02 Maja 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Hernandez Hafsa Hernandez Hafsa
1 tydzień Offline
Klara Klara
5 tygodni Offline
Nieustraszona Nieustraszona
5 tygodni Offline
swistak swistak
8 tygodni Offline
Alia Alia
8 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: Hernandez...
Ogółem Użytkowników:2,202
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
 Drukuj temat
[irian] ciąg dalszy nastąpi...
irian
#81 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 11:21
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

dokładnie wiem o czym mówisz Smile w szpitalu tak robiłam, wtedy nie miałam nic innego do roboty tylko skupiałam się na sobie i swojej terapii ^^ teraz nie mam takiej burzy myśli jak wtedy, ale rzeczywiście mogłabym co nie co zapisać... też pewnie może coś do mnie wtedy dotrzeć Smile
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Pogodna
#82 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 11:36
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3860
Data rejestracji: 23.06.10

Chodzi mi bardziej o to, że teraz kiedy masz natłok jakiś zajęć łatwiej jest Ci zaobserwować jak na nie reagujesz, co przeżywasz w związku z nimi. Niż kiedy jesteś sama w szpitalu totalnie pochłonięta sobą i swoim problemem. Chociaż mogę się mylić ja pracuję w nurcie psychodynamicznym i skupiam się na tym, co czułam w związku z jakimś wydarzeniem, jak ja je odbieram. W sumie, to nie wiem jak wygląda praca w szpitalu nad sobą bo nigdy w nim nie byłam, zawsze bylo tak, że ciągle gdzieś gonię, praca, studia, dom i terapia.
Nieee w sumie byłam, ale to było za czasów, gdzie lekarze w moich rejonach rozkładali ręce i wysłali mnie do sanatorium...
 
irian
#83 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 11:50
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

no własnie ja w natłoku spraw nie potrafię skupić się na sobie, dopiero gdy mam chwile czasu to analizuję moje zachowania i wydarzenia, odczucia. A gdy już jestem ich świadoma to staram się je zmieniać. U mnie życie na pełnych obrotach ale pod presją stresu i czasu powodowało wchodzenie w zachowania chorobowe. Teraz wiem żeby unikać takich sytuacji. Owszem, nadal często gonię ale już nie pod presją i więcej skupiam się na zrelaksowaniu się.
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Pogodna
#84 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 11:58
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3860
Data rejestracji: 23.06.10

Wiesz, wydaje mi się, że jednak nie unikniesz stresu i całkiem go nie wyeliminujesz. Chyba, że zaszyjesz się gdzieś w puszczy Smile A być może kluczem będzie, jak siebie w to włączysz. Bo z wiekiem jest coraz więcej zadań do zrealizowania i obowiązków. I nie mówię tu o jakimś wyścigu szczurów życie takie scenariusze pisze. To może postaraj się nie wyłączać kwestii "ja" w tych sprawach, a zobaczysz, że wszystko potrafi toczyć się w harmonii Smile
 
irian
#85 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 12:07
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

może niedokładnie się wyraziłam Smile doskonale wiem że nie uniknę stresu, ale też miałam tendencje do nakręcania się jeszcze bardziej zamiast podchodzić do tego z rozsądkiem i wykorzystać stres do większej mobilizacji a nie do niszczenia siebie że się tak wyrażę Smile No i tak jak mówisz, staram się więcej myśleć o sobie w takich sytuacjach - z różnym skutkiem, jak to mówiłam wyżej często zapominam o swoich potrzebach. Kiedyś nie wierzyłam w to, że będę w stanie pogodzić wszystko ze sobą, że lepiej siebie zostawić na boku a skupić się na zadaniu do wykonania. Teraz wiem, że to możliwe (chociażby patrząc na matury) tylko trzeba trochę popracować Smile
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Pogodna
#86 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 12:11
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3860
Data rejestracji: 23.06.10

Osz ty mała perfekcjonistkoSmileSmile, nie da się wszystkiego idealnie oddzielić i poukładać.

