22 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
6 dni Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
3 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
8 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia odżywiania
 Drukuj temat
zaburzenia odżywiania a macierzyństwo
Kati
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 10:04
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Zainsipirowana notką na blogu jednej wyleczonej bulimiczki - że jest w ciąży i że generalnie happy end - oraz Twoim Perfidia artykułem na stronie anty-pro-ana, zakładam ten wątek, o EDs w odniesieniu do macierzyństwa. Jak wpływają nawzajem na siebie, co macierzyństwo oznacza dla dziewczyny chorej na ED lub zdrowiejącej, jakie są zagrożenia i wreszcie - choć broń Boże nie tylko! - o zagrożeniach dla dziecka, wynikających z choroby matki.
Z tego co się orientuję, jestem chwilowo na forum jedyną chorą matką, plus Perfidia, jako przedstawiciel zdrowej części społeczeństwa (wczoraj się zlapałam na tym, że powoli zapominam, ze takie osoby w ogóle istnieją...). Mam nadzieję, że dołączycie jednak Dziewczyny do dyskusji. Liczę też, że może ujawnią się inne osoby, które są w podobnej sytuacji. Tyle wstępniak, w nowym okienku zacznę już o sobie.
 
Kati
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 10:58
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Od czego by tu zacząć. Może po krótce moja historia. Zaburzenia odżywiania miałam gdzieś tak od 1998 roku, na początku tylko takie tam anorektyczne zagrywki, typu niejedzenie i intensywne ćwiczenia, potem - i to chyba dość szybko - pierwsze wymioty. To wszystko zaczęło isę relatywnie późno, bo bylam wtedy na czwartym roku studiów. Już byłam w związku, rok poźniej wyszlam za mąż. Wymioty traktowałam jako łatwy sposób na poradzenie sobie z innymi niż moje nawykami żywieniowymi męża. Chciał iść ze mną na pizzę o 21? Nie ma sprawy, tylko żeby toaleta była w pobliżu. Oczywiście nikt o niczym nie wiedział, ja cieszyłam się ze swojego nowego spoosbu radzenia z jedzeniem i.... tyłam. Tylam - tak myślę - z kilku na raz powodów. Źle dobrane tabletki antykoncepcyjne, bardziej unormowane życie, czyli więcej czasu w domu, wcześniej byłam bardzo aktywna, jedzenie byle czego i byle jak no i... piwo. Wtedy jeszcze bardziej towarzysko, obydwoje lubiliśmy wyjść w miasto, zjeść coś dobrego, popić piwem. Kaloryczne jak jasna anielka. Rok 2003 to moja ciąża. Fantastyczny czas, naprawdę, pod każdym względem. Odżywiałam się zdrowo, w ogóle nie wymiotowałam, oczywiście, że nie piłam ani piwa, ani kawy, świetnie się czułam. Pamiętam, że bardzo mocno bałam się wzrostu wagi ale okazalo się, że natura była dla mnie łaskawa i w miarę unormowania - serio, jadłam normalnie! - zdrowego stylu życia, było naprawdę ok. Pamiętam, że tuż po ciąży była nawet kilka kilo szczuplejsza niż przed, wróciłam do mojej normalnej wagi i miałam świetne wyniki. A propos lekarzy i ważenia - to właśnie pamiętam jako najgorszy koszmar. Nie badanie ginekologiczne, tylko moment, kiedy stawałam na wadze pod uważnym spojrzeniem pielęgniarki i wtedy padal wyrok: w porządku czy nie. Raz usłyszalam - to był chyba siódmy miesiąc- oj coś za szybko pani tyje, w takim tempie to niedługo będzie hipopotam, chce pani skrzywdzić dziecko? Proszę wyhamować te fast foody. Pamiętam, że byłam załamana. Przepłakałam kilka godzin, bo ja naprawdę się starałam. W ogóle żadnych fast foodów nie było...
