Bajka o dziewczynce, która nie była dzieckiem
Próbowałyście kiedyś pisać bajki? Fajna sprawa. Mnie skłoniła do tego moja terapeutka. Zawsze dostawałam listę tematów do napisania na następny raz, normalne analizy, czasem listy do, a czasem zdarzało się, że było to "Bajka o dziewczynce, która...";
Potem dopiero poczytałam sobie, co to takiego te bajki; że jest cała seria bajek dla dzieci, głównie chodzi o przewalczenie leków i rozmowy na trudne tematy, że takie bajki mają morał często/gęsto i są punktem wyjścia do rozmów o trudnych sprawach. Ale są też "bajki" dla dorosłych. I tu bardziej chodzi o poznanie siebie, a często o powrót do spraw z dzieciństwa lub odnalezienie dziecka w sobie. Dlatego pisanie bajki było nieraz łatwiejsze, niż powiedzenie czegoś wprost. W końcu to dziewczynka, język też taki trochę bajkowy. Wiele trudnych spraw można w ten sposób przepracować. Nieraz się buntowałam i zamiast bajki pisałam czarnohumorne wiersze.
Chciałabym się z Wami podzielić moją bajką. Może wspólnie uda nam się stworzyć całą mini biblioteczkę bajek o dziewczynkach? W końcu tak wszystkie świetnie piszecie? Fiona? Czerń? Nadzieja? Wszyscy inni?...
BAJKA O DZIEWCZYNCE KTÓRA NIE BYŁA DZIECKIEM
Zadzwonił dzwonek. Drzwi klas powoli otwierały się z hukiem, dzieci wypadały tabunami, z krzykiem, jakby nagromadzona przez 45 minut energia osiągnęła moment krytyczny i teraz erupcja wulkanu dziecięcej aktywności wylała się lawą skotłowanych rąk, nóg, głów i tornistrów, z klas na szkolne korytarze.
Tylko jedna dziewczynka została z tyłu. Spokojnie, jakby na zwolnionych obrotach wkładała ołówki do piórnika, piórnik do torby, nie, wyciągnąć piórnik. Najpierw książki, równiutko tak, żeby się rogi nie pogniotły, jak mamusia pokazała, najpierw te największe, potem te średnie, na końcu mniejsze i z boku zostanie miejsce na piórnik. Tak, udało się! Była zadowolona z siebie, mamusia byłaby ze mnie dumna. Zasunęła krzesełko, spokojnym, zrównoważonym krokiem podeszła do drzwi. O, wszyscy już pobiegli. Nie rozumiem, dlaczego im się tak spieszy. To takie głupie i krzywdę sobie można zrobić. Dzieciaki. Gdzieś tam z pobłażliwością o nich myślała; ona była inna, taka już dorosła, jak na swój wiek poważna. Więcej miała wspólnych tematów z dorosłymi niż ze swoimi koleżankami z klasy. One by tylko o naklejkach rozmawiały. Albo się kłócą. Ona też sobie czasem lubiła o tych naklejkach porozmawiać ale inaczej. I często jak zadawała pytanie, to żadna dziewczyna nie odpowiadała, tylko wszystkie gapiły się jak na dziwną. Eee, to pewnie głupie pytanie było, na przykład że ten kotek na obrazku to ma takie smutne oczy i ciekawe dlaczego. Z czasem nauczyła się nie dzielić swoimi przemyśleniami.
