22 Listopada 2024
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie


Em Em
6 dni Offline
sasta sasta
2 tygodni Offline
notno notno
3 tygodni Offline
KingArthur KingArthur
8 tygodni Offline
swistak swistak
10 tygodni Offline
Ostatnio zarejestrował się: davidcorso
Ogółem Użytkowników:2,209
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

18/12/2022
Cześć, Rafa!

15/12/2022
Dzień Dobry Wszystkim Smile

06/10/2022
zdrowia

06/10/2022
Covid zapukał do moich drzwi poraz kolejny ten już ze szpitalem w tle. Stres

17/07/2022
Romek, nowi użytkownicy mają zablokowaną możliwość pisania na Forum - najpierw muszą się przedstawić w dziale "przedstaw się".

Archiwum shoutboksa
Zobacz temat
 Drukuj temat
Historyjki i wierszyki Zuluza
Zuluz
#41 Drukuj posta
Dodany dnia 03/12/2015 18:05
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Zazwyczaj nie piszę aż tak w tak "ciężkim" stylu..
To dla rozluźnienia sympatyczny wierszyk:

"Dobranoc"

U moja droga!
Pisać pani nie umie, ani ja tyciu tyciu.
Porozmawiać chciałbym, ale na próżno o tej porze szukać konkretnej osoby
W szczególności uprzejmej i w kulturoznawstwie obytej!
Pospowiadać chciałbym się niewdzięcznie,
bo wdziękiem obdarowuję jedynie kamienie.
Szlachetne, dodam!
Smutno tak być i nie być w jednym momencie.
Rzucić monetą?
Brzęknie za głośno i sąsiedzi się zlecą.
A ja tylko ogryzek po jabłku!
Sam nadgryziony licznie
Przez nocne wygrymasy...
I popisać jeszcze z panią pragnę,
ale chyba zmysłowość ma znikoma.
Czyli jednak nie pisać, prawda?
I tak słabo widzę sylwetkę.
Zmilknę więc już,
Nie wszystko jednak ma sens głębszy
Czasem się tylko wypatruje
I trudno zakończyć tak miłe spotkanie.
Ja nawiedzony, a pani zamyślona.
Nie klei się.
Dobranoc.
 
Zuluz
#42 Drukuj posta
Dodany dnia 14/12/2015 13:34
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Kowboj"

Był samotnym kowbojem, niezależnym wędrowcem, włóczęgą, który spał wśród gwiazd i planet. Wspierał głowę na dłoniach i spoglądał na grupę nadolbrzymów rytmicznie mrugających do niego. Między wargami niechlujnie kiwała się w rytm ruchu szczęki zapałka. Sprawdził kokpit, włączył ekran referencyjny, dzięki któremu mógł ujrzeć powierzchnię planety. W końcu dotarł na miejsce, po kilku miesiącach podróży.

- Cymbał, włącz hamulce grawitacyjne!

- Tak, Kowboj, acz chciałem zauważyć, że nazywanie mnie Cymbałem jest... - rozległ się lekko przetworzony głos.

- Nie marudź, tylko wykonuj polecenia. - Kowboj był zajęty wciskaniem kasety z utworem "Ring of fire" do magnetofonu.

- Oczywiście, proszę Kowboja, tylko chciałem zauważyć, że Cymbał jest niestosowny do moich możliwości..

- A co było, gdy nazywałem Cię, Lem? Zacząłeś być opryskliwy i odpowiadać sarkazmem, bo przeczytałeś w jego biografii, że Staś był mizantropem. Jesteś więc Cymbał i tyle.

- Jednakże.. - słowa komputera mężczyzna zagłuszył pogłaśniając dźwięk.

Lądowanie nie trwało długo, w końcu jego krążownik był jednym z najlepszych w swej klasie. Przynajmniej jeszcze przed paroma miesiącami był.

Dało się odczuć lekki wstrząs i natychmiast odezwał się komputer.

- Lądowanie zakończone.

- Dzięki, Cymbał, otwórz śluzę. - Kowboj sięgnął po kapelusz z rondem i nasadził go sobie na głowę.

- Dobrze, ale mimo wszystko nadal protestuję..

- Tak, tak, otwieraj!

Rozległo się syczenie i drzwi zaczęły się rozszczelniać.

- Pamiętasz, Kowboj, Odyseję Kosmiczną? Tam..

- Nie strasz mnie HAL'em. Ty i ja dobrze wiemy, że jesteś na to za miękki.

- Jednakże, gdyby uszkodził się moduł X-350A03...

Kowboj jednak już nie słuchał, wyszedł na zewnątrz statku kosmicznego, zmrużył oczy. Błękitne światło odbijało się od elementów kosmodromu. Zerwał się magnetyczny wiatr i wokół jego sylwetki pojawiły się mikrowyładowania elektrostatyczne.

Wyjął paczkę Lucky Strike, sięgnął po Zippo do kieszeni, spokojnym ruchem wystukał papierosa, przykleił do dolnej wargi i podpalił. Zanim zdążył podnieść wzrok usłyszał kobiece wołanie.

- Kowboj! Samotny Kowboju!

Spojrzał w kierunku głosu. - Cizia!

Szybkim krokiem szła w jego stronę młoda kobieta, niezbyt wysoka, o ciemnych włosach elegancko wymodelowanych w stylu lat 50 XX wieku, migdałowych brązowych oczach, drobnym nosie i lekko wystających kościach policzkowych. Szczerze mówiąc wyglądała jak Audrey Hepburn, ale nie była do niej podobna, była jej wierną kopią.

Ledwo zdążył przyjrzeć się jej figurze, gdy wpadła mu w ramiona.

- Och, Kowboj, jak dobrze, że wróciłeś. - Wtuliła się w niego.

- Cizia, Cizia. - głaskał ją po włosach.

Chwilę tak stali, gdy odsunął ją od siebie i zapytał. - Jesteś w ciąży?

- Tak, z obcym. - W jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.

