Zobacz temat
Mam Efkę :: Nasze wątki :: Nasze wątki - część otwarta
Ciągle jeszcze ten świat jest piękny
|
|
Czader |
Dodany dnia 14/03/2012 22:03
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
Tak mi się skojarzyło w kontekście wszechświata i człowieka. [i]Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem.[/i] [b]Gabriel García Márquez [/b] |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 14/03/2012 22:17
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi i wszystkich wirtualnie przytulam. Odnośnie bycia wrogiem dla siebie to akurat u mnie z tym jest różnie. Zależy, jak minie dzień, ile satysfakcji sobie dostarczę (ach ten hedonizm) i na ile się pozytywnie zmęczę by potem nie rzucać się w nocy z boku na bok. Bywa, że siebie lubię ale bywa i autodestrukcyjnie. Śniło mi się, że byłam na terapii i terapeutka notowała, notowała, notowała a ja sobie w pewnej chwili pomyślałam "super, zaraz zabraknie zeszytu". Nie uważam się za jakąś wyjątkową pacjentkę tylko po prostu czasem mam wrażenie, że tego, co czuję, tego co mam powiedzieć jest tyle, że faktycznie braknie zeszytu. A przychodzę i mówię "U mnie nic znaczącego się nie dzieje". Bywam dla siebie surowa, czasem rzucam inwektywami w swoją stronę a to niestety wsiąka w podświadomość. Wydaje mi się, że za mało wysiłku wkładam w pracę choć inni mówią, że jest ok i są zadowoleni. Są momenty dobre: kiedyś było tak, że zawsze byłam niezadowolona, zawsze było coś nie tak, słońce miało krzywe promienie itp. a teraz czasem wyduszę dla siebie jakiś komplement przez zaciśnięte zęby A ostatnio chyba najbardziej wkurzają mnie moje pokrzywione analizy siebie, aż mi się chce krzyknąć do siebie "przestań analizować!". Ciekawa jestem właśnie jak mają z tym terapeuci, czy stawiają sobie granice "praca - życie prywatne" (co bywa trudne przez czasem natrętnych pacjentów) bo gdyby tak wszystko i wszystkich chcieć dopasować do pewnych formułek to idzie zwariować Mianowałam się hipochondryczką a okazało się, że sedno sprawy w tym, że jestem zbyt surowa dla siebie. I tu się okazało że moje analizy siebie są "nieco" nietrafione. Choć akurat urojenia mi się udaje odsiewać od rzeczywistości tylko cały problem w tym, że są one silne i trzeba się ze sobą nieźle nagadać by zejść z urojeniowych ścieżek. A pojawiają się bo bywam dla siebie wrogiem, zamiast być przyjacielem. Pewnie gdybym była zbyt dużym przyjacielem to by się nazywało hipomania a kiedy uznałabym, że jestem boska to wiadomo. Chciałabym mieć dla siebie tyle tolerancji co dla innych. A tolerancja to w tym przypadku uznanie, że rozsypane kakao to nie apokalipsa tylko przypadek jakich jeszcze wiele przyjdzie mi doznawać w życiu. Uznanie, że mam prawo być nieidealna. Odnośnie ludzi i wszechświata - nie znam dokładnego brzmienia tego cytatu ale jak dla mnie to jest zasada "Zmień się pierwszy a świat podąży za Tobą". Rozwijając się, kształtując siebie kształtujemy też innych. Autodestrukcją siebie niszczymy przede wszystkim siebie ale i tych, których na nas zależy. Gorączka przeszła ale myśli dalej nie chcą się połapać... Wpływu na wszystkich ludzi we wszechświecie nie mamy (to byłoby zbyt piękne i utopijne) ale mamy wpływ na siebie, no przynajmniej chcę w to wierzyć że mózg nie steruje mną tylko ja mam władzę panowania nad sobą... Tylko czasem łatwiej powiedzieć, że to neuroprzekaźniki ją mają. Bo może czasem tak jest w istocie ale chyba do pewnych granic jesteśmy w stanie samodzielnie decydować o sobie. |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 16/03/2012 22:51
