Zobacz temat
Mam Efkę :: Sprawy organizacyjne :: Przedstaw się
Witam
|
|
Aplegra |
Dodany dnia 20/05/2009 21:42
|
Rozgrzewający się Postów: 6 Data rejestracji: 20.05.09 |
Witam wszystkich. Ciężko mi zacząć... Nawet nie wiem od czego. Przepraszam, że moja wypowiedź może być nieco nieskładna, ale piszę o rzeczach dla mnie trudnych. Za pół roku kończę 18 lat. Tuż po feriach zimowych w zeszłym roku pojawił się u mnie pomysł odchudzania. Jak teraz to wspominam, to nie mogę uwierzyć, że można się tak zmienić w ciągu roku... W ciągu 3 miesięcy schudłam 15kg. Wcześniej miałam lekką nadwagę a nawet wagę w normie. Wymiotowanie było dla mnie kołem ratunkowym. Tak "raz kiedyś" i było mi z tym dobrze. Do czasu... Stan koła ratunkowego czy też jak by to nazwać... Wyjścia awaryjnego w razie przymusu jedzenia wywieranego przez innych ludzi trwał jakieś pół roku. Postanowiłam zejść do wymarzonej wagi. Pętla zaczęła się zaciskać. Im więcej jadłam, tym więcej wymiotowałam, im więcej wymiotowałam, tym byłam bardziej głodna i znowu jadłam. Schudłam. Przez 5 miesięcy nie miałam okresu, wypadały mi włosy, łamały się paznokcie, słabłam, miałam skurcze, raz zemdlałam. Walczyłam z tym jak potrafiłam, ale nie dawałam rady. Nienawidziłam się za ten brak hamulców, brak kontroli nad własnym zachowaniem. Wszystko było w porządku puki wymiotowałam nie więcej niż raz dziennie. Kiedy było 2-3 razy ocknęłam się, zaczęłam szukać pomocy, byłam wykończona psychicznie i fizycznie, to coś przejęło nade mną kontrolę. Szukałam psychologa, jakiejś poradni, czegokolwiek... Dzwoniłam nawet do szpitala zajmującego się ED. Albo bez rodzica nawet się nie zainteresują i nie przyjmą, albo płatne tyle, że nigdy bym się nie wypłaciła. Nikogo nie obchodziło to co się ze mną stanie. Byłam zdesperowana i przerażona moim stanem- głównie psychicznym. Powiedziałam mamie. Przepraszam, ze może niezbyt grzeczne słowo, ale nie potrafię na coś takiego znaleźć innego- po prostu mnie olała. Niby się przejęła, dała mi numer do jednego psychologa. Niby. Okazało się, że to nie psycholog tylko jasnowidz. Zostałam naładowana pozytywną energią za 140zł i tyle. Zaraz po wyjściu miałam napad. Skierowanie do szpitala. Chciałam żeby mama ze mną poszła, jakoś mnie tam zabrała, sama przecież nie jestem w stanie się zebrać... Zabrakło mi siły i odwagi, potrzebowałam kogoś kto by mnie zaprowadził jak małą dziewczynkę. A zostałam zdana sama na siebie. Mój strach i ogromna chęć pozbycia się tego potwora, który stał się częścią mnie ustały. Przeszło, po prostu. Zaczęłam się przyzwyczajać. Poddałam się. Teraz jest źle. Nie mam pieniędzy, co miałam to (nie byłam w stanie się powstrzymać) wydawałam na jedzenie. Tydzień temu miałam napad. Ukradłam ze sklepów chyba łącznie jedzenia za 50zł. Pierwszy raz coś w życiu ukradłam. Nie pomyślałabym kiedykolwiek, że jestem do tego zdolna. A jednak... Dzień później mnie złapali. Panika. Zadzwoniłam do mamy. Wszyscy w domu wiedzą że coś ukradłam, znajomi do których mama zadzwoniła żeby szukać "pomocy prawnej" też wiedzą. Brat nie chce ze mną rozmawiać, mam szlaban na wychodzenie gdziekolwiek, babcia stwierdziła, że na nikim się tak nie zawiodła a mama krzyczała