28 Kwietnia 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Hernandez Hafsa Hernandez Hafsa
1 tydzień Offline
Klara Klara
4 tygodni Offline
Nieustraszona Nieustraszona
4 tygodni Offline
swistak swistak
7 tygodni Offline
Alia Alia
8 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: Hernandez...
Ogółem Użytkowników:2,202
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Psychoterapia
 Drukuj temat
toksyczni rodzice
Perfidia
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 01/07/2009 07:49
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

[url]http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53664,6705168,Kiedy_potwor_znika.html[/url] - artykuł na temat psychoterapii w przypadkach gdy relacja między matka a córką potrafi uniemożliwić a przynajmniej skomplikować czyjeś życie.

Może ktoś zechce podzielić się własnymi doświadczeniami na ten temat? Lub po prostu własną opinią? Zapraszam do dyskusji.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Artystyczna Dusza
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 01/07/2009 10:37
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

[b]Perfidio[/b] dziękuję bardzo za ten artykuł.Co do wypowiedzi to bardzo chętnie ale muszę znaleźć czas aby pozbierać wszystkie myśli i to o czym chciałabym napisać.Wink
 
http://monia-art.blogspot.com/
Perfidia
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 01/07/2009 10:44
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Fionaaa - cieszę się, że artykuł Cię zainteresował. I sama wiem jak trudno jest "wywnętrznić się" zwłaszcza na taki temat.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Artystyczna Dusza
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 01/07/2009 17:44
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Oj tak jest ciężko i to bardzo!!!
Jeżeli chodzi o relacje między matką a córką to w moim przypadku były one ogromnie zaburzone.Dla dorastającej dziewczyny kto jak nie matka jest autorytetem - osobą na której chce się wzorować?To matka uczy wszystkiego swoje dzieci a ojciec jest po to aby ją wspierać w ich wychowywaniu.Każda dziewczynka chcąc nie chcąc w pewnym etapie życia utożsamia się z mamą i to co ona sądzi i uważa staje się dla dziewczynki najważniejsze na świecie.Każde dziecko bez względu czy to chłopiec czy dziewczynka chce być kochane prze oboje rodziców.Jednak czasami nie wiadomo z jakich powodów nie czuje się kochane i widzi że jest (można by rzec) "brzydkim kaczątkiem"- jest inne, nie jest takie jak inne dzieci.Dziecko jest mądrym i dobrym obserwatorem i dostrzega co dzieje się w jego otoczeniu.Nie dość że nie jest lubiane przez rodzeństwo to jeszcze zostaje odtrącone przez matkę - to musi odbić się na psychice dziecka - to boli.Ponieważ każde dziecko chce być akceptowane i kochane jest gotowe na wszystko - na wszystko aby tylko ktoś je zauważył, aby zauważył to cierpienie i ból jakiego doświadcza nie czując tej miłości która przecież powinna być bezwarunkowa w przypadku wszystkich dzieci.Jednak życie jest trudne a miłości nie zawsze wystarcza dla wszystkich dzieci.Z czasem dziecku wydaje się że na miłość matki musi sobie zasłużyć.Robi więc wszystko aby doświadczyć tego uczucia którego brak odczuwa tak dotkliwie.Stara się przy tym bardzo bo jak nikt inny pragnie być kochane.Jednak miłości ze strony matki nie czuje.Z czasem wydaje się że miłość matczyną może zastąpić osoba ojca - nic z tego bo i ojciec odwraca się od dziecka i zamiast obdarzyć dziecko miłością której tak bardzo mu brakuje on zwraca się w stronę matki.Jest to bardzo bolesne przeżycie dla dziecka ponieważ widzi że zostało ze wszystkim same i musi starać się radzić sobie samodzielnie.Jednocześnie dziecko nieustannie oczekujące miłości rodziców stara się robić wszystko aby tą miłość odzyskać.Chce udowodnić że jest wartościowym człowiekiem i wiele potrafi wytrzymać i znieść aby tylko odzyskać miłość aby zwrócić na siebie uwagę.To wszystko - te całe starania o miłość obojga rodziców sprawiają że pojawia się uzależnienie.Ponieważ nie dzieje się nic niepokojącego rodzice nie dostrzegają krzyku dziecka które tak mocno domaga się miłości.Owszem dziecko zachowuje się dziwnie ale rodzice traktują to jak kaprys czy fanaberie.Nie dostrzegają niczego niepokojącego.Są jednak osoby dla których los dziecka nie jest obojętny i wyciągają do dziecka pomocną dłoń.Początkowo dziecko nie chce przyjąć tej pomocy gdyż nie wydaje mu się żeby działo się coś złego wymagającego interwencji i pomocy.Wszystko przecież zmierza do tego aby odzyskać miłość obojga rodziców więc nie potrzebuje pomocy.Po niedługim czasie jednak przyjmuje tą pomoc.Dowiaduje się że zachowuje się jak dziewczyny które chorują na anoreksję.Ciągle zaprzecza - to przecież niemożliwe bo nie wygląda jak one.Niestety chociaż wygląd na to nie wskazuje dziecko czuje się podobnie jak te dziewczyny.Oboje rodzice,rodzeństwo stają się jego wrogami.Dziecko czuje do nich nienawiść za to jak było przez nich traktowane.Nie ufa im i ma do nich żal za to że źle je traktowano przez całe życie aż do chwili obecnej.Dobrze jednak że osoby które pojawiają się w życiu dziecka - w zasadzie całkiem obce osoby chcą pomóc dziecku i okazują mu wsparcie.Dziecko staje się coraz bardziej dojrzałe.Wraz z tym zmienia się jego stosunek do bliskich.Odzyskuje ufność i coraz bardziej czuje że jednak coś znaczy.Nie wiadomo czy to zmiany zachodzące w dziecku powodują takie zmiany w jego życiu czy to bliscy pod wpływem zmian u dziecka też się zmieniają - chyba w sumie i jedno i drugie po trochę.To wszystko ten cały proces jest bardzo bolesny dla dziecka jednak robi ono wszystko aby rozwiązać swoje problemy.Coraz częściej doświadcza miłości ze strony matki oraz pozostałej części rodziny.To bardzo fajne - wręcz wspaniałe uczucie wiedzieć i czuć że jest się kochanym nie za coś ale za to że się w ogóle jest.

