Zobacz temat
Mam Efkę :: Nasze wątki :: Nasze wątki - część otwarta
wątek Kati
|
|
martyna |
Dodany dnia 24/07/2010 15:17
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
wiem, że trudno Ci teraz w to uwierzyć ale są osoby dla których JESTEŚ WAŻNA. A może to tylko taki zbieg okoliczności, a nie prawo serii?
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
verdemia |
Dodany dnia 24/07/2010 15:42
|
Złoty Forumowicz Postów: 1809 Data rejestracji: 29.07.09 |
Jakby wyglądało forum jakby nie było Kati? Dla mnie jesteś bardzo ważna i niezastąpiona. Wcale się nie zgadzam z powiedzeniem, ze nie ma ludzi niezastapionych. Każdy jest na tyle wyjątkowy, ze nie da się go zastąpić. |
|
|
Pogodna |
Dodany dnia 29/07/2010 20:00
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3860 Data rejestracji: 23.06.10 |
Kati, przepraszam Cię, że nie skontaktowałam się jak byłam we Wrocławiu. Poradziłam sobie, nie było żadnych ataków głodu, ataków paniki, jednak drobne lęki, poradziłam sobie z nimi w mało konstruktywny sposób/ alkohol. Nie jestem z tego faktu dumna. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że się nie odezwałam. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 30/07/2010 10:05
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
No co Ty, ucieszyłabym się, gdybyś się skontaktowała tak po prostu, a nie tylko z problemem ale też nie miałam żadnych oczekiwań wobec Ciebie. Najważniejsze, że jesteś zadowolona z pobytu. Co do metod radzenia sobie - nie będę się wypowiadać, bo nie jestem obiektywna. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 31/07/2010 15:44
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Sobota po południu. Siedzę w gabinecie szpitala i mam chwilkę, bo mi się pacjenci pospali. Nie bardzo mogę ich sobie odpuścić, bo już jutro wyjeżdżam... Z drugiej strony jeszcze pół godzinkii sobie pójdę, po relanium przesypiają pół doby. Znalałzam kontakt z różnymi ludźmi. Moje pierwsze doświadczenia i obserwacje, dotyczące schizofrenii. Niesamowita, straszna, wilelokolorowa choroba, która jednym rzutem potrafi odebrać całe dotychczasowe życie, a potem urywa sobie po kawałku. Jestem ttu tylko tydzień, a byłam świadkiem, jak z chorego człowieka zupełnie bez kontaktu rodziła się jakby od nowa ciekawa, wielobawna postać ludzka, coraz bardziej i bardziej nawiązująca kontakt ze światem zewnętrznym. I nagle siedział przede mną inteligentny mężczyzna/błyskotliwa kobieta... Pracująca tu psycholog powiedziała "schizofrenia jest jak cukrzyca - nie da się jej wyleczyć, można kontrolować wyniszczający wpływ, jaki ma na chorego i spowalniać ta destrukcję". Rozmawiałam z chorymi na depresję - chorobe duszy, z której da się wyjść, choć sam chory na dany moment nie ma siły w to uwierzyć. Rozmawiałam z uzależnionymi - w różnym stadium poalkoholowej destrukcji układu nerwowego. Jeden, z pełną świadomosią niszczenia siebie dalej kocha swoje pijane zycie. Innego nie zna... Większość mówi "powinnam/powinienem zacząć się leczyć wcześniej". Rozpoznają chrobę w sobie kilka lat wstecz i żałują, że tyle zwlekali z podjęciem leczenia: bo wstyd, po to nic, bo praca, bo poradzę sobie sama. Cóż, wiele z nas tutaj na tym forum może się pod tym podpisać, prawda? |
|
|
weronika |
Dodany dnia 31/07/2010 16:59
|
Brązowy Forumowicz Postów: 856 Data rejestracji: 10.08.08 |
Podziwiam, że masz odwagę stanąć po tej drugiej stronie barykady. Z drugiej strony sama się też przekonałam, że to dość ciekawe doświadczenie chociaż trudno jest odsunąć własne problemy na dalszy plan. Jak sobie radzisz z chęcią podzielenia się własnymi doświadczeniami? |
