25 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
1 tydzień Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
4 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
9 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
Mam Efkę :: O psychiatrii :: Depresja
 Drukuj temat
wyjście z depresji i poczucie winy
Olena
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 20/01/2017 15:24
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Cześć!

Jestem tu nowa, ale pomijam etap przedstawiania się... Zrobiłam to dwa lata temu... i uciekłam. Nie chciałam tego, jakoś negowałam cały swój stan i tylko myślałam o tym, żeby z niego wyjść, jak najszybciej.
A teraz już wiem, że wyzdrowienie nie jest kropką nad i... Teraz, kiedy nie mam już typowych objawów depresji, ani nerwicy, dociera do mnie ogrom spustoszenia, jakie wywołały w moim życiu i jakiego ja dokonałam pod ich wpływem...
Te dwa lata trwały strasznie krótko. Czasem nie mogę w to uwierzyć...

W zasadzie teraz moja depresja się przyczaiła, ale wiem, że może wrócić i dlatego staram się wyciągnąć jak najwięcej wniosków z tego, co mi się przytrafiło i poszukać wsparcia.

Trzy lata temu zdiagnozowano u mnie nowotwór mózgu. Zostałam zoperowana, guz okazał się niezłośliwy. Dziś jestem zdrowa.
Wkrótce po tym, zaczęły nachodzić mnie dziwne, natrętne myśli - typu *brakuje mi powiedzmy wapnia. Muszę NATYCHMIAST zacząć łykać wapń, inaczej zachoruję* - i tu cała litania możliwych chorób, wyczytana z internetu. Takich myśli było coraz więcej. Jednocześnie każdego ranka bardzo mnie mdliło, miałam kompletny mętlik w głowie - chodziłam od lekarza do lekarza, bo wydawało mi się, że znowu jestem na coś chora. Badałam gardło, oczy, krew. W tym okresie miałam bardzo dużo na głowie w pracy, więc siłą rzeczy brałam się w garść co rano, ale z dużą pomocą bliskich osób. Aż któregoś dnia leżałam w łóżku, serce łomotało mi jak nigdy dotąd, uznałam że już zaraz umrę, mam właśnie zawał serca i to koniec. Chyba wtedy uznałam, że to wszystko i tak jest bez sensu, i tak umrę ja i mój mąż, albo co gorsza, tylko on, nasze rodziny, a ja zostanę zupełnie sama. Od tamtej pory nerwica wysyciła się, otwierając drogę depresji.

Wtedy, kiedy już zrozumiałam, że to depresja, poszłam do specjalisty, brałam leki, chodziłam na terapię. Po kilku miesiącach zaczęłam czuć się lepiej i odstawiłam leki (pod opieką lekarza), niestety depresja powróciła. Leczyłam się więc od nowa, pod kierunkiem innego lekarza. W tym drugim epizodzie byłam już chyba trochę mądrzejsza, bo zaczęłam bardziej analizować swój stan, swoje życie i doświadczenia. Właściwie złe nastroje zawsze gdzieś tam mi towarzyszyły, więc ta depresja nie była depresją reaktywną a endogenną.
W tamtym czasie niestety zrobiłam kilka poważnych błędów, których bardzo żałuję. Często rozmawiałam o swoim stanie i przemyśleniach z rodziną i znajomymi. Część osób chyba nie była na to gotowa, czuję, że odsunęli się ode mnie. Jednocześnie czuję się źle z tym, że zawracałam innym ludziom głowę swoimi sprawami, a także, że niekiedy były to niewłaściwe osoby, jak np. niektórzy współpracownicy. Jednocześnie od czasu nowotworu bardzo pogorszyły się moje relacje z rodzicami. Mama powiedziała, że nie radzi sobie z tym, w czasie, gdy wszyscy inni stawali dosłownie na uszach, żebym tylko nie myślała o najgorszym. Każda rozmowa zaczyna się od *a co u Was? Dobrze?* albo *jak tam w pracy? Dobrze?* Wiedziała o nerwicy, depresji, lekach, a nie chciała tego słuchać, zamykała i wciąż zamyka mi usta tym *Dobrze, prawda?*
To niestety prowadzi mnie do wspomnień mojego dzieciństwa i młodości, które nie były zbyt szczęśliwe. To mogłabym długo opisywać, ale już nie chcę zanudzać. W każdym razie nie umiem tego przebaczyć rodzicom, że tyle rzeczy mnie nie nauczyli, zaniedbywali, wytykali przed rodziną w okresie, kiedy się buntowałam, traktowali jak powietrze albo odwrotnie, wciągali w swoje problemy małżeńskie.

