24 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
1 tydzień Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
4 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
9 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
 Drukuj temat
Niekompletna
Blurryface
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 17/11/2016 12:19
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 5
Data rejestracji: 20.10.16

Zanim w zeszłym roku przeszłam załamanie nerwowe byłam bardzo poukładaną osobą. Szkoła, praca, cały dzień miałam zajęty, kochałam mieć napięty grafik, być w ciągłym ruchu. Miałam określone cele i do nich dążyłam choć nie było to proste ze względu na problemy w mojej rodzinie. Skończyłam szkołę (cel nr 1 - osiągnięty), znalazłam prace (kolejny cel osiągnięty), wyprowadziłam się mając 21 lat (cel osiągnięty). Byłam zupełnym przeciwieństwem moich starszych sióstr , które nadal mieszkały w starym mieszkaniu rodziców, były bez wykształcenia i bez pracy, z trójką dzieci na głowie. Zawsze gdy działo się coś nie tak w domu to ja byłam tą odpowiedzialną, nawet jak już się wyprowadziłam to im pomagałam, wiedziałam ZAWSZE jakie decyzje podjąć, co później też odbiło się na moim zdrowiu psychicznym....Po prostu przez to,że wszyscy dookoła myśleli o mnie jak o "wzorze do naśladowania" ja powoli "ginęłam". I nikt tego nie widział albo nie chciał widzieć. "TY sobie nie dajesz rady? Proszę Cię! Nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych!" i zostawiali mnie samą gdy wołałam o pomoc. Byłam w takim dołku. To była wegetacja. Depresja , napady lęku i depersonalizacja. Jakbym oglądała wszystko przez jakąś szybę z boku... Patrzyłam na siebie w lustrze i siebie nie poznawałam. Byłam obrazem nędzy i rozpaczy. Czułam,że powoli "znikam". Od tego czasu już nie jestem tą samą osobą. Jestem pełna lęków, niepewności o siebie, o moją przyszłość. Boję się ludzi. Nie mam żadnych celów, najmniejszy problem narasta do wielkości góry lodowej, jestem cieniem dawnego JA. Mam 25 lat i przeraża mnie to,że zamiast czerpać radość z życia i brać z niego garściami to siedzę w domu i czuję się odrętwiała. Po prostu nie poznaje siebie. Jakby wydarzenie z poprzedniego roku rozerwało mnie na strzępy i teraz jestem..niekompletna? Czy ktoś z Was miał kiedyś podobne odczucia?
 
Rose21
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 19/11/2016 15:59
Rozgrzewający się


Postów: 13
Data rejestracji: 25.09.16

Cześć Blurryface,

Twoją historię poniekąd mogę odnieść do swojej, bo też odkąd pamiętam byłam silna, szybko wyfrunęłam z domu (mając lat 16), skończyłam liceum, studia i od prawie 4 lat pracuję. Bardzo często czułam poczucie obowiązku, chęć wyrwania się z domu rodzinnego, odmiany mojego życia. Z perspektywy czasu myślę że te ambicje, pracowitość nabrały zbyt dużych rozmiarów i zdałam sobie sprawę że najważniejsze jest to żeby się móc sobą zaopiekować, zwłaszcza w gorszych chwilach. Zająć się sobą, nie bratem, siostrą czy mamą, ale sobą, otoczyć się ciepłem.

Nie wiem dokładnie co Ci dolega na dany moment ale na pewno skontaktowałabym się z lekarzem, psychologiem. Ja miewałam depresje jesienno-zimowe, dziś wiem że to łagodniejsza forma CHAD.

Te emocje które opisujesz są mi znane...poczucie bycia obok, obserwacja tętniącego życia i strach przed nim, niemożność odczuwania szczęścia.
Dobra informacja jest taka że na wszystko można znaleźć sposób, trzeba tylko szukać pomocy.

