20 Kwietnia 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Hernandez Hafsa Hernandez Hafsa
2 dni Offline
Klara Klara
3 tygodni Offline
Nieustraszona Nieustraszona
3 tygodni Offline
swistak swistak
6 tygodni Offline
Alia Alia
7 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: Hernandez...
Ogółem Użytkowników:2,202
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Zaburzenia lękowe
 Drukuj temat
Porozmawiajmy o lęku
Czader
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 15:22
Awatar

Pasjonat


Postów: 5149
Data rejestracji: 29.09.10

Herbaciana inspiracja do założenia tematu Smile

Porozmawiajmy o lęku. Czym on jest. Jaki on jest.
Skąd się bierze i dlaczego tak a nie inaczej na nas wpływa.

[i]Lęk ; negatywny stan emocjonalny związany z przewidywaniem nadchodzącego z zewnątrz lub pochodzącego z wewnątrz organizmu niebezpieczeństwa, objawiający się jako niepokój, uczucie napięcia, skrępowania, zagrożenia. W odróżnieniu od strachu jest on procesem wewnętrznym, nie związanym z bezpośrednim zagrożeniem lub bólem.

Tyle mówi definicja,

[i]Od lęku odróżnia się strach wywołany konkretnym zagrożeniem[/i]

Czy w takim razie "lękiem" nazywamy "strachy" "obawy" "przypuszczenia" ?

[url]http://pl.wikipedia.org/wiki/L%C4%99k[/url]
Jest nawet podział na "odczuwany" i "domniemany"
Edytowane przez Czader dnia 09/02/2012 15:22
 
Czader
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 15:43
Awatar

Pasjonat


Postów: 5149
Data rejestracji: 29.09.10

[quote][b]Perfidia napisała:[/b]Dla mnie lęk jest wciąż zagadnieniem nie do końca poznanym i poukładanym. Nie mam wyrobionej opinii na ten temat, poza najbardziej banalnymi zagadnieniami. A w temacie tym najbardziej interesuje mnie nie strach, ale lęk - czyli strach irracjonalny oraz jego wpływ na reakcje człowieka.[/quote]

[quote][b]Herbatka napisała:[/b] A jeżeli boję się tego co mogłoby się wydarzyć, to będzie strach czy lęk?[/quote]

Ciocia Wiki to nie wszystko, a Twoje pytanie (zwłaszcza ten tryb przypuszczający) wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
 
Traviata
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 20:29
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

Czy czadowcom też towarzyszą napady lęku podczas depresji i czy jest to charakterystyczny objaw?

Czym jest lęk wiemy, czym panika też strach jeszcze bardziej. Mnie zastanawia, dlaczego odczuwamy lęk w sytuacjach kiedy nie ma realnego zagrożenia?
W sytuacjach niebezpiecznych lęk, tak naprawdę nam pomaga. Nie rozumiem czy pomaga też w czymś podczas depresji, jakie spełnia zadanie? Na mnie działa bardzo destruktywnie. Sądzę, że wręcz pogłębia depresję.

Właściwie sami wywołujemy napady lęku. Pytanie tylko czy mamy w tym jakiś cel? No bo chyba nie taki, by samego siebie straszyć.
Zastanawia mnie też, dlaczego nie możemy zająć głowy czymś co odwróci naszą uwagę, by nie myśleć o tym, co się może za chwilę wydarzyć? Dlaczego te myśli są tak intensywne, natrętne i nie do opanowania w początkowej fazie?
Tak więc mam same pytania, a zero wiedzy na temat lęku.

Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
Diuna
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 20:40
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2684
Data rejestracji: 08.11.11

Moja ostatnia deprecha była wyjątkowo lękliwa. Bałam się wyjść z domu po fajki, bałam się ludzi w ogóle, bałam się przyszłości. Bałam się, że dół się nigdy nie skończy, bałam się, czy oby przypadkiem się nie zaćpam, nie zapije, nie strzelę sobie w łeb. Takie głębokie, pierwotne przerażenie.
A idąc tym tropem, mogę powiedzieć, że ten lęk bardzo mi pomógł. Zahamował moja galopującą autodestrukcje. Przeraziłam się tak bardzo, że postanowiłam coś z tym zrobić. Bo nie chcę znowu tego zaliczać.
Edytowane przez Diuna dnia 09/02/2012 20:41
Srutututu, pęczek drutu
 