- Mam nadzieję, że przyjdzie na świat w normalny sposób, bez rozrywania mięśni brzucha?

Zaśmiali się obydwoje.

- Czyli nie poddałaś się hibernacji? Dlaczego?

- Chciałam żeby było już widać, gdy wrócisz.

- Chłopiec, czy dziewczynka?

- Mutant. - Odparła poważnie.

- To dobrze, mam nadzieję, że zmutują mu te części ciała, które są najważniejsze. - Poruszył porozumiewawczo brwiami.

- Głupek jesteś! - Walnęła go w ramię.

- Kowboj wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu i począł rozmasowywać bolące miejsce.

Cizia złapała go za rękę i ruszyli w stronę hiperwindy.

- Idziemy do mnie, mam dla ciebie niespodziankę późnym wieczorem. Poznasz moich rodziców.

- Rzeczywiście niespodzianka, mówiłaś, że umarli zanim dorosłaś? - zdziwił się Kowboj.

- Och, ale uzbierałam pieniądze na klony i od wczoraj już są.

- Na co starczyło?

- 70 lat.

- Pamięć? - Dociekał.

- Lekki alzheimer i demencja, ale kontaktują jeszcze.

Weszli do windy, dziewczyna wprowadziła kombinację cyfr. W okamgnieniu pojawili się przed drzwiami ich mieszkania. Mogła zrobić tak by od razu znaleźli się w środku, ale wiedziała, że Kowboj lubił otwierać drzwi kluczem. Zwykłym z ząbkami.

- Och, Kowboj, tak bardzo za Tobą tęskniłam.

- Ci, Ci. - Powiedział niskim tonem, patrząc w jej oczy.

Uwielbiała jego twarz Humphreya Bogarta i głos Johnnyego Casha. Kiedyś uważała, że powinien wyglądać jak Sean Ferrer. Według niej byłoby to bardzo romantyczne, ponowne spotkanie małżonków tysiąc lat później.

- Właściwie, czemu masz głos Casha? Nie masz kompletnie słuchu, Kowboj.

- Przecież sama wiesz, to były czasy, gdy genetycy potrafili wprowadzać tylko zmiany w wyglądzie. Nie odkryto wtedy jeszcze genu odpowiedzialnego za talent.

- To prawda - przytaknęła.

Byli dinozaurami eksperymentów genetycznych. już tylko oni wyglądali normalnie jak dawni ludzie. Nastała moda na surrealizm i po ulicach włóczyły się różne dziwadła. Istoty z kwadratowymi głowami, bądź z zegarkami zamiast oczu. Obecnie pracowano nad "człowiekiem abstrakcją", co pewnie niedługo miało się powieść, biorąc pod uwagę stworzenie komputera Megatron, który wypluwał z siebie przełomowe wynalazki co drugi, trzeci dzień.

- Kowboju, tak się stęskniłam. - Przytuliła się do niego ponownie.

- Pewnie bałaś się, że już nie wrócę, że gdzieś tam w odległych galaktykach pożarł mnie Planotwór, bądź porwały mnie androidy i zamęczyły na śmierć?

- To niemożliwe! Samotni Kowboje zawsze wracają. Ranni, ledwo żywi, rozgorączkowani, umierający z pragnienia, ale wracają do swych kobiet. Na każdym westernie tak jest! - Wypowiedziała jednym tchem.

- Mimo wszystko może powinniśmy podróżować razem, Ci?

- Nie, wtedy nie będziesz już Samotny, tylko Kowboj z Kobietą. To nie to samo.

Spojrzał na nią czule i uśmiechnął się najlepszym uśmiechem z kolekcji Humphreya.

- Pewnie teraz powinienem powiedzieć, widziałem rzeczy którym nie dałabyś wiary. Statki w ogniu sunące ku ramionom Oriona?

- Nie, bo wtedy musiałbyś umrzeć, a ja chcę cię żebyś żył. Żył dla mnie! Teraz natomiast, chcę czegoś innego..

- Tak, Ci?

- Pocałuj mnie w końcu!

- Zawsze - mówiąc to przyciągnął ją do siebie i pocałował jak w filmie Sabrina.

Cizia czuła smak gwiezdnego pyłu i zapach kosmosu.

A dokładnie, pasmo Oriona..
 
Zuluz
#43 Drukuj posta
Dodany dnia 14/12/2015 16:14
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Dorzucę dzisiaj jeszcze to:

"Sen schizofrenika"

Odwiedzam ciebie w tysiącach obrazów.
Odnajduję cię w ciszy mojego lasu.
Wszędzie napotykam twoje oczy.
Nawet jeśli to paranoja,
niech trwa.
Wciąż trwa..
 
Junk Head
#44 Drukuj posta
Dodany dnia 14/12/2015 18:22
Startujący


Postów: 193
Data rejestracji: 11.04.15

"Sen schizofrenika" - tak bardzo prawdziwy
 
Zuluz
#45 Drukuj posta
Dodany dnia 18/12/2015 12:10
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Susan Graham"