Pozdrawiam
 
Blurryface
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 19/11/2016 17:45
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 5
Data rejestracji: 20.10.16

Rose 21,

Mam CHaD, aktualnie jestem w fazie "dołu". Brak apetytu, mała potrzeba snu itp. Biorę Depakine i Ketrel. Chodziłam an terapie. Jednak nadal , nie ważne czy mam dół czy jestem w powiedzmy ustabilizowanym nastroju , czuję jak mnie to wszystko zmieniło. Brakuje mi tej stanowczości jaką miałam wcześniej. Teraz drżę na myśl o tym,że miałabym wziąć jakiekolwiek sprawy w swoje ręce, gdzie wcześniej było to moim kołem napędowym, co było nawet przydatne, choćby w pracy.
Mam chłopaka, jesteśmy ze sobą od ponad 4 lat, mieszkamy razem. Wiedział o moich epizodach depresyjnych wcześniej, wie o CHaD, był w obecny mojego załamania. Jest ze mną, zawsze stawia moje dobro ponad jego,ale mimo wszystko CHaD wpływa na naszą relacje. On chce mi pomóc i nie wie jak. Wszystko na zasadzie "Ok, powiedz mi co czujesz?",więc mu mówię,a on tylko "Tak, tak wiem,że masz te swoje góry i doły...czytałem o tym, co innego mam zrobić z tym?". I tyle. Niby mówi,że "rozumie",a tak naprawdę chyba nie chce do końca tego przyjąć do wiadomości. Tak jak większość moich znajomych (których swoją drogą - mogę policzyć na palcach jednej ręki). W sumie nawet nie oczekuje żeby jakkolwiek to rozumiał, sama czasem za sobą nie nadążam. Raczej chodzi o to,że gdy mu mówię o tym : jest źle. Gdy się zamykam w sobie, bo nie chce go tym obarczać: też źle, bo on się wtedy denerwuje,że "nic mu nie mówię". Bo jego frustruje fakt,że nie wie jak mi pomóc. I tak w kółko. A wiem,że to jest człowiek który jest w stanie zrobić dla mnie wszystko. Naprawdę. Czasem sobie myślę,że nie zasługuje na niego... On uważa,że to dobrze,że się zmieniłam, wyciszyłam. Tylko,że on tego nie koajrzy z CHaD. Wcześniej, jak się poznawaliśmy i miałam napady agresji i jakieś myśli paranoiczne -dla niego to nie był "epizod maniakalny", tylko po prostu JA. I teraz dla niego to nie jest "epizod depresyjny". Dla niego to "wyciszona JA". Nie jest wyczulony na "sygnały alarmowe". To po prostu JA. Dziwna , szalona JA. Przywyknął do moich mieszanych emocji i nie podpisuje (bądź nie chce?) tego widzieć jako CHaD. Z jednej strony to dobrze,że nie patrzy na mnie przez pryzmat CHaD,ale takie klapki na oczach też nie są rozwiązaniem, bo woli zamieść sprawę pod dywan niż przyznać,że faktycznie potrzebuje pomocy.
Wiem,trochę chaotycznie to napisałam. Rose 21, czy ty też borykałaś się/borykasz z takim problemem w związku?
 
Rose21
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 19/11/2016 21:16
Rozgrzewający się


Postów: 13
Data rejestracji: 25.09.16

Z tego co piszesz, to sądzę że masz dużo szczęścia mając takiego chłopaka. Widać że chce Ci pomóc i niekoniecznie musi wiedzieć "JAK" ale ważne że się stara i wykazuje chęci. Myślę, że żadna osoba nie przeżywająca tego samego co my nie jest w stanie postawić się w naszej sytuacji.

Mam 29 lat, od 10 lat około doświadczałam nawracającej depresji w okresie jesienno-zimowym i nie byłam leczona "poprawnie" bo CHAD - niby wersje lżejszą zdiagnozowano u mnie dopiero rok temu. Tej jesieni pierwszy raz nie doświadczam depresji, co jest rzeczą bardzo przyjemną, mam obniżony nastrój ale nie taki, jak rok temu. Biorę lit i ketrel Smile

Co do moich związków Smile..Pierwszy był 4o letni i na pewno moja dwubiegunowość trochę napsuła. Na tamten czas myślałam że to depresje (przeżyłam wiele złego w dzieciństwie i w późniejszym okresie...A co do zachowania mojego chłopaka? On problemu wolał nie widzieć, mówił że wymyślam i najbardziej motywująco (SARKAZM XD) zachęcał "Weź się w garść, co tak siedzisz...etc". Ostatecznie związek się rozpadł ale to nie tylko z powody choroby, tylko przez jego chorobliwą zazdrość. W drugim związku dwuletnim prawie - osoba też nie traktowała poważnie mojej diagnozy i podważała konieczność mojej terapii. A chodziło mi tyko o akceptacje mnie takiej jaka jestem, z CHAD, właśnie takiej, a nie przymykanie oczy na to.