Można by pewnie napisać wiele więcej ale to takie moje skromne zdanie - krótkie wyrażenie mojej opinii w związku z artykułem do którego link pojawił się w poście Perfidii.

Jeżeli chodzi o sam artykuł który wyszukała [b]Perfidia [/b]to dużo w nim mogę odnieść do mojego życia.W niektórych momentach czułam jakbym czytała o sobie samej...
 
http://monia-art.blogspot.com/
bi di bi
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 03/07/2009 22:20
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 31
Data rejestracji: 20.02.09

Nie chcę tutaj wchodzic w osobiste szczegóły, w kazdym razie nie jest mi obce zjawisko toksycznych relacji z rodziną. Praktycznie od kiedy pamiętam towarzyszy mi poczucie odrzucenia i pomimo, że nie mieszkam z rodzicami od kilkunastu lat to wciąz boli. Boli to, że oni nie chcą rozmawiać o tym co było. Pomimo wszystkich prób zdystansowania się do tego wciąż jak dziecko łudzę się, że gdybyśmy porozmawiali, gdyby oni wytłumaczyli mi swoje postęowanie to byłoby mi łatwiej zrozumieć i zaakceptować. I żyć dalej.
Ta złudna nadzieja nieraz mnie zgubiła i zawiodła na manowce.
I choć napawa mnie obrzydzeniem fakt formalnej poprawności naszych kontaktów teraz, to i tak cieszę się i wyczekuję kolejnego spotkania z nimi, które i tak skończy się kolejnym rozczarowaniem.
Żałuję, że nie potrafię się odciąć do tego wszystkiego.
 
anima
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 04/07/2009 21:04
Startujący


Postów: 157
Data rejestracji: 25.03.09

Moja anoreksja również ma związek z rodzicami. Wydaje mi się, że bardziej jednak z ojcem, dla którego nigdy nie istniałam. Przynajmniej dawał mi takie sygnały od kiedy tylko pamiętam. No i cóż, rosłam sobie i dojrzewałam czując, że nie zasługuję na miłość, w końcu jednak mocno zapragnęłam zostać zauważoną. No i wykorzystałam w tym celu swoje ciało. Chciałam również ukarać mojego ojca. Najlepszym (moim zdaniem, wtedy) sposobem było zrobić krzywdę sobie, żeby sprawić przykrość właśnie jemu. A czy on się przejął? Do tej pory tego nie wiem. I wciąż choruję, mimo, że nie chcę go już "karać". Cel już dawno przestał być istotny, skutek pozostał do dziś.
I w ten sposób właśnie rodzice robią krzywdę swoim dzieciom, te wrażliwsze często przez całe życie nie mogę dojść do siebie, nie mogą zrozumieć co takiego "złego" zrobiły, że nie zasługują na miłość rodziców. Jak tu wierzyć w miłość innych ludzi?
 
Makro
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 04/07/2009 21:34
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 3419
Data rejestracji: 10.08.08

U mnie temat wpływu rodziców jest bardziej skomplikowany i mniej jednoznaczny. Czy rzeczywiście rodzice zawsze mają taki wpływ? - są przecież porządni ludzie, bez problemów psychicznych, których wychowała ulica, bo rodzice siedzieli w więzieniu lub kończyli flaszkę za flaszką.
Z drugiej strony są osoby rozwalone życiowe, a ich rodzina cierpiała na delikatną dysfunkcję. Tak na prawdę to chyba jest mało takich rodzin, gdzie nie można się do niczego przyczepić.

