Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Psychoterapia
Strona 1 z 2: 12
|
Pierwszy raz...
|
|
sigma |
Dodany dnia 23/06/2012 23:28
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
... u psychoterapeuty Pamiętacie? Trudno było? Z jakim nastawieniem szliście, czego się obawialiście, czego oczekiwaliście? Jakie było pierwsze wrażenie po wizycie? Przypomniałam sobie notkę, którą pisałam na blogu dwa lata temu, po pierwszym spotkaniu z pierwszym terapeutą, i tak mnie na wspominanie wzięło Notka pisana kilka dni po: Przystanek - [X]. Wysiadamy. 25 minut. Chyba nie zabłądzimy, prosta droga przed nami. Z mapy wynikało, że trochę jest do przejścia. Zdecydowanie za mało! Numery na budynkach zbyt szybko się zmieniają. 10, 8... 8A... już z daleka widzę, który budynek będzie miał numer 6. Jest. Rzut okiem - "6", czerwona tabliczka z białym napisem, domofon... domofon?! Tego nie przewidziałam! Ratunku... Nie, nie zatrzymujemy się, jeszcze nie, idziemy dalej. Obok jest kolejny przystanek, można się schować przed wiatrem. I deszczem? Nie mam pojęcia, czy wtedy padało. Stoimy. Jeszcze 20 minut. A może jednak nie iść? Może wrócimy do domu? Gdybym była sama, pewnie bym wróciła. I między innymi dlatego nie jestem. Jacyś ludzie przychodzą na przystanek... pewnie zaraz przyjedzie autobus... wsiąść do niego i uciec stąd! Nie, nie... dużo mnie kosztowało, żeby móc tu przyjść, nie mogę teraz uciec. Ten domofon... co ja mam powiedzieć?! Nienawidzę takich urządzeń, domofon to prawie jak telefon, nie odezwę się... cholera! A jak wejdziemy, to co dalej? Gdzie mam iść? Czemu on mi nie podał numeru pokoju?! Cholera, cholera!!! 15 minut. Gdzieś nad nami słychać przelatujący helikopter. A może runie na ten przystanek i będzie po kłopocie? Albo bombę zrzuci... 13 minut, 12... idziemy. Stoimy przed furtką. Domofon. Ktoś się odezwie czy od razu otworzą? Otworzą, otworzą, niech otworzą... A. wciska przycisk. Otwierają bez pytania, ufff! Ścieżka, mokre, śliskie schodki, dzwonki przy drzwiach... tu też będziemy dzwonić? Nie, ktoś nam sam otwiera. Do kogo? Do pana F. Proszę wejść. Dalej, dalej. Tu zaczekać. Czekamy. Ciasny korytarzyk (przedpokój?), wygodna kanapa, obok stolik z jakimiś czasopismami. Bluszcza nie ma, jest Zwierciadło. Pani, która nam otworzyła, znika za mlecznobiałymi drzwiami, za chwilę wychodzi. Mamy czekać. Gorąco. Zdejmuję kurtkę, wycieram okulary. Niech on nie przychodzi! Albo nie, niech już przyjdzie i niech to się zacznie, bo zaraz zwariuję! Co chwilę ktoś koło nas przechodzi, nie wiem, czy to ciągle ta sama osoba, czy kilka różnych. Zza mlecznobiałych drzwi wychodzi jakiś mężczyzna, patrzy na nas. To on?! Na zdjęciu wyglądał zupełnie inaczej. Ale patrzy tak wyczekująco, chyba jednak on... niech coś powie! No tak, nie wie, która z nas to ja. Wstaję, chyba mówię "dzień dobry". Podaje mi rękę, ma przyjemny, ciepły i zdecydowany uścisk dłoni (że też w tym momencie to rejestruję...). Przedstawia się (jednak on), ja też. Prosi, żebym zaczekała kilka minut. Znowu kanapa. Ciekawe, czy A. dwa i pół miesiąca temu czuła się podobnie? Jak te sekundy wolno płyną. Wolałabym przyjść tu dwie minuty przed, to czekanie mnie wykańcza. Już za chwilę, już