Wciąż odkrywam źródła swoich problemów w tym dziwnym traktowaniu. A jednocześnie wiem, że wszyscy mamy tu ograniczony czas i szkoda go na pretensje.

Uff, wygadałam się. Dziękuję z góry za przeczytanie i komentarze.

Olena
 
Sandra
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 22/01/2017 01:30
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Chodzisz/ chodziłaś na psychoterapię?
 
Olena
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 22/01/2017 08:33
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Tak, chodziłam przez ok 8 miesięcy. Chyba wrócę.
 
Sandra
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 23/01/2017 00:59
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Powodzenia w psychoterapii. NAWET kiepska terapia potrafi trochę pomóc. Grunt żeby chodzić regularnie. Piszę to z własnego doświadczenia.
 
Olena
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 23/01/2017 09:54
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Właśnie też do tego doszlam. Nie mogę non stop wymagać wsparcia swojego otoczenia. Wracam do terapii i szukam wsparcia tutaj, może teraz, z uwagi na mój względnie dobry stan, trochę na wyrost. Ale depresja może wrócić i chcę się na to przygotować.
 
Sandra
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 23/01/2017 10:45
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Bagaż niepotrzebych doświadczeń z dzieciństwa potrafi strasznie ciazyc i utrudnia normalne życie w dorosłości. Nadal czlowiek myśli i postępuje tak jak kazano mu postepowac kiedyś. Nie potrafi uwolnić się od przeszłości. Jest zaprogramowany i koniec. U CIEBIE TEZ PEWNIE PODOBNIE.
 
Olena
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 23/01/2017 14:58
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Sandra, wielkie dzięki za odpowiedzi.
Rzeczywiście zachowuję się według schematów, które znam z domu. Odkrywam je, analizuję i staram się zmienić.
Np. to poczucie, że jestem gorsza, że czegoś mi brakuje - taki psychiczny i fizyczny niedostatek. Jestem za mało towarzyska, za mało podróżuję, za mało mam pieniędzy itp. I tak sobie myślę, że to nie wzięło się z powietrza, tylko moja mama tak reagowała. Bardzo łatwo jej było zaimponować, rozmawiała z kimś znajomym czy z rodziny i już uważała, że ten to ma super życie, super dzieci, kasę, szczęście i zero zmartwień. A jednocześnie odczuwałam, że czegoś nie dostaję: nie ma kasy, to nie ma wycieczek, spotkań, ciuchów, rozrywek. Mój brat był jakoś lepiej zaopiekowany - tata pomagał mu rozwijać zainteresowania, moje nikogo nie obchodziły. Tak napisałam, że nie ma tego, tego, nie o to mi chodzi, że taka byłam łapczywa i materialistyczna, ale o to, że wiele fajnych rzeczy można zorganizować tanim kosztem, tylko trzeba chcieć i trochę się postarać. Czułam się zbędna. Dopóki się nie odzywałam za wiele (a tak mam, że jeśli wszystko mi odpowiada, to nie dyskutuję, ale jeśli mam inne zdanie, to mówię - więc, gdy zaczęłam mówić, że mam inny pomysł, to zaraz afera, że jestem krnąbrna), to byłam niewidzialna, nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jak tylko próbowałam jakąś swoją rzecz przeforsować, to wielkie nerwy, nawet byłam ciągana po psychologach, co odbierałam (i nawet jedna z tych psycholożek tak powiedziała), że trzeba mnie naprawić, bo się zepsułam. W dodatku mama rozgadywała to po całej rodzinie i po znajomych. I ja też łapię się na tym, że mówię czasem za wiele, przez co ludzie się odsuwają, bo np. nie jesteśmy na tym etapie znajomości.
Znowu się rozpisałam...
Sandro, bardzo dziękuję, jeśli wciąż czytasz, innym czytelnikom oczywiście też dzięki za mentalne wsparcie.
 