Czader
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 20:54
Awatar

Pasjonat


Postów: 5149
Data rejestracji: 29.09.10

[quote]Czy czadowcom też towarzyszą napady lęku podczas depresji i czy jest to charakterystyczny objaw?[/quote]

To ja może opowiem o swoim lęku:
Nie wychodziłem z domu. Zupełnie. Kompletnie. W połączeniu z depresją kończyło się najczęściej w łóżku. I najchętniej w śnie.Potworny problem z przekroczeniem progu.
Potem zaczęły działać leki "przeciwlękowe" , ale zdarzały się wpadki w "autobusie" naprzykład. Duszności. Napady gorąca. Obłęd polegający na tym że jesteś gdzieś otoczony ludźmi i zaczynasz się dusić. Masakra.
Nigdy nie lubiłem ludzi/tłumów ale nagle ci ludzie jeszcze bardziej zaczęli przeszkadzać. Sama ich obecność.

Czy jest to charakterystyczny objaw ? Nie mam pojęcia.

Do momentu kiedy "depresja nie została okiełznana" (i częściej zacząłem wychodzić z domu / kontaktować się z ludźmi ) lęk był dla mnie czymś co męczyło bardziej niż nawet ta depresja.

[quote]Mnie zastanawia, dlaczego odczuwamy lęk w sytuacjach kiedy nie ma realnego zagrożenia?[/quote]

Moim zdaniem "zachowanie irracjonalne" ale tak sobie gdybając gdyby udało się "znaleźć" [b]dlaczego[/b] może to byłby klucz do zagadki ?

[quote]Właściwie sami wywołujemy napady lęku.[/quote]

Z tym to ja bym się nie zgodził.
Do dziś pamiętam jak ubrany (gotowy do wyjścia) dochodzę do drzwi. I dupa. Nie jestem w stanie ich otworzyć. I mogę się na siebie wściekać (głupi idioto otwórz te pieprzone drzwi przecież nic ci nie grozi) a i tak za cholerę nie byłem w stanie tego zrobić. Myślisz że sam się nakręciłem ? Raczej nie.

[quote]Zastanawia mnie też, dlaczego nie możemy zająć głowy czymś co odwróci naszą uwagę, by nie myśleć o tym, co się może za chwilę wydarzyć?[/quote]

W ramach "zajmowania głowy czymś innym" słuchawki na uszy i muzyka ma full. Przynajmniej mi pomagało.

Oczywiście tu pojawia się pytanie o "siłę tego lęku"

Pytania, Pytania, Pytania
Podobno kto pyta, nie błądzi Smile
 
herbatka
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 21:02
Awatar

Medalista


Postów: 603
Data rejestracji: 16.09.11

Czego ja się boję napisałam w herbaciarni. Ale nie o to chodzi. Zastanawiam się, czy odwracanie uwagi od lęku rzeczywiście pomaga? Może w danej chwili tak, żeby się uspokoić - o ile to jest ten poziom lęku, który nie pozwala na normalne funkcjonowanie.
Ale.. długofalowo rzecz biorąc - czy uciekanie od lęku spowoduje, że lęk zniknie? Czy też trzeba się doszukać źródła - i "coś z tym zrobić"..

...........................................
zamiast stopki cytat z Diuny
Litania Bene Gesserit przeciw strachowi

I must not fear.
Fear is the mind-killer.
Fear is the little-death that brings total obliteration.
I will face my fear.
I will permit it to pass over me and through me.
And when it has gone past I will turn the inner eye to see its path.
Where the fear has gone there will be nothing.
Only I will remain.
 
sigma
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 23:03
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 12627
Data rejestracji: 12.02.11

[quote]Właściwie sami wywołujemy napady lęku.[/quote]
Gdyby to było takie proste, to i sami byśmy sobie mogli z tym lękiem poradzić. Niepotrzebne byłyby leki, psychoterapia, wystarczyłoby przestać sobie wywoływać napady.