Aktualnie jestem więc sama Smile zobaczymy co przyszłość pokaże. Co do CHAD i tego w jaki sposób on nas zmienia...mi pomaga to, że nie myślę o sobie w kategoriach choroby, tylko tego że po prostu taka już jestem, że te moje zmiany nastroju po prostu są no i będą jeszcze trochę Smile Na psychoterapii nauczyłam się to akceptować i zarówno w okresach górek i dołów móc jakoś się temu przyglądać i ŻYĆ, żeby żadna łatka CHAD nie definiowała mojej osoby. Przede wszystkim jestem sobą, tak samo jak Ty jesteś odrębną jednostką Smile

Mam nadzieję że się dogadacie lepiej z partnerem i będziecie potrafili jeszcze wiele razy szczerze i otwarcie p tym porozmawiać. Tak sobie pomyślałam że może jeśli on nie wie jak Ci pomóc i potrzebuje dodatkowych wskazówek może np Twój psychiatra mógłby jemu służyć radą? Piszę tak dlatego, że właśnie ja tak zamierzam zrobić jak już kogoś poznam Smile oczywiście po odpowiednim czasie Smile
 
Rose21
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 19/11/2016 21:22
Rozgrzewający się


Postów: 13
Data rejestracji: 25.09.16

Co do Twojego zmęczenia....mi w takich okresach terapeuta radził żeby zwolnić i pozwalać sobie na to. Starałam się wtedy wyprowadzać na jakiś fitness, napić dobrej czekolady, zrobić relaksującą kąpiel, czy posłuchać muzyki relaksacyjnej etc...

Ja też w takich okresach obniżonego nastroju mam skłonności do obwiniania siebie, i wytykania swoich nieudolnosci, itd...wtedy ucinam takiego lektora w swojej głowie i staram się myśli na inne tory przekierować.

Nie jest to proste jeśli nie ma się np odpowiednio dobranych leków, ale przy swoich na szczęście odzyskuje jakieś małe poczucie kontroli
 
Utracjusz
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 21/11/2016 00:58
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 39
Data rejestracji: 14.12.15

A ja mam pytanie do Blurryface: kiedy postawiono Ci diagnozę?

Moja diagnoza zatrzęsła całym światem, zwłaszcza że wylądowałem w szpitalu w ostrej manii z elementami psychotycznymi. Cierpiałem niesamowicie, ale nie na tym chcę się skupić.

Kiedy "wyszedłem na wolność" i świat, który znałem miał zupełnie inny krajobraz - nie potrafiłem się odnaleźć. Nie miałem pracy, nie miałem znajomych, a jeszcze parę miesięcy wcześniej byłem królem życia. Wysokie stanowisko w pracy, wiele spraw i projektów na głowie, perspektywy podboju świata (takiego zdrowego, jeszcze nie chorobowego Smile). Nagle to wszystko zniknęło w oddali, a ja poczułem się, jakby ktoś wrzucił mnie do świata, w którym nigdy nie byłem i nie potrafię w nim oddychać. Nikt nie był w stanie mnie zrozumieć, ale... ja też nie rozumiałem, gdy mówiono mi - to przejściowe, znów wrócisz do życia, będzie po prostu inaczej.

Za ok. miesiąc mija 2 lata od mojego pobytu w szpitalu. Nadal bywam pełny strachu w oczekiwaniu na kolejną manię, ale przestałem tym żyć. Przestałem być dla siebie samego chory. Mam swoje ograniczenia, ale one nie są intelektualne. Nie zmienił mi się charakter, dalej jestem tym samym pozytywnym popieprzeńcem, którego znałem przed wystąpieniem choroby. Mam tylko większy wgląd w siebie, bo staram się obserwować przy różnych sygnałach od ciała czy psychiki.

Wiesz co jest w nas złego? Chcemy mieć kontrolę. Chcemy wszystko wiedzieć, wszystko przewidzieć, ze wszystkim sobie radzić, mieć receptę na dobre życie i w sumie to nic złego. ALE! Gdzieś w takim myśleniu o sobie brakuje dystansu, pokory i zwyczajnego ucieszenia się z tego jak jest.
Ja mogłem w manii kogoś nawet zabić... ale nie zabiłem. Mogłem siedzieć w szpitalu dłużej... wyszedłem i żyję. Mogłem zdać się na rentę i wyautować się z rynku pracy... wróciłem i mam sukcesy. Mogłem powiedzieć sobie - mam ChAD i świata poza tym nie widzieć... a ja chcę się rozwijać i dostarczać sobie różnych doświadczeń życiowych.