za chwilę... już nie ucieknę, za chwilę on znowu przyjdzie... Przychodzi. Zaprasza mnie, wskazuje drogę, idę przed nim. Spokojnie, tylko spokojnie, bez paniki... Wchodzimy. Stoję z kurtką w ręce, szukam wieszaka, nie widzę. On coś robi przy drzwiach, czekam, aż je zamknie, może na nich jakiś wieszak będzie. Nie ma. Każe mi usiąść tam, gdzie chcę. Siadam (na czym?? Od kilku dni zastanawiałam się, czy będą tam krzesła, czy fotele, a teraz nie pamiętam, na czym siedziałam! Ale niskie to było i wygodne, więc chyba fotel? Wiem, że coś brązowego). Kurtkę wieszam na oparciu, torbę zdejmuję z ramienia, ale trzymam na kolanach. I zaczynamy. Koniec notki Na tym pierwszym spotkaniu przerażona byłam do końca. Miałam ułożone całe przemówienie, od którego chciałam zacząć. Usiadłam i okazało się, że nie wyduszę z siebie tylu zdań na raz. Spanikowałam. W końcu wydukałam jedno zdanie. Potem już jakoś rozmawialiśmy, ale napięcie było koszmarne. Pod koniec terapeuta mnie chciał rozluźnić, rozmawialiśmy o ulubionych słowach gwarowych, żartowaliśmy, ale ja byłam sztywna ze strachu. I trzęsły mi się uda i kolana :/ Jak stamtąd wyszłam po 50 minutach, to byłam tak czerwona, że A. myślała, że płakałam A mimo to terapeuta na mnie zrobił bardzo dobre wrażenie, polubiłam go od razu. Taki bardzo męski, bezpośredni, a jednocześnie ciepły i uważny facet. karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
Pogodna |
Dodany dnia 24/06/2012 21:45
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3860 Data rejestracji: 23.06.10 |
Dokładnie nie pamiętam pierwszej wizyty miałach chyba 13 lat i byłam do wizyty zmuszona, ciągle się uśmiechałam i odpowiadałam podręcznikowo na zadawane pytania, miałam podejście -ależ wy głupi nic ode mnie nie wyciągniecie, mój świat i spadać..
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać. |
|
|
sensitivechild |
Dodany dnia 24/06/2012 21:50
|
Platynowy forumowicz Postów: 2771 Data rejestracji: 04.12.10 |
Pierwszy raz... to było w październiku 2010 na Dolnej w Warszawie. Nie pamiętam tak dokładnie... zaszłam do sekretariatu i w międzyczasie (zakładały mi kartę) przyszedł facet z kartami pacjentek, zostawił je. Jakoś tak niefajnie się zachowały, zaglądały do kart, skomentowały zachowanie terapeuty. Powiedziały, że to właśnie on. Poszłam i ... nie pamiętam dokładnie. Dużo zapisywał. Ale chciałam tam wrócić i wróciłam.
[color=#ff00cc]''Two and a half years ago, hell came to pay me a surprise visit" Andrew Solomon[/color] [b][color=#ff9900] "-Puchatku? -Tak Prosiaczku? -Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, |
|
|
Karol |
Dodany dnia 14/08/2012 15:55
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1156 Data rejestracji: 23.06.12 |
Jestem przed pierwszym razem i tu moje pytanie - czy mogę zaproponować wersję per "Ty"? Strasznie nie lubię formy na "Pan/Pani" i za wszelką cenę jej unikam. Tyle, że to nieco inna sytuacja i w sumie sam już nie wiem. Jeśli ma to jakieś znaczenie - psychodynamiczna będzie.
[i]The barbarians come out at night.[/i] |
|
|
Pogodna |
Dodany dnia 14/08/2012 16:28
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3860 Data rejestracji: 23.06.10 |
KarolR wydaje mi się, że niestety nie.