Potem poród, moja Maleńka urodziła się zdrowa, okres karmienia, ujawniła się alergia. Stopniowo moja dieta ograniczyla się do pieczywa i wieprzowiny. Tylko to mogłam jeść bez szkody dla dziecka. Oczywiście na takiej diecie zaczęłam tyć. Wtedy już odliczalam dni. W chwili, gdy Maleńka przeszla na dokarmianie słoiczkami, zupkami i tak dalej, czyli wiedziałam, że moje niedobory jej nie zaszkodzą, zaczęłam wymiotować znowu. Gdy odstawiłam ją od piersi (13 miesiąc), zaczęłam popijać, najpierw tylko wieczorami, jak już szła spać, potem coraz bardziej i bardziej...
I teraz hit sezonu. Dopiero w 2004 roku zaczęłam czytać na temat chorób odżywiania i dopiero wtedy rozpoznałam u siebie bulimię. Nie dało się zaprzeczyć, mialam ją. Byłam z tym sama, przerażona macierzyństwem, które zastawiło na mnie setkę pulapek, pytań, na które odpowiedzi nie znałam, przekonana, że nie poradzę sobie w życiu i że to już koniec, popłynęłam na maksa. Rok 2005 i 2006 wspominam jako jeden wielki dół. Z czasem nauczyłam się obsesyjnie przyglądać moim koleżankom i znajomym, gdy bawiły się z moją Maleńką - pod kątem tego, która bylaby dla niej lepszą matką niż ja... W zasadzie wszystkie... /przerwa na łzy/
...Gdzieś tam caly czas rozpaczliwie liczyłam, czy jak teraz się za siebie wezmę, to czy jest szansa, że Maleńka nie będzie niczego pamiętać, czy jak teraz dam radę - oczywiście sama, od jutra, takie tam oczywiste bzdury chorej Zosi samosi - to może jeszcze nie skrzywdzę jej tym, co już było. Teraz jak to wspominam, dostrzegam tak dużo lęku o każdą decyzję, na pewno błędną, przerażenia - co ja zrobiłam, urodziłam dziecko, przecież je skrzywdzę, ja nie potrafię. I najgorsze - możecie wierzyć lub nie - nie wiedziałam, naprawdę nie dopuszczałam do świadomości prze długie lata, że to bulimia, że coś jest nie tak, naprawdę - jak nazwałam rzeczy po imieniu, Ona już była na świecie... a ja panicznie bałam się, że ją skrzywdzę, a jednocześnie nie miałam siły, by nic ze sobą zrobić. Rok 2007 to już dno ostateczne, zakończone ośrodkiem - albo raczej nowe życie rozpoczęte ośrodkiem. To już znacie.
Wiele emocji, nie wszystkie takie łatwe do przyznania. Oczywiście miłosć do dziecka, dbanie o nie każdego dnia. Ale też... Bo czy łatwo się przyznać, że czulam się jak w klatce? Zakładnikiem swojego życia - że na moje deklaracje, potem próby samobójcze, słyszałam głównie "Nie wolno ci tego zrobić, przecież masz dziecko" Słowa męża "Tak bardzo cię nienawidzę, że gdyby nie mała, już bym cię dawno wykopał", groźby pozbawienia praw rodzicielskich... Stygmatyzacja "wyrodna matka" w środwisku dalszych znajomych, jak już się dowiedzieli. Potężne oczekiwanie mojej matki, że przecież teraz, jak mam dziecko, moje życie już się nie liczy. Mam się cała poświęcić na ołtarzu macierzyństwa, bo przecież ona tak zrobiła. A ja? moje cele? Ambicje?... Uciekałąm z domu, żeby tylko być sama. Zresztą, i tak każda inna kobieta lepiej ode mnie zajmie się dzieckiem (wtedy była już niania).
Uff, ciężko oddzielić ten wątek od całej reszty. Fakt faktem pierwsze moje prace i tematy, jakie omawiałam po wyjściu z ośrodka z moją terapeutką - czyli mój wybór, co jest dla mnie najbardziej palącą potrzebą - to jak być dobrą matką, co dla mnie znaczy macierzyństwo, nie skrzywdzę swojego dziecka i tak dalej.
Dziś wciąż jest we mnie dużo lęku ale już jakby mniej... Jestem spokojniejsza, bycie z moim dzieckiem jest teraz dla mnie czymś bardziej naturalnym. A najważniejsze jest to, że już w pelni rozumiem, że nie mogę sobie zostawić bulimii, że nie jest ona tylko moja, bo nie da się być czynną bulimiczką i wychować zdrowej córki. Dlatego od dwóch lat prawie - w październiku będzie dwa - obżeranie i kompensacja to dla mnie przeszłość. Picie też. Przeszłość, o której nie chcę zapomnieć.
To taki bardzo emocjonalny kawałek był. Chciałabym pociagnąć dalej, już na spokojnie, z podziałem na różne zagadnienia, typu motywacja, ciąża, wpływ ED na macierzyństwo i tak dalej. Jeśli oczywiscie chcecie.
 
