Świadomość siebie
Nawroty depresji to coś okropnego - wiem coś na ten temat - wiem z autopsji. Choruje już długo. Co jakiś czas doświadczam nawrotów depresji. Poza tym jakby tego było mało mam zaburzenia odżywiania. Nie mam ich jednak zdiagnozowanych, dlatego nie potrafię się przyznać przed samą sobą do tego. Niby jestem tego świadoma, że mam problem, ale dla mnie to tylko problem z jedzeniem - nie choroba.
Ostatnio wiele rzeczy dowiedziałam się na swój temat i temat mojej choroby. Jestem tym zszokowana, że doszłam do tak zaskakujących wniosków. Do niedawna wydawało mi się, że skoro się leczę, to powinna być jakaś poprawa, a tymczasem moje życie jest jak sinusoida. Raz mam okres podwyższonego nastroju, euforii, a innym razem taki dół, z którego wydaje mi się nie ma już ucieczki.
Zastanawiam się. Tak sobie myślę, czy z depresji można się wyleczyć? Czy można wyleczyć się z zaburzeń odżywiania? Mówią i piszą, że można, ale trzeba chcieć wyzdrowieć. Do tej pory myślałam, że się leczę i że chcę być zdrowa. Psychoterapia pokazała, że jest inaczej. Ja przez 4 lata udawałam, że się leczę. Postanowiłam zmienić psychologa na psychoterapeutę i to był dobry, a nawet bardzo dobry pomysł. Tyle ile zrozumiałam podczas tego 1,5 czy 2 letniego leczenia, nie dane mi było dowiedzieć się z wcześniejszej czteroletniej terapii. Nie mogę powiedzieć, że pierwsza terapia była nieskuteczna, bo wiele zmieniło się w ciągu tych 4 lat, wyszłam z bardzo silnej depresji i moje życie stało się bardziej ustabilizowane.
Ale czy tego chciałam? Oczekiwałam czegoś więcej - chciałam pokonać problem nie tylko depresji ale również jedzenia. Udało mi się znaleźć terapeutę mężczyznę, który pomógł mi poukładać sobie stosunki z moimi bliskimi. Pomógł mi zrozumieć że tak naprawdę nienawidzę swojej pracy - nie to, że sobie nie radzę (chociaż w sumie ostatnio kiedy nasiliła się depresja faktycznie nie dawałam rady) bo pracuję, wywiązuję się z terminów, ale chodzi tutaj raczej o szacunek i docenianie mojej pracy, która dla mojego pracodawcy nic nie znaczy. Dzięki terapii zrozumiałam, że w sumie męczę się w tej pracy i jestem poniżana. Mimo to nie wiem dlaczego do tej pory nie udało mi się znaleźć czegoś lepszego? Skoro szukam i wysyłam swoje CV, to ktoś powinien się odezwać i chcieć mnie zatrudnić. Jednak lęk przed nową pracą, brak wiary we własne możliwości - to jest chyba to, co nie pozwala mi się otworzyć na nowe propozycje, które oferują na rynku pracy.
Teraz jak sobie myślę o mojej obecnej terapii, to powiem, że nie wyobrażałam sobie, że będę mogła pracować z tym terapeutą. On jest przecież mężczyzną, a ja nienawidzę mężczyzn i boję się kontaktu z nimi. Niby rozmawiam z mężczyznami - nie boję się ich, niby nie mam oporów, ale jeżeli tylko doszłoby do zbliżenia (niekoniecznie do kontaktów seksualnych) jestem pewna na 100 %, że wycofałabym się, ponieważ mój lęk jest dużo silniejszy niż mi się wydaje. To lęk przed bliskością, lęk przed nieznanym i świadomość, że ja przecież sobie nie poradzę w życiu, że nie zasługuję na to, żeby mnie kochać. Ten lęk właśnie ogranicza mnie i sprawia, że wolę się wycofać.
Praca z moim obecnym terapeutą to ciężki kawałek chleba. Wiele razy miałam mieszane uczucia, ba zdarzyło się, że nawet wątpiłam, że ta terapia może w jakiś sposób mi pomóc. Musiałam sobie z tym jakoś poradzić i udało się. Pracowałam nad sobą ale bez jakiejkolwiek motywacji. Moją motywacją było to, że chcę być zdrowa, że chcę siebie akceptować. Do chwili obecnej nie udało mi się tego osiągnąć. Dlaczego? A no dlatego, że ja naprawdę nie chciałam skończyć z odchudzaniem a co za tym idzie nie chciałam być zdrowa. Jak więc można osiągnąć coś czego tak naprawdę się nie chce. Dotarło to do mnie na jednej z ostatnich sesji, kiedy otwarcie powiedziałam, że nie chcę przestać się odchudzać, bo to przynosi mi ulgę i kiedy to robię, kiedy się odchudzam, liczę kalorie i kontroluję swoją wagę mam wrażenie że robię coś, aby poczuć się szczęśliwą i kochaną. Z jednej strony chcę wyzdrowieć, a z drugiej nie chcę porzucić chorobowych nawyków.
To absurd!!! Czy takie zachowanie można nazwać wychodzeniem z choroby?
Chyba raczej nie. Nie można przecież nikogo zmusić, by się leczył.