Mam wrażenie, że nie można zapominać o tym, że rozmaite problemy padają na różny grunt - mniej lub bardziej podatny. Bo rodzin bez wad, jak pisałem, jest mało. To co napisałem, nie neguje sensu terapii rodzinnej, jest tylko trochę innym punktem widzenia.
[color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color]
[color=#6600ff]Karl Kraus[/color]
[color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc
 
http://www.blogozakrecie.blox.pl
Kati
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 05/07/2009 22:30
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[quote][b]bi di bi napisał/a:[/b]
I choć napawa mnie obrzydzeniem fakt formalnej poprawności naszych kontaktów teraz, to i tak cieszę się i wyczekuję kolejnego spotkania z nimi, które i tak skończy się kolejnym rozczarowaniem.
Żałuję, że nie potrafię się odciąć do tego wszystkiego.[/quote]
Oj, właśnie prze pomyłkę wykasowałam sobie poprzednią wersję odpowiedzi (mamusia czuwa, hehe)
Bi di bi, jest mi blisko do Ciebie w tych słowach. Ja też utrzymuję z rodzicami obrzydliwie poprawne stosunki, odbywam kolejną rozmowę telefoniczną, która nie przynosi satysfakcji żadnej ze stron. Składam życzenia świąteczne pilnując się, żeby przypadkiem nie było w nich emocji. Różni nas to, że ja nie odczuwam - już nie - żadnej potrzeby tych kontaktów. Mam poczucie obowiązku: wobec rodziców, bo są rodzicami, wobec mojej córki - bo przecież ma prawo mieć dziadków, zresztą całkiem zdrowych i sprawnych i ma prawo kochać ich niezależnie od naszych wzajemnych relacji; wobec siebie trochę też - bo boję się, że mogłabym kiedyś tam sobie tego nie wybaczyć, gdybym tak calkiem się odcięła. Staram się nie myśleć o sobie w kategoriach potwora bez uczuć, który rozmawia z matką z totalną obojętnością i dystansem, licząc wolno upływający czas i rozpraszając się jednocześnie czym się da (typu pająk na kompie)... Daję sobie czas. Już nie mam nadziei, że coś się zmieni, nie mam wobec nich oczekiwań. Po prostu trwam...
A było tak....
Urodziłam się jako zaplanowane dziecko, prawie idealnie o czasie jako owoc miłości idealnej pary, mając idealne warunki i stuprocentową uwagę mamy, skupioną na swojej osobie. Tato trochę rozczarowany, bo stracił pozycję jedynego dziecka swojej żony ale pogodził się z tym, że jest nas dwoje i tylko jak na starszego brata przystało, co jakiś czas pokazywał, kto jest fizycznie silniejszy, wyśmiewał, przedrzeźniał i zawsze musiał wygrać, by potem śmiać się, że proszę, jaka jestem głupia. Dużo mnie też nauczył... Taak, jeszcze jakiś czas temu nie byłam w stanie przypomnieć sobie nic miłego. Chyba są postępy, bo mi się łezka w oku zakręciła i przywołałam jakieś wspomnienia...
Moja mama ma talenta pedagogiczne, które jako że nie pracowała w szkole, w całości zużytkowała na doskonalenie mojej skromnej osoby (moja córa ma szczeście - ja cały czas pracuję tak czy inaczej w edukacji, więc w domu ma spokójWink Miała swoją własną, autorską metodę - mianowicie stwierdziła, że z dzieckiem wystarczy rozmawiać jak z dorosłym i tak traktować, to i będzie się zachowywać adekwatnie, że tak powiem. Miała rację. W wieku sześciu/siedmiu lat wysławiałam się jak dorosły, zachowywałam jak dorosły i jak dorosły usiłowałam używać empatii i sztuki negocjacji/ kompromisu itd itp. Z dziećmi do tej pory nie miałam za wiele kontaktu, bo mama twierdziła, że zachowują się niewłaściwie, są dzikie i niebezpieczne i w związku z tym należy mnie przed nimi chronić. I tak poszłam najpierw do zerówki - ale tylko na lekcje, nie zostawałam się bawić z dziećmi - a potem do szkoły. Zgadnijcie, jak się czułam... Biegali z wrzaskiem, iracjonalnie i bez sensu, nie szukali kompromisu, nie negocjowali, zanim ja ustaliłam, w co będziemy się bawić, już odbiegali, a ja zostawałam.... Płakałam, bo nie rozumiałam, wydawało mi się cały czas, że nikt mnie nie lubi.... kosmita, normalnie kosmita. Widzieliście kiedyś takie dziecko? Dorośli mówią "stara malutka", dzieci nawet przy najlepszej woli nie bardzo wiedzą jak ugryźć... Do tego wzorowa uczennica, stawiana za wzór... Ale może kiedyś powstanie wątek o nieadekwatności albo grupie rówieśniczej, to do tego wrócę.
