Jak to ze mną jest, czyli moja droga do zdrowienia...
Walczę czy się poddaję? Chcę być zdrowa czy chorować? Co mi daje choroba? Te pytania zadaje sobie ostatnio dość często !!!
Jaka jest moja droga do zdrowienia, czy daję z siebie wszystko, czy wkładam wystarczająco dużo wysiłku? Tylko to co okupione jest dużą pracą może przynieść sukces i szczęście. Nikt mi nie zagwarantuje przy kupnie, że nowe buty mnie nie obetrą, dlatego wolę chodzić w starych, chociaż już są niewygodne, ale znane.
Ciągle szukam wymówek by nie dać dość z siebie, bo czy nie jest wymówką rezygnacja z terapii po dwóch sesjach i powtarzanie jak mantra, że nikt mnie nie rozumie nie chce mi pomóc i że jestem sama. Przecież to nie jest prawda, mam wspaniałego lekarza, który na każdej wizycie motywuje mnie do walki o siebie. Jest kilka osób które wyraźnie pokazują mi, że im na mnie zależy, są rodzice, którzy mimo wszystko mnie kochają i pragną mojego szczęścia. Chociaż wydaje się, że już zapomnieli o wszystkim, albo nie chcą wiedzieć, a może nie umieją się do tego zabrać, ale o tym nie chcę pisać, bo to jest szukanie usprawiedliwienia i wymówki dla siebie. Tylko to wszystko jest dość skomplikowane i trudne, gdy się nienawidzi siebie za wszystko, nic w sobie nie toleruje, gdy jest zupełny brak akceptacji siebie i swojego ciała, gdy po prostu siebie się nie kocha.
Anoreksja i depresja są ze mną już kilkanaście lat, właściwie gdyby moja depresja nie nasiliła się do bardzo silnej, długo skrywana w zakamarkach mojego umysłu anoreksja nie ujrzałaby prawdopodobnie światła dziennego. Gdy już wyszła na jaw okazała się dla wszystkich wielkim szokiem. Jednak nie tak łatwo się jej pozbyć, jak już dało się jej złapać w swoje sidła.
Gdy okazało się, że będę znowu musiała szukać innego psychologa załamałam się przecież wszystko postawiłam na jedną kartę, albo ta terapeutka albo nikt inny, ale dostałam antidotum w postaci innej psycholog, która ma mi pomóc, lekarz też mi ja polecał i próbował motywować na tą terapię, zresztą stwierdził,że u mnie terapia - jest to natychmiastowa konieczność. Rozmawiałam dzisiaj nawet z tą Panią, dokładnie wszystko będę wiedzieć w przyszłym tygodniu..
Wiem,że terapia jest mi potrzebna bez niej nie osiągnę nic lepszej pracy,nie ułożę sobie życia, będę myśleć o śmierci, będę z każdym dniem coraz bardziej nienawidzić siebie i tragizować nad dodatkowym 0,5kg. Właściwie nie tragizować to co się czuje jest nie do opisania, to jest dramat i cierpienie. Doskonale wiem,że jak byłam chudsza to, że miałam duże kłopoty zdrowotne, ale nie dociera to do mnie tak jak powinno. Ja przez swoje niejedzenie wymierzam sobie karę, przynosi mi to ulgę i niezrozumiałe poczucie kontroli, zgubne dążenie do perfekcji pod każdym względem; wiem to błędne kolo. Zastanawiam się nad sobą przecież nie jestem, aż tak płytka żeby myśleć w sensie chuda= ładna= próżna. W szpitalu mówili,że jestem bardzo inteligentna, nie chcę się tu chwalić, zresztą ja tak nie sądzę, ale pokazać,że jest to coś zupełnie innego nie do wytłumaczenia.
Mi niejedzenie przynosi ulgę,jak dziewczynie,która wczoraj czekała do lekarza, samookaleczanie się (miała wyraźne sznyty na rękach).
Chciałabym mieć prawdziwą terapię, psychologa,który mnie zrozumie i będzie miał dla mnie dużo cierpliwości i to coś co ma mój lekarz. To coś, które powoduje, że leczę się u niego już ponad rok, a początki też nie były łatwe. Zresztą teraz też często nie bywa kolorowo, ale mam do niego ogromne zaufanie,wiem, że chce mi pomóc i zrobi wszystko,. Może to dużo, ale tego samego wymagam od psychologa zrozumienia i pewności siebie, takiego, który nie da się wciągnąć w moją w grę, bo tylko taki może mi tylko pomóc. Takiego, który zatrzyma mnie przy sobie.
Przede mną wielka wojna o życie, muszę wystawić wszystkie siły obronne, nie mogę jej przegrać, bo wiem,że jeżeli teraz to zrobię to już więcej się nie podniosę. Nie chcę zmarnować tej bitwy, którą wygrałam w szpitalu. Trzymajcie za mnie kciuki.
