Zobacz temat
Mam Efkę :: Nasze wątki :: Nasze wątki - część otwarta
[elaine] - moja historia
|
|
elaine |
Dodany dnia 21/03/2012 22:58
|
Rozgrzany Postów: 53 Data rejestracji: 22.02.11 |
uważaj o co prosisz, po takim czasie z moją skłonnością to niezła epopeja by powstała.. jak widać dalej niepytana nie bardzo coś powiem żeby się nie narzucać...;P słychać to, że chyba podjęłam w końcu b.konkretną decyzję o leczeniu i pomyślałam, że co jak co ale to forum to jest dobre miejsce żeby się z tego chociażby przed sobą samą rozliczać.. najważniejsze chyba jest to, że chyba w jakiś sposób zaakceptowałam to że jestem i będę chora, że np. bulimiczką będę przez całe życie, nie oczekuję jakiegoś cudownego ozdrowienia po kilku sesjach terapeutycznych... a nawet powoli zbieram się do pogadania z siostrą więc jakiś tam postęp po tych 9m może jest ;P a co u Ciebie? [small][color=#6600ff]i find it kind of funny i find it kind of sad the dreams in which im dying are the best i ever had[/color][/small] "oddech weź, już najgorsze jest za Tobą,w końcu gdzieś,[b] będzie lepiej daję słowo..[/b]" |
|
|
Jaskolka |
Dodany dnia 21/03/2012 23:19
|
Platynowy forumowicz Postów: 2580 Data rejestracji: 13.10.10 |
Witaj po długim czasie Rozumiem, że chcesz, żebyśmy pytali Ale może jednak sama spróbujesz napisać, bo forma wywiadu ("Co robiła w nocy z 29/30 stycznia? Czy widziała podejrzane błyski za oknem?" ) może nie być jednak najlepsza... Nie martw się, po to jest forum, żeby pisać [quote]bulimiczką będę przez całe życie, nie oczekuję jakiegoś cudownego ozdrowienia po kilku sesjach terapeutycznych[/quote] Chciałabym wiedzieć, jak to rozumiesz? Mam nadzieję, że jednak wierzysz, że możesz jeść normalnie, bez napadów i zwracania, i mieć normalny stosunek do jedzenia. |
|
|
elaine |
Dodany dnia 22/03/2012 01:45
|
Rozgrzany Postów: 53 Data rejestracji: 22.02.11 |
ostrzegałam, jest epopeja ale pocieszam się, że piszę to też sama dla siebie, taki pamiętnik, a może a nóż komuś coś jakoś to pomoże tak jak mi ostatnio dało dużo do myślenia jak przeczytałam jakby pamiętnik jednej dziewczyny... + dla uciszenia sumienia dodam że nikt nie musi tego w końcu czytać, nie [quote]Chciałabym wiedzieć, jak to rozumiesz? Mam nadzieję, że jednak wierzysz, że możesz jeść normalnie, bez napadów i zwracania, i mieć normalny stosunek do jedzenia. [/quote] tak, tak chodziło mi o to, że jak 'zaczynałam', zdawać sobie sprawę ze swojej sytuacji i próbować jakoś temu zaradzić, szukać pomocy to teraz widzę, że miałam tok myślenia, że muszę znaleźć kogoś kto mi pomoże i się wyleczę i będę super szczęśliwa i 'normalna'. nie chcę mówić, że nie mam nadziei że tak kiedyś będzie, ale dotarło do mnie, że jak na razie długa droga przede mną, nie ma cudownych środków, a zranienia które mam nigdy nie znikną, mogę co najwyżej nauczyć się z nimi żyć, tak żeby na mnie destrukcyjnie nie wpływały. z tą bulimiczką chodziło mi o to, że tak jak alkoholikiem jest się całe życie, dla własnego dobra po prostu lepiej, żebym niektórych rzeczy nigdy już nie jadła.. tzn zapalników. zresztą tak czy siak lekarz mi zakazał jedzenia wielu rzeczy w tym słodyczy.. ale po kolei ;p 9m..wow..szybko zleciało. w czerwcu było dosyć dobrze, chociaż nie wypaliło z tą terapią, ale udało mi się zdrowo żyć i trochę schudnąć, na prawdę byłam zadowolona i nie miałam żadnych napadów. w lipcu wyjechałam ze znajomymi na 3tyg wyjazd. było super świetnie, ale po ponad tygodniu zaczęły się myśli w stylu 'czemu oni mogą to jeść a ja nie, życie jest nie fair itp' i popłynęłam.. co spowodowało sierpniowy dół i ciąg odchudzanie-napady-od-nap..itd.. we