Perfidia
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 11:34
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

To jest bardzo ciekawy i ważny temat.

Sporo na ten temat napisała Kati, ale uczucia, które opisywała nie są mi obce - mianowicie problem bycia "dobrą matką". Zaszłam w ciążę będąc na ostatnim roku studiów, plan był taki, że miałam się bronić we wrześniu, tymczasem okazało się, że we wrześniu będę miała na głowie coś zupełnie innego. Musiałam zatem będąc w ciąży przyspieszyć cały proces i wyrobić się z pisaniem pracy, egzaminami itd. do końca czerwca. Skutkiem tego było całkiem sporo nieprzespanych nocy, życie w biegu, i potworny stres.

I teraz najlepsze - zanim zaszłam w ciążę paliłam, i to dużo, i od dawna. Jak zaszłam w ciążę na początku też, bo nie wiedziałam, że w ciąży jestem. Jak się dowiedziałam rzuciłam w ciągu 2 tygodni.

Do pewnego momentu żyłam w takim półśnie, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo ryzykowałam zdrowiem dziecka. Jak już to do mnie dotarło to wyrzuty sumienia tak mnie sparaliżowały, że musiałam zmuszać się do wyjścia z domu. Potem do tego doszła niepewność - przecież ja nigdy w życiu nie miałam na rękach niemowlaka, na szkołę rodzenia nie miałam ani czasu, ani siły, moje koleżanki - wszystkie singielki, bez dzieci. Tak, więc borykałam się z podobnymi problemami jak Kati. Milion pytań i wątpliwości, zero rozsądku i racjonalnego podejście. Ponieważ jestem człowiekiem nauki, a nie wiary, więc dla mnie to był koszmar.
Pamiętam siebie w szpitalu tuż po porodzie z małym Szkodnikiem - jak miałam go przy sobie to czułam się tak samo jak przedtem, żadnych fajerwerków matczynej miłości, żadnych mistycznych doznań. I miałam następny powód do zamartwiania się - co ze mnie za matka, która kocha swoje dziecko... no tak normalnie i po prostu...
Potem na jednej z wizyt położna środowiskowa stwierdziła, że Szkodnik ma alergię i powinnam ograniczyć nabiał itd. itp. Ponieważ będąc jeszcze w ciąży naczytałam się na temat alergii pokarmowej, więc miałam w oczach wizję siebie jedzącej suchy chleb i gotowaną marchewkę. Jednak znając siebie i swoją skłonność do robienia rzeczy, których nie powinnam (nazywając po imieniu - skłonność do wpadania w nałogi), wiedziałam, że nie będę potrafiła się oprzeć - nie czekoladom, słodyczom czy kawie, ale normalnemu jedzeniu.

I teraz najważniejsze - moje lęki, doły, schizy ciążowo-karmieniowe przeżyłam tylko dzięki mojemu mężowi. Siła spokoju, siła rozsądku, siła miłości. To on w sposób racjonalny przekonywał mnie, że karmiąc piersią mogę jeść nie tylko chleb i marchewkę (okazało się, że wystarczyło zrezygnować z herbaty, cytrusów i ryb.). To on pomógł mi uporać się ze swoją niepewnością. I przede wszystkim mimo, że tak mało przebywa w domu, to potrafi być tak świetnym ojcem, że patrząc na niego i Szkodnika razem wiem, że nigdy nie będę w sytuacji, że wszystkie problemy zwalą się na moją jedną głowę, że zawsze mam jego. Zajęło mi w sumie prawie 4 lata, żeby móc obiektywnie powiedzieć, że macierzyństwo wywróciło moje życie do góry nogami, że nie umiałam sobie poradzić z tym, i że udało mi się wreszcie tylko dlatego, że mam takiego męża, jakiego mam.