Mamusi też lepiej nie zadawać takich pytań, ona z kolei niby rozmawia jak z dorosłym ale jeśli dziewczynka pyta o takie rzeczy to się śmieje, że nie można być takim wrażliwym. Wtedy dziewczynce pojawiają się łzy w oczach, bo przykro jej; z powodu kotka i tego, że mama się śmieje. A mama ironizuje "o, łezka, znowu masz mokre oczy. Musisz się nauczyć nad tym panować, bo cię ludzie wyśmieją". A ona naprawdę się stara. Dumnie podnosi głowę do góry, robi groźną minkę.... No tak, tylko wtedy inne dzieci nie bardzo chcą się z nią bawić. Zresztą i tak nie chcą. Pewnie nie jest taka fajna jak one. Jak gdzieś biegną, to nigdy nie zaproponują "Pójdziesz z nami? Może chcesz się z nami pobawić?"; Rodzice zawsze zapytają i czekają na nią, aż się zdecyduje, dzieci nie. Dlatego dziewczynka nie biegnie za dziećmi; bo pewnie jej nie chcą. Zresztą mamusia też tak mówi, że dzieci są głupie. Ania na przykład podchodzi do stołu i ciągle bierze coś do jedzenia, a ta Monika cały czas przerywa dorosłym. A na podwórku to w ogóle trzeba uważać, większość dzieci chce zrobić krzywdę - i myślą, że takie bieganie i szarpanie to jest dobra zabawa. Dziewczynka wprawdzie nieraz myśli, że mama przesadza, że ludzie nie są tak niebezpieczni, jak mówi, przynajmniej nie wyglądają na takich... I trochę jej przykro, że żadna jej koleżanka się mamie nie podoba i zaraz po jej wyjściu następuje rozmowa, co jest w tej koleżance złego, co zrobiła nie tak, ale ty córeczko tak nie robisz, bo ty jesteś mądra i grzeczna. No jest - przecież najbardziej na świecie chce, żeby mamusia była z niej zadowolona. Innym dzieciom wolno, czasem rodzice na nie krzykną, ale mamusia powiedziała przecież "Ja się nie będę zniżać do krzyku. W miejscu publicznym wystarczy, że na ciebie spojrzę i masz wiedzieć, o co mi chodzi." Więc bawiąc się, dziewczynka zawsze co jakiś czas spoglądała, czy wzrok mamy był akceptujący, czy też mina była skrzywiona - a jeśli tak, to dlaczego. Co zrobiła nie tak. Czasem udawał, że ją to nie obchodzi, czasem chciała być bardzo niegrzeczna i tak jak Ania robić coś głupiego i śmiesznego. Ale potem bała się, bo wiedziała, że w domu będzie poważna rozmowa. Albo co gorsze, że mama zamilknie z taką poważną miną, a tato będzie mówił "widzisz co zrobiłaś? Teraz mamusia przez ciebie cierpi." Jak wtedy, kiedy nie pościeliła łóżka i zaprosiła Mariolkę do takiego pokoju. Mama nie odzywała się wtedy przez tydzień. Nigdy więcej nie chce, żeby mamusia tak cierpiała!
Ale ta Ania przecież jest naprawdę miła... I dziewczynka nie chciałaby patrzeć na nią krzywo tylko dlatego, że lubi słodycze.
Każdą taką rozmowę mamusia kończy słowami "I pamiętaj córeczko, tylko my chcemy dla ciebie dobrze. Wszyscy Cię zostawią, tylko my będziemy zawsze trwać przy Tobie, bo jesteśmy twoimi rodzicami. Tylko na nas możesz liczyć, bo dla ciebie ostatnią kroplę krwi byśmy oddali" Słowa, słowa, słowa - niekończące się rozmowy. Teraz dziewczynka ma dziesięć lat, jeszcze jej to nie męczy. Przecież zawsze tak było... Tak naprawdę rozmawia tylko z mamusią, bo z koleżankami nie da się tak porozmawiać, a z innymi dorosłymi nie ma za dużo kontaktu. Nieraz patrzy z podziwem na jakąś panią w szkole. I to o dziwo nie na te podobne do mamusi. Lubi taką jedną, która się tak cudownie, głośno śmieje. Tak szczerze. Nie kontroluje, że widać jej pół gardła, nie przejmuje się, że wisiorek podskakuje na szyi, po prostu się śmieje. Jak teraz, na korytarzu, rozmawiając z inną nauczycielką. Jej śmiech przebija się przez cały hałas korytarza -niesamowite. Ale tak naprawdę to ona musi być z jakiejś wioski - w mieście ludzie się tak nie zachowują. Bo jak tak w bloku każdy by się głośno śmiał, to by przeszkadzał innym. I byłby wielki hałas. Zresztą, niektórzy tak się zachowują. Ale przecież nie my - my mieszkamy w mieście od pokoleń i wiemy, że nawet łóżko trzeba przytrzymywać przy otwieraniu, bo inaczej bardzo stuka. Jejku, ciekawe, czy inni też tak mają, że ciągle myślą? Dziewczynka nieraz patrzy na ludzi - na ulicy, w autobusie - i zastanawia się, jacy są, o czym myślą. Ta pani jest smutna - ciekawe, dlaczego. A ten pan się uśmiecha - ciekawe, co sobie przypomina.
Doszła do klasy, inne dziewczynki żywo o czymś rozmawiają. Podchodzi z uśmiechem, chyba jej nie zauważyły. "Masz zadanie? Daj spisać?" A, jednak widzą, ucieszyła się. Pewnie, proszę, cieszy się, że mogę się na coś przydać. Może pobawimy się potem razem?... E, one są przecież całkiem miłe. Jeszcze będzie dzisiaj fajnie.