Susan Graham. Tak teraz się przedstawiała napotykanym ludziom. Zawsze nie do końca była sobą, pochłaniały ją inne osobowości. Głównie filmowe. Zatracała się w nich, by odgrodzić się od zewnętrznego świata. Według niej nie była zbyt ładna, chociaż zdarzali się chłopcy, którzy twierdzili inaczej. Lecz ona ich nie słuchała, posiadała swoją twarz na co dzień i wiedziała najlepiej. Miała błękitne oczy, które według niej powinny być czarne, (gdzieś tam w historii jej rodziny wdarł się gen, który rozcieńczył barwę jej oczu). Zawsze uciekała od tych wszystkich wyobrażeń siebie. Najlepiej nadawały się do tego Bieszczady. Zanurzała się w nie i zapominała o sobie, o swoich wyobrażeniach. Pierwsze dni były zazwyczaj pełne wspomnień, rozmyślań i układania rzeczywistości, by w trakcie włóczęgi powoli zanikać, aż stawała się drogą, lasem, niebem nad sobą i górami. Nigdy nie brała ze sobą aparatu, nie rozumiała kolekcjonowania widoków przez innych, tego fotografowania się na tle każdego kamienia, wzniesienia i przy drogowskazach. Gdy ktoś ją pytał o drogę, zgodnie z rzeczywistością odpowiadała, że nie wie. Włóczęga przecież polega na zgubieniu się. Na zniknięciu totalnym. Czasem nawet nazywała się Panną Nikt. Nie opowiadała nikomu swych przygód, pytana o nie, uśmiechała się tajemniczo.
Szła obuta w trampki kopiąc kamień.
Było gorąco, włosy kleiły się do twarzy.
Powietrze falowało. Czuła głód, jednakże nie zamierzała przerywać wędrówki. Usłyszała lekki szum. To dźwięk deszczu uderzającego o liście. Padał po lewej i prawej stronie ścieżki. Tylko tu gdzie ona szła było sucho. Powoli drzewa zaczęły niknąć w ulewie, spływać wraz z wodą, aż zostały tylko dwie ściany deszczu. Krajobraz rozmył się i przeistoczył. Już nie stała na leśnej dróżce. Znajdowała się w wielkim pomieszczeniu, które ciągnęło się w nieskończoność. Na ścianach wisiały olbrzymie obrazy, na których zostały namalowane powykręcane korpusy ludzkie. Nie pozostało jej nic innego jak iść przed siebie. Z każdym krokiem ściany przybliżały się, a postacie z obrazów wyciągały swe chude, koślawe członki, by głaskać ją po włosach i szeptać coś niezrozumiale ze zniekształconych ust. Doszła do miejsca, gdzie ściany prawie się dotykały. Udało się jej przecisnąć przez tę szczelinę i dostała się do pracowni malarskiej.
Na sztaludze stała zagruntowana płyta pilśniowa. Obok pędzle, a ona sama stała po kostki w metaliczno-czarnej farbie.
Olejnej, sądząc po ostrym zapachu.
Instynktownie usiadła na krześle, wzięła pędzel do ręki, schyliła się i zamoczyła końcówkę w farbie. Zaczęła malować, bez zastanowienia, pewnymi ruchami dłoni. Na płótnie ukazał się majestatyczny, czarny jeleń. Patrzył na nią, aż w końcu odwrócił łeb. Ruszył, przystanął i ponownie na nią spojrzał. Wiedziała, że chce, by za nim szła. Ruszyli razem. Las był koloru nocnego nieba, trawa poruszała się bezdźwięcznie. Powoli wszystko pogrążało się w jeszcze większym mroku. W końcu przestała cokolwiek widzieć i tylko zdawała sobie sprawę, że jeleń idzie parę kroków przed nią. Po chwili straciła też poczucie jego obecności. Nieprzeniknione ciemności wnikały w nią przez wdychane powietrze. Otworzyła oczy. Natychmiast je zmrużyła, gdyż oślepiło ją niebieskawe światło świetlówek. Nad nią stał brodaty mężczyzna w białym fartuchu, uważnie wpatrując się w jej twarz.
- Nareszcie się obudziłaś Szoszka. Znaleziono cię w muzeum w Sanoku. Zapalenie mózgu. Na szczęście wygląda na to, że już dochodzisz do siebie. Poczuła ulgę, oraz wielki spokój, więc zamknęła oczy. Lekarz nazwał ją imieniem, którym wołał ją jej tato. Dziwny zbieg okoliczności. Oddychała miarowo, słyszała spokojne bicie swego serca. Nabrała powoli powietrze przez nos i poczuła zapach olejnej farby. Zacisnęła palce i zamiast dotykać szorstkiej pościeli wyczuła lekko wilgotną trawę.
Otworzyła ponownie oczy.
On stał i wpatrywał się w nią swymi czarnymi, błyszczącymi oczyma. Jeleń pochylał się nad nią, a z jego nozdrzy wydobywała się granatowa para.

Włóczęga się jeszcze nie skończyła..
Edytowane przez Zuluz dnia 29/12/2015 11:22
 
Zuluz
#46 Drukuj posta
Dodany dnia 29/12/2015 11:23
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Pokój"

Odpisałaś, że nie powinienem spotykać się z tą kobietą, w końcu to przez nią mam ciągły kłopot z poczuciem rzeczywistości eternalnej.
Ten teatr poparcia jej poglądów, które obracają się wokół dyktatury serca, bijącego właśnie te tysiąc sekund, które odnalazłem przed jej drzwiami do piwnicy zakamarków wspomnień o prowokatorach wydarzeń ostatnich minut.
Nie powinienem Ci o tym pisać, niebezpiecznie jest w dzisiejszych dniach. Nawet nie wiesz jak bardzo troszczę się o jej spokój. Zasłoniłem okna kocami, hałas zagłuszam muzyką i czytaniem książek na głos. Ta atmosfera dla nikogo nie jest zdrowa, ale cóż możemy poradzić w tych okolicznościach.
W beznadziejnej sytuacji zażyjemy truciznę, o ile wcześniej nie zabije nas ta sącząca się zza okien. Pozostaje wyrywać z przestrzeni drobinki otuchy i raczyć się nimi, popijając herbatą. Ona woli wino. Stwierdzam, że to dobry wybór, trunek powoduje odrętwienie na tą nienawistną atmosferę.
Czasem zdarza się nam uśmiechać do siebie, gdy przypominamy sobie, że jesteśmy zakładnikami tego pokoju. Zdarza się nam tańczyć wolne tańce. Wtuleni w siebie unikamy naszych spojrzeń, by nie widzieć rozszerzonych lękiem źrenic. Otumanieni tym wszystkim co się zbiera wokół naszego azylu, próbujemy nadal żyć.
Prawda, jesteśmy bardziej smutni i przepełnieni przerażeniem, zdajemy sobie sprawę, że w końcu po nas przyjdą, zerwą zasłony oddzielające nas od wydarzeń, którym nikt nie potrafił zapobiec. Zostaniemy zmuszeni by tam spojrzeć. Będą próbowali rozkazać nam robić te wszystkie potworne rzeczy z zewnątrz.
My jednak jesteśmy gotowi.
Trucizna czeka.
Najważniejsze, że nie straciliśmy naszych szczerych twarzy. Ani razu nie skrzywiła ich nienawiść.
Trzymając się za ręce, już wtedy bez lęku, przestaniemy utożsamiać się z czymkolwiek. Nic złego już nam się nie stanie, odliczymy tysiąc bijących sekund naszych serc i zamrzemy w nieskończonej stałości.
Na tę myśl śmiejemy się, wypatrując naszych sylwetek w półmroku.