W wieku 10 lat byłam w pełni przekonana, że jestem dorosła. Potem na moją rodzinę spadło kilka życiowych nieszczęść, które spowodowały, że faktycznie musiałam dorosnąć i nie bardzo ktokolwiek jeszcze pamiętał, że w domu jest dziecko. W każdym razie jako nastolatka - ok. 13 lat - miałam za sobą opiekę nad śmiertelnie chorą osobą, kilka pogrzebów, wspieranie załamanych dorosłych i takie tam... Byłam - chyba jestem, heh - inteligentna, więc nikt nie zauważył, że emocjonalnie zamroziłam się, żeby przeżyć, wszystko zwalając na wiek dojrzewania. Jednocześnie moja mama zadbała, żeby wszystko było pozamiatane pod dywan. O rzeczach trudnych, o śmierci, o bólu, o tęsknocie itd się nie rozmawiało. Miało być miło, radośnie - wątek Truman Show już znacie. Właśnie tak.
O toksycznosci - co tam jeszcze z grubszych spraw. Ojciec, mówiący, że nigdy nie będę tak piękna jak jego żona - i ogólnie wieczne ubolewanie czemuż to ach czemuż jestem do niego podobna. A raczej żarty tego typu - coś o pogodzeniu się z budową ciała i tym, że nigdy nie będę tak szczupła, jak mama. Zawzięłam się. Byłam. Jeszcze chudsza, choć jestem od niej wyższa.
Prześmiewanie emocji i emocjonalności w ogóle, stałe zagadywanie łez - gdy byłam dzieckiem odwracano moją uwagę, potem to już mama nabijała się, o, o, znowu łezki w oczach, hihi. Nie możesz być taka wrażliwa itd. Koncentracja na umiejętności dyskusji, argumentowania, dystansowania i relatywizowania wszystkiego...
Argument "ale postaw się w mojej sytuacji, jak możesz mnie, matce, coś takiego mówić/robić?" Traktowanie moich bdb ocen i wzorowego zahowania jako oczywistości i komentarze typu "inni mogą (coś tam) - ale TY?". Instrukcja, typu "ja nie zamierzam krzyczeć. Wystarczy, że spojrzę i masz wiedzieć, o co mi chodzi" - taaak. Patrzenie ludziom po kryjomu w oczy, czy już są na mnie źli, czy nie, zostało mi do dziś. Milczenie jako kara, z komentarzem ojca 'Widzisz, zobacz jak twoja matka teraz cierpi". Wręczanie prezentów z zaskoczenia, po wielokrotnych tekstach typu "oj w tym roku mamy wyjątkowo cieżką sytuację finansową, więc prezenty muszą być bardzo skromne" z jednoczesnym sugerowaniem, że od ust sobie musieli odejmować, żeby coś mi tam kupić (teraz wiem, że nie musieli...) Jakby sam fakt, że mi coś kupili nie wystarczył.
Zresztą caly czas układ oni dwoje i ja sama.... Odcięcie od reszty rodzny, ogólnie deprecjonowanie wszystkich, kogokolwiek nie polubiłam w moich oczach i stawianie siebie na piedestale...
Wszystko było tak idealnie pod kontrolą, że uciekłam jak tylko mogłam, po maturze... Rodzice postawili warunek, że jeśli chcę WYJECHAĆ na studia z domu, to oni mi nie dadzą pieniedzy. Poradziłam sobie. Studiowałąm, pracowałam - razem od 8 do 21 plus weekendy. Wtedy zaczęłam rzygać. Miałam 22 lata. Dlugo się trzymałam, tak myślę, choć nie wiem, czy jest się czym chwalić. Chyba trochę wcześniej było coś anorektycznego ale wtedy wydawało mi się, że po prostu nie muszę jeść. Nie miałam czasu. Nigdy nie liczylam obsesyjnie kalorii. Nie miałam tez ciężkich epizodów obżarstwa, typu kilka tysięcy kalorii. Ot, wymioty = ulga. Taki lajcik. Zupełnie jak moja idealna rodzina - bez bicia, podnoszenia głosu, pełna kulturka...
 