Trzymam za Ciebie kciuki, zabieram się do obiadu, będę później.
 
irian
#87 Drukuj posta
Dodany dnia 26/06/2010 12:18
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

Grin no nie da Grin choć może wtedy byloby łatwiej Smile
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Kati
#88 Drukuj posta
Dodany dnia 28/06/2010 15:42
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Irian, jeśli Twoim następnym zadaniem miałaby być samoakceptacja - nie ma sprawy, do dziełaSmile
 
irian
#89 Drukuj posta
Dodany dnia 28/06/2010 15:56
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

samoakceptacja jest moim zadaniem od kiedy tylko pamietam... ciezko to idzie... o_O ale pracuje nad tym Grin
 
http://pamietnikirian.blog.pl
irian
#90 Drukuj posta
Dodany dnia 21/07/2010 18:14
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

no to mówię Wam na 9 dni do widzenia Smile zbieram się do Mielna xD życze Wam wszystkiego dobrego Smile i do zobaczenia za jakiś czas :*
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Kati
#91 Drukuj posta
Dodany dnia 21/07/2010 18:16
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Miłego plażowania, pa
 
irian
#92 Drukuj posta
Dodany dnia 05/08/2010 21:27
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

Na razie koniec wyjazdów. Mielno dało mi sporo do myślenia...Zdałam sobie sprawę że nie jest tak fajnie jakby się mogło wydawać :/ Nie potrafię iść z ludźmi normalnie na obiad czy też deser... A jeżeli już ide z nimi to nie jem i przyglądam się jak jedzą, co sprawia mi ogromny ból, zwłaszcza że też bym chciała tak beztrosko jeść o_O Wolałam jeść w samotności wyznaczone przeze mnie sobie porcje... Może i tak było lepiej, bo przynajmniej przez kilka dni nie było napadów, wymiotowania, mimo iż chęci były. Ale w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam jeść, oczywiście w samotnościDobani Nie chciałam chodzić na imprezy ze znajomymi tłumacząc że jestem zmęczona, że ktoś musi pilnować namiotów... w głębi gdzieś tam chciałam się bawić, ale zawsze wolałam zostać, nie chciało mi się ruszać nigdzie tyłka :/ może to był błąd...znowu zaczęłam wymiotować, po prostu żal...
Wróciłam do domu i znowu ta huśtawka, raz lepiej a raz gorzej.Cieszę się że chociaż czasami jest lepiej, bo to znak, że to lepsze jest możliwe. O dziwo po Mielnie nic nie przytyłam, choć miałam wrażenie że jest mnie z kilka kilo więcej o_O Masakra jakaś... Zastanawiam się czy kiedyś zwalczę w sobie to myślenie... Czy ochota na coś i zjedzenie czegoś sprawi przyjemność, a nie poczucie winy a co za tym idzie wymiotowanie... Czy kiedyś moja waga i wygląd przestaną mieć dla mnie znaczenie? Nie wiem...Zamiast się zebrać do kupy wciąż siebie czymś tłumaczę, albo coś w tym stylu. Totalny nieogar wszystkiego... A z zewnątrz tworzę taki ładny obrazek... Na terapii usłyszałam że wszystko zależy już teraz ode mnie... Sama muszę zdecydować w którą stronę pójść... Nikt mnie nie odzwyczai od moich nawyków... Sama powinnam z tym walczyć...
Na szczęście udało mi się podreperować ostatnio kontakty towarzyskie Grin Jazda samochodem sprawia mi co raz większą przyjemność. Staram się jak najczęściej spotykać ze znajomymi, to mnie jakoś podnosi na duchu. No ale na razie jestem ciągle w domu Smile dzisiaj przywieźliśmy nowego kota i jutro przywieziemy kolejnego Grin także będę miała zajęcie na najbliższe dni xD
Edytowane przez irian dnia 05/08/2010 21:31
 
http://pamietnikirian.blog.pl
irian
#93 Drukuj posta
Dodany dnia 11/08/2010 17:40
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