Przeszedłem przez to z żoną. Nadal jesteśmy razem i choć jest inaczej, mam wrażenie, że pod pewnymi względami jesteśmy bliżej. Ja już przestałem od niej wymagać, żeby mnie rozumiała. Nie zrozumie. ChAD to problemy chemii w mózgu i jak to ma rozumieć człowiek, który ma tam inaczej? Nie wymagajmy cudów. Jednego za to można wymagać - akceptacji. Nie zachowań czy dołków, bo je czasem trudno zaakceptować, ale samego faktu, że wystąpią. Bo wszystko da się przeżyć i ze wszystkim pójść dalej, ważne żeby robić to razem, a jako razem rozumiem tutaj nie to, że Twój chłopak będzie wchodził w Twoje stany. Razem to znaczy, że będzie tuż obok i będzie normalnie żył z Tobą, nawet jeśli masz gorszy czas. Wsparcie polega również na obecności, bo wtedy nie czujemy się samotni. Uświadomienie sobie, że takiej choroby nie da się wyleczyć, a jedynie ograniczać jej pole działania i akceptacja, że tak jest - pozwala żyć normalnie i cieszyć się życiem bez piętna choroby.

To trudne dla obu stron, ale możliwe i mam nadzieję, że wypracujecie swoje ścieżki w docieraniu do życia fajnej jakości Smile
 
Blurryface
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 21/11/2016 11:57
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 5
Data rejestracji: 20.10.16

Diagnoza została postawiona w styczniu 2016 r. W sumie przypadkiem. Wcześniej byłam diagnozowana na depresje epizodyczną (przychodziłam do doktor w fazie dołu). Poszłam na wizytę kontrolną do mojej lekarki (zazwyczaj chodziłam do niej co 2 miesiące) i gadałam szybko, miałam milion pomysłów na minutę,ubrałam się w ogóle jak na rozdanie Oscarów,a nie jak do lekarza, nawet podniosłam głos na doktor twierdząc,że na niczym się nie zna, w ogóle to ze mną wszystko ok, mówiąc jednocześnie o tym,że co chwilę wychodzę gdzieś na imprezy, piję dużo (normalnie taka nie jestem, a wtedy byłam istną duszą towarzystwa, potrafiłam sama rozkręcić imprezę w pubie, pierwsza na parkiecie, tańczyłam z jakimiś obcymi facetami itp) i rzuciłam pracę wtedy, od tak, bo nagle nie potrafiłam dogadać się z szefową (co było bullshitem, po prostu sobie to wmówiłam). Teraz jak patrzę na to co robiłam to było istne szaleństwo! W sumie to nie myślałam o tym żeby iść na tą wizytę,ale mój chłopak mnie przekonał. Potem jak już wszystkie emocje opadły to mu mówiłam,że nie wiem jak mu dziękować za to, bo cholera wie jak by się to wszystko skończyło.
Wtedy zaczęłam brać Depakine od której włosy zaczęły mi cholernie wypadać,ale natłok myśli w głowie odszedł. A i na szczęście nigdy nie byłam hospitalizowana, choć lekarka czasem o tym wspominała,ale mimo wszystko obyło się bez wizyty na oddziale i niech tak zostanie. Nienawidzę szpitali i omijam szerokim łukiem.
I muszę Tobie przyznać Utracjuszu: bardzo lubię mieć kontrolę nad wszystkim. Lubię mieć racje i wiedzieć,że gdzieś tam jest ta recepta na dobre życie. Jakbyś mi czytał w myślach. Smile
Naprawdę doceniam to,że mam tą moją drugą połówkę,on ma złote serce, wiem,że nigdy mnie nie skrzywdzi, JEST ZE MNĄ POMIMO CZEGOŚ, A NIE ZA COŚ i patrząc na to jak nasza relacja wyglądała przed diagnozą, jest o wiele lepiej. Wcześniej to był ogólny chaos, nie mam pojęcia jak on ze mną wytrzymał. Myślę,że gdyby nie on to już dawno bym się poddała. On jest moim kołem napędowym , daje mi poczucie bezpieczeństwa nie ważne co się dzieje. I codziennie powtarza,że "kocha mnie za to jaka jestem" czym mnie czasem niemiłosiernie wzrusza, bo wiem jakim wrzodem na tyłku potrafię być. Tak jak piszesz Utracjuszu - akceptacja jest tu kluczem.
Edytowane przez Blurryface dnia 21/11/2016 11:58
 
Przeskocz do forum:

51,678,685 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024