P.
p.s.
Nie próbuj nas ratować.
 
Zuluz
#47 Drukuj posta
Dodany dnia 30/12/2015 13:07
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Chłopak i dziewczyna"

Jest dziewczyna jak malina,
jest i chłopak na opak.
Tak to się zaczyna,
nikogo to wina,
że akurat oni
wpadli sobie w oko.
Ona mądra i ładna.
On nieudany.
Nikogo to wina,
że tak to się zaczyna.

A co będzie potem?
Czy sobie poradzą
z każdym kłopotem?
Czy będą od siebie
odchodzić
i do siebie wracać?
Czy będą się zdradzać?

Miejmy nadzieję, że to ostatnie
się nie zdarzy,
niech pomyślność im się lepiej
wydarzy.
I żeby nie chcieli zbyt wiele,
niech miłość będzie ich celem!

Tak to się właśnie zaczyna,
Jest chłopak i jest dziewczyna...
 
Zuluz
#48 Drukuj posta
Dodany dnia 22/01/2016 13:11
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Pudzian"

- Dzień dobry, panu.

- Dzień dobry, kim pan jest?

- Jestem dziennikarzem telewizyjnym i przyjechałem prosto z Warszawy, by zainteresować pana naszym nowym programem.

- Nie jestem zainteresowany, nie oglądam telewizji, ale skoro już pan przyjechał z tak daleka niech pan wejdzie.

- Dziękuję. To może pan zaproponuje temat naszej rozmowy?

- Szczerze mówiąc nie lubię gadać, sam nie wiem. Może coś o słynnych osobach?
- Bardzo dobry temat! Proponuję pana Pudziana.

- Pudziana? Miałem raczej na myśli jakichś naukowców, pisarzy, intelektualistów.

- Rozumiem pana bardzo dobrze i dlatego zaproponowałem pana Pudziana.

- Przypadkiem Pudzian nie jest sportowcem?

- O tak i jest prawdziwym intelektualistą. Na dowód tego proszę zobaczyć jego zdjęcie, na którym wygląda bardzo inteligentnie. Proszę.

- Rzeczywiście jakby odrobinę zamyślony. Gdzie było robione to zdjęcie?

- Na turnieju szachowym.

- Pudzian gra w szachy?

- O tak! Jest arcymagiem.

- Chyba arcymistrzem? W co szczerze powątpiewam.

- Nie, na potrzeby telewizji pozmienialiśmy nazwy i zasady gry.

- Zmieniliście zasady? Przecież ona zostały ostatecznie ustanowione w szesnastym wieku i są idealne.

- Skąd pan wie takie rzeczy?

- Sprawdziłem w Wikipedii, ale nieważne, jak teraz wyglądają reguły?

- Można używać przemocy.

- W grze w szachy?! Pan sobie żartuje?!

- Używana jest w sposób bardzo inteligentny. Poza tym jest większa oglądalność.

- I jak to wygląda?

- Zazwyczaj pan Pudzian wali na odlew i zwycięża. Najlepiej wychodzi mu z dziećmi. Przez łeb i od razu takie wraca do wzrostu sprzed narodzin. Piękny widok.

- Nie mówi pan tego na poważnie, prawda?

- Z trudniejszymi przeciwnikami pan Pudzian stosuje swój niezawodny pstryk pionem.

- Co to za program? O jakim pstryku pan mówi?

- Specjalne posunięcie arcymaga. Pan Pudzian pstryka hetmanem ten uderza w piona, a pion leci prosto w oko przeciwnika. Szach, mat i oko pęka!

- Co mi tu pan jakieś absurdalne historie opowiada?!

- Raz pan Pudzian stracił hetmana na początku partii i już myśleliśmy, że będzie to jego pierwsza porażka w historii, ale pan Pudzian jest doskonałym strategiem i pstryknął gońca, ten odbił piona, no i oko pęknięte.

- Nie żeby mnie to interesowało, ale można tak?

- Właśnie jury nie było zdecydowane, więc zarządziliśmy przerwę reklamową i odbyło się głosowanie smsowe.

- Ciekawe kto to w ogóle ogląda?

- Jak to kto? Stanisław Lem!

- Lem nie żyje.
- Naprawdę? A Kołakowski?

- Też.

- No ale z całą pewnością pan Daniel Olbrychski ogląda!

- Możliwe, w końcu jeszcze żyje.

- I nawet miał pojedynek z panem Pudzianem.

- Czyli teraz Olbrychski z pękniętym okiem chodzi?

- Pat był.

- Jakim sposobem?

- Normalnie, pan Daniel przyszedł z szablą i gdy pan Pudzian zrobił pstryk ten sieknął błyskawicznie i już były dwie połówki piona.

- Niezły refleks.

- Nie, to inteligencja.

- Nie wydaje mi się, zwykły odruch. Poza tym Olbrychski ćwiczył szermierkę.

- Nie, nie, nie, to ścisły umysł pana Daniela i błyskawiczne wyliczenie toru lotu piona oraz użycie wzorów matematycznych do uzyskania kolizji szabli z pionem.

- Dobrze, może skończymy już rozmawiać. Nie musi pan iść?

- Poszedłbym, ale mamy problem.

- Jaki?

- Nie mamy już przeciwników dla pana Pudziana. Nie zna pan nikogo kto mógłby z nim zagrać?