Potem dopiero poczytałam sobie, co to takiego te bajki; że jest cała seria bajek dla dzieci, głównie chodzi o przewalczenie leków i rozmowy na trudne tematy, że takie bajki mają morał często/gęsto i są punktem wyjścia do rozmów o trudnych sprawach. Ale są też "bajki" dla dorosłych. I tu bardziej chodzi o poznanie siebie, a często o powrót do spraw z dzieciństwa lub odnalezienie dziecka w sobie. Dlatego pisanie bajki było nieraz łatwiejsze, niż powiedzenie czegoś wprost. W końcu to dziewczynka, język też taki trochę bajkowy. Wiele trudnych spraw można w ten sposób przepracować. Nieraz się buntowałam i zamiast bajki pisałam czarnohumorne wiersze.
Chciałabym się z Wami podzielić moją bajką. Może wspólnie uda nam się stworzyć całą mini biblioteczkę bajek o dziewczynkach? W końcu tak wszystkie świetnie piszecie? Fiona? Czerń? Nadzieja? Wszyscy inni?...
BAJKA O DZIEWCZYNCE KTÓRA NIE BYŁA DZIECKIEM
Zadzwonił dzwonek. Drzwi klas powoli otwierały się z hukiem, dzieci wypadały tabunami, z krzykiem, jakby nagromadzona przez 45 minut energia osiągnęła moment krytyczny i teraz erupcja wulkanu dziecięcej aktywności wylała się lawą skotłowanych rąk, nóg, głów i tornistrów, z klas na szkolne korytarze.
Tylko jedna dziewczynka została z tyłu. Spokojnie, jakby na zwolnionych obrotach wkładała ołówki do piórnika, piórnik do torby, nie, wyciągnąć piórnik. Najpierw książki, równiutko tak, żeby się rogi nie pogniotły, jak mamusia pokazała, najpierw te największe, potem te średnie, na końcu mniejsze i z boku zostanie miejsce na piórnik. Tak, udało się! Była zadowolona z siebie, mamusia byłaby ze mnie dumna. Zasunęła krzesełko, spokojnym, zrównoważonym krokiem podeszła do drzwi. O, wszyscy już pobiegli. Nie rozumiem, dlaczego im się tak spieszy. To takie głupie i krzywdę sobie można zrobić. Dzieciaki. Gdzieś tam z pobłażliwością o nich myślała; ona była inna, taka już dorosła, jak na swój wiek poważna. Więcej miała wspólnych tematów z dorosłymi niż ze swoimi koleżankami z klasy. One by tylko o naklejkach rozmawiały. Albo się kłócą. Ona też sobie czasem lubiła o tych naklejkach porozmawiać ale inaczej. I często jak zadawała pytanie, to żadna dziewczyna nie odpowiadała, tylko wszystkie gapiły się jak na dziwną. Eee, to pewnie głupie pytanie było, na przykład że ten kotek na obrazku to ma takie smutne oczy i ciekawe dlaczego. Z czasem nauczyła się nie dzielić swoimi przemyśleniami.
