Zobacz temat
Mam Efkę :: Nasze wątki :: Nasze wątki - część otwarta
Kącik Koniczyny
|
|
Koniczyna |
Dodany dnia 27/05/2011 23:14
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Mój mąż też jest aktualnie w szpitalu, za kilka dni ma wrócić do domu. Boję się, że nie jest jeszcze całkiem "wyrównany", że sięgnie po alkohol i nie dam sobie z tym rady. Mam małe dzieci i nie chcę aby to "piekło" które mieliśmy przez 2 miesiące powróciło. Może ktoś mi poradzi po czym poznać, że mania minęła... === [color=#ff0000]Wątek wydzielony stąd: [/color][url]http://mam-efke.pl/forum/viewthread.php?thread_id=733[/url] Edytowane przez Perfidia dnia 30/05/2011 22:49 |
|
|
Cockler |
Dodany dnia 28/05/2011 00:47
|
Rozgrzewający się Postów: 34 Data rejestracji: 28.05.11 |
Kasiu.., jeżeli nie znasz męża na tyle, by samej ocenić jego stan, sugerowałbym bazować na opinii lekarza prowadzącego, którego regularnie będzie kontrolnie widywał (np. raz w tygodniu przez dosłownie 2-5 minut - lekarzowi to w zupełności wystarczy), o ile to możliwe oczywiście. Sam jestem chory, i pamiętam jak 3 lata temu po wyjściu ze szpitala stanowczo potwierdzałem bliskim genialne samopoczucie by błyskawicznie i sprytnie ukradkiem uciekać w alkohol. Powodzenia |
|
|
Anise candy |
Dodany dnia 28/05/2011 00:51
|
Finiszujący Postów: 214 Data rejestracji: 14.03.11 |
Nie zapomnijcie o sobie, pomagając mężowi. Dobrze? |
Koniczyna |
Dodany dnia 28/05/2011 22:06
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
No właśnie, ja chyba zapomniałam o sobie. Ciągle powtarzam, że najważniejsze żeby on wyzdrowiał, a później zajmę się sobą. A chyba powinnam była równocześnie chodzić do psychologa aby się trochę wzmocnić. Dzisiaj w dalszym ciągu twierdzi, że wszystko to jest moja wina. Znowu doprowadził mnie do łez. Przy Pani doktor prowadzącej zachowuje się zupełnie normalnie. Miał wyjść już wczoraj ale Pani doktor chciała poznać moją opinię i po rozmowie ze mną postanowiła go jeszcze potrzymać kilka dni. No zobaczymy jak będzie. Jestem pełna nadziei ale bardzo się boję. |
|
|
verdemia |
Dodany dnia 28/05/2011 22:16
|
Złoty Forumowicz Postów: 1809 Data rejestracji: 29.07.09 |
[quote]No właśnie, ja chyba zapomniałam o sobie. Ciągle powtarzam, że najważniejsze żeby on wyzdrowiał, a później zajmę się sobą. A chyba powinnam była równocześnie chodzić do psychologa aby się trochę wzmocnić.[/quote] bardzo dobry pomysł! Ktoś tu gdzieś pisał o grupach wsparcia dla osób, których bliscy chorują na ChAD. Uważam, że dzwiganie samemu takiego cięzaru łątwe nie jest. |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 28/05/2011 22:21
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Popieram. Nie zapomnij dbać o siebie :-)
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Koniczyna |
Dodany dnia 28/05/2011 22:38
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Nie jest mi łatwo "dbać o siebie", bo mąż ciągle ma do mnie pretensje, że on siedzi sam w szpitalu, a ja się "dobrze bawię". W ogóle do niego nie dociera, że muszę się opiekować 2 małych dzieci, a jak tylko mogę (tzn. w weekend) to jestem z nim w szpitalu od rana do wieczora. Według niego to za mało. |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 29/05/2011 02:16
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Nie wiem czy te pretensje to coś, w co Twój mąż wierzy, czy próbuje manipulować, czy jeszcze coś innego. Ale myślę sobie, że w takiej sytuacji elementem "dbania o siebie" jest także nie branie tych pretensji do siebie. Czujesz, że robisz co możesz, rzeczywistość jest jaka jest, dajesz z siebie ile możesz. Wiem, że nie jest to proste, ale mimo wszystko - spróbuj nie przejmować się pretensjami męża, bo domyślam się, że racjonalne tłumaczenie mu nie jest tutaj rozwiązaniem.