wrześniu głównie oglądałam seriale i załamywałam się nad tym jak marnuje życie. robiłam też super plany na ten rok akademicki od października, jak to w jego czasie nie naprawię swojego życia... taa,który raz z kolei?! [u]teraz w końcu widzę że żadne plany nigdy nie wypalały, zawsze się gdzieś wywalałam i to porządnie i nigdy nic nie wypali, jak się nie będę leczyć![/u]! i muszę to sobie wbić do głowy a nie próbować radzić sobie sama... już tyle razy sobie udowodniłam, że nie dam rady sama, a i tak naiwnie pragnę w to wierzyć na czym polegał mój cudowny plan? oczywiście jak zwykle na tym jak to świetnie schudnę i moje życie będzie o wiele lepsze dzięki temu... a po za tym nie dostałam się na te studia co chciałam, ale na b.podobne gdzie na pierwszym roku pokrywa się prawie połowa przedmiotów i pomyślałam, że super, akurat będę mieć rok na naprostowanie wszystkiego, będę się odchudzać, przejmować tylko tymi przedmiotami które mogę potem przepisać, uczyć języków i chodzić na terapię, poprawię maturę i za rok rozpocznę moje wymarzone studia, po terapii i szczupła. no i co, choroba nie bardzo mi pozwoliła na realizację. myślałam, że będę mieć terapię w takim ośrodku od października, bo zapisałam się do kolejki w lutym, ale oni nie dzwonili i nie dzwonili. no to ja dzwonię i się pytam jak długo jeszcze... a oni do mnie, że ale pani się już nie kwalifikuje bo skońćzyła pani szkole srednia, prosze sie zapisac do oddzialu dla doroslych..... a ja że co?!?! a jakas super niemila babka mowi mi przez tel że na pewno mi mowiono ze tak bedzie, ze czemu sie od razu nie zapisalam do tamtej kolejki?? a nikt mi nic takiego nie powiedzial!! i oczywiscie sie okazalo ze mam nast pol roku czekac.. tak wiec sie zalamalam i na tym sie skonczylo... paźdzernik - nowe miejsca, nowi ludzie, super kampus, super sprzęt, nowość, ekscytacja, zajęłam myśli tym wszystkim, tak więc było dobrze. [u]jakby nie myślenie o problemach miało sprawić że przestaną istnieć...[/u] XI i XII w sumie jakoś bardzo nie pamiętam, wszystko się zlewa w jedno, oczywiście stałym elementem było kompulsywne jedzenie i tyłam w oczach... cały czas mnie jednak denerwowało to, że spycham najważniejsze rzeczy gdzieś do tyłu, byleby nie myśleć, jadłam żeby nie myśleć, oglądałam filmy, żeby nie myśleć, nawet czytałam książki w styczniu zaczęłam znowu pękać i czuć się jak przed maturą, zaczęło się niewstawanie na wykłady i opuszczanie zajęć. w lutym mój stan sięgnął dna, żebym teraz w marcu się od niego odbiła bo doszłam znów do takiej granicy, że pomyślałam 'kurde albo coś ze sobą zrobisz albo coś sobie zrobisz, wybieraj' i stwierdziłam, że nie no w sumie to raczej chce żyć.. dodam jeszcze, że po drodze próbowałam alternatywnych wymówek - hormony etc. byłam u super endokrynologa[heh,super drogiego] a nawet w szpitalu na tonie badań i powychodziło mi trochę wyników nie w porządku - dostałam lekarstwa i "wskazówki". należało do nich przede wszystkim nie jedzenie słodyczy, bo jestem na dobrej drodze do nabycia cukrzycy a także mam coś z nadnerczami, jak będę je jeść to po prostu mi wysiądą. więc dostałam perspektywę późnego wieku średniego z cukrzycą, chorymi nadnerczami i stawami i MIMO TO dalej jem je [u]jak opętana[/u]... i nie zażywam leków... a mam na cukrzyce, na tarczyce, na prolaktyne i na niedobor zelaza ;] brawo elaine, braawoo. tak więc tak sobie siedziałam i zawalałam życie, aż do zeszłego tygodnia. nie wiem co z tymi studiami, w sensie tylko na 2przedmioty muszę chodzić, a na wf już 4razy w tym sem nie byłam nie wiem czy nie będzie prościej zrezygnować niż się tłumaczyć