Kati
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 05/07/2009 22:36
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

Fionaa, jeszcze do Ciebie, jeśli mogę. Poruszyła mnie Twoja historia bardzo i smutno mi się zrobiło. Nie tylko dlatego, że opowieść jest smutna. Też dlatego, że napisałaś ją w trzeciej osobie: dziecko pomyślało, zrobiło, poczuło... Ja też kiedyś pisałam o sobie "ona" - bo tak mi było łatwiej. Zdystansować się i pisać jak o kimś innym. To była długa praca, żebym mogła pisać "ja". I przypomniałam sobie mój czas znieczulenia, czytając Twoje słowa. Może u Ciebie jest zupełnie inaczej. Tak tylko mi się zesmuciło... Pozdrawiam Cię serdecznie.
 
Nadzieja
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 05/07/2009 23:36
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

Na jednej z terapii w szpitalu mielismy narysować swoją rodzinę jak wyglada narysowałam wielkiego ojca, mamę która stoi obok niego a ja gdzieś w oddali.....
Mój ojciec despotyczny i wymagający wiecznie robiłam coś źle nie tak, czepiał i czepia się byle czego, ale to przecież mój ojciec szanowany człowiek,dusza towarzystwa, sypie kawałami z rękawa, ale dlaczego jest taki dla obcych nie dla rodziny, tak jakby dwie różne osoby!!!
Mama zawsze zgadzająca sie z ojcem i tłumacząca go, ma ciężką i stresującą pracę, w kłótniach jakie się odbywały stawałam zawsze w jej obronie,odwracałam wtedy uwagę ojca na siebie. Rodzina powszechnie szanowana nikt nie wiedział jak jest naprawdę, ojciec ma ważne stanowisko.
Brakowało mi czułych,troskliwych rodziców, wymagano ode mnie bardzo dobrego zachowania,nie mogłam wyrazić swojego zdania- dla ojca to było jednoznaczne przestań pyskować, nie ważne czy miał racje czy nie, jak wracał z imprezy na której musiał być ze względów towarzyskich, albo jak koledzy go podwozili ja nasłuchiwałam jego kroki na klatce i modliłam się żeby nie było awantury i wypominania, płaczu mamy, krzyku.Obarczałam się za wszystko,to prze zemnie, to tylko moja wina.Wymagałam od siebie coraz więcej,może teraz zauważą, może wystarczy żeby zasłużyć na ich miłość. Niestety nie, zawsze za mało,na nieszczęście byłam dośc chorowita w pewnym okresie swojego życia, znowu to prze zemnie nie daj, że nie jestem taka jak powinnam, to jeszcze jestem problemem to ja jestem powodem kłótni,sprawiam im problemy.Przeciez tak się staram. Własnie wtedy przestaję jeść, dąże do doskonałości i nigdy jej nie osiągam....
Mamo chcę byś była moją przyjaciółką.....brakuje mi Ciebie właśnie takiej, tak Cię kocham,chcę się do Ciebie przytulić jak małe dziecko....
Tato kiedy zasłużę na Twoją miłość, co jeszcze muszę zrobić,wiesz,że zrobię wszystko, boli mnie jak nieraz tak chłodno na mnie spoglądasz, wiem za mało się staram.....

Fiona Kati smutne jest to co piszecie.Sciskam Was serdecznie.Smile

[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
anima
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 06/07/2009 13:31
Startujący


Postów: 157
Data rejestracji: 25.03.09

[quote][b]Nadzieja napisał/a:[/b]
i tłumacząca go, ma ciężką i stresującą pracę, w kłótniach jakie się odbywały stawałam zawsze w jej obronie,odwracałam wtedy uwagę ojca na siebie.
[/quote]

Miałam tak samo. Z tym, że mojego ojca nie można było tłumaczyć "stresującą pracą", bo moja mama również ciężko pracowała. Zresztą, nikogo nie wolno w ten sposób tłumaczyć. Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania.
Ja zawsze starałam się odwrócić uwagę ojca na siebie, żeby przestał się wyżywać na matce. Czasami bardzo chciałam, żeby mnie uderzył, jak to czasem robił mojej starszej siostrze (np. rozwalił jej wargę i wybił zęba), wtedy poszłabym pokazać to ludziom i prosiła o pomoc. Ale mnie "oszczędzał". Mnie "tylko" maltretował psychicznie.
 
Artystyczna Dusza
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 06/07/2009 20:42
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

Ja uważam że moja historia wcale nie jest smutna.Raczej twierdzę że Wy - [b]Kati[/b], [b]Nadzieja[/b], [b]Anima [/b]miałyście ciężej niż ja.Według mnie to ja miałam to na co sobie zasłużyłam.

A co do wizyty u psychologa - byłam - wyczekałam się chyba z 2 godziny.Miałam czas żeby poczytać gazetę i porozmyślać co powiem i jak się zachowam w gabinecie.Oczywiście planowałam nie mówić terapeucie o tej złości do niego i do siebie ale nie udało się - i może dobrze bo poczułam w pewnym sensie ulgę.Psycholog zachował się tak jakby spodziewał się takiego zachowania z mojej strony i w ogóle się nie zdziwił - wręcz przeciwnie uznał że to normalne i że dobrze że tak się stało.Powiedziałam też że okres kiedy się z Nim nie widziałam był dla mnie ciężki.Odważyłam się nawet powiedzieć, że planowałam się do Niego nie odzywać z powodu tej złości.Ale tym też się nie przejął.
Nasza rozmowa krążyła głównie wokół tematu złości ale także problemu z pracą i doszłam do zaskakujących wniosków.Nie potrafię wyrażać uczucia złości a jeżeli ją wyrażam to w patologiczny sposób.Ciągle sobie "dowalam" - jak to określił psycholog.Robię to ponieważ daje mi to poczucie ulgi.Poza tym doszłam do wniosku że odchudzanie się (bo tylko to mi wychodzi i udowodnię wszystkim na co mnie stać) to mój sposób na wyrażanie złości ale to nie jest jeszcze najgorsze.Najgorsze jest to co do mnie doszło a mianowicie że nie chcę zrezygnować bo mi z tym dobrze i wygodnie lecz zaraz sprostowałam że chcę przestać ale z drugiej strony sprawia mi takie zachowanie przyjemność, bo chociaż robię sobie krzywdę to uczucie ulgi które potem następuje jest silniejsze niż chęć pożegnania się z nałogiem.