martyna |
Dodany dnia 31/07/2010 17:08
|
300% normy Postów: 11241 Data rejestracji: 07.08.09 |
Kati myślę, że prawie każdy, który zdaje sobie sprawę ze swojego stanu może się podpisać i to dotyczy także somatyki. Ja spędziłam 2 lata pracując na takim oddziale, zdobyte tam doświadczenie bardzo cenię i zarazem wykorzystuję. Pod koniec pracy( tych 2 lat) ED u mnie było już na tyle rozwinięte, że nie dało się ukryć.Nakręcałam się do granic wytrzymałości gdyż 1/3 pacjentów stanowiły -o ironio- zaburzenia odżywiania.Po różnych perypetiach jestem tu gdzie jestem. Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy. |
|
|
Artystyczna Dusza |
Dodany dnia 01/08/2010 07:50
|
Medalista Postów: 711 Data rejestracji: 31.05.09 |
Niektórzy nie chcą widzieć swoich problemów...Bo tak jest lepiej,bo tak wygodniej...Ale czy aby na pewno???I dla kogo niby lepiej??? |
Kati |
Dodany dnia 01/08/2010 11:19
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
[quote]Podziwiam, że masz odwagę stanąć po tej drugiej stronie barykady.[/quote] Ano zachciało mi się zostać psychoterapeutą - to jestem Nie widzę w tym aktu odwagi, dla mnie to raczej naturalna kolej rzeczy w moim przypadku. [quote]Z drugiej strony sama się też przekonałam, że to dość ciekawe doświadczenie chociaż trudno jest odsunąć własne problemy na dalszy plan.[/quote] Tego nas uczą. W rozmowie koncentruję się na osobie klienta, a siebie biorę "w nawias" [quote]Jak sobie radzisz z chęcią podzielenia się własnymi doświadczeniami?[/quote] Jeśli chodzi o ten konretny oddział a moje ED czy picie - to raczej nie było takich sytuacji, które były zbliżone do tych z czasów mojej choroby. Aczkolwiek z jednym alkoholikiem pracowałam ewidentnie na doświadczeniu własnym i ani się z tym nie kryłam, ani tego nie podkreslałam. Dzieliłam się za to często swoimi doświadczeniami tak ogólnie, z życia: rodzina, jakieś sprawy urzędowe itede. Natomiast w przyszłości, w mojej pracy terapeutycznej to nie, że być może ale wręcz NA PEWNO będę sięgać do własnych doświadczeń i dzeilić się nimi jeśli będzie to coś dawało klientowi. W Gestalcie terapeuta może a nawet powienien pracować sobą. Jesteśmy z założenia transparentni i mamy prawo do osobistych reakcji, emocji, bo to często może pokazać klientowi, że np. złość też jest ok albo że każdą emocję można nazwać i wyrazić. Za to lubię ten nurt - mogę być sobą, dawać z siebie i nie musze udawać mądrzejszej i bardziej obojętnej niż jestem. [quote]Niektórzy nie chcą widzieć swoich problemów...Bo tak jest lepiej,bo tak wygodniej...Ale czy aby na pewno???I dla kogo niby lepiej???[/quote] Artystyczna Duszo - mogłabyś wyjaśnić, co lub kogo miałas na myśli?... Bo niektórzy to takie mętne nieco Edytowane przez Kati dnia 01/08/2010 11:19 |
|
|
weronika |
Dodany dnia 01/08/2010 11:39
|
Brązowy Forumowicz Postów: 856 Data rejestracji: 10.08.08 |
Ja w sumie ze względów etycznych raczej daruje sobie psychiatrię mimo, że mam predyspozycje do tego fachu. Nawet ludzi w delirium potrafię tak urobić, że nie trzeba pasów aby zrobili to o co się ich prosi. No właśnie jest tylko jedno ale... jak nie przenosić własnych problemów na innych? |
Kati |
Dodany dnia 01/08/2010 19:28