Sandra
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 24/01/2017 00:01
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Być może kojarzysz piramidę Maslowa. Jeżeli nie to rzuć na nią okiem. Ta piramida przedstawia hierarchie ludzkich potrzeb. Ja mam problem już na 1 poziomie tej piramidy,a to powoduje że kolejne poziomy u mnie "kuleja". Mam spore deficyty krótko mówiąc.
 
Olena
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 25/01/2017 08:17
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Tak, znam piramidę Maslowa. Właściwie na każdym poziomie mam braki. Tzn. teraz raczej nie, tylko pamiętam to z dzieciństwa. Np. bardzo brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, ponieważ środowisko rówieśników było wyjątkowo nieprzyjemne, a opiekunki nic z tym nie robiły, wręcz przeciwnie. Byłam popychadłem gdziekolwiek się pojawiłam. Później brakowało mi zrozumienia, rozmów, pomocy w rozwijaniu zainteresowań.
Teraz mam to wszystko, a jak czegoś brak, to umiem o to zawalczyć. Z tym, że w mojej osobowości brakuje ważnych podwalin, to jak dom na szczątkowym fundamencie. Dlatego chyba wciąż w myślach wracam do tego i podświadomie karzę winnych, przez systemowe olewanie, nie odzywanie się. Czuję, że każda rozmowa o ich problemach to próba wydarcia mi tego, co z takim mozołem wypracowalam.
 
Sandra
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 25/01/2017 10:33
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Napisalam o tej piramidzie,bo mam takie poczucie,że bez fundamentow, stabilnych, nie chwiejnych, nie da się budować kolejnych cegielek i wszystko może runac lub w ogole zabraknie cegielek. Ja mam problem z cegielka o nazwie POCHWAŁA, komplement czy jakby tego nie nazwać. Słyszę cos miłego od kogos i jesy problem,bo nie umiem tego przyjac. W moim zyciu bylo 100% krytyki i 0% pochwał. I to krytyki takiej naprawdę glupiej np. Pogardzanie moim kolorem oczu _ mam zielone oczy,zgodnie z zasadami genetyki _ dziedziczeniem po rodzicach.
 
Olena
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 25/01/2017 14:27
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

To bardzo ważne, co napisałaś, niby oczywiste, ale trzeba to przemyśleć. Z jednej strony nie ma na pewno idealnych rodziców, dlatego każdy ma jakieś braki w swojej piramidzie. Może przyjazne otoczenie jest w stanie to kompensować na etapie dzieciństwa. Może wrażliwość powoduje, że niewielki problem urasta do rangi dużego.
Na pewnym etapie jednak ten brak jest trochę jak dziurawy worek: można w niego ładować i ładować, a pozostaje pusty. Brak fundamentu nie tak łatwo uzupełnić. Pewnie zależy jaki to brak i na kogo trafiło, tzn. na ile ktoś jest wrażliwy.
Co do Twojego doświadczenia, myślę, że to nie do końca jest jak cegiełka, raczej kilka. Czy Ty sama potrafisz czuć się dumna z siebie, z tego, kim jesteś, co Ci się udało, nawet z zielonych oczu, na które niejedna dziewczyna chętnie by się zamieniła?... Bo to, jak czujesz się w tych kwestiach sama ze sobą, jest pewnego rodzaju miarą tego, jak brak cegiełki "pochwała" wpłynął na brak innych.
 