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Chciałam się z Wami czymś podzielić by Was trochę rozweselić u progu wiosny niech każdy z nas ma wiele dni radosnych. 03.02.2012, prześmiewczo lekko tak mi się rzekło co następuje: Kiedy jestem smutna przestaję być rezolutna Kiedy jestem zatroskana nie ucieszy mnie nawet granat Rymować lubię zawsze niezależnie od nastroju, najchętniej w swoim pokoju lecz moje rymy są figlem umysłu i nie nadają się do żadnych przysłów Lubię to forum szczerze i jego użytkowników dlatego piszę ten forumowy poemat i powstaje dylemat czy pisać do notatnika bo w Shout-cie szybko znika Ale niechże będzie dokumentem tej chwili moi mili Wielu zacnych ludzi tu poznałam i wirtualnie pokochałam, może nie ma w tym logiki i może to tylko umysłu wybryki Nauczyłam się, że lubić życie warto lecz nie od psychiatry i kolorowych tabletek ino z doświadczeń swoich wielu: urojeniowych i afektywnych, słowem przedziwnych Chcę być w życiu szczęśliwa ale nie po kilku piwach ani nie po romantycznych kolacjach przy świecach bo to mnie raczej nie podnieca Szczęście w sobie odnajdę, nie zajadając chleba pajdę lecz żyjąc z sobą w zgodzie i harmonii, nie: marazmie i monotonii bo to prowadzi do agonii Energia życiowa niech będzie dla nas codziennie większa lecz nie maniakalna bo wtedy porażka centralna Psychiatrzy niech nie będą uciążliwi i natrętni pytaniowo bo każdorazowo mam historię nową, mitomanka powiedzą i błysną swoją psychiatryczną wiedzą Lekarz psychiatra to wielka persona pomaga zły humor pokonać lecz nie ma tabletki na zło tego świata tylko neuroprzekaźniki do ładu przywraca Z podwyższoną dopaminą tydzień nie idzie wytrzymać, z małą serotoniną nawet słońce nie cieszy i wtedy należy do psychiatry pospieszyć Na szpitalnym oddziale sami zdrowi ludzie chcą na wolność uciec i drzwi szpitalnych pilnują obserwując Trudno zrozumieć frazy schizofrenika a jeszcze trudniej dogonić rym który z głowy umyka Trudno zrozumieć nastrój depresanta który powtarza "Życie jest złe" jak mantra Nerwicowiec w błędnym kole się kręci i Hydroxyzynę przeciw lękom łyka bo ma od psychiatry taki przykaz Natłok myśli mieli sami wielcy poeci kiedy mieli w umyśle dysonans i na głowie kolejny romans Choroba Bleulera tylko nie teraz na progu młodości nie chcę umierać Lecz umieranie to koniec i początek i tu się zaczyna kolejny życia wątek Choroba przewlekła prowadzi wprost do emocji piekła gdy nowa refundacyjna ustawa nie będzie skutecznych leków dawać Choroba chroniczna mówią lekarze a ja sobie po cichu o szczęściu marzę w chorobie chronicznej wypisów mając bez liku - a to ci psikus! Nasze szczęście przechodzi psychiatrów pojęcie bo schizofrenik na straty spisany i do szczęścia nie zdolny to będzie wiersza koniec powolny Kiedy będę szczęśliwa? Kiedy nauczę się swój umysł kiwać i nad nim panować, będę nad tym pracować. Lubię chodzić do psychoanalityka, kupuję wtedy szczęście na wagę kiedy mogę zdobyć się na powagę i powiedzieć szczerze co leży na wątrobie w XXI wieku dobie Te seanse są szczególne tak, jak wiersza tego niuanse. Każdy chce się czuć zrozumiany i po pleckach poklepany ale bywa też, że przez analityka zrugany za brnięcie w objawy, co za głupi mój nawyk Objawy to mowa szczególna rozumu by się wyróżniać z szarego tłumu, często więcej widzę i czuję aż nie mogę tego unieść Wtedy idę do psychiatry po kolorowe tabletki i świat bajką się staje bez bezcelowych zajęć, wrogich uśmiechów i natłoku myśli, co ten psychiatra jeszcze wymyśli? Przed wizytą się stresuję choć chodzę od dawna, jak psychiatrycznym umknąć tabelkom to zagadka stara i przednia zabawa jakie psychiatra będzie pytania zadawać Afekt niedostosowany mym przyjacielem bywa by psychiatrę na dobry nastrój oszukiwać A tak naprawdę co siedzi w głowie nikomu nie powiem jeśli nie zechcę bo jestem bardzo sprytna i rymowa i chcę swoich tajemnic dochować, nie chcę zbytniego ekshibicjonizmu by nie było sytuacji dramatyzmu i do szpitala skierowania bez poczekania Życie jest zabawne lecz pamiętajcie w tym wszystkim, że psychiatra też człowiek i mówię to bez przejęcia jak prawdę starą, on się chce nami dobrze zająć choć nie czytamy czasem jego intencji porządkowania myśli i poprawiania nastroju byśmy byli gotowi do życia boju |