Jaka jest moja droga do zdrowienia, czy daję z siebie wszystko, czy wkładam wystarczająco dużo wysiłku? Tylko to co okupione jest dużą pracą może przynieść sukces i szczęście. Nikt mi nie zagwarantuje przy kupnie, że nowe buty mnie nie obetrą, dlatego wolę chodzić w starych, chociaż już są niewygodne, ale znane.
Ciągle szukam wymówek by nie dać dość z siebie, bo czy nie jest wymówką rezygnacja z terapii po dwóch sesjach i powtarzanie jak mantra, że nikt mnie nie rozumie nie chce mi pomóc i że jestem sama. Przecież to nie jest prawda, mam wspaniałego lekarza, który na każdej wizycie motywuje mnie do walki o siebie. Jest kilka osób które wyraźnie pokazują mi, że im na mnie zależy, są rodzice, którzy mimo wszystko mnie kochają i pragną mojego szczęścia. Chociaż wydaje się, że już zapomnieli o wszystkim, albo nie chcą wiedzieć, a może nie umieją się do tego zabrać, ale o tym nie chcę pisać, bo to jest szukanie usprawiedliwienia i wymówki dla siebie. Tylko to wszystko jest dość skomplikowane i trudne, gdy się nienawidzi siebie za wszystko, nic w sobie nie toleruje, gdy jest zupełny brak akceptacji siebie i swojego ciała, gdy po prostu siebie się nie kocha.
Anoreksja i depresja są ze mną już kilkanaście lat, właściwie gdyby moja depresja nie nasiliła się do bardzo silnej, długo skrywana w zakamarkach mojego umysłu anoreksja nie ujrzałaby prawdopodobnie światła dziennego. Gdy już wyszła na jaw okazała się dla wszystkich wielkim szokiem. Jednak nie tak łatwo się jej pozbyć, jak już dało się jej złapać w swoje sidła.
Gdy okazało się, że będę znowu musiała szukać innego psychologa załamałam się przecież wszystko postawiłam na jedną kartę, albo ta terapeutka albo nikt inny, ale dostałam antidotum w postaci innej psycholog, która ma mi pomóc, lekarz też mi ja polecał i próbował motywować na tą terapię, zresztą stwierdził,że u mnie terapia - jest to natychmiastowa konieczność. Rozmawiałam dzisiaj nawet z tą Panią, dokładnie wszystko będę wiedzieć w przyszłym tygodniu..
Wiem,że terapia jest mi potrzebna bez niej nie osiągnę nic lepszej pracy,nie ułożę sobie życia, będę myśleć o śmierci, będę z każdym dniem coraz bardziej nienawidzić siebie i tragizować nad dodatkowym 0,5kg. Właściwie nie tragizować to co się czuje jest nie do opisania, to jest dramat i cierpienie. Doskonale wiem,że jak byłam chudsza to, że miałam duże kłopoty zdrowotne, ale nie dociera to do mnie tak jak powinno. Ja przez swoje niejedzenie wymierzam sobie karę, przynosi mi to ulgę i niezrozumiałe poczucie kontroli, zgubne dążenie do perfekcji pod każdym względem; wiem to błędne kolo. Zastanawiam się nad sobą przecież nie jestem, aż tak płytka żeby myśleć w sensie chuda= ładna= próżna. W szpitalu mówili,że jestem bardzo inteligentna, nie chcę się tu chwalić, zresztą ja tak nie sądzę, ale pokazać,że jest to coś zupełnie innego nie do wytłumaczenia.
Mi niejedzenie przynosi ulgę,jak dziewczynie,która wczoraj czekała do lekarza, samookaleczanie się (miała wyraźne sznyty na rękach).
Chciałabym mieć prawdziwą terapię, psychologa,który mnie zrozumie i będzie miał dla mnie dużo cierpliwości i to coś co ma mój lekarz. To coś, które powoduje, że leczę się u niego już ponad rok, a początki też nie były łatwe. Zresztą teraz też często nie bywa kolorowo, ale mam do niego ogromne zaufanie,wiem, że chce mi pomóc i zrobi wszystko,. Może to dużo, ale tego samego wymagam od psychologa zrozumienia i pewności siebie, takiego, który nie da się wciągnąć w moją w grę, bo tylko taki może mi tylko pomóc. Takiego, który zatrzyma mnie przy sobie.
Przede mną wielka wojna o życie, muszę wystawić wszystkie siły obronne, nie mogę jej przegrać, bo wiem,że jeżeli teraz to zrobię to już więcej się nie podniosę. Nie chcę zmarnować tej bitwy, którą wygrałam w szpitalu. Trzymajcie za mnie kciuki.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?