Odwracanie uwagi na mnie nigdy nie działało, jeśli to był już lęk, a nie tylko niepokój. Mogłam sobie myśleć o czymś zupełnie innym, czytać, słuchać muzyki, śpiewać... a żołądek i tak miałam w gardle, ręce mi się trzęsły, w ustach zasychało... nie tak łatwo jest siebie oszukać.
karą za niewiarę będzie lęk
który już nie zechce opuścić mnie
 
Nieustraszona
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2012 23:06
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 6722
Data rejestracji: 03.04.10

Ja zazwyczaj pytam o co chodzi, czego sie boje. Paradoksalnie odpowiedz nie jest prosta bo jeżeli boja sie wyjscia na uczelnie to czesto okazuje soie ze nie boje sie wyjscia na uczelnie tylko czegos innego.

Mówie sobie, że minie, zawsze mija. Pomaga mi zeszyt.

Nie wywołujemy napadów lęku (chyba ze juz je mamy to pojedyncze moga byc wywolane przez nas) co najwyze sie utrwalamy. Unikam nakrecania bo to jest prawdziwy problem u mnie.
Kiedyś musisz się pożegnać z nadzieją na lepszą przeszłość....
 
Rat
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 10/02/2012 22:39
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3056
Data rejestracji: 07.02.11

Odwracanie uwagi u mnie też nie skutkuje , nawet mówienie sobie ,że tak masz "atak" , niech sobie trwa .
U mnie to wygląda np. tak : rozmawiam sobie z kimś i nagle boom , czuję jak sztywnieje mi odcinek szyjny kręgosłupa , ręce drżą , twarz czerwona ,
"pustka" w głowie , albo jak mam gdzieś wyjść , spotkać się ze znajomymi , też podobnie :/
To nie jest nakręcanie się , bo niby jaki cel tego nakręcania byłby ?
Gdyby to jakieś korzyści miało , ale to jedynie straty .
[color=#33cc33] Czasem sobie myślę, że
Oj, lepiej byłoby gdyby nie było mnie. [/color]
 
https://sknerus.pl/pl/pp/301470/456
herbatka
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 11:45
Awatar

Medalista


Postów: 603
Data rejestracji: 16.09.11

Najbardziej boję się swoich słabości. Lęk jest słabością - ergo - boję się własnego lęku
Kółko się zamyka?
[color=#0000cc]As long as you don't choose - everything remains possible.[/color]
 
Traviata
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 19:16
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

[i]Właściwie sami wywołujemy napady lęku.[/i]

W szpitalu mieliśmy psychoedukację i terapeutka mówiła, że napady lęku wywołujemy sami, poprzez myśli.

Schemat jest taki: Strach-->myśli o lęku-->wsłuchiwanie się w sygnały i odczucia płynące z własnego ciała-->objawy fizyczne-->lęk.

Wiem z autopsji, że lęk pojawia się stopniowo i stopniowo też się nasila. Więc gdybyśmy byli w stanie od razu zbagatelizować pierwszy objaw, myślę, że byłoby duże prawdopodobieństwo, iż do kolejnych napadów by nie doszło.

Nie potrafię wytłumaczyć napadów, które pojawiają się nagle i nie ma później ich kontynuacji.
Zdarzyło mi się, że podczas plotkowania w pracy z koleżankami, śmiałam się i dostałam napadu lęku. To jest dla mnie niezrozumiałe.
Mój lekarz podejrzewał, że to pewnie dlatego, iż rozpoczęłam terapię indywidualną. Wspomniała, że niektórzy pacjenci zgłaszali pogorszenie stanu zdrowia właśnie gdy zaczęli terapię. Sama nie wiem. Zdarzyło mi się to 2 razy i te dwa razy były następnego dnia po terapii. Może coś w tym jest?!

Nie wiem jak wy, ale u mnie wygląda to tak, że napady lęku są związane ze sytuacjami społecznymi.
6 lat temu będąc w domu czułam się ok., jak tylko wyszłam na ulicę pojawiał się lęk i jeżeli nie uciekłam w porę do domu, dochodziło do napadu lęku. Ostatnio miałam więcej napadów lęku w domu niż na mieście. Nie wiem dlaczego panicznie bałam się zostać sama w domu. Te napady też się nieco różniły od poprzednich. Zaczynało się od uczucia strasznego smutku, potem histeria, użalanie się nad sobą, a w końcu jakieś dziwne uczucie strachu przed życiem, przed tym że zaraz mogę zrobić coś złego, głupiego, że nie mam nad sobą kontroli i sobie samej nie ufam.