[color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Koniczyna |
Dodany dnia 29/05/2011 10:23
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Perfidia! Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Ja już zaczynałam myśleć, że jestem "złą żoną", która nie dba o męża. Za bardzo wszystko biorę do siebie, muszę zmienić nastawienie bo sama wpadnę w depresję. Takie posty jak Twój bardzo podbudowują Dziękuję |
|
|
verdemia |
Dodany dnia 29/05/2011 10:24
|
Złoty Forumowicz Postów: 1809 Data rejestracji: 29.07.09 |
Koniczyna, ale do ciebie musi dotrzeć, ze skoro masz pod opieką jak sama napisałaś dwójkę małych dzieci to musisz dbać o siebie i swoje zdrowie psychcizne dla nich. Takie słuchanie pretensji miłe na pewno nie jest, ale byc może one tez są elementem choroby także lepiej się im nie poddawać. |
|
|
Koniczyna |
Dodany dnia 29/05/2011 10:32
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Wiem, muszę iść do psychologa. Ale jestem taka zmęczona tym wszystkim. Skąd brać siłę???????? |
|
|
Alia |
Dodany dnia 29/05/2011 11:15
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 2831 Data rejestracji: 01.09.09 |
Koniczyno - mój mąż choruje "tylko" na nerwicę natręctw, to choroba mniej niszczycielska dla bliskich niż ChAD. Ale i tak w końcu wybrałam się na terapię i to sporo mi daje. |
|
|
Koniczyna |
Dodany dnia 30/05/2011 18:34
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
No i postanowione. Mój kochany mąż w środę wraca do domu. Bardzo się cieszę, bo jakoś tak pusto bez niego, ale z drugiej strony bardzo się boję. Czy aby na pewno jest już wyrównany? Czy nie udaje tylko? I czy nie sięgnie po alkohol? Strasznie się boję. Chciałabym go namówić na jakąś psychoterapię ale nie ma szans. Dzisiaj wspomniałam mu o tym forum, że wiele można zrozumieć, czerpać z doświadczeń innych, że bardzo pomaga...to od razu mu się wszystkie "noże w kieszeni pootwierały". Zaraz usłyszałam że to ja mam sobie znaleźć forum na temat walki z otyłością. Jak tylko się wspomni o Chad-ie to jest sprzeczka (jest postęp-sprzeczka a nie awantura). Dlatego uważam, że on jeszcze nie zaakceptował faktu, że jest chory. Ale przecież nie mogę udawać że tej choroby nie ma. Nie wiem jak to jest, ale mnie się wydaje, że akceptacja choroby i pogodzenie się z nią to pierwszy objaw, że już jest poprawa. Nie wiem, nie mam doświadczenia. A możecie mi odpowiedzieć ile trwa wychodzenie na prostą? Jest jakiś orientacyjny czas czy to sprawa indywidualna? A może mi doradzicie co powinnam zrobić, żeby mu pomóc i żeby on się przy tej pomocy nie wściekał? |
|
|
teczacpt |
Dodany dnia 30/05/2011 19:07
|
Brązowy Forumowicz Postów: 823 Data rejestracji: 13.08.10 |
Koniczyno-czas terapii jest zawsze indywidualny,ale jeśli idzie o Twojego męża to raczej terapia długoterminowa (liczona w miesiącach,czasami latach).Pierwsze widoczne efekty w terapii ambulatoryjnej to okres kilku tygodni.Pewnie czytałaś wątek Czadera jak to u Niego wygląda.Ważne też by mąż był pod opieką psychiatry. Pytasz jak możesz pomóc mężowi,po prostu bądź,wspieraj i spokojnie wspominaj o terapii (zaznaczając,że nadal go kochasz,ale jest Ci ciężko z Jego zachowaniami,które wynikają z choroby) Tęcza [color=#3333ff]Tylko ci nie robią żadnych błędów,którzy nic nie robią.........[/color] |
Koniczyna |
Dodany dnia 30/05/2011 19:28
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
No i właśnie tu jest problem, bo on uważa, że wcale nie zachowuje się dziwnie, że skoro 8 lat nie brał leków i nic się nie działo to on wcale nie jest chory, tylko nie wytrzymał napięcia, że kiedyś był źle zdiagnozowany. I oczywiście ja swoim zachowaniem do tego wszystkiego doprowadziłam. Na pytanie jakie to konkretnie było zachowanie, co takiego zrobiłam nie potrafi mi odpowiedzieć. Przed chwilą powiedział, że do środy będzie się ze mną we wszystkim zgadzał żeby Pani doktor nie zmieniła zdania co do wypisu. A co po środzie? Nie wiem jak to będzie... |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 30/05/2011 19:34