Następna wizyta 3 sierpnia.Nie miałam wpływu na ustalenie terminu - został mi narzucony więc się zgodziłam bo co miałam zrobić?Nic innego nie wypadało tylko się podporządkować.Efektem jest to że nadal jestem zła.Sad
 
http://monia-art.blogspot.com/
Perfidia
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 06/07/2009 21:25
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 7779
Data rejestracji: 26.01.09

Fionaa - nie obraź się, ale ocenianie kto miał ciężej jest trochę bez sensu. Każdy z nas ma inną wrażliwość, dla każdej z osób, która opisała swoje przejścia na tle rodzinnym, te przeżycia miały bardzo negatywny wpływ. Wliczając w to Ciebie. Nie róbmy proszę wyścigu pod tytułem "kto ma gorzej". Poza tym nikt nie zasługuje na TAKIE traktowanie. Jesteś wartościowym człowiekiem, każdy z nas jest. I tego się trzymajmy.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć,
a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i]
[small]A.Einstein[/small][/color]

[small]1,6180339887498948482045868343656...[/small]
 
http://antyproana.blox.pl
Kati
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 06/07/2009 22:21
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2764
Data rejestracji: 29.06.09

[quote][b]Perfidia napisał/a:[/b]
Nie róbmy proszę wyścigu pod tytułem "kto ma gorzej". [/quote]
Perfidio, badzo się cieszę, że to napisałaś. Podpisuję się obiema rękamiSmile
Nie zamierzam ani się z nikim licytować o stopień patologii rodziny, ani porównywać sobie, kto dalej rzygał, kto więcej wypił i tak dalej.
Nie że taka mądra jestem. Po prostu ten błąd już zrobiłam i robiłam przez wiele lat. W czasach szkolnych blisko mi było do osób z tak zwanych patologicznych rodzin. Tu matka chora na schizofrenię, tu ojciec pijak, tu rozbita rodzina albo ktoś tam sadysta. Moja mama miała do mnie ogromne pretensje, że nie przyjaźnię się z dziećmi z "porządnych" rodzin, takich jak nasza. A ja nie bardzo miałam o czym z nimi rozmawiać! Z drugiej strony przy tych "poturbowanych" czułam się potrzebna, pomagałam, sluchałam, pocieszałam. Cóż, po latach na terapii przykro było mi się skonfrontować ze smutną prawdą, że niewiele mialo to wspólnego z moim dobrym serduszkiem - podświadomie TAKI układ był dla mnie wygodny. Bo na TAKIM tle moja rodzina wydawała się normalna, bo w porównaniu z ICH problemami moje to był pryszcz. No a jeśli coś było nie tak, to na pewno była moja wina. Przez te lata nikt nie słuchal o moich sprawach, bo z moim szlabanem w ogóle nie było się po co odzywać przy koleżance, które miała kolejne siniaki na plecach. W ten sposób podtrzymywałam iluzję tego, że moja rodzina jest w porządku. A potem już było za późno na systemową. Potem, to już moja mama na sugestie, żeby wybrała się ze mną do terapeuty zareagowała "Ja? Ja jestem zdrowa!" I że o naprawie naszych stosunków możemy "ewentualnie" porozmawiać, jak się wyleczę.
Odbiegłam od tematu... A może i nie aż tak bardzo. Bo co chcę Ci Fionaa powiedzieć, to że jestem poruszona, gdy czytam Twoje słowa o tym, że sama sobie na to zasłużyłaś. I że nie mialaś tak źle jak inni. Skoro nie było aż tak źle, co tu robisz na tym forum z "ef" w nazwie? Hm?..
Jesteśmy takim towarzystwem pokaleczonych dzieci. Oczywiście jak to Makro pisał - Perfidia trochę też - nie ma jednoznaczności i ja na przykład nie odważyłabym się zwalać całej winy na moich rodziców. Chciałam za to podzielić się swoją historią i dzielę się nią - tak kawałkami - nie z potrzeb martyrologicznych lecz w nadziei, że ktoś odnajdzie coś swojego w moich opowieściach. I potem doczyta, że nie wszystko jest stracone. Można z tego wyjść. Dobra terapia i dużo pokory - tak na początek. Na miłość do samej siebie pracuję do dziś z mizernym skutkiem. Jest jednak znaczny postęp - już się nie nienawidzę. A czasem nawet spojrzę na siebie życzliwie, jednym okiemWink
Czego i Tobie Fionaa życzę.
 