PS - Mój drogi jak będziesz to czytać, to nie wpadaj w samouwielbienie, bo będę musiała napisać o Twoich wadach Pfft

PS2 Od czapy napisałam, bo co do ma to ED, ale jakoś tak samo mi się napisało. Przepraszam, jeżeli nie na temat.
Edytowane przez Perfidia dnia 23/08/2009 11:41
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Artystyczna Dusza
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 12:10
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

[b]Perfidia [/b]trafiłaś tą opowieścią w samo sedno.W końcu wątek dotyczy też macierzyństwa.
[b]Kati[/b] podziwiam Cię za siłę i za odwagę i jestem pod wrażeniem tego co napisałaś.

A ja?Czy ja kiedyś będę matką? - w tym momencie mam łzy w oczach.
Wydaje mi się że ja się nie nadaję na matkę, bo co to za matka skupiająca się cięgle na sobie i na jedzeniu czy nie jedzeniu - wiecznie się odchudzająca.Poza tym mam już tyle lat że powinnam dla dobra dziecka już dawno matką zostać a widoków jak na razie na to nie ma.Sad
Z moim problemami zdrowotnymi (i nie mam tu na myśli tylko psychiki i zaburzeń odżywiania) nie wiem czy w ogóle mogę być matką.
Myślałam że podobnie jak w sprawie powstającego projektu nie będę miała nic do dodania a jednak udało mi się coś napisać.Szkoda tylko że w związku z tym tematem,tak radosnym przecież i wspaniałym pojawił się we mnie jakiś dziwny smutek i żal i łzyEhmm
 
http://monia-art.blogspot.com/
Kati
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 12:44
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[b]Perfidia[/b], bardzo, bardzo się cieszę, że opisałaś swoje doświadczenia. Dzięki Ci za to. No pewnie, nie masz ED, ale okazuje się, że wcale nie jest Ci lekko. I chyba właśnie o to tu chodzi - z jednej strony reklamy pieluch i innych zasypek, mamy zawsze uśmiechnięte i pachnące (chyba?), a z drugiej nasze codzienne rozterki i gorsze chwile, do których strach się przyznać, skoro wszystkie inne tak sobie świetnie radzą.
[b]Fiona[/b], głowa do góry, to, że teraz Ci się wydaje, że macierzyństwo nie jest Ci pisane, to nie znaczy, że to się nie zmieni. Wiem, że udany związek jest dla Ciebie bardzo ważny. A od tego tylko krok do rodzicielstwa. No, czasem dwa krokiWink Popatrz jak jesteś do przodu - zdajesz sobie sprawę z własnych problemów i najpierw z nimi próbujesz się uporać. Tak jednak jest bardziej po kolei, nie uważasz?
Swoich zasług nie widzę, wręcz przeciwnie. Proszę, nie chwalcie mnie, bo mi to szkodziSmile
Swoją drogą niesamowicie silna jest stereotypizacja macierzyństwa, nie sądzicie? Matka jako osoba idealna, cierpliwa, kochająca, poświęcajaca się, nigdy nie zmęczona - to takie z moich.
 
Alicja
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 12:53
Startujący


Postów: 133
Data rejestracji: 19.08.09

Kati, miałam łzy w oczach jak czytałam Twoją historię.
Uderzyło mnie to, co mówił Twój mąż. Jestem ciekawa jak dalej się to potoczyło między Wami, czy jesteście razem. Wiem, że temat jest o macierzyństwie, nie o partnerstwie, ale...

Ja marzę o tym by zajść w ciążę. Ale przypadkowo. Nie chcę planować.
A druga strona to taka, że boję się przytyć, panicznie boję się zmiany sytuacji. Dlatego chciałabym, by los zdecydował za mnie.
 
Perfidia
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 12:59
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Fiona - powiem tak - ja nigdy nie miałam przypisanej żadnej "efki", i nie znaczyło to, że jestem matką bez problemów, bez chwil załamań, zwątpień i łez. Tak na prawdę to każda kobieta musi odnaleźć się jako matka na swój własny sposób, w swoich własnych okolicznościach. I nie oznacza to, że większa ilość problemów oznacza bycie gorszą matką.

Ze swoich doświadczeń powiem, że jeżeli któraś z Was będzie kiedyś szukać porad dot. ciąży i macierzyństwa - omijajcie szerokim łukiem fora internetowe. Jest to jeszcze większa zaraza niż pro ana.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
martyna
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 13:13
Awatar

300% normy


Postów: 11241
Data rejestracji: 07.08.09

To co piszecie to takie prawdziwe.Uderzające jest postępowanie współmałżonków Perfidii i Kati, jakże rożne.
Ja w tej kwestii mam niewiele do powiedzenia. W moim życiu nie pojawi się nigdy żaden Szkodnik czy Maleńka, co nie znaczy że w moim życiu nie ma dzieci.
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy.
 