wciąż jest dziwnie... niby tyle się dookoła dzieje, a mój stan ducha i zachowania wciąż pozostają bez zmian...
obecnie ciągle siedzę w domu ze względu na dwóch nowych domowników... obserwuję ich, doglądam, przyzwyczajam do siebie i do mieszkania... i póki nie śpią to mam zajęcie...
atmosfera w domu jest również dziwna... rodzice panikują jeśli chodzi o cokolwiek związanego z młodymi, chociaż widują ich w sumie z 4 godziny dziennie (nie licząc czasu kiedy rodzice śpią), ja mogę tłumaczyć że "dzieci" jadły, załatwiały się itp, a oni i tak swoje zamiast dać zwierzętom święty spokój, bo kociaki powinny spać jak najwięcej.
Inną sprawą jest ciągłe zainteresowanie mojej matki jedzeniem... Podświadomie pewnie czuje że coś jest nie tak i może dlatego tak wypytuje co jadłam, kiedy, itp itd... No i jeszcze wyliczanie mi każdego łyka alkoholu... tego już nie rozumiem... heh...
siedzenie samej w domu ma na mnie zly wpływ... i cięzko jest mi sie gdziekolwiek ruszyć, zwłaszcza że obiecałam sobie i rodzicom że posiedzę trochę z futrzakami... jak siedzę tak sama w domu to za dużo myśli mnie nachodzi...
wczoraj poszłam z ojcem na tenisa - totalna załamka, nic nie wychodzi... rozumiem, że przerwa itp itd...ale kurde robić takie podstawowe błędy? odzywają się moje wysokie wymagania wobec siebie samej...
w niedzielę wieczorem pojechałam z moją przyjaciółką obczaić jakąś nowa stajnię dla mnie... owszem, miejsce fajne, ale porażka totalna na początku - poszłysmy z właścicielką obejrzeć konie na trawce gdzie sobie biegają no i nie zauważyłam że coś się dzieje nie tak, jednej klaczy coś nie pasowało, staranowała mnie , ja gleba na ziemię, jakiś koń po mnie przeszedł... cudownie po prostu, jak na dobry poczatek... a przecież konie to dla mnie nic nowego... a jednak mnie zaskoczyły tym razem... nic mi się nie stało, ale wstyd na całego... Jutro idę na jazdę, zobaczymy co z tego będzie... Stres jest... no ale jestem dobrej myśli... tesknie za tym...
I w ogóle jakiś kryzys zawitał... że do niczego się nie nadaję...
tenis - dupa,
konie - masakra,
gotować - dla kogoś? nie umiem,
jazda samochodem - mam wątpliwości
kontakt z ludźmi - sporadycznie gdy mam na to ochotę...
Jakaś tragedia... Nadaję się tylko do siedzenia w domu i wpieprzania lodów i czekolady...
Co ja odwalam?
biję się z myślami, że przecież mogę mieć gorszy dzień, że przecież to są jakieś głupie myśli, którym poddaję się pod wpływem chwili... ale jednak to siedzi we mnie... jem i palę na zmianę... i patrzeć na siebie nie mogę... waga idzie w dół, a moje biodra się rozszerzają... ta... typowe... dlaczego jest tak ciężko???? Masakra, masakra, masakra... Pocieszam się ciągle tym, że za tydzień wraca moje Kochanie, że za dwa tyg znowu jeżdzę z moim wspaniałym instruktorem, że w październiku zaczynam wymarzone studia... Oby do przodu, bo cofać się i stać w miejscu już nie dam rady...
 
http://pamietnikirian.blog.pl
martyna
#94 Drukuj posta
Dodany dnia 11/08/2010 18:43
Awatar

300% normy


Postów: 11241
Data rejestracji: 07.08.09

może to tylko chwilowe. Irian masz jakiś cel i dąż do tego. A co do haseł co ile i kiedy jadłaś? , to wyraz tylko troski. Ja mam już spokój, mieszkam sama i sama się muszę zatroszczyć choćby o talerz zupy, więc doceń Pfft.
Podziwiam Cie za charyzmę moja droga w dążeniu do realizacji marzeń Grin
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy.
 
irian
#95 Drukuj posta
Dodany dnia 11/08/2010 18:50
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

wiem że to troska... ale ile można... Pfft
heh, dzięki Martyno, choć nie wiem czy jest za co podziwiać jeśli chodzi o stan obecny Smile ale jestem dobrej myśli Grin
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Kati
#96 Drukuj posta
Dodany dnia 11/08/2010 21:01
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