Jak wychodziłam na miasto i widziałam ludzi, odnosiłam wrażenie, że chce mi się siku. Im więcej ludzi, tym silniejsze uczucie parcia na pęcherz i większy lęk. Zawsze dochodziło do napadów lęku przez to poczucie, że zaraz się zeszczam i wszyscy to zobaczą. Tak mnie przerażał wstyd przed ludźmi.

Większość ludzi boi się, że umrze, dzwonią po pogotowie. Ja wiem, że nic mi się nie stanie, nigdy nie dzwoniłam po karetkę (bo byłoby mi nawet wstyd przed lekarzem i sanitariuszami). Wiem też ,że się nie zeszczam, skoro setki razy to przeżyłam i nigdy do tego nie doszło, ale jednak wciąż się boję. Choć logika i doświadczenie mówią mi, że nic się nie stanie, to i tak myślę swoje.
Najbardziej boję się kompromitacji przed ludźmi do tego stopnia, że myślę, iż w sytuacji zagrożenia życia mój instynkt samozachowawczy zagłuszył by wstyd. Wolałabym chyba umrzeć niż narazić się na to, że np. ktoś z sąsiadów zobaczy mnie w karetce. Nie wyobrażam sobie tego.

Zauważyłam, że teraz o wiele szybciej poradziłam sobie z napadami lęku niż 6 lat temu. Dlaczego? Ha!, bo miałam już pewne doświadczenie i tu leży pies pogrzebany.
Mijają 2 miesiące, cały czas mam lęki, aż w końcu przychodzi moment zmęczenia tym wszystkim. Już mnie denerwuje myślówa przed każdym wyjściem czy dam radę, gdzie na mojej trasie są kible, czy dostanę napadu, a co będzie jak spotkam kogoś znajomego i mi się zachce siku i nie wytrzymam, itd. i w końcu mówię sobie: Ch... nie mam już siły, jak się zeszczasz, to się zeszczasz i ch...
I wiecie co? Przechodzi. Idę ulicą i nic, żadnego strachu, żadnego lęku, tak nagle.
Wniosek z tego taki, że jeśli przedstawię sobie najgorszy scenariusz i dopuszczę do siebie myśl, że może stać się coś, co nie chcę by się wydarzyło, i to zaakceptuję, lęk znika.
Jestem zdania, że w największym stopniu nie leki, tylko my sami pomagamy sobie w opanowaniu napadów lęku.
Jesteśmy kluczem do zagadki. Ja swoją odkryłam. Najbardziej boję się wstydu przed ludźmi. Zaakceptowałam, to, że nie muszę być zawsze idealna, dobrze ubrana i zadbana. Mogę sobie pozwolić na to, że będę spacerować po Starówce
w poplamionej bluzce, brudnych butach, obszczana,
w rozczochranych włosach i niewyprasowanych spodniach. Bo niby dlaczego nie?! Zawsze można udawać, że to nie byłeś ty, i tej wersji sie trzymać he, he!

A macie póżniej tak, że po napadzie, przez pół godziny was trzęsie? Mi drgają wszystkie mięśnie, więc się napinam, żeby nikt nie zuważył.
Jak napnę mięśnie twarzy, żeby mi szczena nie latała, to uda mi się trzęsą, jak napnę uda, to mi góra lata, masakra. A potem zmęczenie, i ten okropny ból pleców.

Wyobraźcie sobie jak nienaturalnie musiałam wyglądać, jak kolega w pracy wręczał mi kwiatka w dzień kobiet. Wyciągnęłam sztywną rączkę i przez ściśniętą szczenkę wydusiłam dziękuję. Spinałam górę, więc dobrze, że nie było widać z za biurka, co sie dzieje z moimi nogami!