Mamusi też lepiej nie zadawać takich pytań, ona z kolei niby rozmawia jak z dorosłym ale jeśli dziewczynka pyta o takie rzeczy to się śmieje, że nie można być takim wrażliwym. Wtedy dziewczynce pojawiają się łzy w oczach, bo przykro jej; z powodu kotka i tego, że mama się śmieje. A mama ironizuje "o, łezka, znowu masz mokre oczy. Musisz się nauczyć nad tym panować, bo cię ludzie wyśmieją". A ona naprawdę się stara. Dumnie podnosi głowę do góry, robi groźną minkę.... No tak, tylko wtedy inne dzieci nie bardzo chcą się z nią bawić. Zresztą i tak nie chcą. Pewnie nie jest taka fajna jak one. Jak gdzieś biegną, to nigdy nie zaproponują "Pójdziesz z nami? Może chcesz się z nami pobawić?"; Rodzice zawsze zapytają i czekają na nią, aż się zdecyduje, dzieci nie. Dlatego dziewczynka nie biegnie za dziećmi; bo pewnie jej nie chcą. Zresztą mamusia też tak mówi, że dzieci są głupie. Ania na przykład podchodzi do stołu i ciągle bierze coś do jedzenia, a ta Monika cały czas przerywa dorosłym. A na podwórku to w ogóle trzeba uważać, większość dzieci chce zrobić krzywdę - i myślą, że takie bieganie i szarpanie to jest dobra zabawa. Dziewczynka wprawdzie nieraz myśli, że mama przesadza, że ludzie nie są tak niebezpieczni, jak mówi, przynajmniej nie wyglądają na takich... I trochę jej przykro, że żadna jej koleżanka się mamie nie podoba i zaraz po jej wyjściu następuje rozmowa, co jest w tej koleżance złego, co zrobiła nie tak, ale ty córeczko tak nie robisz, bo ty jesteś mądra i grzeczna. No jest - przecież najbardziej na świecie chce, żeby mamusia była z niej zadowolona. Innym dzieciom wolno, czasem rodzice na nie krzykną, ale mamusia powiedziała przecież "Ja się nie będę zniżać do krzyku. W miejscu publicznym wystarczy, że na ciebie spojrzę i masz wiedzieć, o co mi chodzi." Więc bawiąc się, dziewczynka zawsze co jakiś czas spoglądała, czy wzrok mamy był akceptujący, czy też mina była skrzywiona - a jeśli tak, to dlaczego. Co zrobiła nie tak. Czasem udawał, że ją to nie obchodzi, czasem chciała być bardzo niegrzeczna i tak jak Ania robić coś głupiego i śmiesznego. Ale potem bała się, bo wiedziała, że w domu będzie poważna rozmowa. Albo co gorsze, że mama zamilknie z taką poważną miną, a tato będzie mówił "widzisz co zrobiłaś? Teraz mamusia przez ciebie cierpi." Jak wtedy, kiedy nie pościeliła łóżka i zaprosiła Mariolkę do takiego pokoju. Mama nie odzywała się wtedy przez tydzień. Nigdy więcej nie chce, żeby mamusia tak cierpiała!
Ale ta Ania przecież jest naprawdę miła... I dziewczynka nie chciałaby patrzeć na nią krzywo tylko dlatego, że lubi słodycze.
Każdą taką rozmowę mamusia kończy słowami "I pamiętaj córeczko, tylko my chcemy dla ciebie dobrze. Wszyscy Cię zostawią, tylko my będziemy zawsze trwać przy Tobie, bo jesteśmy twoimi rodzicami. Tylko na nas możesz liczyć, bo dla ciebie ostatnią kroplę krwi byśmy oddali" Słowa, słowa, słowa - niekończące się rozmowy. Teraz dziewczynka ma dziesięć lat, jeszcze jej to nie męczy. Przecież zawsze tak było... Tak naprawdę rozmawia tylko z mamusią, bo z koleżankami nie da się tak porozmawiać, a z innymi dorosłymi nie ma za dużo kontaktu. Nieraz patrzy z podziwem na jakąś panią w szkole. I to o dziwo nie na te podobne do mamusi. Lubi taką jedną, która się tak cudownie, głośno śmieje. Tak szczerze. Nie kontroluje, że widać jej pół gardła, nie przejmuje się, że wisiorek podskakuje na szyi, po prostu się śmieje. Jak teraz, na korytarzu, rozmawiając z inną nauczycielką. Jej śmiech przebija się przez cały hałas korytarza -niesamowite. Ale tak naprawdę to ona musi być z jakiejś wioski - w mieście ludzie się tak nie zachowują. Bo jak tak w bloku każdy by się głośno śmiał, to by przeszkadzał innym. I byłby wielki hałas. Zresztą, niektórzy tak się zachowują. Ale przecież nie my - my mieszkamy w mieście od pokoleń i wiemy, że nawet łóżko trzeba przytrzymywać przy otwieraniu, bo inaczej bardzo stuka. Jejku, ciekawe, czy inni też tak mają, że ciągle myślą? Dziewczynka nieraz patrzy na ludzi - na ulicy, w autobusie - i zastanawia się, jacy są, o czym myślą. Ta pani jest smutna - ciekawe, dlaczego. A ten pan się uśmiecha - ciekawe, co sobie przypomina.
Doszła do klasy, inne dziewczynki żywo o czymś rozmawiają. Podchodzi z uśmiechem, chyba jej nie zauważyły. "Masz zadanie? Daj spisać?" A, jednak widzą, ucieszyła się. Pewnie, proszę, cieszy się, że mogę się na coś przydać. Może pobawimy się potem razem?... E, one są przecież całkiem miłe. Jeszcze będzie dzisiaj fajnie.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?