Sandra
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 02/02/2017 09:31
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Umarł mój znajomy.Nagle i nieoczekiwanie. Wczoraj miałam psychoterapię i poświęciłam spotkanie jego osobie i ogólnie śmierci. Na koniec spotkania usłyszałam,że pokazałam emocje i że zaczynam się otwierać. Ja miałam poczucie,że obgadalam po prostu tego kolegę.Odpowiedziałam wszystko co o nim myślałam czy dobrego,czy złego.Pozostał mi niesmak po tym spotkaniu.
 
Olena
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 02/02/2017 13:16
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Sandra, bardzo mi przykro.
Nie przejmuj się tym, co powiedziałaś na terapii. Wydaje mi się, że jeżeli zaczęłaś się otwierać, to może przynajmniej w tym nieszczęściu idziesz do przodu.
Uważam, że pewnych rzeczy nie powinno się mówić publicznie (bo np. nie wypada źle mówić o zmarłych), ale prywatna rozmowa, z terapeutą, z najbliższym przyjacielem czy nawet w gronie bliskich osób rządzi się nieco innymi prawami. Po śmierci kogoś znajomego mówienie o nim jest nieuniknione i dochodzą do głosu różne wspomnienia, dobrze jest je uruchomić, bo inaczej idealizujemy te osoby, a w nas zostają uczucia, wspomnienia nie zawsze miłe i tak je bez końca trawimy, w imię tego, że "o zmarłym dobrze albo wcale".
 
Sandra
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 04/02/2017 20:28
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Byłam na pogrzebie. Płakałam w kościele. Kiedyś nie płakałam. Byłam twarda. Odkąd chodzę na terapię to płaczę na pogrzebach. Nie powstrzymuje łez. Potem jednak mam do siebie pretensje, że nie byłam wystarczajaco twarda, że się rozkleilam.
Edytowane przez Sandra dnia 04/02/2017 20:28
 
Olena
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 05/02/2017 08:04
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Sandra, nie obwiniaj się. To nie ma sensu. Pisze to osoba, która bez przerwy się o coś obwinia, ale nie przeszkadza to w radzeniu... A może pomyśl sobie tak, że to jest cena Twojego przyszłego dobrostanu. Chodzisz na terapię, która pomaga, wiesz, że warto. Ale coś za coś. Będziesz silniejsza, wkrótce. To jest proces, a jego etapem jest większa podatność na wzruszenia. Pewnie masz jakieś wyobrażenia tego, jak będziesz myśleć i reagować, kiedy skończysz terapię, jednak nie umiesz tego w 100% przewidzieć. Na sesjach pewnie wychodzą różne sprawy, niekoniecznie lecisz według jakiegoś planu. Zatem nie do końca jest jasne, jak ta terapia wpłynie na Ciebie, jak będziesz postrzegać rzeczywistość, co będzie dla Ciebie ważne a co mniej. Może będziesz mniej twarda, ale za to bardziej zintegrowana?
A może porównaj terapię do tego, jakby ktoś prowadził Cię za rękę, kiedy wszędzie jest ciemno. W takiej sytuacji łatwo się czegoś przestraszyć, spanikować. Ale w końcu wierzysz, że zrobi się jasno i będziesz reagować adekwatnie.
Chociaż płacz na pogrzebie jest reakcją adekwatną!
 
Sandra
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2017 10:52
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

Nic mi się nie chce. Pogoda mnie dobija. Jest mi ciągle zimno. Nieustannie się slizgam na chodnikach, nawet tych odniezonych

W marcu idę do dietetyka. Nie mam anoreksji, jem wszystko. Czeka mnie dieta bezcukrowa. Nie jem już słodyczy, nie używam cukru, nie jem ziemniaków. Rewolucja życiowa.
 
sigma
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2017 10:59
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 12627
Data rejestracji: 12.02.11

[color=#ff3300]Sandra, kolejny raz proszę Cię, żebyś założyła sobie wątek prywatny w dziale Nasze wątki i tam pisała o swoich codziennych zmaganiach i bieżącym samopoczuciu.

