][b]ef napisał/a:[/b]
jaki w rzeczywistości jest Bóg.[/quote]

A jaki w rzeczywistości jest Bóg ?

Dlaczego w każdym kościele jest inny jego wizerunek ?

Czy nie jest on dla każdego "wierzącego" kimś/czymś innym ?

Bo można zaryzykować tezę że mamy rzeczywistości "realną" "wirtualną" i "Boską" - czyli jaką ? niewidzialną ? idealną ? nierealną ?
 
ef
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 27/02/2011 22:59
Awatar

Pasjonat


Postów: 6498
Data rejestracji: 16.02.11

alechd,
nie mam pojęcia jaki jest Bóg i nawet nie próbuję tego pojąć.
chodzi mi tylko o to, że w przypadku męża Alii Jego obraz jest mocno wykrzywiony przez chorobę i nie może, czy też nie powinien stanowić punktu odniesienia dla Alii.
Wcale nie umarłeś lecz śpisz, jeszcze życie wyjdzie Ci.
 
hadassa
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 28/02/2011 15:57
Awatar

Złoty Forumowicz


Postów: 1611
Data rejestracji: 13.03.10

Jaki jest Bóg? Myślę, że tego do końca nikt nie wie, ajednak myślę, że możemy Go trochę poznać. Więcej, myślę, że On chce byśmy Go poznali i mówi dużo o sobie w Piśmie Św.

[i]17 Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»

18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? [b]Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg[/b][/i](Mk10,17-18)


[i]Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. [/i](J 10,11)


[i]«Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

7 Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście».

8 Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy».

9 Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: "Pokaż nam Ojca?"

10 Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł.

11 Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. [/i](1J 14, 6-11)

Dla tych co mają problem z czytaniem ze zrozumieniemWink, według tych fragmentów Bóg jest: dobry, oddaje za nas swoje życie, jest też drogą, światłem i życiem, oraz ten kto poznał Jezusa zna również Ojca. To sporo, jak na kilka linijek z Bibli. A przez całe Pismo Bóg mówi w nim jaki jest.
Oczywiście te argumenty przekonają tylko tych, którzy wierzą w prawdziwość Biblii.

Dla tych co nie wierzą w to, co jest napisane w Piśmie Św: rozejrzyjcie się do okoła po świecie(byle nie po rzeczach zrobionych przez ludzi), przypatrzcie sie temu co "stworzyła" Natura, przecież to wszystko jest piękne i cudowne. Ktoś, kto to stworzył musi być bardzo mądry i bardzo dobry. Być może to jest bardzo prościutkie rozumowanie, ale nie widzę potrzeby intelektualizowania w tej sprawie.

Uważam że można powiedzieć coś obiektywnie o tym jaki jest Bóg. A jeżeli jest taki jak wynika z tego co jest w Biblii, czyli dobry, kochający i miłosierny? To całkowiecie może zmienić życie człowieka, jeśli tylko człowiek w to uwierzy.
Ja uwierzyłam.
[color=#660099][i]" A ja jestem proszę Pana na zakręcie
moje prawo, to jest pańskie lewo.
Pan widzi krzesło, ławkę, a ja rozdarte drzewo.(...)
Ode mnie widać niebo przekrzywione..."[/i][/color]
 
Alia
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 28/02/2011 19:04
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 2831
Data rejestracji: 01.09.09

ef - rozumowo ja pojmuję to, co piszesz i mogę się z tym zgodzić, zwłaszcza że znam sporo osób szczerze wierzących i szczęśliwych ze swoją wiarą (a choćby i koleżanka z pracy, katechetka). Ale na poziomie uczuć nie umiem tego wytrzymać.
A najgorszy jest chyba opór męża przed przyznaniem, że cokolwiek związanego z jego wiarą może być tak naprawdę chorobliwe. Bo przecież wiara jest dobra, prawda? I to wspaniałe, kiedy się ją ma, prawda? A jakby tak zacząć się leczyć, to by się może okazało, że pod warstwą choroby nie ma nic?
 
ef
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 01/03/2011 00:31
Awatar

Pasjonat


Postów: 6498
Data rejestracji: 16.02.11

Alia, może się tak okazać. a autorytet lekarza go nie przekonuje?
wiem, że jest Ci ciężko. wiem, że czym innym jest rozumieć, a czym innym czuć i przeżywać.
wierzę, że mąż wyzdrowieje i będzie Ci lżej.
Wcale nie umarłeś lecz śpisz, jeszcze życie wyjdzie Ci.
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
Na luzie, ale i na poważnie Porozmawiajmy 14 17/09/2009 07:00

50,513,865 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024