|
|
Czader |
Dodany dnia 16/03/2012 23:42
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
Girl energetyczna Opowieść metafizyczna Ale Ci się zrymowało A mi ciągle Ciebie mało ;-) Co ta wiosna robi z ludźmi |
|
|
sensitivechild |
Dodany dnia 17/03/2012 12:52
|
Platynowy forumowicz Postów: 2771 Data rejestracji: 04.12.10 |
Kiedy tylko zechcemy To sobie na forum porymujemy Bo choć nie raz bardzo schorowani Jesteśmy talentami obdarowani Girl piękne słowa napisała Uśmiechy słoneczne z nas wykrzesała! [color=#ff00cc]''Two and a half years ago, hell came to pay me a surprise visit" Andrew Solomon[/color] [b][color=#ff9900] "-Puchatku? -Tak Prosiaczku? -Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 18/03/2012 21:48
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dziękuję [b]Czader[/b] i [b]sensitive[/b], wiele dla mnie znaczą Wasze słowa choć czasem od rymów boli głowa. Tak sobie pomyślałam, że dam moje rymy terapeutce do przeczytania. I postanowiłam a potem mnie naszły wątpliwości, jak ona to zrozumie bo można to też zinterpretować jako dużą hipomanię. W sumie mi osobiście one się podobają, nie uważam, by były to jakieś wyjątkowe rymy ale ja dość często mam tak, że piszę coś a po kilkunastu tygodniach sobie myślę "[i]niewarte funta kłaków, chorobowy bełkot[/i]". No bo czy to nie jest dość dziwne zastanawiać się, jakie psychiatra będzie pytania zadawać - jakbym się uważała za mądrzejszą od niego a wcale tak nie jest. Często właśnie zastanawiam się, jaka będzie interpretacja tego, co powiem. Powiedziałam o wypadających włosach i boję się teraz. Do tego stopnia że chętnie bym już powiedziała, że przestały wypadać. A przecież każdemu wypadają, może nie jest tak źle. |
|
|
Czader |
Dodany dnia 18/03/2012 22:02
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
Jakbym się już miał do czegokolwiek przyczepić to do sposobu zapisu tych rymów. Utrudniało czytanie. Ale żeby się od razu w tym hipomanii doszukiwać ? Chorobliwie to można by poprawiać w nieskończoność - ale czy wtedy byłoby to tak autentyczne w przekazie ? ;-) A włosy wypadają wszystkim Edytowane przez Czader dnia 18/03/2012 22:02 |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 20/03/2012 23:48
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dziś będzie na poważnie, nie-rymowo. Kupiłam dwie książki, jedną jako prezent i jedną dla siebie. Dla siebie "Uratuj mnie. O złym życiu i dobrym psychoterapeucie", jak na razie przeczytałam 80 stron i póki co książka mało odkrywcza ale może się rozkręci. Rymy oddane do recenzji terapeutce, zrobiłam coś, czego się bałam więc może to jakiś mini-przełom. Pewnie mówi to też o moim zaufaniu do niej. Dziś jakoś tak spokojniej bo wczoraj jak wychodziłam z terapii to czułam tylko chaos ale sama ten chaos wytworzyłam gubiąc wątki. Oczywiście nie wszystko musi być poukładane ale jak jest trochę porządku to potem bardziej poukładanym się wychodzi. Pernazyna mi się kończy, wizyta daleko w kwietniu ale został Solian To trochę autodestrukcyjne tak bawić się kolorowymi tabletkami ale pamiętam, jak czułam się na Solianie i wiem, że mi nie zaszkodzi. Do leków generalnie mam ambiwalentny stosunek - kocham je i nienawidzę. Kocham bo znieczulają i pozwalają zasypiać, nienawidzę bo chciałabym