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
To jak opisujesz męża przywodzi na myśl jedno - zaprzeczanie. On nie umie pogodzić się z chorobą, więc wypych to ze świadomości. A Ty w tym wszystkim służysz jak kozioł ofiarny. Nie pozwól, aby obarczano Ciebie winą za coś, za co nie jesteś odpowiedzialna. Nie pozwól, aby mąż wyładowywał na Tobie frustracje i bezsilność. Mam wrażenie, że wasz układ przypomina trochę związek osoby uzależnionej i współuzależnionej... [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
teczacpt |
Dodany dnia 30/05/2011 19:37
|
Brązowy Forumowicz Postów: 823 Data rejestracji: 13.08.10 |
Koniczyno-mam nadzieję,że nie wierzysz w to,że to Twoja wina i Twoje zachowanie nie ma nic wspólnego z Jego chorobą.Nie daj sobie tego wmówić. A co po środzie-porozmawiaj o swoich obawach z lekarzem (psychologiem) prowadzącym męża w szpitalu jeszcze przed wypisem. Tęcza [color=#3333ff]Tylko ci nie robią żadnych błędów,którzy nic nie robią.........[/color] |
Koniczyna |
Dodany dnia 30/05/2011 19:43
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Perfidia! Chyba tak właśnie jest. A do tego wszystkiego ja nie jestem silna psychicznie, zawsze uważałam się za gorszą. Całkowity brak własnej wartości i masa kompleksów. To ja zawsze brałam winę na siebie, ja pierwsza przepraszałam. Nie potrafiłam się postawić. Teraz wiem, że to źle, ale mój mąż chyba wykorzystuje tą słabość. Edytowane przez Koniczyna dnia 30/05/2011 19:56 |
|
|
Cockler |
Dodany dnia 30/05/2011 20:04
|
Rozgrzewający się Postów: 34 Data rejestracji: 28.05.11 |
[quote][b]Koniczyna napisał/a:[/b] [b]Jak tylko się wspomni o Chad-ie to jest sprzeczka (jest postęp-sprzeczka a nie awantura). Dlatego uważam, że on jeszcze nie zaakceptował faktu, że jest chory. Ale przecież nie mogę udawać że tej choroby nie ma. Nie wiem jak to jest, ale mnie się wydaje, że akceptacja choroby i pogodzenie się z nią to pierwszy objaw, że już jest poprawa. Nie wiem, nie mam doświadczenia.[/b] W Twoim mężu widzę podobieństwo do siebie.., reagowałem podobnie. Negowałem fakt choroby myśląc o diagnozach lekarskich że są przesadzone. Odpycha się fakt choroby, nie przyjmuje faktycznie w pełni do świadomości. Dlaczego, nie wiem, może bardziej doświadczeni z CHAD się wypowiedzą. Zresztą, może wcale nie dotyczy to wyłącznie CHAD. Widzisz, to bardzo ważne, o ile nie najważniejsze by Twój mąż przyjął do wiadomości stan chorobowy. Nie istotne jest samo werbalne przyznanie, chodzi o to by wewnętrznie sam sobie się przyznał, wiesz w stylu np : "no dobra stary, jesteś chory i..." a nie "no dobra stary, ZDAJE SIĘ, że jesteś chory" i właśnie z tak zdefiniowanego TWIERDZENIA a nie TEZY, zaczął zastanawiać się nad wszystkim tym co się ze stanem chorobowym wiąże.., i z tak zdefiniowanej i zakorzenionej świadomości choroby zaczął wyciągać (im dalej - tym lepiej idące ) wnioski. Wyobraź sobie, że choruję ładnych parę lat, w szpitalu dwukrotnie byłem - po raz pierwszy jakieś 4 lata temu na wyciszaniu, na stabilizacji i odpowiednim ustawieniu leków w kilka miesięcy potem po raz drugi..; i jeszcze do niedawna gdy nawet sam sobie stawiałem pytanie czy jestem chory.., odpowiadałem sobie mniej więcej w deseń : "czy ja wiem..?" Skutki tego były takie moja droga, że lekceważyłem leki, brałem je okresowo, w porywach przemyśleń, że skoro mówili, to może faktycznie warto je brać.., notoryczne ucieczki w alkohol, czyli innymi słowy robiłem sobie krzywdę jeszcze zupełnie niedawno. Nie wiem w jaki sposób dotrzeć do Twojego męża, by zaistniała u niego świadomość choroby, może warto na ten temat porozmawiać z lekarzem prowadzącym, a może życzliwi forumowicze, zwłaszcza Ci bardziej doświadczeni podpowiedzą drogę, ja jako chory i zachowujący się w zasadzie niemal identycznie jak Twój mąż (w rozmowie z bliskimi też potakiwałem, tak, jestem