A ja się zachwycać nie będę. Tkwisz w chorobie po uszy i szukasz kolejnych wymówek, żeby z tym nie skończyć. Matura. Bycie z rodziną. Jeszcze półtora miesiąca, a taką wymówką stanie się stres, związany z rozpoczęciem studiów i aklimatyzacją. Potem pierwsza sesja. I tak przerzygasz studia, o ile będziesz w stanie je uciągnąć przy postępujące degradacji organizmu, o psychice nie wspomnę. Jak chcesz wejść w nowe środowisko, skoro sama z sobą nie jesteś szczera?... Masz jeszcze chwilkę. Opracuj jakiś sensowny plan i nie chwal się za pół środki - typu raz mi się udało wyjść na spacer albo zapalić i nie rzygałam. W tę albo w drugą - zdrowieję, albo się staczam. Wybór należy do Ciebie.
 
irian
#97 Drukuj posta
Dodany dnia 11/08/2010 21:40
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

dzięki Kati za Twoją wypowiedź... cenię sobie te słowa wypowiedziane wprost... wiem że jeśli teraz nie podejmę ostatecznej decyzji to będzie z tego jedna wielka dupa.. Ale jest mi masakrycznie trudno... Tak jak już wcześniej mówiłam - nikt za mnie tego nie zrobi. Bardzo chcę by to się w końcu skończyło, ale widac nie wystarczająco by z tym skończyć? ;/ nie wiem... obiecuję i obiecuję sobie w kółko poprawę... Nie uważam że chwalenie siebie za pół środki jest złe... Owszem, może do nikąd mnie to nie prowadzi ale nie staczam się totalnie w dół psychicznie... I znowu wytłumaczenie? ;/ heh... i jaki to ma wszystko sens? chcę, ale nie mogę, bo niewystarczająco chcę? bzdura... po prostu mi z tym za dobrze... jest mi za dobrze z myślą że mogę zjeść wszystko co chcę, wyrzygać i nie przytyć... i mam gdzieś to że boli mnie gardło, że jestem osłabiona, że kręci mi się w głowie... że czuję obrzydzenie do samej siebie, poczucie winy za marnowanie jedzenia... przepełnienie myśli... ale fakt jest faktem: Teraz albo nigdy!
 
http://pamietnikirian.blog.pl
irian
#98 Drukuj posta
Dodany dnia 16/08/2010 14:55
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