być niezależna od leków tylko na ten moment jest to niemożliwe. Życie bez farmakoterapii jest nie do przyjęcia, rzeczywistość straszna. Nie dokończyłam tego tematu na terapii bo mi się wątek splątał heh ale chodzi o to, że za bardzo nadinterpretuję niezależne fakty i potrafię nawet w uśmiechu dopatrzeć się wrogości. Rzeczywistość, świat jest za trudny bo za dużo w nim nieszczęść. Nie chcę ich wszystkich brać na swe barki bo na to, czy dzieci głodują w Afryce mam niewielki wpływ jednak ta granica ja-świat jest bardzo cienka i łatwo sobie wszystkie nieszczęścia na świecie i każdego zmaltretowanego psa wziąć do serca i do siebie. Dlatego celowo ograniczam sobie dopływ informacji. |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 22/03/2012 20:18
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Natchnęło mnie po rozmowie w SB. [i]Jaki właściwie jest ten mój ogród-psychika?[/i] Rosną w nim chwasty zwane urojeniami, różne nastroje. Jest zachwaszczony, ale ja lubię zachwaszczone i zaniedbane ogrody, bo mają swe piękno. Nie wiem, czy w moim ogrodzie-psychice jest jakiś ład i jakaś logika w rosnących swobodnie chwastach. Uczę się z nimi rozmawiać, urojenia wyrywam po to, by za kilka dni powitać kolejne. Boli jednak fakt, że ktoś mój ogród nazwał psychotycznym, sklasyfikował dlatego, że był tak zachwaszczony, że wymykał się wszelkim ramom. Ale czy niemowlę rodzi się od razu ogrodnikiem i panem swego ogrodu? Umiejętność dbania o swój ogród prawdopodobnie nabywa się z wiekiem. Kiedy w ogrodzie małego dziecka rosną za duże chwasty, rodzice pomagają je wyrywać. Mi prawdopodobnie zabrakło tych rodzicielskich rąk więc stwierdziłam, że "wszystko jedno, jak on będzie wyglądał, nie ma znaczenia, czy nazwę siebie głupkiem czy pochwalę". Teraz powoli odkręcam to, uczę się żyć ze swymi chwastami z dzieciństwa. Dostaję dobre dziabki na psychoterapii, wszelkie potrzebne preparaty chwastobójcze tylko czasem nie chce się ich użyć samodzielnie, bo "wszystko jedno". Boję się, że jak będę zbyt energicznie używać tych dziabek to historia z dziabkami od cudownego ogrodnika się zakończy i będę musiała poszukać swoich własnych dziabek... Tylko czy wtedy nie stwierdzę, że jednak podoba mi się mój zachwaszczony ogród, że chwasty są piękne? Łatwiej coś przyklepać, zamydlić sobie oczy i zaafirmować, niż się skonfrontować ze sobą. Czasem siadam na środku mojego zachwaszczonego ogrodu i mówię, że już mam dość szwendania się po tym głupim kawałku ziemi, który jest moim małym światem, nie potrafię znaleźć ani dziabek, ani pomysłów jak je zdobyć. Łatwo mi przychodzi zbesztać siebie, że jestem głupia, niedobra i to moja wina, że znowu zgubiłam drogę mimo wyraźnych wskazówek ogrodnika. To pogłębia rozpacz, bo zapędzam się w samobiczowaniu i jak się już tak umartwię to siedzę, siedzę, dni mijają... czasem nawet pory roku. Długo potem nie mogę odnaleźć ani moich chwastów, bo tracę je z oczu, ani drogi, a ogrodnika widzę jak przez gęstą mgłę. Wszystko wydaje się nierealne, mój ogród przestaje mi się wydawać moim światem, bo jak można sobie ufać, gdy nazwałam go wcześniej głupim, lekarze sklasyfikowali jako psychotyczny, a siebie niedobrą dlatego, że wciąż potrzebuje tych wskazówek na dalszą drogę i dobrych dziabek ogrodnika? P.S: Kochajmy swoje ogrody, to nie nasza wina, że czasem potrzebujemy pomocy ogrodników. Choć zachwaszczone, zaetykietkowane to są jednak cudowne, bo nasze - nikt nie ma drugiego identycznego. Konfrontujmy się z chwastami. Nikt nie żąda od nas perfekcyjnych rabatek, ale niech chociaż będzie w granicach przyzwoitości tak, by nie dopuścić do kompletnego ogrodowego zagubienia. Wtedy też jakaś dobra dusza pomoże, bo ich wiele na