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać. |
|
|
teczacpt |
Dodany dnia 14/08/2012 16:41
|
Brązowy Forumowicz Postów: 823 Data rejestracji: 13.08.10 |
Karol-nawet nie próbuj.Jeśli terapeuta jest z pacjentem na ty wtedy on proponuje.W innym wypadku zostanie zinterpretowane,że nie trzymasz granic
Tęcza [color=#3333ff]Tylko ci nie robią żadnych błędów,którzy nic nie robią.........[/color] |
RedKate |
Dodany dnia 14/08/2012 17:01
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 2185 Data rejestracji: 06.07.12 |
Mój terapeuta nie trawi nawet formy "Panie Jacku" (byłam świadkiem jak mocno się skrzywił na taki zwrot pacjenta w jego kierunku). Tych granic lepiej nie ruszać. A pierwszy raz? Poszłam z mężem, bałam się że nie wykrztuszę z siebie słowa, a wszystko co chciałam przekazać zapisałam na kartce. Terapeucie udało się mnie jednak przekonać mnie, żeby mąż poczekał na zewnątrz, żebym schowała kartkę i wydukała coś z siebie. Jakoś poszło, choć stres był ogromny. Jestem po trzech wizytach, mało, żeby oceniać efekty, ale już nie boję się terapii. [color=#3399ff][i][small]"Moja doprowadzona do ostateczności dusza doszła do głosu. Z zimną furią, z pełną świadomością tego co robię, przestałam panować nad sobą." Joanna Chmielewska - "Całe zdanie nieboszczyka"[/small][/i][/color] |
|
|
herbatka |
Dodany dnia 14/08/2012 17:39
|
Medalista Postów: 603 Data rejestracji: 16.09.11 |
Pierwszy raz chcę iść do nowej terapeutki na indywidualną. Znamy się z grupy w ubiegłym roku. Zastanawiam się, czy to, że w jakiś sposób przywiązałam się do niej na grupie, pogorszy czy ułatwi. Z poprzednią psychoterapeutką nie czułam żadnej więzi emocjonalnej, traktowałam ją jak fachowca, do którego przychodzę po poradę. Ta "nowa" jest dla mnie ważną osobą. Nie wiem, czy dobrze robię zwracając się do niej. No i już całkiem praktycznie - na grupie byłyśmy na "ty" - przejście z powrotem na "pani" byłoby chyba trochę sztuczne? A może się mylę..? [color=#0000cc]As long as you don't choose - everything remains possible.[/color] |
|
|
Karol |
Dodany dnia 15/08/2012 00:26
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1156 Data rejestracji: 23.06.12 |
Wolałem się upewnić, dzięki.
[i]The barbarians come out at night.[/i] |
|
|
Nadzieja |
Dodany dnia 15/08/2012 12:22
|
Pasjonat Postów: 5532 Data rejestracji: 20.08.08 |
Jeżeli chodzi o to Pan Pani powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie tego, żeby do psychoterapeuty mówić na TY. I chociaż A. była mi bardzo bliska jak najlepsza przyjaciółka to wiele razy stawiała mnie na ziemię i sprowadzała do pionu, ja gdzieś podświadomie muszę czuć do terapeuty respekt, bo inaczej robię z nim co chcę oczywiście ze szkodą dla siebie. Nie wiem czy dobrze się wyraziłam ale na pewno przejście na Ty przynajmniej w moim przypadku poważnie zaburzyło by tą relację. [color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany." Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color] |
|
|
sigma |
Dodany dnia 15/08/2012 21:21
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
A ja nie przypisuję tej formie większego znaczenia. Z jednym terapeutą byłam na "ty" i wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Teraz jesteśmy na "pani" i też już sobie innej formy nie wyobrazam. Myślę, że to po prostu kwestia przyzwyczajenia. Nie zauważyłam, żeby forma "ty" utrudniała mi szacowanie granic w terapii, a forma "pani" utrudniała zbliżanie się, co się często słyszy jako argumenty za którąś z form. karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
blackrose1982 |
Dodany dnia 15/08/2012 22:33
|