tylko "czemu mi to robisz?" przez łzy. Mamie próbowałam tłumaczyć dlaczego. Znowu ten temat spłycała. Łatwiej jest mnie widzieć jaką złą córkę. Po awanturach zaczęłam się ciąć. Delikatnie, ale ślady na nadgarstku są. Napady w ciągu ostatnich 3 miesięcy są od 4 do ok. 6 razy dziennie. Nie mogę spać w nocy a w dzień jestem nieprzytomna. Chodzę do pani psycholog, która mnie hipnotyzuje i rozmawiamy tylko o mojej przeszłości i kontaktach z ojcem. A ja wiem, że żebym z tego wyszła potrzebne jest uderzenie młotem a nie tylko zwykła rozmowa, która nic nie daje od 2 miesięcy. Nic więcej mi nie powie niż to, co przeczytałam, a o bulimii przeczytałam już chyba wszystko co jest dostępne. Przepraszam, że się rozpisałam, ale może przybliżając moją sytuację będzie mi w stanie ktoś tutaj doradzić co robić... Bo zupełnie się pogubiłam... |
|
|
Makro |
Dodany dnia 20/05/2009 21:55
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 3419 Data rejestracji: 10.08.08 |
Witam! To co piszesz jest przerażające. Co prawda nie mogę Ci pomóc na odległość, a bardzo szkoda. Trudno Ci coś napisać, ale jedyne co mi przychodzi do głowy to wysłać Ciebie do psychiatry (problemem jest to, że zanim skończysz 18 rok życia musisz iść z matką). Psychiatra może Ci zaproponuje jakąś inną formę leczenie. Zapraszam do udziału na forum. Mam nadzieję, że będziesz miała duuuużo postów. [color=#3300ff]"Gdy słońce kultury chyli się ku zachodowi, to nawet karły rzucają długie cienie."[/color] [color=#6600ff]Karl Kraus[/color] [color=#0099ff]Jestem lekarzem. Na forum jestem prywatnie, więc funkcje leczenie i diagnostyka są wyłąc |
Aplegra |
Dodany dnia 20/05/2009 22:10
|
Rozgrzewający się Postów: 6 Data rejestracji: 20.05.09 |
Owszem, jest przerażające... Również dla mnie. Wiele razy próbowałam z tym skończyć, sama się za siebie wziąć, ale to nie jest takie proste... Teoretycznie mogłabym iść z matką, ale ona nie widzi wagi problemu, chociaż dużo jej swojego czasu mówiłam na ten temat. Bez echa. Przestałam mówić, bo miałam wrażenie że i tak nie słucha. Jak była poważna rozmowa po tej sytuacji w sklepie to mówiła o wszystkim- o znajomych, o nauce o studiach i pracy a z tego tematu nawet gdy go poruszałam płynnie wychodziła. Ona nie chce tego widzieć. Straszne, wie i nie widzi... Na forum postaram się udzielać najlepiej jak będę potrafiła |
|
|
Perfidia |
Dodany dnia 20/05/2009 22:13
|
Grupa Trzymająca Władzę Postów: 7779 Data rejestracji: 26.01.09 |
Witamy na forum. To co piszesz jest makabryczne, i nie mam na myśli Twojego problemu, ale reakcja Twojej mamy. Jeżeli ona nie chce Ci pomóc w tak prosty sposób jak towarzyszyć Ci na wizycie u lekarza, to jest to po prostu świństwo. W takim przypadku możesz próbować załatwić coś przez szkolnego psychologa czy pedagoga. A co do psychologa, który Cię hipnotyzuje - może zamiast kolejnego seansu hipnozy spróbuj poruszyć temat stosunku Twojej mamy do Twojej sytuacji. Powiedz wprost, że nie czujesz się lepiej, wypowiedz na głos swoje obawy. Może to coś pomoże... Życzę Ci dużo siły i wytrwałości, i jeżeli tylko masz potrzebę wygadać się możesz to zrobić tutaj - postaramy się podpowiedzieć, pomóc, czy też po prostu wysłuchać. [color=#990099][i]Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć - nie liczy się.[/i] [small]A.Einstein[/small][/color] [small]1,6180339887498948482045868343656...[/small] |