- Nie.

- Na pewno? Może jednak?

- Mówię, że nie znam.

- Bardzo pana proszę, niech się pan zastanowi.

- Upierdliwy pan jest, mam kolegę Piotrka, ale..

- Świetnie! Dobry jest?

- Przegrywa z sześciolatkami, ale ostatnio zajął trzecie miejsce. Pewnie dlatego, że grali sami dorośli.

- Rewelacja. Proszę dać namiary.

- Ale ja tylko tak powiedziałem, żeby się pan odczepił, nie zamierzam..

- Ma wszystkie oka?

- Znaczy się, oczy? Ma, ale..

- Świetnie, bo pan Pudzian jest bardzo honorowy i nie gra z osobami bez jednego oka, albo całkiem bez.

- Miło ze strony Pudziana, ale wątpię by Piotrek chciał zagrać, tym bardziej, że on ma dziewczynę, a ona lubi jego lewe i prawe oko.

- Nie szkodzi i tak go rzuci dla pana Pudziana.

- Ha! Pan nie wie co mówi!

- Wiem, pan Pudzian rozsiewa feromony zwycięstwa i każda jest jego.

- Z tego co mi wiadomo Pudzian do tej pory nie znalazł sobie kobiety.

- Ponieważ pan Pudzian jest wielkim intelektualistą, geniuszem wręcz i nie może znaleźć kobiety na jego poziomie. Ta dziewczyna pana kolegi, mądra jest?

- Kasia? Owszem, ale i tak nie zamierzam im nawet wspominać o tym głupim programie!

- Ani troszeczkę?

- Ani krztynę. Zmieńmy temat lepiej.

- A pan?

- Co ja?

- Gra pan w szachy?

- Gram, ale nie będę grał z Pudzianem!

- To co pan zamierza robić?

- Zazwyczaj piję kompot z czerwonej porzeczki i patrzę w chmury.

- To chyba nudne?

- Mnie się jeszcze nie znudziło.

- To może też się napije tego kompotu.

- Mogę przynieść, został mi jeszcze jeden słoik, tylko że kompot się sfermentował.

- Nie szkodzi na żołądek?

- Skądże, tylko w głowie trochę szumi. Przynieść?

- Tak, poproszę.

- To chodźmy na balkon.

- I co teraz?

- Siedzimy i pijemy.

- Nie rozmawiamy?

- Nie.

- Oglądamy chmury?

- Tak.

- I nic mam nie mówić?

- Mhm.

- Jednakże muszę powiedzieć, że ta chmura przypomina mi pana Pudziana.

- Wygląda raczej jak wielka wata cukrowa..

- A ta, jak pan Daniel Olbrychski!

- Nie zgodzę się..

- Na pewno?

- Postanowiłem.

- Czyli siedzimy?

- Tak.

- Kompot bardzo smaczny.

- Cieszę się.

- Już się nie odzywam.

- Mhm.
 
RedKate
#49 Drukuj posta
Dodany dnia 23/01/2016 19:48
Awatar

Grupa Trzymająca Władzę


Postów: 2185
Data rejestracji: 06.07.12

Dobre! Przypomina mi ciut słuchowiska Ireneusza Iredyńskiego (polecam!) Smile
[color=#3399ff][i][small]"Moja doprowadzona do ostateczności dusza doszła do głosu. Z zimną furią, z pełną świadomością tego co robię, przestałam panować nad sobą."
Joanna Chmielewska - "Całe zdanie nieboszczyka"[/small][/i][/color]
 
Zuluz
#50 Drukuj posta
Dodany dnia 28/01/2016 14:02
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Cieszę się, że mój dialog przywołał coś dobrego. :3
 
mosia
#51 Drukuj posta
Dodany dnia 28/01/2016 22:06
Awatar

Rozgrzany


Postów: 69
Data rejestracji: 08.10.15

'Chłopak i dziewczyna'
daje lajka Smile
 
Zuluz
#52 Drukuj posta
Dodany dnia 02/02/2016 13:09
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Wolałbym buziaka. Wink

"Rok 2006"

Podejrzenia padły na mnie dokładnie 13 grudnia roku 2006.
Moje myśli skierowały się przeciwko mnie,
osaczyły ze wszystkich stron i powodowały,
że przestałem wierzyć w jakąkolwiek rzeczywistość.
Jednym ratunkiem było pisanie wierszy.
Odczuwałem wielkie pragnienie by pisać własną krwią,
lecz bałem się zranić.
Używałem więc czerwonego atramentu.
Pisałem je na małych karteluszkach.
Nocami wychodziłem z mieszkania i rozrzucałem zapisane
skrawki papieru na chodniki i ulice.
Jednej z nocy ukląkłem przed drzwiami kościoła
i wcisnąłem karteczkę w szparę między deskami.
Rano wychodziłem na spacer
zmuszany przez natrętne myśli
i obserwowałem ludzi, którzy chodzili
z przyczepionymi kartkami do czół,
na których widniały zapisane czerwone słowa.
Mamrotali pod nosem
prawdopodobnie moją poezję.
Z głośników przytwierdzonych do latarni
była transmitowana msza,
na której recytowano moje wiersze.
Całe miasto stało się krwistą poezją.

Podniosłem jedną z leżących karteczek
zapisanych czerwonym atramentem.
Nie potrafiłem jej odczytać, nie było wyrazów,
ani liter, jedynie różne zawijasy i bazgroły,
które imitowały pismo.
Do tej pory nie potrafię sobie przypomnieć
tych wszystkich wierszy, które wtedy wypisywałem,
a które recytowało całe miasto.
 
Dziamalena
#53 Drukuj posta
Dodany dnia 02/02/2016 14:36
Rozgrzany


Postów: 54
Data rejestracji: 09.06.15

"Rok 2006" - daję buziaka ;-) Fikcja czy rys autobiograficzny? :-)
"Lęk przed smiercią w rzeczywistości jest lękiem przed życiem. Innymi słowy: im bardziej nieprzeżyte życie, im więcej straconych szans i goryczy niespełnienia, tym bardziej obawiamy się śmierci."
 