świecie ale wieloletnie chwasty wyrywa się trudniej i bardziej mozolnie. Bądźmy wdzięczni ogrodnikom za to, że czasem są naszymi oczami, uszami, czasem zdrowym rozsądkiem i pomagają się nam odnaleźć w naszych emocjonalnych ogrodach. Przekonują, że są piękne i wyjątkowe, choć sami w to nie wierzymy i brak nam nadziei, że kiedyś nad nimi zapanujemy. A ja osobiście chcę głęboko wierzyć w to, że pożegnanie z ogrodnikiem, choć zapewne słodko-gorzkie, otworzy nowe drzwi oraz w to, że nadejdzie czas, w którym będę miała energię i pomysły, by szukać swoich dziabek i za ich pomocą odkrywać świat swoich tajemniczych ogrodów. A nuż coś ciekawego się wykopie? Lecz to już osobny rozdział ogrodnictwa. |
|
|
Jaskolka |
Dodany dnia 22/03/2012 20:29
|
Platynowy forumowicz Postów: 2580 Data rejestracji: 13.10.10 |
Girl, bardzo mi się podoba to porównanie do ogrodu. Powodzenia w szukaniu dziabek! Hmm... czy dobrze rozumiem, że się żegnasz z ogrodnikiem? Czy to taka bardziej przyszłościowa metafora? |
|
|
Czader |
Dodany dnia 22/03/2012 20:30
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
[quote]Lecz to już osobny rozdział ogrodnictwa.[/quote] Fantastycznie optymistyczny tekst. Rewelacyjnie się czytało. Brawo !!! No kurde nic tylko życzyć Ci więcej natchnięć |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 22/03/2012 20:53
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Jaskółka, Czader - wielkie dzięki. Każde dobre słowo naprawdę wiele znaczy i przekonuje, że jestem na właściwej drodze, bo akurat takich dziabek nie dostałabym od rodziny. Na moje narzekania "za dużo analizuję" usłyszałam "po coś to robisz" - no może po to, by płodzić teksty na efce, bo rzeczywiście tu czuję się bezpiecznie. Za mało wewnętrznego bezpieczeństwa jest w realu. Na ten moment jest mi trudno myśleć o pożegnaniu z ogrodnikiem, bo szukanie swoich dziabek wydaje się zagrażające. Nie wiem, czego się obawiam, najbardziej chyba tego, że znów zgubię się w swoim ogrodzie jak to już bywało wielokrotnie. Nie wierzę, że sama dam radę. Pokochałam ogrodnika taką miłością, jaką ona pokochała mój ogród - wróciło do niej rykoszetem. Nie mam pewności, czy wszyscy ogrodnicy są wyjątkowi, czy wszyscy kochają swe własne ogrody, czy tylko uczą pacjentów kochania swoich. Może można kochać i kiedyś odejść, bo to miłość na innych, terapeutycznych zasadach. |
|
|
yerbaMate |
Dodany dnia 22/03/2012 21:16
|
Finiszujący Postów: 487 Data rejestracji: 21.10.10 |
Kurde.... Girl. dzięki PS. Artystka z Ciebie |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 23/03/2012 19:30
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Spotkałam dziś pewnego człowieka, który wyraźnie pogubił się w sobie. Nie porozmawiałam z nim, bo też pewnie bardzo trudno byłoby mi się dostać do jego świata, ale komentarz matki "psychol, psychiczny, aż strach" powalił. Ze spokojem powiedziałam: "Tak naprawdę to ja też jestem psychiczna, niczym nie różnię się od tego człowieka" na co moja mama w mechanizmie obronnym, że "Ależ skąd, przecież Ty jesteś zdrowa!" - dalsza dyskusja nie miała sensu, bo obie zakładałyśmy dwie różne tezy na temat mnie i mojej kondycji. Nie podoba mi się strasznie segregowanie ludzi. Pewnie stadia mojej choroby i tego człowieka się różnią, ale być może dlatego, że nie stać go na psychoterapię, lub z innych powodów, których nie znała mama. Och jak łatwo przychodzi niektórym wypowiedzieć słowo "psychol" i jest to bardzo stygmatyzujące. Może mnie, kiedy będę w znacznie gorszej formie, też się będzie bała? Dziś jest także dzień z serii "Śpieszmy się kochać ludzi", nie zmarł mi nikt bliski, ale ktoś, kogo znałam z widzenia. Dla mnie to był zwykły dzień, w którym co prawda cieszyło słońce, ale nie zdarzyło się nic szczególnego. Dla niego był wyjątkowy, bo jego ostatni. W takich chwilach uświadamiam sobie, że kiedyś któryś mój dzień będzie ostatni. Lecz rozmyślam też o tym, że mimo nieuchronności przemijania, ciągle jeszcze ten świat jest piękny. |