Aplegra |
Dodany dnia 20/05/2009 22:30
|
Rozgrzewający się Postów: 6 Data rejestracji: 20.05.09 |
Myślę, że powiem, że nie jest lepiej i, że oczekuję trochę czegoś innego. Pani do której chodzę jest bardzo sympatyczna, ale mam wrażenie, że jak na to co się ze mną dzieje- zbyt delikatna. A jeśli chodzi o moją mamę, to uważa, że mi pomogła podając tamten numer. Ech... Natomiast kontakt do tej pani psycholog dała mi koleżanka i chodzę do niej w ramach fundacji. Mogłabym pójść do pani pedagog w szkole, ale obawiam się, że ona za dużo mi nie pomoże a tylko cała szkoła się o tym dowie. a nauczyciele na pewno. A raczej nie zależy mi na tym. Wiedzą tylko moi najbliżsi przyjaciele i mama. Normalnie nikomu bym nie powiedziała, ale to było w tym okresie kiedy tak rozpaczliwie szukałam pomocy. Zawiodłam się najbardziej na mamie, bo przez całe życie miałam wrażenie, że mogę na nią liczyć i była mi najbliższą osobą. Trochę zabolało, bo właściwie przez całe życie to ja byłam dla niej wsparciem i jej pomagałam jak mogłam (np. było mało kasy to cały zeszły rok pracowałam w restauracji, sama się utrzymywałam, nie chciałam mamy obciążać). Bardzo dziękuję za wsparcie, to naprawdę dużo znaczy...
Edytowane przez Aplegra dnia 20/05/2009 22:31 |
|
|
sophers |
Dodany dnia 21/05/2009 19:59
|
Rozgrzany Postów: 53 Data rejestracji: 09.02.09 |
[quote][b]Aplegra napisał/a:[/quote] Z jakiego jesteś miasta? Może udałoby mi się znaleźć dla Ciebie kogoś kto byłby Ci pomocny w tej sytuacji... [url=http://www.relacja.com.pl] PRACOWNIA PSYCHOLOGICZNA RELACJA w Koszalinie [/url] [url=http://www.psycholog.koszalin.pl] Psycholog Koszalin [/url] [url=http://sophers.pl] BLOG [/url] |
Aplegra |
Dodany dnia 21/05/2009 20:31
|
Rozgrzewający się Postów: 6 Data rejestracji: 20.05.09 |
Okolice Łodzi. Chciałabym znaleźć kogoś kto by był mi w stanie pomóc z tym, że nawet nie wiem gdzie szukać, a niestety kwestia finansowa też jest dość ważna... |
|
|
Kati |
Dodany dnia 30/06/2009 21:34
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Aplegra, trzymaj się. Wiem, jak to jest ciężko, kiedy nie możesz liczyć na pomoc rodziców. Na razie jesteś jeszcze od nich zależna ale już niedługo będziesz pełnoletnia i wtedy będziesz mogla sama decydować o swoim leczeniu. Ja poradziłam sobie w ten sposób, że po prostu wyeliminowałam rodziców - na ile się dało - ze swojego życia prawie całkowicie. Wyprowadziłam się z domu już dawno temu. Pamiętam, że odliczałam dni do matury jak więzień odcina dni z centymetra, który zastępuje mu kalendarz... Też taki miałam. Od studniówki. Stare dzieje. Chciałam Ci tylko napisać, że całą moją terapię przeszłam sama. Fakt, mówi się, że gdy leczy się cała rodzina, to jest lepiej, łatwiej i efekty są pewniejsze. Można jednak też bez tego. Można. Naprawdę. Zresztą w terapii i tak wychodzimy z założenia, że nie mamy wpływu na innych i ich nie możemy zmienić. Co mamy do dyspozycji, to siebie - tu możliwe jest to i tyle na co i ile my sami wykazujemy gotowość. To, co chcemy i w