Zuluz
#54 Drukuj posta
Dodany dnia 03/02/2016 11:11
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Ryś autobiograficzny! Grin
Cmok, cmok. Wink

"Rok 2004"

Wczesną jesienią pogrążyłem się
w ogromnej błogości.
Nikt z Was nie jest w stanie
wyobrazić sobie jej głębi.
Rozpuszczałem się w niej
siedząc godzinami na balkonie
i podziwiając krajobraz.
Niczego więcej nie pragnąłem
tylko tej nieustającej błogości.
Lecz z dnia na dzień
pojawiły się bóle głowy.
Prawdziwe, pulsujące migreny
przez które leżałem z głową
zakrytą pościelą, pocąc się
i kuląc z bólu.

Wtedy pojawiły się głosy.
Głosy duchów.
Nie umarłych ludzi,
lecz głosy duchów pająków.
Syczały do mnie skrzekliwymi dźwiękami,
wyzywając mnie i drwiąc z mojej osoby.
Zbierały się w przedpokoju pod żarówką
i kołysały, śpiewając pajęczy zew.
Zaczęły nauczać mnie pajęczego
języka świata duchów.
0 - pająk
0 - pajęczyna
1 - mucha
11 - mucha w pajęczynie
111 - pająk atakujący złapaną muchę
Cały świat składał się z:
101010101010101010101010101010
010101010101010101010101010101
111000111000111000111000111000
111111111111111111111111111111
000000000111111100000000000000

I wtedy pojawiał się Nieumarły Król Pająków.
Zawsze nocą.
Jego odwłok rozścielał się na nocnym niebie
a odnóża, tysiące, miliony odnóży sięgały
ziemi i oplątywały ludzi pajęczą nicią.
Ich dotyk sprawiał, że osoby szkaradniały,
nabierały pajęczych kształtów.
Paciorkowate oczy tliły się granatowym blaskiem.
Zostawiali za sobą pajęczą smugę nici
a gdy napotykali się na siebie,
Próbowali wzajemnie pożreć.

Ten widok ostatecznie wypełnił mnie szaleństwem.
Otworzyłem okno i chciałem wyskoczyć,
lecz krzyknąłem tylko na całe gardło,
- Ojcze czemu mnie opuściłeś?!
Opanował mnie szał.
Niszczyłem wszystko co było w mieszkaniu.
Wywracałem półki i szuflady,
darłem książki i łamałem przedmioty.
Porozbijałem wszystkie lustra,
bojąc się ujrzeć własnych oczu.
W końcu padłem bez sił na podłogę
i zasnąłem zmęczony.
Rankiem obudziłem się na pobojowisku,
wstałem obolały.
Podszedłem do pękniętego lustra
i spojrzałem.
Patrzyły na mnie łagodne, udręczone
zielone oczy.
Takie same jak na portretach Jezusa.
Poczułem delikatne błogie ciepło w żołądku.
Tym razem było inne niż to,
od którego zaczął się ten cały koszmar.
Upiory mnie opuściły.
Był koniec mroźnej zimy...
Edytowane przez Zuluz dnia 03/02/2016 11:12
 
Zuluz
#55 Drukuj posta
Dodany dnia 04/02/2016 11:28
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Rok 2012"

Wiosną, pod koniec marca
zbudziłem się po siedmiu latach
snu.
Otworzyłem oczy i pomyślałem
"czyżbym zbił lustro i zamiast
siedmiu lat nieszczęść, spotkało
mnie jedno, siedmioletnie"?
Leżałem tak przez chwilę,
gdy dotarły do moich uszu trele
ptaków.
Była piękna pogoda, więc ogarnęła
mnie przemożna chęć wyjścia
na zewnątrz.
Nawet się nie ubrałem
i wyszedłem w tym
co miałem na sobie.
Miasto tętniło życiem!
Zapomniałem, że istnieje coś takiego
jak życie.
O tym, że ludzi poruszają się, rozmawiają ze sobą,
a nawet potrafią się śmiać.
Zapomniałem, że są piękni.
W szczególności dziewczyny.
Zacząłem więc ciągle uśmiechać się do nich,
lecz one nie odpowiadały uśmiechem,
Unikały mojego wzroku,
odwracały twarz i przyśpieszały kroku.
Dziwiło mnie to.
Dziwiło do momentu, gdy ujrzałem
odbicie swojej sylwetki w sklepowej witrynie.
Już nie byłem młodzieńcem.
Patrzył na mnie trzydziestokilkuletni
mężczyzna z wielkim brzuchem.
"Przynajmniej wiem, że nie byłem
zahibernowany".
Rozbawiła mnie ta myśl tak bardzo,
że roześmiałem się i poklepałem
po wydatnym brzuchu.
Śmiejąc się, co powodowało jeszcze
większy popłoch wśród przechodniów,
ruszyłem dalej, chłonąc wrażenia,
kolory, zapachy i dźwięki.
Dotarłem do lasu
i zacząłem biec między
drzewami.
Biegłem coraz szybciej i szybciej,
aż do utraty tchu.
W końcu padłem z wycieńczenia
na ściółkę.
Leżałem na plecach z rozłożonymi rękoma
i patrzyłem w korony drzew.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie,
że nie pamiętam niczego sprzed czasu
siedmioletniego snu.
Jedyne wspomnienia były związane z
dzisiejszym dniem.
Czułem się praktycznie jakbym dopiero
dzisiaj się narodził.
W końcu nadszedł wieczór.
Bałem się zasnąć, gdyż nie chciałem
spać ponownie przez siedem lat
i obudzić się tym razem,
czterdziestokilkulatkiem.
Patrzyłem więc na gwiazdy i księżyc,
aż do świtu.
O świcie serce zaczęło bić mocno
niczym dzwon i już wiedziałem,
że nigdy nie zasnę.
Nie musiałem się niczym martwić,
świat wirował,
a ja wdychałem i wydychałem życie.
Wdychałem je całym ciałem i wolno
wypuszczałem...