|
|
sensitivechild |
Dodany dnia 23/03/2012 19:41
|
Platynowy forumowicz Postów: 2771 Data rejestracji: 04.12.10 |
Girl, jaki masz ładniutki avatarek! ) Chyba najważniejsze dostrzec to piękno śwata, które widzisz Ty. Widzieć i cieszyć się nim, każdym dniem... wtedy ten ostatni dzień będzie kolejnym etapem w życiu, naturalnym zresztą, ale nie zmarnuje się życia. A co do łatwości wydawania sądów, to sama muszę nad tym panować. Często mówię coś, a potem myślę i potem żałuję. Taka emocjonalność w tę stronę jest strasznie niezdrowa. I właśnie mi o tym przypomniałaś [color=#ff00cc]''Two and a half years ago, hell came to pay me a surprise visit" Andrew Solomon[/color] [b][color=#ff9900] "-Puchatku? -Tak Prosiaczku? -Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 25/03/2012 20:18
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dziś naszło mnie na wspomnienia z 9 lat mojej terapii. Pamiętam, jak mój pierwszy psychiatra, kiedy nie chciałam chodzić do liceum, wypisał mi zwolnienie do końca roku szkolnego. Teoretycznie nie miało to większego sensu, bo gdzie aktywizacja pacjenta, ale praktycznie dało mi dużo siły i odwagi na pozbieranie się po próbie samobójczej. Nie zostało to zrozumiane przez szkolnego psychologa, ale widać miało sens, bo liceum udało mi się dokończyć. Pamiętam, jak raz poszłam na wizytę i zapytałam wprost: "[i]Panie doktorze to w jakiej ja jestem teraz formie?[/i]", uzyskałam odpowiedź: "[i]W lepszej jak Cię ostatnio widziałem[/i]", a za 3 dni moja mama (sic!) zadzwoniła do niego, że mam nawrót choroby więc dostałam wizytę na cito i na początek maglowanie z orientacji allopsychicznej i autopsychicznej, co trochę zabolało, bo ja przyszłam zwyczajnie porozmawiać, a nie żeby mnie psychiatra o dzień pytał i o to, co trzymam w ręku. Pamiętam, jak przyznałam się do myśli samobójczych dotyczących przedawkowania leków - dostałam receptę z datą jeden dzień do przodu i przystawioną dwa razy pieczątką (autentycznie), a w aptece udałam głupią, że nie mam pojęcia, dlaczego data jest jeden dzień do przodu, leki wykupiłam, ale skończyło się szczęśliwie. Pamiętam, jak na psychoterapii bałam się mówić o urojeniach, bo byłam przekonana, że terapeutka nie złapie dystansu i sfiksuje razem ze mną, a tego nie chciałam. A jednymi z najpiękniejszych słów, jakie usłyszałam było: "[i]Mam w sobie dużo miejsca, by pomieścić Twoje uczucia i emocje[/i]". Trochę tych słów, strzępków rozmów wyrwanych z kontekstu jeszcze było, ale nie chcę tworzyć zbyt długiej opowieści. W każdym razie jestem wdzięczna i terapeutce, i psychiatrze, bo gdyby nie oni to nie byłoby mnie takiej, jaką jestem teraz, nie byłoby kontemplacji coffee latte i codziennej radości z promieni słońca. Brzmi może nazbyt pompatycznie, ale doceniam ich dobroć, wyrozumiałość i to, że budują mnie od nowa, choć ta budowa czasem przypomina stawianie domków z kart, które psychoza niszczy jednym dmuchnięciem, ale podobno są tego przyczyny i robię wszystko, by je zbadać. Jest to bez obiektywizmu, z groteskowym wyolbrzymieniem, ale to wszystko jest takie... moje. "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
Czader |
Dodany dnia 25/03/2012 20:28
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