Jeszcze jedno. Odrazu działamy.
Na początku jest trudno, ale im silniejsi jesteśmy, tym więcej od siebie wymagajmy.
Ważna jest też systematyczność w wychodzeniu z domu. Dobrze wiecie, że im dłużej zwlekacie, tym dłużej myślicie, a czym dłużej myślicie, tym większy lęk.
Ja odrazu wychodzę z domu. Na początek z psem i do pobliskich sklepów. Potem z każdym tygodniem, wydłużam sobie trasę i czas przebywania na mieście. Nie wyobrażam sobie by siedzieć chociaż tydzień w domu i nawet nie wyjść z psem. Myślę, że lęk wtedy byłby tak ogromny, że ciężko by było go przezwyciężyć.
Słyszałam o przypadkach, że ktoś parę miesięcy, a nawet niektórzy parę lat nie wychodzili z domu. To dla mnie przerażające. Bardziej chyba boję się tego, że mogłabym znaleść się w takiej sytuacji, niż napadów lęku.
To tak jak z nauką. Im więcej się uczycie tym macie mniejsze zaległości. Im mniejsze zaległości, tym spokojniejsza głowa, a im spokojniejsza głowa...


[color=#990000]Proszę nie pisać kilku postów jeden pod drugim. Od tego jest opcja "edytuj". sigma[/color]
Edytowane przez sigma dnia 11/02/2012 19:42
Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
martyna
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 19:47
Awatar

300% normy


Postów: 11241
Data rejestracji: 07.08.09

ostatnio lęk się u mnie nasilił, znam jego przyczynę ale nie zmienia to faktu, że się boję.
Ostatnio chyba najbardziej moich myśli, ale kontroluję wszystko.
Życie jest zbyt krótkie, aby pić kiepską herbatę, czytać złe książki i marnować czas na ludzi, dla których nic nie znaczymy.
 
Diuna
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 20:00
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2684
Data rejestracji: 08.11.11

U mnie leki są względną nowością. Poza lękliwym epizodem z czerwca 2007 roku raczej wszystko grało. Aż do teraz. Mam złe przeczucie, ze to dopiero początek, że moja przygoda z lekiem dopiero się rozkręca.
Srutututu, pęczek drutu
 
Traviata
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 21:41
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

Na początku nie ma mocnych.
Trzeba się niestety poddać. Lęk bierze górę nad nami, ale później, jak tylko na chwilę osłabnie, trzeba robić wszystko by odwrócić uwagę od myśli i sygnałów ciała.

Ja np., jak czuję, że za dużo myślę i lęk się zbliża, zaczynam ćwiczyć. Podnoszę hantle, tak długo, aż się zmęczę i mięśnie zaczną mi drgać. Lęk nie ma nawet możliwości się rozkręcić, bo mój mózg zaczyna się skupiać na tym co robię oraz na fizycznym bólu, który odczuwam.
Mój mąż kiedyś trenował boks, więc poprosiłam go, by nauczył mnie boksować i kiedy tylko czułam, że coś jest nie tak, ćwiczyłam na nim sierpowe i haki.
Po takim wysiłku nie było mowy o lęku. Nawet na następny dzień miałam spokój, bo tak mnie bolały zawsze bicepsy i plecy, że nic się nie liczyło.

Musicie znaleźć jakiś sposób, zaobserwować co odwraca waszą uwagę najskuteczniej i to pewnie wam pomoże tak jak mi.

Zwróćcie uwagę, ( ja jestem innym przypadkiem zdecydowanie wolę być sama), że większość osób w towarzystwie osoby bliskiej, której ufa, czuje się pewniej i mniej się boi.
Dlaczego tak się dzieje? Uspakajają się nasze myśli i obawy. Wiemy, że jak zemdlejemy, to ta osoba się nami zaopiekuje itd.
Nasz mózg o tym wie, dlatego czujemy się bezpieczni i często nie dochodzi do napadów lęku.
Stąd wiem, że te napady, to reakcja na strach i nadmierne myślenie, a nie przyczyna fizyczna, bo gdyby napady lęku zależałyby od jakiejś zaburzonej pracy narządu, czy to, że jesteśmy w towarzystwie zaufanej osoby, miałoby na nas kojący wpływ, niby jakim cudem, skoro byłaby to dolegliwość fizyczna?
Jeżeli boli nas głowa, najskuteczniejsze będą leki przeciwbólowe. Nie pomoże nam przyjaciółka, trzymająca nas za rękę.
Jeszcze jeden dowód. Jak to się dzieje, że jak chodziliśmy na spacery w szpitalu całą grupą, nikt nie dostał napadu lęku( raz tylko koleżance się zrobiło słabo, ale na tym poprzestało), a na przepustce do domu, w ciągu 2 dni niektórzy mięli po 3, 4?