Brązowy Forumowicz Postów: 855 Data rejestracji: 15.08.12 |
moja pierwsza wizyta u terapeuty była we wrześniu 1997 roku i nie przeżywałam tego mocno, gdyż potraktowałam to jako zabawę, gorzej było póżniej, kiedy zaczęłam pracę nad sobą... albo teraz kiedy zmieniłam terapeutę, zawsze miałam wrażenie, że się cofam i to było okropne |
|
|
Rat |
Dodany dnia 16/08/2012 09:54
|
Platynowy forumowicz Postów: 3056 Data rejestracji: 07.02.11 |
Pierwsze spotkanie - per Pan / Pani drugie , spisywanie kontraktu i sam zaproponował by mówić sobie po imieniu , co mi zdecydowanie było na rękę . Przywitanie to oczywiście nie cześć , ale dzień dobry . ale czasem takie texty jak z kimś znajomym bym rozmawiała się wymskną jak np. spoko , luz Niektórym odpowiada forma oficjalna innym nie . [b]Karol [/b] na poczatku na pewno będzie per Pan ... później się okaże co dalej [color=#33cc33] Czasem sobie myślę, że Oj, lepiej byłoby gdyby nie było mnie. [/color] |
Klusia |
Dodany dnia 16/08/2012 11:54
|
Rozgrzewający się Postów: 18 Data rejestracji: 15.08.12 |
A mój się raz zapomniał i raz mi powiedział per ty, ale szybko się poprawił i przeprosił. Co do tematu, to pierwszy raz trafiłam do terapeuty w październiku 2006, miałam wtedy epizod quasi psychotyczny i zero chęci na cokolwiek, ale wiedziałam już, że muszę iść szukać pomocy. Do psychologów chodziłam w latach szkolnych bardzo często - bo byłam "dziwnym dzieckiem", bo miałam problemy z nauką itp. Robili mi jakieś tam standardowe testy i tego typu rzeczy, ale nikt nie stwierdził żadnych "odchyleń od normy", mimo że moja choroba już się w najlepsze rozwijała. Ostatni raz w poradni psychologiczno - pedagogicznej byłam jakoś w pierwszej klasie liceum, pani diagnozowała mi jakieś tam dys. Kwalifikowałam się już wtedy do leczenia psychiatrycznego, ale ona nic nie zauważyła. Zapytała tylko: "ktoś cię kiedyś skrzywdził?". Pfff... I dopiero w tym 2006, jak już miałam 20 lat, trafiłam do psychologa z prawdziwego zdarzenia. Pierwsza wizyta to był dla mnie wielki stres, bo zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać, co to będzie za facet, jak mnie potraktuje itp. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne - szybko zobaczyłam, że mam do czynienia z prawdziwym profesjonalistą i wspaniałym człowiekiem. Na początku nie byłam zbyt skora do rozmów, siedziałam i patrzyłam się na ścianę i ciężko było mu coś ze mnie wyciągnąć, ale potem jak już zaczęłam brać leki, było tylko lepiej. Chodziłam do niego bardzo długo, ale niestety potem zmienił miejsce pracy, pracuje w psychiatryku, a po godzinach przyjmuje w jakiejś poradni 45 minut autobusem ode mnie i niestety prywatnie... Nie stać mnie niestety na regularne wizyty. Potem miałam inną terapeutkę, na początku było ok, ale potem pani zaczęła mi działać na nerwy. Czym? Otóż usiłowała mi wmówić, że wie lepiej ode mnie jak powinno wyglądać moje "normalne" życie i szczęście i jakie powinnam mieć potrzeby, a jeśli się z tym nie zgadzałam to słyszałam, że bronię mojej choroby. Sorry, ale chyba nie na tym polega terapia. Może jeszcze później napiszę o tym szerzej... W każdym razie podziękowałam pani za współpracę i od prawie roku już do niej nie chodzę. Brakuje mi mojego pierwszego terapeuty, naszych rozmów, żartów... Ciągle liczę, że podpisze ten kontrakt z NFZ (a miał coś takiego w planach) i znowu będę mogła się z nim widywać... A nowego terapeuty nie chcę szukać, bo znowu będzie tak jak z tą panią i tylko się niepotrzebnie przejadę, tracąc rok czasu... Edytowane przez Klusia dnia 16/08/2012 12:23 |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 16/08/2012 12:25