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Weronika, może po prostu jeszcze za wcześnie? Daj sobie czas, a kto wie, jeśli to Twoja prawdziwa pasja, to może zrobisz psychiatrię kiedyś jako drugą specjalizację. No niestety, potrzeba kilku ładnych lat, żeby samemu sobie wszystko poukładać i dopiero wtedy jest w porządku brać się za innych. Nie ulega kwestii, że NIGDY nie uda się pozamiatać wszystkich problemów, bo na miejsce jednych pojawią się inne - no ale póki nad sobą pracuje, chodzę na własną terapię i mam superwizję, to czuję się bezpiecznie. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 02/08/2010 11:30
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Rozmyślań ciąg dalszy. Wróciłam wczoraj do domu, jakaś taka uspokojona i wyciszona. Od razu pojechaliśmy do centrum i na zakupy - taki przeskok z zabitej dechami wiochy i oddziału zamkniętego w miejski klimat, szum, gwar, tramwaje i samochody, radosne piski dzieci na placu zabaw. Mój świat. Tam był relaks - tu jest bezpiecznie. Rzeczywistość oswojona. Wiecie, że ja w ciszy czuję niepokój? Takiej zupełnej ciszy? Od dziecka przyzwyczajona jestem do pewnego poziomu szumu i jak nie słyszę nic, zaczynam się zastanawiać, czy jeszcze istnieję. Siedziałam wczoraj w galerii handlowej i zastanawiałam się, ile prezrażających dla wylęknionego swoją słabością chorego rzeczy dzieje się wokół mnie. Żadna z tych osób, z ktorymi rozmawiałam nie byłaby gotowa na ten świat. Większość - nawet za zdrowia go nie zna, bo pochodzą z okolicznych wiosek i wyprawa do najbliższego miasteczka to dla nich wielkie wydarzenie. Nieraz pewnie dziennie mijam tylu ludzi, ilu oni przez całe miesiące. Nie ma we mnie lęku - bo o tym chcę napisać. Niewiele jest takich rzeczy, które mnie przerażają, przestraszają. Potrafię odnaleźć się wśród ludzi, gdziekolwiek by to nie było, dojechać ledwie po uzyskaniu prawka - choćby to było w nieznane, skontaktować się z drugim człowiekiem, nawet, jeśli chory. A z drugiej strony zdarzają się dni, kiedy tak skutecznie pustelnieję, że potem zrobienie kroku w stronę jakiejkolwiek aktywności kosztuje mnie noc lub dwie lęku, rozmyślań, pastwienia się nad sobą, że jestem słaba, że nie poradzę sobie, że już nic nie potrafię... Nie wiem, skąd się to bierze. Z Wrocławia wyjeżdżałam z płaczem, bo mam koszmarne skurcze mięśni - pewnie czegoś mi tam brakuje w ciąży - w tym w stopach i myślałam, że nie dojadę. Dałam radę. Do czego zmierzam. Że gdy rozmawiałam z pacjentami, chorymi na depresję, to w pełni rozumiałam, co czują: niemoc, przerażenie, nie dam rady itede, a z drugiej strony zauważałam pewną różnicę. Ja tak nieraz jeszcze myślę, czuję, mówię - ale robię. Oni - nie są w stanie. Byłam kiedyś tam, gdzie oni teraz. Miotałam się ale nie byłam już w stanie pracować, spotykać się z ludźmi, pamiętam, jak mówilam "nie mam siły"... Pytałaś Weronika o wykorzystanie swoich doświadczeń - cóż, między innymi mogę z pełnym przekonaniem mówić takiej kobiecie: z tego da się wyjść, to minie - gdy ma luki w pamięci i boi się własnego cienia (depresja), mogę też mówić, że po zaprzestaniu picia człowiek naprawdę nie traci swojej tożsamości, bo budowanie siły na alkoholu to ułuda i choć nie opowiadam o sobie, to chyba i tak pacjenci czują, że jestem blisko, a że ciepła relacja, to tak potem podsumowywali. Po powrocie niespodzianka: pomalowany salon, o czym myślałam, że się nie zadzieje przed porodem. Mój mąż zrobił mi niespodziankę. Dziś planuję wielkie pranie, bo się uzbierało, a ja swoje ciuchy ze szpitala już wczoraj wszystkie na noc w wodzie zostawiłam. Teraz kapią sobie na tarasie. Tyle na razie. Pewnie się jszcze podzielę. Jestem w trakcie układania sobie w głowie ogromnej dawki ludzkiego życia, jaką otrzymałm w ciągu siedmiu dni. Myślę, reflektuję, zapisuję... |