Fizyczne przyczyny nie czekają, po prostu się dzieją niezależnie od okoliczności. Lęk zaś myśli. Wie kiedy zaatakować, bo zna nas samych i wie czego się boimy.


6 lat temu myślałabym inaczej, ale teraz wiem, że napady lęku będą się powtarzały tak długo, jak im na to sami pozwolimy.

Nie mam teorii, co do pojedynczych napadów, które zdarzą się raz, dwa razy w roku nie wiadomo skąd.
Ale nie bójcie się. I'm working on it i jak do tego dojdę, na pewno wam powiem!

Trafiłam do szpitala jako pacjentka, a dowiedziałam się pewnie więcej, niż studenci, którzy odbywali praktyki podczas mojego pobytu.

Mam nadzieję, że pan doktor nie zwróci mi uwagi i nie oskarży o herezję.


[i]Mam złe przeczucie, ze to dopiero początek, że moja przygoda z lekiem dopiero się rozkręca.[/i]

Diuna! Przeczucia zostaw dla jasnowidzów!
Żyj teraźniejszością. Nie skupiaj się na sobie, tylko skupiaj się na tym, by sobie sprawić przyjemność.
Nie ma nic gorszego niż zamartwianie się i obawa przed czymś, czego jeszcze nie ma i co w ogóle może nigdy nie nastąpić. Ludzie mają ogromna siłę, potrafią wpływać na swój mózg
i ciało. Pamiętaj zawsze, że nie jesteśmy do końca bezradni wobec czegoś. Zawsze mamy wpływ. Niekiedy minimalny, ale jednak!
Trzymam kciuki!


Tak tu próbuję wam dawać rady i was pocieszać, a wiem, że za jakiś czas znowu zmienię sposób myślenia na około 2miesiące.
Tak mi właśnie przeszło teraz przez myśl, ale cóż, taki los.
Wiem, że poradzę sobie jeszcze szybciej niż teraz.

Jak ktoś ma zły nastrój i chce pocieszenia, to proszę do mnie!
Stabilizatory biorę już chyba ponad miesiąc i jakoś dziwnie dobrze się czuję. Jestem radosna, optymistycznie patrzę na przyszłość, nie przejmuję się zbytnio. Dziwna sprawa, ale mi
z tym dobrze i chętnie się tym z kimś podzielę!


[color=#ff0000]Traviata, trzy posty wyżej prosiłam o nieprodukowanie kilku postów pod rząd! sigma[/color]
Edytowane przez sigma dnia 11/02/2012 22:42
Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
Traviata
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 11/02/2012 23:34
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

[hide]Trzeba było napisać w osobnym poście . Ja swoich nie czytam, więc nie zauważyłam.
Nie jestem sama, a tylko mi się oberwało. Zawsze co złego, to ja.[/hide]
[color=#cc0000]Off topic.[/color]
Edytowane przez Makro dnia 12/02/2012 00:02
Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
Diuna
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 13/02/2012 10:51
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 2684
Data rejestracji: 08.11.11

Traviata, jak zacznę sama sobie sprawiać przyjemności to może się źle skończyć. Piszesz, że nie mam bać się na zapas. Masz rację- nie powinnam. Pamiętaj jednak, że lęki są dla mnie nowym doświadczeniem- doły jako tako już ogarniam, tak samo jak przyzwyczaiłam się do moich "przebłysków wielkości".
Lęk jest mi stosunkowo obcy, dlatego tak mnie niepokoi.
Srutututu, pęczek drutu
 
Traviata
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 14/02/2012 19:14
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

Tak to jest niestety, że najbardziej boimy się tego co nam nieznane.
Ja wiem czym jest lęk, wiem też, że na całe szczęście mija, no i że sama mam wpływ na to, jak długo będzie mnie męczył, więc się mniej boję, bo nie jestem bezradna.
Często o tym rozmawiam, głównie żartuję ze znajomymi.
W ten sposób się oswajam z lękiem i nabieram do niego dystansu.