Życie!
Edytowane przez Zuluz dnia 04/02/2016 11:29
 
Zuluz
#56 Drukuj posta
Dodany dnia 08/04/2016 10:52
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Nastolatkom to się marzy..."

Gdybym tak miał więcej Ciebie,
Chociaż o ten skrawek.
Zrezygnowałbym z męskich zabawek.
Zostałbym Twoim Wielkim Drzewem,
Już nie musiałbym się bronić przed nikim gniewem.
Otworzyłbym swoje oczy,
O tak, bardzo szeroko!
Nie przejmowałbym się moją ziemską powłoką.
Bez wstydu szedłbym razem z Tobą,
Nie posługiwałbym się w naszych rozmowach głową.
Tylko przenikał przez wszystko,
Przez Ciebie i Twoje ciało.
Naprawdę skończyłbym z próżną zabawą!
Stałbym się Twoim spojrzeniem,
Spopielibyśmy wszystko jednym mgnieniem!
Myśli, bądź powieki...
Wzburzylibyśmy potoki i rzeki.
Do końca razem, zawsze.
Albo na wieki!
Szatan by się pieklił,
Bóg zakrywał twarz,
Cisnęlibyśmy w nich największy głaz!
Byśmy byli niepokonani,
Do tego całkowicie nieokrzesani.
I tak spędzilibyśmy nasze życie,
Marzy mi się od pewnego czasu skrycie...
Edytowane przez Zuluz dnia 08/04/2016 10:53
 
Zuluz
#57 Drukuj posta
Dodany dnia 21/04/2016 10:22
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Zegarki tykają tylko raz"

Wspominam Cię przez sekundę.
To mi w zupełności wystarcza.
W sekundzie mieścisz się cała Ty
i jeszcze pozostaje mi czas
na to by spojrzeć na Twoje
zdjęcie na półce.

Sekunda, dla większości ludzi
pewnie nie warta nawet wspomnienia.
Dla mnie trwa nieprzerwanie.

Nie gonię za czasem,
nic mi przez palce nie przecieka.
Już tak długo to trwa,
że nie zauważam podążania
za wspomnieniami,
ani za myślami o życiu.

Sekunda bez sekundy za,
czas z Tobą przestał mieć
swoje wiecznie ustalone reguły.
Dawno przestałem wiedzieć,
którą z kolei wiosnę spędzamy razem.
Zegarki tykają tylko raz.
 
Zuluz
#58 Drukuj posta
Dodany dnia 27/07/2016 08:36
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Dawno nic nie wrzucałem. Smile

"Czarnobrody"

Stawiał wielkie susy.
Jego wzrok przenikał wszechświaty, grzywa włosów sięgała gwiazd, sprawiając ich migotanie.
Czarna, niczym noc, broda iskrzyła od naelektryzowania i wywoływała grzmoty, a nad jego głową kłębiły się ołowiane chmury.
Stopami kruszył głazy, ramionami zwalał wielkie drzewa.
Miał ochotę komuś przypierdolić.
Pewnie myślicie, że też chciałby kogoś zgwałcić, ale on nie był taki jak wy, tępe chujki.
Jeżeli już, to zgwałciłby głowy, tym którzy tak pomyśleli, tak aż zostałaby z nich krwawa miazga.
Szedł, łapska, niczym planety, zaciskał w pięści.
Przeszedł przez prastarą puszczę i przed nim rozpostarła się ogromna pustynia.
Kiedyś było tu wielkie jezioro, ale wysuszył je swoim gorącym oddechem, gdy pewnego dnia zdrzemnął się na brzegu.
Na linii horyzontu majaczyła mała budowla. Dotarł do niej w trzech krokach.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Wewnątrz znajdował się bar, w którym siedziało mnóstwo ludzi, wszyscy wpatrywali się w niego z zastygłymi twarzami.
Zmarszczył brwi powodując pojaśnienie Drogi Mlecznej, podszedł do lady i zamówił piwo.
Gdy je otrzymał, dmuchnął w nie lekko prawą dziurką od nosa, by stało się ciepłe.
Nienawidził zimnego piwa.
Jednym haustem wypił zawartość, grzmotnął pustym kuflem o ladę. Szklane naczynie rozprysło się na miliony drobnych kawałeczków i każda z tych drobin wleciała do oczu siedzących tam gości.
Wszyscy zaczęli mrugać do siebie porozumiewawczo, oraz przewracać gałkami ocznymi.
Czarnobrody zorientował się, że właśnie się domyślili.
Tak, bezsprzecznie zrozumieli!
Gdy to sobie uzmysłowił, zaczął się śmiać aż zatrzęsły się wszystkie przedmioty znajdujące się wewnątrz sali.
Reszta zgromadzonych zaczęła mu wtórować.
Dźwięk, wydobywający się z gardeł, nabrał ciężaru, począł przenikać przez ścian i wnikać w deski podłogi.
Zatrzeszczało i nagle budynek eksplodował.
Śmiech w tym samym momencie objął cały wszechświat, dotarł do jednej z czarnych dziur i wydostał się w alternatywnej rzeczywistości.
Ta niczym nie różniła się od poprzedniej. Właściwie trudno było ją nazwać kopią, gdyż równie dobrze mogła być oryginałem.
Nikt z obecnych nie zorientował się, iż coś się wydarzyło.
Z wyjątkiem jego.
Usiadł ciężko na wysokim krześle przy barze.
Zamówił piwo.
Gładząc białą, niczym dzień, brodę, lekkim podmuchem nosa zmroził złocisty płyn, tak aż na powierzchni kufla pojawił się szron.
Wypił na raz.
Odstawił puste naczynie i wyszedł z baru nie zwracając na nikogo uwagi.
Nikt też nie interesował się nim.
 