i odrabiać... chciałam znaleźć jakąś pracę żeby zapełnić czymś czas, ale nigdzie nie byłam w stanie wysłać cv 'bo i tak mnie nie przyjmą to po co', od ludzi może jakoś bardzo nie stronię, ale też nie bardzo hmm lubię z nimi przebywać, o kontaktach z płcią przeciwną nie wspominając ['nigdy nie znajdziesz chłopaka','nikt cie nie pokocha','jestes beznadziejna' - odtwarzane wciąż w mojej głowie] - jak tak można żyć?? siedzę sobie u siebie w pokoju przed komputerem, jem i śpię. heh, w sumie jakbym była moją siostrą to bym się sobą zainteresowała... w zeszłym tygodniu przeczytałam fragment książki 'moja wędrówka' wydanej przez konstelację lwa [takie coś na ujocie]. bardzo się utożsamiłam z historią jednej dziewczyny i stwierdziłam, że [b]jestem chora i nie mogę tego tak dalej ignorować[/b]... to fragmenty tej opowieści jakby żywcem z mojej głowy: [quote] I tak dla nikogo nie jestem ważna. Jedna Ola mniej czy więcej, co za różnica! Nie ma we mnie nic! Jest tylko pustka, brak radości życia! Chcieć żyć! Ale po co? Chudsza - będę zauważona, lepiej odbierana przez ludzi, może ktoś się mną zainteresuje - myślałam pełna entuzjazmu. Z okresu liceum nie przypominam sobie nic innego. Nie wychodziłam za często ze znajomymi, bo każde wyjście wiązało się z tym, że trzeba będzie coś zjeść. Dlatego wolałam zostać w domu. Zupełnie nie radziłam sobie z tym, co się we mnie działo. Uwięziłam siebie we własnym ciele. Mój cały świat zaczął kręcić się wokół tego, co mogę zjeść, czego nie, kiedy mogę, czy w ogóle mogę. Zaczęłam żyć by jeść, a nie jeść żeby przeżyć. Nawet teraz, gdy staram się to odtworzyć w pamięci, staje się to strasznie męczące. I wtedy też było. [b]Nic mi się nie chciało. Nawet chcieć mi się nie chciało. Potrafiłam godzinami siedzieć wpatrzona w ścianę i nie robić zupełnie nic. Tak sobie trwałam.[/b] Nienawidziłam siebie za to. Nienawidziłam Boga za to, że tak mnie doświadcza. Nie wierzyłam, że to się może kiedyś skończyć. Nikt nie potrafił mi pomóc. Sama sobie nie umiałam pomóc. Z czasem stało się to bardzo wygodne. Lubiłam się nad sobą użalać. [u]Ależ ja byłam naiwna! Żyłam w przekonaniu, że sama doskonale sobie poradzę.[/u] Przecież od kilku miesięcy nie miałam aż takich silnych napadów obżarstwa. Chciałam walczyć o to, by inni zobaczyli, że jestem coś warta. W mojej głowie zrodziła się po raz kolejny myśl. [b]Jeśli schudnę, to na pewno mnie zauważą. Jeśli schudnę, to na pewno wszystko się zmieni.[/b] Po raz kolejny zamknęłam się w domu. Wychodziłam tylko na zajęcia na uczelnie i nic poza tym. Tak było najbezpieczniej. Nie chciało mi się z nikim nawiązywać bliższej znajomości, bo to wiązało się z koniecznością odsłonięcia siebie. [b][u]Nie czułam się na tyle interesującą i wyjątkową osobą, aby sądzić, że ktoś będzie chciał mnie bliżej poznać.[/u][/b] Nie radziłam sobie z emocjami. Lodówka uśmiechała się do mnie nieśmiało z kuchni. Kiedy wychodziłam rano na zajęcia, już układałam w głowie plan tego, co zjem gdy wrócę. Z czasem zaczęłam czuć do siebie obrzydzenie. Karciłam się za to, że nie potrafię nad sobą zapanować. Przecież inni ludzie jakoś potrafią zjeść tyle, ile im potrzeba i odejść od stołu. Więc dlaczego ja nie potrafię? [u]Przecież jedzenie nie może być centrum mojego życia.[/u] Zawsze byłam dla siebie bardzo krytyczna. Nie dawałam sobie prawa do błędu czy słabości. Wszystko musiało być idealne. [u]Pół roku łudzenia się, że problem rozwiąże się sam.