[quote]W każdym razie jestem wdzięczna i terapeutce, i psychiatrze, bo gdyby nie oni to nie byłoby mnie takiej, jaką jestem teraz, nie byłoby kontemplacji coffee latte i codziennej radości z promieni słońca.[/quote] Ale fajnie że Cię wzięło na wspomnienia Zabrzmiało bardzo optymistycznie. |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 01/04/2012 21:53
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Dziś tak na szybko zanotuję, co następuje. Wizyta u psychiatry odbębniona (mama załatwiła, nie śmiejcie się heh), tak, jak przypuszczałam leczenie z Pernazyny (ze względu na leukopenię) zostało zmienione na solian 400mg więc teraz idziemy w hiperprolaktynemię. Moja wielka persona (psychiatra) zajrzała do Pharmindexu, by wyczytać tę leukopenię, ach Ci lekarze jednak nie znają wszystkich możliwych skutków ubocznych. A ja nie jestem absolutnie mądrzejsza tylko delikatnie zapytałam, czy to możliwe, że po pernazynie dzieją się takie rzeczy z morfologią. Jest to trochę przykre, że na Abilify sięgałam granic dekompensacji psychotycznej, po Pernazynie niedobra morfologia, a po solianie jw. Znam ze swego otoczenia osób chorych co najmniej trzy osoby, które wyleczyły się na stałe i leków nie biorą, dwie ze schizofrenii, a jedna z CHAD. Nie jestem pewna w 100% co do ich kondycji psychicznej, ale tego, że nie mówią od rzeczy mogę być pewna. Nie chodzi o to, że wyszukuję sobie powody, by powiedzieć lekom i farmakologii [i]bye-bye[/i], bo mogłabym nie robić badań i nie miałabym przeświadczeń hipochondrycznych ani psychiatra nie zmieniałaby mi leków. Chciałabym tylko, by leczenie było jak najmniej ingerujące w organizm. A lista leków powoli się zawęża, więc zaczynam oczekiwać na proges w psychiatrii, z Abilify nie wyszło, choć nie powiedziane, że nie będzie drugiego podejścia, np. leczenia łączonego (ble, już czuję sprzeciw), czy większej dawki tegoż leku. Dobrej nocy kochani, śpijcie dobrze. "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
girl interrupted |
Dodany dnia 04/04/2012 00:15
|
Srebrny Forumowicz Postów: 1339 Data rejestracji: 23.09.10 |
Czy przekonaliście się kiedyś o tym, że świat ludzi zdrowych i tych zdiagnozowanych to dwa różne światy? Nie szukam na siłę antagonizmów, nie silę się, by powiedzieć, że jestem och i ach, bo jestem zdiagnozowana. Dzisiejsza sytuacja pokazała mi, jak łatwo zadrwić z kogoś, kto sobie nie zdaje nawet z tego sprawy (tzn. zdrowa osoba drwiła ze zdiagnozowanej). Niby było miło, przyjemnie jednak to coś w powietrzu mówiło mi, że kpina unosi się gęstą warstwą między nami. Oczywiście zdiagnozowana osoba też może sobie z kogoś zakpić i nie widzę ku temu przeszkód, jednak ja osobiście nie ośmieliłabym się, bo ku temu trzeba mieć duży tupet, którym mnie natura nie obdarowała. Bo ja wciąż naiwnie wierzę w dobro ludzi. A może to nie kwestia zdrowi-chorzy tylko kwestia charakteru, wartości wyniesionych z domu i nabytych podczas życia. Mnie życie uczy przede wszystkim szacunku dla człowieka, mogę nie rozumieć czyichś poglądów, ale to chyba nie powód, by się z nich podśmiewać. "Odkąd sięgam pamięcią, zawsze było coś nie tak..." |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 04/04/2012 00:19
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
[quote]A może to nie kwestia zdrowi-chorzy tylko kwestia charakteru, wartości wyniesionych z domu i nabytych podczas życia.[/quote] O to to. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Jeszcze żona chłopaka z chad | Przedstaw się | 4 | 05/11/2020 18:48 |
Schizofrenia prosta - przemyślenia, spekulacje, wasze zdanie... Czym ona jest według was samych??? | Schizofrenia | 14 | 17/08/2020 20:46 |
w tym swiecie jestem jeszcze ja | Przedstaw się | 4 | 23/07/2020 18:12 |
czy depresja jest uleczalna? | Depresja | 78 | 16/04/2020 12:11 |
A na nerwicę najlepsza jest... | Przedstaw się | 14 | 01/01/2020 14:02 |