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
[quote]A nowego terapeuty nie chcę szukać, bo znowu będzie tak jak z tą panią i tylko się niepotrzebnie przejadę, tracąc rok czasu...[/quote] Terapeuci są różni, bardzo różni. Nie zakładaj, że wszyscy są tacy jak ta pani. To brzmi bardziej jak wymówka, niż realna przeszkoda. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Klusia |
Dodany dnia 16/08/2012 12:29
|
Rozgrzewający się Postów: 18 Data rejestracji: 15.08.12 |
Wiem że są różni, ale nie mam na to na razie ani siły ani ochoty. Może za jakiś czas, zobaczymy... |
|
|
sigma |
Dodany dnia 16/08/2012 12:53
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
Klusia, poradnia ped-psych to nie jest poradnia zdrowia psychicznego. Nie oburzaj się na psychologów, ze Ci tam choroby nie zdiagnozowali, bo oni nie są od tego. Po prostu w złe miejsce trafilas
karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
Pogodna |
Dodany dnia 16/08/2012 13:01
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3860 Data rejestracji: 23.06.10 |
Klusia mnie terapeuta przestał wkurzać po 2 latach terapii więc daj sobie czas
Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać. |
|
|
Klusia |
Dodany dnia 16/08/2012 13:02
|
Rozgrzewający się Postów: 18 Data rejestracji: 15.08.12 |
No... Masz rację [b]sigma[/b]. Po prostu wydaje mi się, że pewne rzeczy było aż za bardzo widać, były różne sygnały że coś jest nie tak i to się na pewno rzucało w oczy (w liceum większość osób uważała mnie za wariatkę), ale może po prostu z perspektywy czasu trochę wyolbrzymiam? No ale było, minęło. [b]Pogodna[/b] - dla mnie to co ta pani mówiła i czego ode mnie oczekiwała było totalnie nie do zaakceptowania. Usiłowała mi wmawiać, że wie lepiej ode mnie jakie powinnam mieć potrzeby, jak ma wyglądać moja wizja szczęścia, nawet jak powinnam się ubierać itp... Kiedyś podczas rozmowy o sprawach damsko-męskich zapytała mnie czy... mam błonę dziewiczą. Dokładnie tak jak mnie słyszysz. Żałuję, że nie powiedziałam czegoś w stylu "oj, przepraszam, pomyliłam gabinety, chciałam do psychologa a nie ginekologa". W ogóle wszystkie rozmowy o takich sprawach były z nią okropne - brak taktu plus jakieś naprawdę dziwne podejście... Mój poprzedni terapeuta przynajmniej był taktowny i dało się z nim o tym w normalny sposób rozmawiać, nie miałam poczucia niesmaku po wyjściu z gabinetu... Edytowane przez Klusia dnia 16/08/2012 13:08 |
|
|
modliszka |
Dodany dnia 16/08/2012 16:39
|
Złoty Forumowicz Postów: 2327 Data rejestracji: 26.10.09 |
Pierwszy raz - psycholog w Pzp. Pamiętam, że jak wchodziłam do gabinetu to w głowie miałam myśli pt.'[i]co ja tu robię, po co mi to, ogłupiałam do reszty[/i]'.Z moich reakcji już w środku to jak dziś widzę trzęsące się jak galareta nogi, których ogarnięcie pochłaniało całą moją uwagę.Odnośnie tego co działo się na samym spotkaniu to: - rozwiązywałam testy m.in na depresję, których wynik przeraził panią psycholog - otrzymałam dwa zadania domowe, które z kolei przeraziły mnie Wyszłam a w sumie wyleciałam stamtąd jak z procy i całą drogę miałam wrażenie, że na twarzy napisane mam gdzie byłam Edytowane przez modliszka dnia 16/08/2012 16:42 |
|
Strona 1 z 2: 12
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Zażywanie dwóch leków na raz?? | Leki | 2 | 01/07/2017 16:32 |
Po raz pierwszy | Przedstaw się | 6 | 20/06/2016 17:52 |
O grach jeszcze raz | O komputerach | 21 | 09/03/2016 18:27 |
Raz tak raz tak + troche zali | Choroba afektywna dwubiegunowa | 10 | 10/11/2014 19:36 |
Pierwszy raz na forum :) | Przedstaw się | 11 | 25/08/2014 17:11 |