|
|
Kati |
Dodany dnia 08/08/2010 16:50
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Tydzień minął. Ciężki tydzień. Zapadłam się i spustelniałam błyskawicznie. Nie chce mi się z nikim rozmawiać, nie chce mi się pracować, jestem na siebie wściekła, że na "gościnnych występach" funkcjonuję lepiej niż w domu. Czuję się tu nie u siebie, nie pasuję i nie wiem, czy tak jest - wtedy: jak to zmienić - czy mi się wydaje. W drugim wariancie - jak to zatłuc? Nie mogę i nie chcę wszystkiego ciążą tłumaczyć. Bez niej było podobnie. Z radością wyjeżdżam, z ciężkim sercem wracam. Jestem niesprawiedliwa, bo mąż jest w porządku, a dziecko do rany przyłóż. Wina jest po mojej stronie. A ja ni ch... olery nie wiem, jak to zmienić. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 09/08/2010 17:30
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Dziwne, czemu tk jest, że jak mówię "zależy mi" to zostję sama, a jak mówię "chcę zostać sama" to słyszę "zależy mi". W przerwie między jednym a drugim samotność, samotność, samotność. |
|
|
Kati |
Dodany dnia 11/08/2010 16:48
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Dziś udany dzień. Lekarz po raz siódmy w tej ciąży zapewnił mnie, że z dzieckiem jest NAPRAWDĘ wszystko w porządku. Dziś wzięłam ze sobą Maleńką (która chyba niedługo dostanie nową ksywę), bo bardzo chciała zobaczyć swoją siostrę. Lekarz, na zastępstwie, okazał się bardzo w porządku facetem i miałam pokaz multimedialny dokładny jak nigdy dotąd. Dzięki temu mam potwierdzenie, że dziewczyna i że ma oczy, uszy i wargi - wszystkie - na swoim miejscu Poza tym po raz drugi w ciągu dwóch dni usłyszałam mile słowa na temat swojej - ponoć egzotycznej - urody. Wczoraj od terapeutki, dzisiaj od położnej, przy okazji zachwytów nad starszą córką, która też jest "ich" - tej poradni - dzieckiem. Oczywiście w świetle nabytych kilogramów nie jestem w stanie w to uwierzyć, oczywiście myślę "oj, źle ze mną, pocieszają mnie", choć z drugiej strony fakt, że innym aż tak wielkiej przykrości nie sprawia patrzenie na mnie, napawa pewną nutką nadziei. Jestem też po bardzo miłym spotkaniu z moją, hehe, byłą uczennicą, która ma syna starszego od mojej córy (aaaa. kiedyś pisałam o niej przy okazji wychodzenia z ED dzieki ciąży). Pierwszy raz od dawna prezłamałam się i spotkałam z kimś, kto mnie pamiętał sprzed ciąży. Dzieci bawiły się fajnie, my pogadałyśmy, sprzątanie mnie nie zabiło - a mogło Jest ok. |
|
|
irian |
Dodany dnia 11/08/2010 17:15
|
Finiszujący Postów: 278 Data rejestracji: 16.11.09 |
Kati, miło to wszystko czytać wiadomo, trudno czasem uwierzyć w dobre słowa odnośnie naszej osoby usłyszane od innych, ale niby dlaczego ludzie mieliby oszukiwać, sztucznie pocieszac? zwłaszcza że mówi się że kobieta w ciąży kwitnie no i gratuluje przełamania się do spotkania widzę, że nie żałowałaś czyli wszystko sie udało oby tak dalej :* |
Kati |
Dodany dnia 15/08/2010 14:05