chory, rozregulowany, ble, ble,ble, ale tak naprawdę przekonania takiego nie miałem, zawsze taka rozmowa powodowała u mnie frustrację, żeby nie powiedzieć irytację zauważalną przez bliskich) nie przyjmowałem w ogóle do świadomości prostego faktu, że musze się leczyć i zmienić swoje życie. Wiedziałem, że raczej jednak, skoro wszyscu dookoła twierdzą, że coś ze mną jest nie halo, coś musi być na rzeczy, ale nawet z takich myśli nie dedukowałem dalej ignorując swoją chorobę, w konsekwencji, szkodząc sobie potwornie. Tak to juz jest. Ja zupełnie kilka dni temu zrozumiałem oglądając się wstecz za siebie i na swoje życie, że faktycznie jestem chory i próbuję wziąśc się teraz za siebie. Z moich doświadczeń wynika, że jeżeli Twój mąż nie przełknie dosadnie faktu choroby, to nie podejmie raczej faktycznej pracy nad sobą, a odpychanie refleksji nad tym, że jest się chorym ogranicza jeżeli nie wyłącza, moim zdanie, samodyscypilę, jaka niewątpliwe z CHAD jest konieczna, żeby w ogóle racjonalnie myśleć o zdrowieniu.., i z takim myśleniem podejmować stosowne, idące w tym kierunku działania. Trzymam zatem kciuki za Twojego męża, by tak jak w moim przypadku nie tracił czasu na oszukiwanie się bądź spychologię tematu w stylu uciekania od nawet przemyśleń na temat choroby, bo myślę, że w naszym przypadku przyznanie się przed sobą do choroby to gwóźdź programu (leczenia). No i trzymam kciuki za Ciebie. |
|
|
Koniczyna |
Dodany dnia 30/05/2011 21:45
|
Rozgrzewający się Postów: 25 Data rejestracji: 24.04.11 |
Bardzo Was wszystkich przepraszam, bo chyba bezczelnie rozgościłam się w czyimś temacie. Powinnam była zacząć od przedstawienia się na odpowiednim wątku. Tak jakoś wyszło. Przepraszam Może napiszę kilka słów, żebyście mnie lepiej zrozumieli. Mój mąż ma już za sobą i depresję i manię i kilka prób samobójczych (jednak nie za mojej kadencji). Ostatnią manię miał ok. 8 lat temu. Ja wtedy zaszłam w ciążę, on ze mną zerwał. Trafił do szpitala, później następnego. Spędził tam kilka miesięcy. Oczywiście przeze mnie, bo śmiałam zajść w ciążę. Gdy syn się urodził zeszliśmy się i zamieszkaliśmy razem. Przegadaliśmy wiele nocy. Ja sądziłam, że miłość wszystko zwycięży i damy sobie radę z chorobą. Rok później przestał brać leki i chodzić do psychiatry. Tłumaczył to tym, że nie potrzebuje, a poza tym wszedł alkohol. Byliśmy szczęśliwi. Rok temu urodziła nam się córeczka. Szczęście ogromne. We wrześniu wzięliśmy ślub (po 10 latach związku). Nadal byliśmy bardzo szczęśliwi. I nagle na przełomie lutego i marca zauważyłam, że coś jest nie halo. Od tego czasu próbowałam go namówić na psychiatrę, ale on dostawał białej gorączki. Jego zachowania chyba nie muszę opisywać, bo wiecie jak to jest. Dewastacja mieszkania (remont w jego zamyśle), długi, itd. Na początku kwietnia wyjechałam z dziećmi do rodziców. Powiedziałam, że boję się o dzieci, miałam na myśli ich psychikę. Nie chciałam aby były świadkami tego co wyczynia tatuś. Oczywiście w rozumowaniu mojego męża "boję się o dzieci" oznacza, że boję się że on zrobi im krzywdę w sensie fizycznym. Do dzisiaj nie mogę go przekonać, że nie to miałam na myśli. On nigdy nie uderzył ani dzieci ani mnie. Ale on uważa, że ja go szantażowałam. Ten okres to było istne piekło. W końcu w drugiej połowie kwietnia udało się go umieścić w szpitalu. Trzeba było wezwać policję i pogotowie, no ale był już bezpieczny. Jednak on cały czas ma do mnie o wszystko pretensje. To tak w skrócie. Właściwie nie wiem po co to opisuję, ale myślę, że teraz lepiej zrozumiecie moje obawy. Przepraszam, że tak się rozpisałam |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Kącik hmm...pisarski? | Porozmawiajmy | 6 | 28/10/2014 19:15 |
Kącik plastyczny | Porozmawiajmy | 43 | 24/10/2014 09:39 |
Kącik dowcipu abstrakcyjnego | Humor | 20 | 04/03/2014 16:55 |
kacik antydepresyjny | Depresja | 91 | 13/06/2013 23:08 |
[Atessa] mój kącik | Nasze wątki - część otwarta | 47 | 19/09/2011 23:18 |