Poza tym na forum nie piszemy o żadnych dietach.[/color]
karą za niewiarę będzie lęk
który już nie zechce opuścić mnie
 
Sandra
#18 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2017 12:24
Finiszujący


Postów: 296
Data rejestracji: 23.10.16

To wątek Oleny i do niej pisałam. Po prostu sobie rozmawiamy. Wy macie swoje ukryte forum.
 
sigma
#19 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2017 12:57
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 12627
Data rejestracji: 12.02.11

Nie, to nie jest wątek Oleny. To jest wątek o wychodzeniu z depresji i poczuciu winy, a Olena jest jego autorką, a nie właścicielką.
Na całym forum obowiązuje Cię regulamin, który każe umieszczać posty w odpowiednich działach i nawiązywać do tematu wątku.
Powtarzam po raz kolejny - do luźnych rozmów o swoim samopoczuciu służy dział "Nasze wątki", który nie jest ukryty.

karą za niewiarę będzie lęk
który już nie zechce opuścić mnie
 
Olena
#20 Drukuj posta
Dodany dnia 09/02/2017 17:14
Startujący


Postów: 113
Data rejestracji: 12.02.15

Kochane i na tym może przejdźmy do porządku dziennego.

Sigmo zasady ważna rzecz, trzymamy się ich.

Sandro dzięki za zaufanie, może rzeczywiście popiszemy sobie między sobą? Zapraszam jeśli tylko masz ochotę.

A odnośnie Twojego tematu dodam tyle: mówię sobie, że wszystko kiedyś się kończy, także złe samopoczucie prędzej czy później odejdzie. Trzeba tylko nad tym pracować i - że tak powiem - brać wiatr w żagle. Ostatnio poranki znów mam nieciekawe, gonitwa myśli o nieprzyjemnej przyszłości. I co? Kiedy wstaję, jakby coś pstryknęło mi w głowie. Wkręcam się w nowy dzień i całe to paskudztwo odchodzi. Czyli w tym, żeby się czymś zająć, jest dużo racji. No to już wiem, że trzeba wstać, od leżenia jest gorzej.

Jednak to nie zadziała, kiedy jest się w dole totalnym. Musi być poprawa, bo w stanie, że nie mogę ruszyć ręką ani nogą z obawy o swoje życie, wszystko staje się męczarnią. Chyba jest taki moment, który można wychwycić, tzn. kiedy nastrój zaczyna raptownie siadać. Wtedy trzeba szybko coś zrobić. Tylko trzeba wiedzieć, co. Czyli są dwie rzeczy do nauczenia: kiedy zadziałać i co robić. W depresji nie ma się na nic ochoty, więc należałoby znaleźć pomysły wcześniej. Zgromadzić wiedzę o tym, co nam się podoba, co lubimy, spisać swoje sukcesy, rzeczy z których jest się dumnym, fajne wspomnienia. Trzymać się blisko ludzi, których się lubi, znaleźć terapeutę, u którego będzie można się wygadać. To jak robienie zapasów na wypadek "W". Niestety nie mogę przewidzieć, ile razy jeszcze popadnę w nerwicę i depresję, ale w tych stanach są pewne prawidła, wzory. Wierzę, że jeśli je poznam i wyciągnę wnioski - kolejnym razem będę mądrzejsza i nie będę musiała docierać do dna, tylko wyratuję się wcześniej.
 
Przeskocz do forum:
Podobne Tematy
Temat Forum Odpowiedzi Ostatni post
wita Was border po depresji Przedstaw się 28 13/01/2020 19:24
Poczucie bezpieczenstwa Zaburzenia odżywiania 2 21/02/2019 11:54
Video nt depresji Depresja 2 05/09/2018 21:16
Poczucie winy Nasze wątki - część otwarta 135 25/03/2015 14:09
Mądre słowo o depresji. Depresja 31 16/02/2015 17:15

51,690,987 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024