Nadzieja
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 06/07/2009 23:04
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

Fiona tak jak napisała[b] Perfidia i Kati[/b], każda z nas miała ciężko Ty również. Nie pisałyśmy tego po to żeby się licytować czy użalać nad soba.Zreszta za moją chorobę nie obwiniam rodziców bardzo ich kocham, na terapii każde słowo powiedziane przeciwko im porządnie odchorowywałam do tego stopnia, że chciałam się zabić. To co napisałam we wczesniejszym poście jest efektem mojej terapii, ale to nie znaczy ze jest mi z tym dobrze.
Mnie nie bito,rodzeństwo dostawało, ja byłam bardziej maltretowana psychicznie, a może to nawet bardziej boli,nie głodowałam miałam gdzie spać, do 10-11 roku życia byłam córeczka tatusia, a potem wszystko się zmieniło...
To jak ojciec nazywa mamę nie mogło mi przejść przez gardło przy mojej psycholog, dopiero po długim czasie byłam to wstanie zrobić, ale szkoda o tym wszystkim pisać trzeba zapomnieć iszukać winy w sobie a nie innych.
To w końcu ze mną jest coś nie tak nie mam prawa kogokolwiek winić, może jak mbym była twardsza i silniejsza nie byłoby depresji, anoreksji i wszystkiego....Sad
[b]Fiona [/b]cieszę się że powiedziałas terapeucie o złości.PowodzeniaWink
[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
Artystyczna Dusza
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 07/07/2009 09:20
Awatar

Medalista


Postów: 711
Data rejestracji: 31.05.09

[quote][b]Nadzieja napisał/a:[/b]
Fiona tak jak napisała[b] Perfidia i Kati[/b], każda z nas miała ciężko Ty również. Nie pisałyśmy tego po to żeby się licytować czy użalać nad soba.
[b]Fiona [/b]cieszę się że powiedziałas terapeucie o złości.PowodzeniaWink[/quote]

Ja tego tak nie odebrałam że to jest licytacja kto miał lepiej a kto gorzej.Napisałam po prostu o swoich odczuciach jakie pojawiły się u mnie po przeczytaniu innych postów.Ale w sumie macie rację że każdej z Nas na swój sposób było ciężko z tym wszystkim czego doświadczałyśmy w dzieciństwie a czego z resztą dowodem są Nasze zaburzenia.

Odnośnie rozmowy z terapeutą - to dziękuję Nadi ale ja wcale nie czuję się lepiej po tym co zrobiłam.W niczym mi to nie pomogło że powiedziałam o tej złości.Mogę nawet powiedzieć że czuję się gorzej niż przed tym jak o tym powiedziałam.Wczorajszą sesję chociaż wydawała mi się być mało kształcąca oczywiście odreagowałam płacząc.Sad
W dodatku jak mogę być z siebie zadowolona skoro zamiast próbować umówić się na jakiś wcześniejszy termin z psychologiem posłusznie zgodziłam się na Jego propozycję?Wiem że nie jest mi z tym dobrze że spotykam się teraz z psychologiem raz w miesiącu.Nie wiem jak wytrzymam do następnego spotkania-będzie ciężko oj będzie...Ale ja na pewno jakoś dam radę jakoś wytrzymam bo przecież nie od dziś jestem przyzwyczajona do takiego traktowania.Czasami wydaje mi się że głupia byłam że dałam odczuć psychologowi że jest dla mnie dobry bo od tego wszystko się zaczęło...
Wspomniałam też o tym na ostatniej sesji że odwiedzam forum i nie spodobało mu się to.Shock Jednak mnie to nie obchodzi co On sobie myśli bo czuję się tutaj dobrze.
Ehh...Płakać mi się chce.W dodatku złość na psychologa przerodziła się w [b]nienawiść[/b].Sad
 
http://monia-art.blogspot.com/
anima
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 07/07/2009 23:51
Startujący