Zbieram się i zbieram w sobie... Chciałabym coś napisać i nie wiem co... tyle myśli w głowie, a za razem pustka... Chciałabym uczestniczyć w życiu forum, napisać jakąś odpowiedź na posty itp. Ale nie potrafię, nie jestem w stanie ogarnąć siebie.Z zewnątrz wszystko jest cudownie... Mam wakacje, spotykam się ze znajomymi, niańczę futrzaki, jem, dbam o wygląd (makijaż, ciuchy itp.)... Ale k**** co z tego? Co z tego skoro prawda jest inna? Powtarzam się w kółko...Ciągle tkwię w tym pieprzonym schemacie... Nie jest dobrze, przecież dobrze o tym wiem! I wstydzę się tego... Nie mam komu się wyżalić, nikt mnie nie zrozumie, zawiodę najbliższych którzy myślą że wszystko jest w miarę w porządku. Co ja sobie myślałam?! Że poradzę sobie? Pieprzyć tą wiarę w siebie! Wiara nie czyni cudów, mogę sobie mówić że jutro będzie lepiej. Ale z jutra robi się po jutrze itd... Kati, miałaś 100% rację... Tkwię w tym po uszy, żyję złudzeniami... gdy tylko choć trochę jest lepiej czuję się niewiadomo jak zajebiście by potem stoczyć się znowu... każde 100g na wadze się liczy, każdy kęs jedzenia musi być zwrócony... i na co mi to wszystko? i tak nie jestem zadowolona z tego jak wyglądam... i tak nie mam siły, nie chce mi się ćwiczyć. Łatwiej jest zjeść i wyrzygać, odwodnić się i gubić gram po gramie... Nienawidzę siebie za to! Mam tyle żalu do siebie... Ale gdy staję na tej cholernej wadze i widzę że jest coś mniej czuję dumę. ogromną dumę... tak bardzo chcę z tym wszystkim skończyć, ale czy na pewno? Jakiejś części mnie jest z tym dobrze... Ta perfekcjonistka jest usatysfakcjonowana...
łapię się na tym że mówię rzeczy typowe dla mnie podczas początków choroby,typowe dla anoreksji... wciąż do tego wracam, choć bywały momenty że myślałam że to już za mną... dlaczego tak trudno jest z tym wszystkim skończyć? brakuje mi radykalnych zmian, niby coś się dzieje, niby mam świadomość wszystkiego co robię, tego co złe, ale co z tego, skoro podświadomość robi swoje? jestem tak cholernie zagubiona we własnych iluzjach... sama zaczynam w nie wierzyć... ale są dni gdy siadam i załamuję ręce, bo co ja do cholery robię?! świetnie, fizycznie jestem zdrowa. Mam okres co do dnia od pół roku, nie wypadają mi włosy, skóra też niczego sobie.Ale co z tego? Co z tego skoro nie mam na nic siły? Skoro biorę leki, potem przestaję, potem znowu biorę? Skoro robię mnóstwo innych rzeczy by czuć się źle? ;/ Tak mi wstyd, tak długo męczę się z tym sama. Tak mnie wkurwiają słowa terapeutki że wszystko zależy ode mnie. Kurde to nie jest odkrycie Ameryki. Wiem że od początku wszystko zależało ode mnie. Wiem że teraz też.I wiem że będzie zależeć ode mnie.... Ale czy ja jestem w stanie teraz podjąć ostateczną decyzję? zdecydować się czy tkwić w tym nadal, czy też w końcu wziąć się za siebie? Za dobrze mi ze świadomością, że mogę rzygać i nie tyć...Za dobrze mi z tym że nikt nic nie wie. Ale podle mi z samą sobą! Raz na jakiś czas otwieram się na forum. Wyrzucam z siebie ten cały śmietnik... Ale co z tego? ;/ Ciągłe obiecanki, cacanki... Gówno dają... Czy naprawdę muszę znowu stoczyć się na dno by nabrać siły do tego by wybić się w górę? o_O
Edytowane przez irian dnia 16/08/2010 15:00
 
http://pamietnikirian.blog.pl
anima
#99 Drukuj posta
Dodany dnia 16/08/2010 16:55
Startujący


Postów: 157
Data rejestracji: 25.03.09

Nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci na wszystkie pytania zawarte w tym poście, zresztą większość z nich tak na prawdę zadałaś sama sobie, więc myśl nad tym. Wiem co przeżywasz gdy piszesz o złości, gdy ktoś Ci przypomina o tym, że wszystko zależy od Ciebie. Nie rozumiem co w braniu odpowiedzialności za własne życie jest aż tak straszne, ale ja mam z tym problem od zawsze, od kiedy zaczęłam dorastać i zaczęłam mieć tego świadomość. Na mój ograniczony rozum, to, że możemy po latach zależności od rodziców zacząć na własną rękę tworzyć swój własny świat, kolorować go na jakie nam się barwy podoba, powinno nas pociągać, powinniśmy tego chcieć! A ja tego nie chcę i decydowanie o swoim życiu przynosi mi ból. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego tak jest? I nie pierwszy raz się z tym spotykam. W wielu tekstach psychologicznych się to pojawia, że człowiek ucieka od odpowiedzialności za siebie. Że często woli, by inni decydowali za niego. Nie rozumiem tego i chciałabym, by w moim wypadku było inaczej. Przecież to MOJE życie. Dlaczego boję się je tworzyć?
Nie wydaje mi się, że musisz mieć nawrót choroby i zacząć się staczać, by znów zechcieć żyć. Z każdym kolejnym dniem będziesz raczej słabsza, niż silniejsza. Może po prostu musisz przeczekać. Może to TYLKO gorszy czas. Nie podejmuj pochopnych wniosków, że świat Ci się wali, że całe leczenie na nic. Ja jestem pewna, że to po prostu taki etap. Przecież nie wychodzi się z choroby ot tak...
 