Zuluz
#59 Drukuj posta
Dodany dnia 01/08/2016 18:07
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

Rodzice szybko zorientowali się, że w ich dziecku jest coś niezwykłego.
Nie było słychać u niego wypuszczania powietrza z płuc, zamiast tego były słyszalne jakieś cichutkie dźwięki przypominające szemranie strumyczka.
Nikomu o tym nie powiedzieli, a gdy przychodziła do nich rodzina by zobaczyć pierworodnego, włączali muzykę aby nie było słychać co wydobywa się z płuc ich dziecka.
Chłopczyk rósł jak na drożdżach, a wraz z jego dojrzewaniem, dźwięki, którymi oddychał zmieniały się powoli w przeróżne melodie.
Nie musiał nucić pod nosem jak inni, gdyż nucił bez żadnego wysiłku.
W końcu rodzice byli zmuszeni wysłać go do szkoły.
Już na pierwszej lekcji został kilkukrotnie upomniany aby zachowywał ciszę i nie gwizdał. Próbował się tłumaczyć lecz na niewiele się to zdało. Siedział więc w ostatniej ławce i starał się oddychać jak najciszej. Nie przekonał się do uczenia się, za to polubił swoich kolegów i koleżanki z klasy. Z paroma osobami szybko stworzyli zgraną paczkę. W szkole średniej oczywiście założyli zespół. On wydobywał z siebie wymyślone melodie, reszta do nich dogrywała. Grali różne style, głównie te hałaśliwe, gdyż każdy chciał wykrzyczeć z siebie cały gniew, który z różnych powodów w nich zbierał.
W tym też mniej więcej okresie poznał swoją Miłość. Wrażliwą dziewczyną, z którą nie musiał zbyt wiele mówić. Za to oddychał dla niej romantyczne melodie, a czasem podkładał muzykę pod jej słowa. Wychodziła im wtedy miłosna poezja. Kochali się do wszystkich wydychanych stylów muzycznych jakie znali. Wymyślili nawet parę własnych, ale z nikim się nimi nie podzielili. To był ich świat. Stali się dorosłymi, urodziły się im dzieci. Wszystkie oddychały powietrzem. Oddychał im kołysanki na dobranoc.
Zauważył, że starzeje się dużo wolniej od swojej dziewczyny, od przyjaciół i reszty ludzi. Powodem było pewnie to, że nie oddychał tlenem tak jak reszta ludzi.
Czas leciał, jego Miłość umarła, przyjaciele także. Dzieci wyglądały już jakby były jego braćmi i siostrami.
Nie potrafił jednak znaleźć z nimi wspólnego języka.
Od pewnego czasu zaczął zastanawiać się nad własnym przypadkiem.
Dlaczego oddychał melodiami?
Dlaczego musiał zostać sam?
Dowiedział się, że istnieją mantry, dźwięki, które potrafiły pomóc w zrozumieniu.
Tylko tak naprawdę w zrozumieniu czego?
Pogrążał się w tych mantrach całymi miesiącami.
W końcu zauważył, iż dźwięki, którymi oddycha stały się coraz bardziej trzeszczące i pełne szumów, traciły swoją melodykę.
Gdy poszedł do lekarza opowiedział mu swoją całą historię. Lekarz stwierdził jedno, wszystko wskazywało na to, że zaczyna umierać, dlatego dźwięki gubiły swą melodyjność.
Nie zląkł się tej wiadomości.
Wrócił do swoich mantr.
Siedział w swoim pokoju i wdychał i wydychał dźwięki.
Te stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej chaotyczne. Ostatecznie zmieniły się w istną kakofonię. Wtedy zrozumiał, to nie on umierał, tylko cały znany mu wszechświat.
Jeszcze bardziej zatopił się w tym chaosie.
I nagle usłyszał ciszę. Ciszę, która przenikała wszystkie rozchodzące się dźwięki. Była tu od zawsze. Po raz pierwszy w życiu nie słyszał wydychanych przez siebie melodii.
Nieoczekiwanie zjawiają się anioły grające na trąbach, a z nich wyłania się tylko cisza. Z szóstego Niebiosa zstępuje Awalokiteśwara, Postrzegająca Dźwięki Świata, zdumiona wsłuchuje się w niego, gdyż od eonów nie słyszała tej Pierwotnej Ciszy. Błękitnoskóry Śiwa przestaje grać na swoim cudownym fleciku i powoli kieruje twarz ku niemu. Bóg Abrasax wykluwa się ze swojego jaja i po raz pierwszy z jego koguciego łba nie wydobywa się pianie. Dźwięki bezgłośnie eksplodują i wtedy materializuje się twarz Allaha, której nikt nigdy nie widział i nie ujrzy aż do końca i początku świata.
Wszystko zamiera.
W ciszy wszechświat przestaje istnieć.
Bogowie rozpływają się, a on, on już nie wydobywa z siebie żadnej melodii.
 
Zuluz
#60 Drukuj posta
Dodany dnia 31/08/2016 12:46
Awatar

Rozgrzany


Postów: 81
Data rejestracji: 13.08.15

"Wrażliwość"

Po co ci milion baksów
skoro te dziesięć zeta
w kieszeni
w zupełności starcza
Wyjmujesz pomięty banknot
składasz
i już masz papierowy stateczek
Wodujesz w najbliższej
kałuży
i wypływasz ku najbliższej
wyspie
Czyli w stronę odbitego
marszczącego się
księżyca
Tam oczekują na ciebie
przyjaciele z dzieciństwa
którzy mają tutaj swoją
kosmiczną bazę
Wspólnie machacie nogami
starając się nie strącić żadnej
gwiazdy
Jecie watę cukrową
prosto z obłoku
Magellana
Pokazujecie sobie palcami
tajemniczy wszechświat
i kompletnie nie przejmujecie się
rodzicami
którzy uśmiechają się
machając rękoma
zadzierając głowy
by was dostrzec

Ostatnio straszliwie mi brak
tego
rodzaju rzeczywistości
tutaj
gdzie mieszkam
 
Przeskocz do forum:

51,661,745 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.

2024