Kati
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 13:19
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Mój mąż jest ze mną do dziś i wspiera. W dużej części to, że Maleńka została ochroniona i miała dużo ciepła i miłości wokół siebie, jest jego zasługą. W pewnym momencie to on przejął większosć obowiązków, gdy ja już nie byłam w stanie myśleć ani czuć. Dlatego nie oceniajcie go po jednym tylko cytacie. Życie z osobą tak chorą, jak ja byłam swego czasu jest potwornie ciężkie. To były słowa w silnych emocjach i bezradności. Miały mną wstrząsnać... To on mnie zawiózł do ośrodka i z pomocą babć zajmował się przez sześć tygodni Maleńką, jak ja byłam w "sanatorium". A teraz obydwoje cały czas pracujemy nad jakością naszego związku. Choć pewnie w dużej mierze to zasługa Maleńkiej, że nam się chce...
 
Alicja
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 13:28
Startujący


Postów: 133
Data rejestracji: 19.08.09

Kati, cieszę się, że sprostowałaś, bo z cytatów zabrzmiało to co najmniej dziwnie.
To zapewne element prowokacji. Ja np jestem osobą, na którą prowokacja nie działa w ogóle.
 
Nadzieja
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 13:29
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

[b]Perfidia i Kati [/b]- podziwiam i gratuluję, Perfidia oczywiscie zazdroszcze czułego męża.Makro nie popadaj w zbytnią euforię Szkodnik ma dopiero 4 lataPfft
Co do mnie to tak:
Myśl o macierzyństwie pojawiła mi sie zupełnie niedawno, właściwie od pamietnego pobytu na ginekologii. Gdy po przyjsciu na oddział czekałam, aż zaprowadzą mnie na moją salę miałam okazję obserwować scenę pokazywania matce nowo narodzonego dziecka. Było to coś pięknego coś nie do opisania.Potem dotarło do mnie,że przez moja anoreksję i to co robiłam ze swoim organizmem mogę tej chwili w ogóle nie doczekać,że już za późno!!! Tyle o tym co czuję ostatnio.
Wcześniej może jeszcze nawet i teraz myśl o ciąży przerażała mnie, kompletnie nie akceptowałam swojej kobiecości teraz też jeszcze nie do końca. Prawdę mówiąc nawet o tym nie myślałam,był to dla mnie temat nie istniejacy. Pamietam jak psycholog w szpitalu zapytała mnie czy chciałabym mieć dziecko co o tym sądzę odpowiedziałam jej krótką wymówką zresztą i tak uważam, że nie będę dość dobrą matką, nie chciałam rozwijać tego tematu wręcz denerwowało mnie każde wracanie przez psycholog do niego. Niewytłumaczalnie złościło mnie to i irytowało.Tak do końca to niewyobrażam sobie siebie w okresie ciąży czy dałabym rade znieść, mój wygląd,tycie i zmieniajace sie ciało. Jezeli teraz jest dla mnie końcem swiata przytycie nawet nie całe pół kg, to niewyobrażalne jest dla mnie tych kilkanaście. Trudne byloby to dla mnie, musiałabym mieć chyba męża psychiatrę bąź psychologa i to niezwykle czułego i cierpliwego.Nachodzą mnie takie mysli,że to chyba nie dla mnie, że nie dam rady jeżeli w ogóle mogę marzyć o swoim dziecku????? Też chce mi sie płakać, czy wszystko nie jest stracone, czy nawet skoro biologia na to pozwoli czy psychicznie podołam temu zadaniu, czy dam radę odrzucić na ten czas anorektyczne myślenie i poswięcić sie dla dziecka,czy nie zrobię mu krzywdy????
Perfidia mój wczorajszy komentarz napisany pod wpływem chwili pod Twoim artykułam na blogu zadziwił mnie. Przez chwilę zastanawiałam sie czy to rzeczywiscie napisałam go ja!!! Radzę kobietom nie przejmować sie swoim wyglądem,a sama co robię???, dla mnie w pewnym momencie to co napisałam stało sie śmieszne i perfidne. Jak można coś pisać,radzić nie mając samemu do tego przekonania???!!!
Dużo wątpliwości i niejasności budzi we mnie przyszłe macierzyństwo, może nie tyle zmiana mojego życia gdy pojawi sie dziecko, bo kocham i uwielbiam dzieci, ale zmiana swojego ciała,akceptacja siebie i ten mężczyzna któremu mam zaufać żeby mieć z nim dziecko. Musiałabym sie narodzić na nowo jako kobieta i zakceptować to wszystko co niesie ze sobą kobiecość, a to jest bardzo trudne.To tyle.
Edytowane przez Nadzieja dnia 23/08/2009 13:36
[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
Kati
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 13:44
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[quote]Kati, cieszę się, że sprostowałaś, bo z cytatów zabrzmiało to co najmniej dziwnie. To zapewne element prowokacji.[/quote]
Nie, nie prowokacji. Prawdy. Wiesz Alicja, sprawy, o których Wam tu piszę są dla mnie zbyt bolesne, żebym chciała się nimi bawić. Po prostu - tak było. Dużo casu poświęciłam na to, żeby się porozliczać, wybaczyć, przede wszystkim samej sobie. Dzięki temu mogę o tym pisać bez linczowania ani siebie, ani inych. Zamknijmy tą wymianę zdań, ok? Bo wątek jest naprawdę ważny, by go w ten sposób zaśmiecać.
[b]Nadziejo[/b], jeszcze wszystko przed Tobą. Najważniejsze jest Twoje zdrowienie, a potem będziesz podejmować tego typu ważne, życiowe decyzje. Mam znajomą, która urodziła dziecko w wieku 33 lat, wyszła z anoreksji i depresji, wyszłą za mąż, urodziła zdrowego chłopaczka. Powoli, wszystko wymaga czasu i dużo cierpliwości...
A moja terapeutka mi powtarzała, że każda z nas jest najlepszą matką swojego własnego dziecka. I w ogóle, że istnieje kategoria "wystarczająco dobry rodzic" - bo idealny to też patologiaWink
 