irian
Dodany dnia 31/10/2010 21:59
Finiszujący


Postów: 278
Data rejestracji: 16.11.09

Dwa miesiące minęły... Rzeczywiście nie musiałam staczać się na sam dół by zrozumieć wiele rzeczy... Musiałam znowu dostać bolesnego kopa. No ale od początku. Od ostatniego posta wzięłam się do roboty. Zaczęłam jeździć prawie codziennie na konie, spotykałam się ze znajomymi. We wrześniu zdałam egzamin na prawko, odebrałam je 2 tyg później a dwa dni później się zaczęło... Mama w Niemczech na delegacji, tata dzwoni że jest w szpitalu i mam przyjechać...Po krótce: nerwy, rejestracja taty na izbie przyjęć, nie miałam pieniędzy, załatwianie kwitka o ubezpieczenie... Nagle wszystko znalazło się na mojej głowie... Gdy wieczorem dotarłam w końcu do domu i usiadłam na tyłku, zaczęło wszystko do mnie docierać. Podejrzenie ostrej białaczki szpikowej.... Parę dni później diagnoza potwierdzona... Rokowania - niewiadomo, chemioterapia, przeszczep szpiku... Całe moje pierdolenie się z jedzeniem poszło w kąt... Sytuacja wymagała ogarnięcia się. Potem rozpoczęcie roku akademickiego... Wszyscy się bawią, imprezują... ja zastanawiałam się czy mój tata będzie ... sąsiad z sali zmarł w nocy w wyniku powikłań po chemioterapii. Studia ogólnie w porządku. Poznałam naprawdę super ludzi. Tylko nie wyrabiam psychicznie i fizycznie z tyloma zajęciami (średnio 40 godzin w tyg). Wracam do domu i padam... Ciągle chodzę niewyspana. Przed wczoraj byłam na pierwszej imprezie od miesiąca. W końcu chwila odstresowania się.... Kilka dni wolnego, ale zaraz trzeba tyrać z nauką. Pierwsza chemioterapia za tatąSmile Teraz siedzi dwa tygodnie w domu, także już jest trochę spokojniej, lekarze są dobrej myśli. Więc teraz mogę się zająć sobą. Dla mnie genetyka nie jest łaskawa... Jestem w linii prostej do posiadania choroby nowotworowej (tata-babcia-prababcia). Dlatego muszę o siebie zadbać... W końcu odpocząć.... Nic mi się nie chce, na łóżku leży kupa ciuchów od tygodnia, książki porozwalane po całym pokoju. Próbuje się skupić na nauce ale nie wychodzi. Wiadomo - nie potrafię odpuścić wykładów, mimo iż nieobowiązkowe jestem na każdym, nawet jeśli zasypiam, robię notatki, jak nie daj Boże nie przyjdę to mam wyrzuty sumienia. Ale nie jest źle Grin w zeszłym tygodniu już całkiem nieźle dawałam radę, także to chyba tylko kwestia przyzwyczajenia.
Sprawy jedzeniowe? Jest nieźle, nawet bardzo nieźle. Dotarło do mnie że jedzenie jest mi potrzebne żeby mieć siłę na cokolwiek. Gorzej z akceptacją wyglądu mimo iż waga stoi w miejscu, to zależy jaki mam humor to się czuję ok, albo gruba. Ale rzadko w ogóle mam czas na takie myślenie xD Terapia również przebiega elegancko. Jesień jest u mnie co roku ciężkim okresem, ale chyba zaczynam dawać sobie z tym radę. Szkoda tylko że doby i weekendy są za krótkie Wink i że zaczyna się robić zimno...

Na dodatek rzuciłam palenie Grin co dodatkowo sprawia że zaczęłam czuć smak tego co jem Smile

Ogólnie to wpadałam czasem na forum, czytałam co u was, ale nic do mnie nie docierało... ogarniałam swoją wypraną mózgownicę, huśtawki nastrojów i w ogóle. Bardzo bym chciała zacząć udzielać się na nowo i mam nadzieję że wszystko będzie lepiej Wink
Edytowane przez irian dnia 31/10/2010 22:05
 
http://pamietnikirian.blog.pl
Przeskocz do forum:

50,346,256 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024