takim tempie, w jakim chcemy. Ja słyszałam też, że jeśli my zmieniamy swoje reakcje na słowa mamy na przykład, to i sama relacja z czasem się zmienia. Pewnie tak jest, gdy ludzie widują się często i regularnie. Ja tam żadnych zmian nie widzę, bo i kontakt między nami sporadyczny i oględnie mówiąc dyplomatycznie zdystansowany. Ja już pogodziłam isę z faktem, że bliskości między nami nie będzie i ... tu chciałam strzelić focha w stylu "i wcale jej nie potrzebuję". Potrzebuję i brakuje mi jej jak cholera ale jest jak jest. Staram się uzupelniać deficyty w inny, zdrowy sposób. A przede wszystkim staram się, żeby moja sześcioletnia córka miała to, czego mnie do dziś brakuje. Wlaśnie. Pójdę ją przytulić |
|
|
Nadzieja |
Dodany dnia 30/06/2009 22:09
|
Pasjonat Postów: 5532 Data rejestracji: 20.08.08 |
Kati muszę Ci powiedzieć,że dobrze mi sie Ciebie czyta, podziwiam za sukces, ale wracając do tematu, to niestety w moim przypadku rodzina pomogła mi tyle,że nie odwrócili sie ode mnie, na poczatku myslałam,że to całkiem inaczej bedzie wyglądało obiecali pomoc, jak byłam w szpitalu starali sie chociaż różnie im to wychodziło,ale tłumaczyłam ich przed sobą są w szoku,nic nie wiedzą na temat anoreksji.Jak po 5 miesiącach wyszłam ze szpitala to myślą,że cudownie ozdrowiałam, nie pytają już o nic, zwracam nie wiedzą o tym, a moze nie chcą, nawet nie zapytają kiedy ide na terapię, a wiedzą że jest mi potrzebna, pokazywałam adresy podane przez lekarza już zapomnieli.nie chodzi mi o to ze maja mnie pilnować jestem dorosła, ale boli mnie,że już zapomnieli????, że nie chcą wiedzieć,pomóc mi.Przypominaja mi się słowa lekarza, że oni się nie zmienią,żebym nie oczekiwała tego,to muszę ja się zmienić/my. Kochamy ich są naszymi rodzicami, każde słowo wypowiedziane na terapii przeciwko nim bolało podwójnie wpędzało w gorsze poczucie winy. Przed pójściem do szpitala nie wiedzieli o anoreksji depresji do lekarza chodziłam po kryjomu.Teraz zmieniło się tylko tyle,że wiedzą o tych wizytach i chodzę na nie"legalnie" [b]Aplegra[/b] najlepiej liczyć na siebie,chociaż ta świadomość boli i to bardzo. [color=#333399]"Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany." Carlos Ruiz Zafón " Cień Wiatru"[/color] |
|
|
Kati |
Dodany dnia 30/06/2009 22:56
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
Dzięki Nadziejo za miłe slowa. To mi pozwoli odważniej pisać dalej Nie podziwiaj... Jeśli dzielę się swoimi doświadczeniami, to nie dla poklasku, tylko dla tych, które chcą usłyszeć słowa nadziei i otuchy - swoją drogą Twój nick jest piękny - a trochę i dla siebie, żeby nie zapomnieć... Moi rodzice też nie poruszają tematu ani bulimii, ani picia, ani w ogóle żadnych trudnych tematów najchętniej. O polityce by ze mną porozmawiali (ojciec) o, albo o trzecim mężu celebrytki jakiejś, której nawet nie rozpoznaję bom nietewizjorna (matka). O pogodzie też. W tej chwili już nie jestem na fochu. Bardziej jest mi smutno, tym bardziej, że znam domy, gdzie relacje są inne, łatwiejsze. Mniej rękawiczek i bibułki do zawijania bułki, a więcej szczerości i wyrażania emocji - tych trudnych też. Boli, Nadzieja, pewnie że boli... zawiesiłam się nad tym zdaniem. Szkoda, tak wyszło. Za to teraz jestem taka, jaka jestem i mogę powiedzieć, że zawdzięczam to własnej ciężkiej pracy nad sobą. Też fajnie. Czego i Wam życzę Dobranoc |