Zawsze pocieszam się myślą, że nie ma tego złego...
Jak się zastanowić nad tym co się ostatnio wydarzyło (napady lęku), to wyszło mi to na dobre.Trafiłam do szpitala, w którym poznałam super ludzi, przeżyłam niesamowitą przygodę. Dowiedziałam się dużo na temat lęku, przestałam się go panicznie bać i mam teraz z kim się z niego śmiać.

Parę lat temu, wcale nie było mi do śmiechu. Nie przypuszczałam, że będę się śmiać z tego, co tak bardzo mnie przerażało. Doskonale pamiętam ten strach, bałam się nawet śliny przełknąć w obawie, że popuszczę, później o mało nie popuszczałam ze śmiechu.

Nie łatwo jest pocieszać, czy przekonać kogoś. Zawsze będzie jakieś "ale" ze strony pocieszanego, więc powiem może tak: Nie taki diabeł straszny...

Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
Rat
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 14/02/2012 19:38
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3056
Data rejestracji: 07.02.11

[b]Traviata[/b] ale Ty piszesz o jakimś konkretnym lęku , przed czymś (nauczyłaś się go ujarzmiać , śmiać się z tego , obcować z nim )
a lęk irracjonalny ? , socjo lęk ?
jak z tym sobie radzić ?.
Nie mam pojęcia i mam tego lęku serdecznie dość . Tym bardziej ,że w pracy się ostatnio taki "atak" pojawił .
Bez powodu , podczas zwykłej rozmowy . Serdecznie mam dość takiego życia .
[color=#33cc33] Czasem sobie myślę, że
Oj, lepiej byłoby gdyby nie było mnie. [/color]
 
https://sknerus.pl/pl/pp/301470/456
Traviata
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 14/02/2012 21:53
Rozgrzany


Postów: 51
Data rejestracji: 05.01.12

Lęk irracjonalny- rozumiem go po przez to, co wydarzyło się ostatnio. Pierw wiadomo, sprawa z sikaniem, unikanie ludzi potem coś nowego, czego jeszcze nie znałam.
A mianowicie, bałam się zostać sama we własnym domu. Myślałam, że zwariuję, chciałam uciekać, ale nawet uciec się bałam, by odwrócić myśli zaczęłam np. zdejmować naczynia
z suszarki, pobiłam większość talerzy, zdjęłam w tym szale obrączkę nie wiem po co- kosmos. Mąż całe dnie spędzał
w pracy, wiec przez 3tyg. mieszkałam z mamą, aż w końcu dałam radę wrócić do domu i siedzieć w nim sama.

Owszem , mam duże mieszkanie, ale przecież jest moje, nic mi nie groziło, skąd więc lęk?
Tego lęku akurat nie rozumiem, ale on też jest do opanowania.

Tak jak wtedy czułam się bezpieczniej wśród ludzi,kiedy już to sikanie zaczęło odpuszczać, tak 6 lat temu, było odwrotnie.
Bałam się przebywać wśród ludzi. Najbezpieczniej czułam się w domu. Będąc w mieszkaniu nie miałam ani razu napadu lęku, nie chciało mi się siku, czułam się w nim bezpiecznie. Jak już napisałam wcześniej, zaczynało się od tego, że gdy tylko wyszłam z domu, pojawiało się parcie na mocz, potem strach, że popuszczę, aż w końcu dochodziło do napadu lęku, czyli to serce, ból żołądka, zimny pot idt., Ze trzy razy zemdlałam w tramwaju.
Te tramwaje były najgorsze. Im więcej ludzi, tym większa szansa na to, że padnę. Przez te tramwaje zrobiłam prawo jazdy, przeniosłam się do innej szkoły bliżej domu, przestałam chodzić na dyskoteki, ogólnie zaczęłam unikać zatłoczonych miejsc. Nawet do dzisiaj jak spotykam się nawet z rodziną, to boli mnie brzuch i ramię, bo czuję dyskomfort gdy nie jest zbyt kameralnie.
Te napady, zdecydowanie związane były z kontaktem z ludźmi. Czyli tzw. fobia społeczna. Niektórzy się boją, że zemdleją, umrą, ja boję się kompromitacji przed ludźmi.