[/u] Nic bardziej mylnego! Nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Siedziałam w pustym mieszkaniu. [b]Nawet z łóżka wstać mi się nie chciało. Bo niby po co? [/b]Widocznie tak już ma wyglądać moje życie. Przez długi czas nie chciałam się pogodzić z tym, że nie mogę żyć tak jak inni. Nie podobało mi się to, że muszę kontrolować siebie w kwestii jedzenia. Że muszę walczyć przy półce w sklepie o każdy batonik. Zjeść - nie zjeść. Podczas gdy inni nie mają takiego problemu i gdy mają ochotę, to po prostu go kupują i jedzą. (...) Pogodziłam się z tym, że bulimia jest częścią mojego życia. .(o to mi właśnie chodziło, że chyba się z tym pogodziłam) [/quote] źródło[url]http://www.konstelacjalwa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=23&Itemid=10&lang=pl[/url] [b]Przecież jedzenie nie może być centrum mojego życia...[/b] no właśnie. więc podniosłam tyłek sprzed komputera, poszłam się zapisać do psychiatry... i mam termin na nfz na poniedziałek! wow. i to dwa bloki obok! mam nadzieję, że dostanę skierowanie do psychologa też w tym samym miejscu na terapię. i też tak szybko. napisałam też maila w sprawie warsztatów w kwietniu grupowych i dostałam odp, wybieram się na sptk organizacyjne żeby się tam próbować zakwalifikować. to nie terapia, tylko takie krótkie warsztaty jak żyć pełniej czy coś, ale zawsze jakieś zajęcie. dzisiaj poszłam na spotkanie anonimowych żarłoków, super było posłuchać jak ludzie z tym samym problemem sobie radzą. zajadam wszystkie emocje jedzeniem, jestem w sumie uzależniona - jedna osoba mi powiedziała o DDA (nigdy o tym nie słyszałam!!!!!) że nie tylko są to dzieci alkoholików ale też z rodzin dysfunkcyjnych a moja oj była dysfunkcyjna i jak to wszystko czytam na ich stronie to totalnie jestem takim dorosłym dzieckiem.. więc a co, jutro idę na spotkanie dda i zapytać się do przychodni uzależnień czy mogą mi coś zaproponować w zw z uzależnieniem od jedzenia. i na prawdę porozmawiam z siostrą w tym miesiącu. więc mam nadzieję co do tego AŻ i DDA i terapii i rozmowy z siostrą.. postanawiam na razie nie przejmować się studiami, odchudzaniem, ale spróbować pokochać samą siebie bo bez tego ani rusz z niczym... i przede wszystkim [b]coś robić.[/b] [i]"Jeśli dajesz sobie prawo do popełniania błędów, dopuszczasz myśl, że nie musisz być we wszystkim idealna, to jesteś na najlepszej drodze do tego, by pokochać samą siebie."[/i] na wstępie wybaczam sobie, że tyle razy odpuszczałam. grunt to chyba przyznać się tak naprawdę przed samym sobą, że ma się problem?? [small][color=#6600ff]i find it kind of funny i find it kind of sad the dreams in which im dying are the best i ever had[/color][/small] "oddech weź, już najgorsze jest za Tobą,w końcu gdzieś,[b] będzie lepiej daję słowo..[/b]" |
|
|
Czader |
Dodany dnia 22/03/2012 12:40
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
Uwielbiam długie epopeje ;-) Co u mnie to możesz sobie spokojnie przeczytać w moim wątku ;-) W bardzo dużym skrócie myślowym: cisza i spokój ;-) Ale tak sobie czytając Ciebie parę rzeczy rzuciło mi się na oczy. [quote] jak to świetnie schudnę i moje życie będzie o wiele lepsze dzięki temu... [/quote] [quote]zranienia które mam nigdy nie znikną, mogę co najwyżej nauczyć się z nimi żyć, tak żeby na mnie destrukcyjnie nie wpływały.