|
|
Artystyczna Dusza |
Dodany dnia 30/06/2009 23:15
|
Medalista Postów: 711 Data rejestracji: 31.05.09 |
[b]Nadi[/b] a ja się nie zgodzę z tym co napisałaś że najlepiej liczyć tylko na siebie. Owszem w tych chorobach ( anoreksja,bulimia itp. ) ważne jest samozaparcie i wiara we własne siły.Jednak na początku tej siły się nie ma za wiele a potem nawet zdarzają się chwile załamania i wtedy potrzebne jest wsparcie jakiejś bliskiej osoby. To smutne i przerażające co pisze [b]Aplegra[/b] ale i tak w życiu czasem bywa że nie możemy liczyć na wsparcie najbliższych.Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji że mam to wsparcie chociaż bywało różnie.Mama była parę razy ze mną u psychologa ale też wiele razy próbowała mnie przekonać że nie potrzebuję jego pomocy.Też miałam okres że nie czułam wsparcia w najbliższych i wydawało mi się że raczej chcą mi zaszkodzić niż pomóc.Na szczęście dzięki długotrwałej terapii (na którą z resztą nadal chodzę bo nie jest dobrze i sytuacje stresowe sprawiają że wracam do dawnych schematów) udało mi się naprawić relacje rodzinne które były bardzo zaburzone w moim przypadku czyli te z mamą i siostrą. Wiem że można faktycznie z tego wyjść tak jak pisze [b]Kati[/b] ale trzeba dużo siły i wytrwałości.Ja niby jestem silna a mimo to miewam czasami chwile zwątpienia że uda mi się rozwiązać moje problemy. Myślę że to nie jest do końca prawdą że ludzie się nie zmieniają.Najpierw jednak musimy zmienić się [b]MY[/b] żeby zmienili się nasi bliscy. |
Kati |
Dodany dnia 01/07/2009 09:21
|
Platynowy forumowicz Postów: 2764 Data rejestracji: 29.06.09 |
A właśnie Fiona, tu się w pełni z Tobą zgadzam - że własnych sił na długo nie wystarczy. Tutaj skupiłam się tylko na relacjach z rodzicami i to o nich pisząc mówiłam, że poradziłam sobie sama. Sama = bez terapii całej rodziny. Mam męża, mam Bliskich (tak nazywam moich przyjaciół)... Jednak jest też trochę tak, że oni wszyscy, w przypadkach innych osób także rodzice mogą wspomóc, wesprzeć tylko wtedy, gdy nam samym wystarczy sił i determinacji do zdrowienia. Inaczej zamiast wsparcia wykorzystujemy kogoś jako wieszak, na którym się można uwiesić. A czyjaś wiara zastępuje nam nasze własne siły... Wraacjąc do mnie, przecież oni wszyscy byli i wcześniej! Tylko wtedy ja nie miałam sił nic zmienić, wolałam nic nie czuć. W pewnym momencie wyeliminowałam wszystkich z kontaktu - no, prawie wszystkich, bo jedna osóbka się nie dała Także szukać wsparcia w innych - tak, jak najbardziej, wręcz koniecznie. Natomiast zgadzam się, że jest taka sfera naszego istnienia, gdzie tylko my możemy sobie pomóc. I tam wlaśnie podejmuje się decyzję o zdrowieniu... |
|
Przeskocz do forum: |
Podobne Tematy
Temat | Forum | Odpowiedzi | Ostatni post |
---|---|---|---|
Witam | Przedstaw się | 5 | 30/12/2021 13:00 |
Witam | Przedstaw się | 3 | 18/02/2020 21:21 |
Witam magnolkowo :) | Przedstaw się | 7 | 08/11/2019 20:01 |
witam | Przedstaw się | 4 | 20/07/2019 17:43 |
Witam wszystkich | Przedstaw się | 7 | 27/05/2019 21:10 |