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Jestem w domu sama. A propos psychosomatyki, poruszonej w wątku Weroni, ja dzisiaj miałam podobny stan Otóż miałam jechać z mężem do teściów po naszą Maleńką, która jest tam od kilku dni. Mieliśmy jechać wczoraj. Wyszło tak, że córa zdecydowała się zostać dzień dłużej, a nam to było na rękę. Wczoraj faktycznie miałam full roboty i nie mogłabym jechać, natomiast dzisiaj wiedziałam, że się nie wywinę. I wiecie co, jak normalnie wstaję o 6/7, tak dziś spałam do 11 i nie mogłam zwlec się z łóżka. Byłam chora, miałam biegunkę i takie tam. Strasznie nie chciało mi się jechać, choć wydawalo mi się, że nie mam wyjścia. Jakimś cudem zdołałam powiedzieć mężowi, że absolutnie nie mam ochoty na ten wyjazd BO NIE. Nie z powodu pracy, złęgo samopoczucia, tylko po prostu - bo na przykład pewna ciotka (siostra mojej teściowej) pewnie zacznie rozwodzić się nad moim wyglądem, który chwilowo pozostawia wiele do życzenia. Ona nie jest złą kobietą. Ona jest kobietą prostą, bezempatyczną. Jak coś jej przyjdzie do głowy, to mówi. Wystarcza jak dla mnie, żeby być chorą przed każdą wizytą u teściów. Okazało się, że mąż przyjął sprawę bezproblemowo - ok, nie chcesz nie jedź. Aha, w grę wchodził jeszcze niedzielny obiad, który zawsze oznacza schabowe i rosół - obu rzeczy do ust nie biorę jak długo sięgam pamięcią. Więc może i dla niego to byla ulga, że nie będzie musiał rozładowywać napiętej atmosfery. No i wracając do psychosomatyki. Ożywiłam się, jak tylko ustaliliśmy, że nie jadę. Zjadłam radośnie śniadanie, umyłam się, coś tam porobiłam. Zero zmęczenia, zero choroby Co jeszcze z bieżących spraw.. Wzięłam na siebie bardzo dużo, bo są to moje ostatnie dwa mieisące, kiedy mogę zarobić "na zapas", zanim mnie zamkną na porodówce, a potem będę miała wrzeszczącego noworodka. No niestety, jeden z niewielu plusów pracy na etacie to macierzyńskie - które ja sobie teraz muszę na zapas uskładać. Mam też wiele prywatnych przemyśleń. Konfrontacja z Martyną uświadomiła mi, że jednak wygodniej być terapeutą, który z założenia musi dystansować się od wyborów swoich klientów, bo by zszedł na zawał po pierwszym roku pracy. Natomiast angażować się emocjonalnie oznacza straty własne plus kopniaki na koniec, za szczerą chęć pomocy. A to boli. Ciężko mi, bo ostatnio w relacjach z różnymi osobami uświadamiam sobie, że warto być egoistą, a nie potrafię. Jestem roczarowana tym, że zostaję coraz bardziej sama tylko dlatego, że jestem w ciąży, czyli mniej mobilna niz bez brzucha. MOi bliscy doszli do wniosku: jest w ciąży, znaczy jest szczęśliwa i zajęli się sobą, a ja cierpię na samotność, szczęśliwa nie jestem wcale z wielu powodów, o których nawet nie chcę pisać, a tylko ostatkiem sił poskramiam pokusę zwrócenia się w kierunku choroby, żeby zwrócić na siebie uwagę. Bo widzę, że to by poskutkowało... To tyle. Nieskładnie, wiem. Ale szczerze jak zawsze. Wasza popaprana Kati. |
|
|
weronika |
Dodany dnia 15/08/2010 18:32
|
Brązowy Forumowicz Postów: 856 Data rejestracji: 10.08.08 |
Kati nie jesteś popaprana nunu! Mnie dzisiaj pomogła mocna kawa i leki na obniżenie temperatury. Jakoś funkcjonuję ale jeszcze słaba jestem. Może spróbuj kawki na dobudzenie? |
Kati |
Dodany dnia 15/08/2010 18:50
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
W ciąży nie można pić kawy |
|
|
Life |
Dodany dnia 15/08/2010 19:22
|
Platynowy forumowicz Postów: 3356 Data rejestracji: 26.02.10 |
A herbatki żeńszeniowej?? Można czy nie można?? Świetnie stawia na nogi
[b][color=#00cc00]Bój się i idź do przodu [/color][/b] Dla odmiany szczęśliwa i wkur@@@na... Aaa... Już mi przeszło |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
wątek książkowy | W wolnym czasie | 760 | 29/10/2023 15:19 |
Wątek Muzyczny IV | W wolnym czasie | 709 | 15/01/2023 20:15 |
Wątek kulinarny | W wolnym czasie | 570 | 16/03/2021 06:54 |
Wątek | Nasze wątki - część otwarta | 153 | 23/11/2020 20:31 |
wątek wakacyjny | W wolnym czasie | 30 | 01/06/2020 16:38 |