[/quote] Nie mogę się zgodzić z takim sposobem myślenia. Jak będzie wyglądało Twoje Życie - zależy od Ciebie - a nie od Twojego Rozmiaru. Jeżeli przyjąć "tezę" że lepsze życie to "chudnięcie" najlepsze życie byłoby w rozmiarze 0. A ten jest raczej niemożliwy do osiągnięcia. Tu pojawia się pytanie "jak bardzo zostałaś zraniona skoro uciekasz w odchudzanie" jak bardzo nie akceptujesz siebie - taką jaką jesteś. Jak nic to tematy na terapię ;-) Martwi mnie myśl przewodnia tego posta "będę szczupła - będę szczęśliwa" - moim zdaniem - nie tędy droga. [quote]jedna osoba mi powiedziała o DDA (nigdy o tym nie słyszałam!!!!!) że nie tylko są to dzieci alkoholików ale też z rodzin dysfunkcyjnych[/quote] Witamy w klubie zszokowanych ;-) Rodzinną dysfunkcję rozłożyłem na swojej terapii bardzo dokładnie. To prawda że DDA kojarzy się z alkoholikami, ale coraz częściej okazuje się że "w porządnych rodzinach" też DDA występuje. A jaki to jest szok dla nich ? W życiu bym się nie spodziewał że coś takiego kiedykolwiek usłyszę ;-) [quote]postanawiam na razie nie przejmować się studiami, odchudzaniem, ale spróbować pokochać samą siebie bo bez tego ani rusz z niczym... i przede wszystkim coś robić.[/quote] Skoro już na studiach jesteś - to się nimi przejmuj ;-) Może nie w jakiś "histeryczny" sposób, ale skończ to co sama zaczęłaś. Jakiś tam powód do samozadowolenia - będzie. Cieszy że chcesz się "samą sobą zająć" i coś zrobić, bo tak na oko, jest się czym zajmować. [quote]grunt to chyba przyznać się tak naprawdę przed samym sobą, że ma się problem??[/quote] Skoro się powiedziało A trzeba powiedzieć B Skoro przyznałaś się przed samą sobą że "masz problem" - to trzeba "coś z tym problemem zrobić" - i dobrze że robisz coś w tym kierunku. Ale nawet "mając problem" nie można (przynajmniej moim zdaniem) odpuszczać. Sama napisałaś [i]Przecież jedzenie nie może być centrum mojego życia...[/i] Warto popatrzeć na swoje życie z zupełnie innej perspektywy i poszukać w nim czegoś więcej ;-) Bardzo się cieszę z Twojej Opowieści Dziękuję |
|
|
sigma |
Dodany dnia 22/03/2012 12:55
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
[quote]To prawda że DDA kojarzy się z alkoholikami, ale coraz częściej okazuje się że "w porządnych rodzinach" też DDA występuje.[/quote] Gwoli ścisłości - DDA to jest syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika. To się nie "kojarzy" z alkoholikami, to jest syndrom związany z wychowywaniem się w rodzinie alkoholowej. A Dorosłe Dziecko z rodziny Dysfunkcyjnej to jest DDD. karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
|
Czader |
Dodany dnia 22/03/2012 13:01
|
Pasjonat Postów: 5149 Data rejestracji: 29.09.10 |
[quote]A Dorosłe Dziecko z rodziny Dysfunkcyjnej to jest DDD.[/quote] Poważnie ? W takim razie muszę poczytać więcej o DDD. Pisałem w oparciu o to co sam usłyszałem. Czy to możliwe że "w skrócie myślowym" DDA i DDD miało "coś ze sobą wspólnego" ? ( oczywiście przy całej liście różnic wszelakich) Czyli przy okazji kolejny temat do zgłębienia |
|
|
sigma |
Dodany dnia 22/03/2012 13:09
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 12627 Data rejestracji: 12.02.11 |
Tak, to ma ze sobą bardzo dużo wspólnego, jeśli chodzi o mechanizmy i problemy z funkcjonowaniem, ale jednak u podłoża leży coś trochę innego. W internecie strony o DDA często są jednocześnie stronami o DDD, ale ja bym była za zachowaniem tego rozróżnienia, bo używanie terminu DDA w odniesieniu do kogoś, kto nie jest z rodziny alkoholowej, wprowadza zamieszanie karą za niewiarę będzie lęk który już nie zechce opuścić mnie |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
moja niepewna diagnoza | Zaburzenia osobowości | 3 | 01/05/2019 09:51 |
Moja grupa wsparcia | Psychoterapia | 24 | 15/03/2016 02:26 |
Moja historia - potrzeba podzielenia się. | Zaburzenia odżywiania | 8 | 12/05/2015 22:49 |
żyć w zgodzie z samym sobą czyli ja i moja choroba | Nasze wątki - część otwarta | 185 | 23/02/2015 22:24 |
Moja historia - Moja Miłosc - Moja walka o ukochanego - Dzień dobry | Przedstaw się | 14 | 17/06/2014 21:36 |