[i]Tym bardziej ,że w pracy się ostatnio taki "atak" pojawił .
Bez powodu , podczas zwykłej rozmowy.[/i]

Też przeżyłam takie napady lęku, i też w pracy ni stąd ni zowąd. Tego nie kumam. Przestraszyło mnie to, ale nie uciekłam do domu (bo to zawsze pierwsza myśl, żeby się zerwać do domu), bo wiedziałam, że jak to zrobię, to już na drugi dzień nie wrócę. Wzięłam się za robotę zaczęłam, segregować stare faktury, nawet firmowe plakaty powymieniałam i dałam radę. Lęk już nie wrócił, tylko to sikanie zostało, ale po miesiącu przeszło.

Najgorsze było w tym wszystkim to ,że w mojej pracy byłam zawsze w centrum uwagi. Ciągle któryś z pracowników się mnie o coś pytał, albo czegoś chciał. Musiałam kontaktować się z różnymi firmami, załatwiać prywatne sprawy dyrektora, to było straszne, bo dużo mnie kosztowało udawanie pewnej siebie, a tego potrzebowałam do pełnienia takiego stanowiska.

Myślę, że dlatego popadłam w depresję i zaczęły się te lęki, bo zmęczyło mnie to udawanie, osoby jaką nie jestem. Chociaż na początku latałam jak poparzona. Chyba wraz z rozpoczęciem tej pracy, zaczął się epizod hipomanii. Pierw mi się podobało to, że mam dużo pracy, obowiązków i mam wolna rękę w wielu kwestiach. Pracowałam jak szalona, nie miałam czasu zjeść, wychudłam, ale byłam w swoim żywiole. Po powrocie z pracy gęba mi się nie zamykała, jak się kładłam spać, to parę razy jeszcze wstawałam by coś dopowiedzieć mężowi, ciężko mi było zasnąć, obiad jadłam chyba z godzinę, bo cały czas nawijałam, a i tak prawie nic nie zjadałam
z talerza. Cały czas czułam jakieś poddenerwowanie i podniecenie, a później powoli, powoli zaczęłam coraz bardziej przygasać.

Serdecznie mam dość takiego życia .[i]

Myślę, że nie masz dosyć życia, tylko napadów lęku
[/i].
Wiem, one strasznie męczą, ale to nie katastrofa.
Też się teraz boję, że jak wrócę do pracy, może się to skończyć tak samo jak poprzednio, ale już nie boję się napadów lęku, tylko straty czasu w skutek tych napadów. Wcześniej było odwrotnie.

Trochę abstrahowałam, od tematu lęków i pojawił się inny wątek.
Czy twoim zdaniem, ten mój początek pracy przypomina stan hipomanii?
Kto nie żyje na krawędzi, zajmuje zbyt dużo miejsca na ziemi.
 
Rat
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 14/02/2012 22:10
Awatar

Platynowy forumowicz


Postów: 3056
Data rejestracji: 07.02.11

[b]Traviata[/b] masz sprecyzowny lęk - sikanie w miejscach publicznych , gdziekolwiek .
U mnie jest inaczej .
mam socjo lęki i irracjonalne .
w sumie socjo i irracjonalne w jednym worku winny się znaleźć bo oba są bez postawne .
Nikt krzywdy mi nie zrobi podczas rozmowy ...
głupi lęk i to "oswajanie " i "walczenie" co kolwiek ... bez sensu !
i tak nic nie pomaga , jest jak było.
[b]Traviata[/b] czy jest to u Ciebie z hipo związane ... nie wiem , nie znam Ciebie.
Edytowane przez Rat dnia 14/02/2012 22:22
[color=#33cc33] Czasem sobie myślę, że
Oj, lepiej byłoby gdyby nie było mnie. [/color]
 
https://sknerus.pl/pl/pp/301470/456
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
napady lęku Zaburzenia lękowe 20 16/02/2022 16:38

50,265,632 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024