Postów: 157
Data rejestracji: 25.03.09

[quote][b]Nadzieja napisał/a:[/b]
trzeba zapomnieć iszukać winy w sobie a nie innych.
To w końcu ze mną jest coś nie tak nie mam prawa kogokolwiek winić, może jakbym była twardsza i silniejsza nie byłoby depresji, anoreksji i wszystkiego....Sad
[/quote]
A z tym się nie zgodzę. To, że masz anoreksję, depresję itp. skądś się przecież musiało wziąć. Ja nie mówię, że mamy winić i nienawidzić wszystkich wokół, że mamy pielęgnować w sobie złość i nigdy nie wybaczyć. To nie tak. Nadziejo, co masz na myśli pisząc, że "jakbym była twardsza i silniejsza nie byłoby depresji, anoreksji i wszystkiego"? Bo to co piszesz wskazuje, że samą siebie traktujesz jako źródło całego zła, które Cię spotyka. Jeżeli z Ciebie wypływa to całe zło, to znaczy, że [b]Ty jesteś[/b] tym złem. Czy nie widzisz, jak bardzo to myślenie jest "pokręcone", jak wielką krzywdę Tobie robi? Żeby było jaśniej spójrz na taką analogię; czy gdybyś zachorowała na raka czy gruźlicę, pomyślałabyś, że gdybys tylko była "silniejsza i trwalsza", nie zachorowałabyś? Czy wtedy zwalałabyś winę na siebie? Nasza psychika jest często niezależna od nas tak samo, jak nasze ciało. Jesteśmy psychofizyczną jednością, która podlega pewnym prawom natury i środowiska. Pewna mieszanka Twoich genów oraz środowiska, w którym przebywasz sprawiła, że jesteś tym, kim jesteś. To [b]nie od Ciebie[/b] zależy to, że zachorowałaś. Od Ciebie jednak zależy co z tą chorobą zrobisz. Tak samo od chorego na raka zależy, czy podejmie chemioterapię, czy pozwoli nowotworowi na powolną konsumpcję swojego organizmu. Musisz sobie jeszcze wiele rzeczy uświadomić [b]Nadziejo[/b], wiele z nich sprawi, że poczujesz ulgę, że kiedyś przestaniesz karać siebie. Ale musisz chcieć przejrzeć na oczy. Chcesz?
 
Nadzieja
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 08/07/2009 00:00
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

[b]Fiona[/b] nie wiem co Ci mam napisać, to jest przerażające terapia co 30 dni. Ja mam podobno chodzic 2 razy w tygodniu tzn takie są zalecenia wzgledem mojej osoby.Dlatego trochę zaczyna mnie dziwić zachowanie Twojego psychologa może spróbuj jeszcze raz umówić się na wczesniejszy termin, a pytałaś się go jaki jest powód tak rzadkich wizyt, jeżeli nie to moze warto wtedy dowiesz się czy chodzi tylko o NFZ, czy jeszcze coś??? Jak teraz do niego pójdziesz czy zadzwonisz to powiedz mu, że Tobie są koniecznie potrzebne częstsze wizyty.
Mocno Cie ściskam.Trzymaj sieSmile

[b]Anima[/b] co mogę odpowiedzieć na to co mi napisałaś tylko to - dziękuję za otwieranie oczu,racja dużo jeszcze musze zrozumieć, by otworzyc je bardzo szeroko.Ale dzięki Tobie i innym piszącym tu na forum, mam nadzieję,że mi sie uda.Cieszę się, że na nie trafiłam. Smile
Anima za Ciebie też trzymam kciuki Smile

[b]Makro Perfidia [/b]robicie super robotę, już chyba minął roczek od naszego wirtualnego spotkania i tyle się wydarzyło pozytywnego w moim życiu dzięki Wam Smile
Edytowane przez Nadzieja dnia 08/07/2009 00:13
[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
bi di bi
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 09/07/2009 08:00
Awatar

Rozgrzewający się


Postów: 31
Data rejestracji: 20.02.09

Temat trochę odbiegł od głównego wątku, ale jest niemniej ciekawy.

To co napisała Anima jest bardzo ważne, ale niestety człowiek jest takie zwierzę, że lubi szukać winnego. Lubi też popadać w skrajnośći - obwiniać innych i unikać odpowiedzalności, lub winić siebie pogłębiając dołek w którym sie siedzi. Moim zdaniem "szukanie winnego" ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do zmniejszenia takiego emocjonalnego napięcia, w myśl zasady, że nie wolno nikogo dwa razy oskarżać o ten sam występek. Ideałem byłoby spojrzenie obiektywne na siebie i własne problemy, i swój w tym udział.

W każdym razie zgadzam się, że traktowanie siebie jako źródło wszelkiego zła do niczego nie prowadzi. I przeważnie nie jest nawet prawdziwe.
 
Nadzieja
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 09/07/2009 11:55
Awatar

Pasjonat


Postów: 5532
Data rejestracji: 20.08.08

Własnie obiektywizm i dystans do siebie i do innych to by było najlepsze,nie przypisywanie sobie każdego zła jakie dzieje się w naszym życiu!!! Tylko,że niestety tak jest, że przeważnie obwiniamy siebie za bardzo co doprowadza nas do jeszcze głębszej depresji tylko niestey ciężko znajść ten złoty środek myślę, że jak by był to nie siedzielibysmy w tym bagnie.Właśnie wszelkie formy terapii i pracy maja nas tego nauczyć.
[color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color]
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
Rodzice i schizofrenia Schizofrenia 11 07/04/2013 23:21
kampania Rodzice alkoholicy oczami dziecka Znalezione w sieci 8 17/09/2012 20:20
rodzice - odpowiedzialni za ED czy nie? Zaburzenia odżywiania 18 26/04/2011 08:48

50,310,361 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024