Alicja
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 16:33
Startujący


Postów: 133
Data rejestracji: 19.08.09

Kati, przepraszam, może źle to ujęłam, nie chciałam Cię urazić!
Chodziło mi o to, co powiedział do Ciebie Twój mąż - że to mogła być prowokacja, która by ruszyła lawinę w Tobie, w żadnym wypadku nie miałam na myśli Twojej wypowiedzi jako prowokacji!
Na prawdę nie wiedziałam, że to mogło zabrzmieć inaczej, przepraszam jeszcze raz : (
Oczywiście nie poddaję wątpliwości niczemu co piszecie, po co miałabym to robić? Mam nadzieję, że teraz rozwiałam tą czarną chmurę, która się między nami pojawiła : (
Edytowane przez Alicja dnia 23/08/2009 16:34
 
Kati
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 23/08/2009 19:14
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Dzięki AlicjoSmile Tak to już jest z internetową komunikacją - że czasami intepretacje płatają nam figle. A ja pewnie też zareagowałam zbyt impulsywnie. Cieszę się, że to wyjaśniłyśmy, grunt to nie zostawiać nie domkniętych figur, jak to mówią gestaltyściSmile
 
Kati
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 04/09/2009 22:19
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

U mnie doła ciąg dalszy. Właśnie uśpiłam dziecko i pałuję się tym, co czuję. Czy to możliwe, że można być zmęczonym własnym dzieckiem? Że można mieć dość żywiołowości, optymizmu, biegania z krzykiem, ciągłego absorbowania uwagi? Nie chcę jej odmawiać. Jednak mam wrażenie, że im więcej jej daję - uwagi, zaangażowania, ciepła, przytulania i tak dalej - tym jej wymagania są coraz większe i większe, aż w końcu muszę jej odmówić (na przykład żeby iść do toalety albo zrobić obiad), na co slyszę "bo ty tak zawsze" i pretensje. Efekt taki sam, jakbym odmówila od razu... Starałam się cały dzień, a i tak pod koniec mam wyrzuty sumienia. Jeszcze poczytałam sobie bardzo dobry zresztą artykuł o przemocy psychicznej, z którego tezami się zgadzam i teraz analizuję, czym krzywdzę swoje dziecko. Czuję się zaszczuta - sama sobie to robię.
 
Alicja
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 04/09/2009 23:50
Startujący


Postów: 133
Data rejestracji: 19.08.09

Chociaż własnego dziecka nie mam, to mogę odpowiedzieć za inne matki, które dobrze znam. Można się czuć nawet osaczonym przez własną latorośl i to chyba normalne uczucie... W końcu z tym malusim człowieczkiem jesteś prawie cały czas... To normalne, ze czasami chciałabyś odpocząć chociaż na chwilę...

Ale też warto uczyć dzieciaczka, że nie wszystko się dostaje Wink Dzieci gdy są małe, sprawdzają nasze granice... Łatwo mi mówić, bo sama jeszcze nie mam, ale jakieś tam doświadczenie z dziećmi mam na okrągło. Wiem jedno (i tego się troche boję) - będę bardzo surową matką. Mam bardzo twarde zasady i w wielu rzeczach jestem bardzo konsekwentna... Mój mąż także.

Przykro jest czytać, że ktoś ma wyrzuty sumienia odnośnie własnego dziecka... Ale zastanawiam się od razu - czy nie narzucasz sobie zbyt wiele? Może chcesz być idealną matką, a takiej przecież nie ma? Zawsze można się porównać do naszych własnych mam. One też nie były idealne, nie ma kogoś takiego. Zresztą i tak wszystko zweryfikuje czas.
 
Perfidia
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 05/09/2009 00:09
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Kati - codziennie wieczorem jak Szkodnik pójdzie spać, opadam bez sił na fotelu i dochodzę do siebie przez godzinę, albo dwie. Kocham go bardzo, ale nie jestem w stanie nadążyć za nim, pod koniec dnia po prostu jestem wyczerpana. Czasem jak jest wybitnie rozbuchany, to mówię, że najbardziej kocham go jak śpi Wink
Nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, daję mu tyle, ile mogę. Pretensji jak na razie nie słyszałam, ale to pewnie z tego powodu, że Szkodnik ma "ciężką mowę" i w zasadzie nie porusza takich tematów. Ale wiem, że prędzej czy później to nastąpi. A wtedy zastanowię się jak mu to wytłumaczyć.
W każdym razie nie jesteś sama i na pewno nie jesteś złą mamą. Dziecko pełne energii potrafi wykończyć fizycznie i psychicznie nie tylko jedno, ale oboje rodziców.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Kati
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 05/09/2009 09:42
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Dzięki dziewczyny za słowa otuchy. Nie, nie jestem idealną matką i absolutnie nie chcę być. Ja miałam idealną matkę - pisałam Wam kiedyś o tym - i oto proszę, do czego to prowadzi Grin Natomiast chciałabym być, jak to się mówi w terapeutycznym światku, wystarczająco dobrą matką. I z tego sie rozliczam, bilansuję, patrzę na Maleńką i sprawdzam, czy jest szczęśliwa, czy jest pogodna i rozluźnoina. Bo tylko o to mi chodzi. I właśnie do Ciebie Alicja:
[quote][Wiem jedno (i tego się troche boję) - będę bardzo surową matką. Mam bardzo twarde zasady i w wielu rzeczach jestem bardzo konsekwentna... Mój mąż także.[quote]
Tak naprawdę to tego nie wiesz, tak Ci się wydaje, albo tak sobie wmówiłaś, albo tego właśnie chcesz. Jak będzie, zależy tylko od Ciebie. Ja staram się, żeby przed surowością zawsze stała miłość i zroumienie. Nie chcę, żeby moje dziecko stało przede mną na baczność, nie chcę, żeby chodziło jak w zegarku i odzywało się zawsze kulturalnie i bez ponoszenia głosu. Ja tak miałam i nie chcę tego powtarzać. Maleńka jest bardzo spontaniczna i otwarta, co powoduje niemało zamieszania, gdziekolwiek się nie pojawimy ale jest w tym tyle radości, że nie chcę tego dyscyplinować. Jest grzeczna, tylko żywa. U mnie jest o tyle trudniej, że mój mąż to by w ogóle dał sobie na głowe wejść, więc za wyznaczanie granic, zasad i ich egzekwowanie odpowiadam ja. Gdzieś tam jestem w roli tej surowszej ale to i tak jest lajcik. Tak myślę. Chyba tak jest, bo moja mama patrzy na to ze zgrozą Grin
A propos mojej mamy. Moja Maleńka był u dziadków w te wakacje na kilka dni. Jak przyjechałam, dobrze się bawiła, tego jestem pewna, jednak mimo to podeszła do mnie i urządziła godzinną sesję płaczu. Wyładowała na mnie jakby wylewała z wiadra: złość, nieposłuszeństwo, pretensje.. to wszystko, co musiała hamować wobec mojej mamy (ona nie krzyczy, tylko manipuluje, odwraca uwagę, zaprzecza istnieniu tego bardziej przykrego bieguna uczuć). Moja mama spojrzała i powiedziałą z ironią "o, proszę, przez tyle dni nie plakałaś ani razu, a teraz taki pokaz". A ja sobie w duchu skomentowałam, no właśnie... biedactwo, biorąc pod uwagę, że w domu płacze średnio dwa razy dziennie, o jakieś pierdoły, z którymi sobie nie radzi, ile się musiał w niej naodkładać, jeśli tak bardzo się kontrolowała.
A pomyśleć, co się dzieje z tą niewyładowaną spontanicznością, odkładaną latami? Ja ją wyrzygałam...
Także Alicja - po pierwsze kochać, kochać, kochać - i wyznaczać jasne zasady. To jest to, w co ja wierzę.
Co nie zmienia faktu, że zaprzeczając modelowi swojej rodziny, strasznie błądzę i czuję się zagubiona.
 
Alia
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 05/09/2009 11:12
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 2831
Data rejestracji: 01.09.09

Nie mam dzieci (i biorąc pod uwagę chorobę męża, raczej w najbliższym czasie nie będę ich miała, a może w ogóle), ale mam 16-miesięczną siostrzenicę. Dziecko jak najbardziej chciane (siostra jest w takim wieku, że to już "ostatni dzwonek"), urodzone w szczęśliwym i udanym małżeństwie. I mimo to widzę, jak bardzo moja siostra jest czasem wyczerpana, mimo wielkiego wsparcia ze strony męża i pomocy mojej mamy.
Kiedy się ostatnio widzieliśmy, spojrzałam na jej nadgarstki i powiedziałam jej, że ma przestać chudnąć. Na co usłyszałam - "wiesz, ja się nie odchudzam, ale mała zaczęła chodzić i teraz brakuje mi czasu na jedzenie, a do tego mam mnóstwo ruchu, kiedy za nią ganiam".
Innymi słowy - nawet najbardziej ukochane i wyczekiwane dzieci w nawet najbardziej szczęśliwych i wspierających się małżeństwach potrafią sprawić, że matka pada na nos.
Edytowane przez Alia dnia 05/09/2009 11:12
 
barbarajan
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 05/09/2009 13:04
Rozgrzany


Postów: 73
Data rejestracji: 03.08.09

Ja jestem już babcią i powiem tak wnuki kocha się inaczej niż swoje dzieci.Jak moje dzieci były małe też byłam nimi zmęczona,ale przeczytałam gdzieś takie zdanie "przez dwadzieścia lat dziecka się nie będzie nosiło"i ja wziełam to sobie do serca.jasne że nie zawsze było różowo nieraz padałam ze zmęczenia ,ale warto było.Dziś moje córki szanują mnie szanują ,się nawzajem.dzięki córce zaczełam leczenie,dlatego Kati wiem że jesteś zmęczona każda matka tak ma i pozwól dziecku płakać to nic złego dziecko w ten sposób odreagowuje emocje "dwadzieścia lat nie będzie płakać
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
Prośba o pomoc, ankieta dla osób z zaburzeniem odżywiania Ogłoszenia 1 14/05/2019 18:20
Leki a zaburzenia cyklu menstruacyjnego Leki 10 23/07/2018 12:11
Niepełnosprawność umysłowa i zaburzenia psychiczne a posiadanie rodziny - badania li Ogłoszenia 3 27/03/2018 03:54
CHAD i jednoczesne zaburzenia integracji sensorycznej. Nasze wątki - część otwarta 1 09/06/2017 11:14
zaburzenia somatyzacyjne Ogólnie o psychiatrii 4 10/04/2017 21:08

51,660,251 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024