Chcę być zdrowa czy nie? Chcę. Ale czy na pewno? Czy nie marnuję swojego czasu na udawanie i kłamanie, które z resztą jak wszystkie osoby z zaburzeniami odżywiania opanowałam do perfekcji? - to jedno pytanie. Drugie - to przede wszystkim: Czy nie marnuję czasu, który poświęca mi mój terapeuta. Jak się teraz zastanawiam to w sumie chyba nie w pełni z niego korzystałam... Dotarło to do mnie dopiero wtedy, kiedy poczułam się odrzucona, kiedy przez dłuższy czas nie mogłam porozmawiać z moim psychologiem. Teraz już wiem, że potrzebowałam tego czasu - był mi on potrzebny do tego, aby zrozumieć, czego tak naprawdę chcę od terapeuty, od siebie, od mojego życia. Oczywiście pojawiły się we mnie uczucia złości a nawet nienawiści do terapeuty. I dobrze, że tak się stało, ponieważ zmobilizowały mnie one do tego, aby naprawdę - tak na serio wziąć się za swoje leczenie i pomyśleć chociaż przez chwilę o sobie a nie o tym, co powiedzą w pracy - czy mnie zwolnią, czy też, czy moje obecne stanowisko pracy będzie na mnie czekać, kiedy skończę terapię?
Moja praca, której z resztą nienawidzę stała się dla mnie mało istotna. Zdrowie i dobre samopoczucie, szczęśliwe życie, stało się dla mnie sprawą priorytetową. Pomyślałam z pracą to różnie bywa - raz jest, raz jej nie ma i nawet jak jej nie ma zawsze można ją znaleźć. Zdrowie natomiast mamy tylko jedno!!!
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć teraz, że moje życie zostało przewartościowane.
Kiedy myślę jak to było kiedyś i sięgam pamięcią wstecz, to wiem, że mimo wszystko nie było mi lekko. Po przerwie w terapii musiałam zdecydować - chcę się leczyć?, czy chcę aby było jak dotychczas? Zrozumiałam, że najważniejsze to wreszcie skończyć z udawaniem i wziąć się porządnie za naprawianie swojego życia. Dlatego właśnie postanowiłam, że będę kontynuować terapię w Krakowie. Teraz czekam na konsultację, którą mam mieć 3 września. Nie powiem, że jest mi łatwo, bo strasznie się boję. Boję się, że nie będą chcieli mnie leczyć w Krakowie, że powiedzą, że zmyślam czy symuluję.
Wiem jednak, że jeżeli nie zaryzykuję teraz, to nigdy tak naprawdę nie będę zdrowa. To jest ten czas - mój czas, na to aby wreszcie poskładać swoje życie, w którym jak ostatnio stwierdziłam panuje ogromny chaos.
A teraz, na koniec moich rozważań, coś dla osób które podobnie jak ja zmagają się z depresją i zaburzeniami odżywiania.
Jak sobie radzić w chwilach nawrotu, kiedy po okresowej poprawie (wydaje się że dany lek jest odpowiedni bo przez jakiś czas pomaga) następuje ponowne pogorszenie samopoczucia? Leczyć się czy uciekać w chorobę? Powiem szczerze - leczyć się i starać się próbować sobie jakoś pomóc z pomocą specjalistów. Najważniejsze jednak to poprosić o pomoc w chwili, kiedy czujemy, że sami nie dajemy już rady ogarnąć tego całego bałaganu w swoim życiu.
Wiem to okropne kiedy człowiek czuje, że nic nie ma sensu w jego życiu, że nie ma siły na czynności, które kiedyś sprawiały radość i sprawiały, że chce się żyć. To okropne, kiedy czuje się jakiś dziwny ciężar w sobie, który nie pozwala w pełni korzystać z uroków życia.
Niech nikt nie próbuje mnie przekonać, że choroby nie da się pokonać, bo w to nie uwierzę. Teraz wiem, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas samych, bo to w nas jest siła, która daje motywację, aby żyć i pokonywać wszelkie trudności dnia codziennego. I chociaż o ludziach chorych psychicznie mówi się, że są słabi, to tak naprawdę mają w sobie ogromną siłę. Wierzę, że jeżeli ktoś ma siłę chorować, to ma też siłę, aby wyjść z choroby .
Dobrze jeżeli ma się wsparcie w lekarzu, bliskich czy psychologu. Gorzej gdy tego nie ma. Co wtedy - co począć? Tkwić w tym podłym samopoczuciu? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie sam przed sobą. Podsumowując - stwierdzam, że szkoda mi czasu na chorowanie. Teraz już to wiem i jestem przekonana na 100 %, że jedyne czego teraz najbardziej pragnę to wyzdrowieć i móc cieszyć się życiem i w pełni korzystać z jego uroków bo: Życie jest piękne i dlatego warto żyć!
Ten artykuł dedykuję Nadziei
Ostatnio wiele rzeczy dowiedziałam się na swój temat i temat mojej choroby. Jestem tym zszokowana, że doszłam do tak zaskakujących wniosków. Do niedawna wydawało mi się, że skoro się leczę, to powinna być jakaś poprawa, a tymczasem moje życie jest jak sinusoida. Raz mam okres podwyższonego nastroju, euforii, a innym razem taki dół, z którego wydaje mi się nie ma już ucieczki.
Zastanawiam się. Tak sobie myślę, czy z depresji można się wyleczyć? Czy można wyleczyć się z zaburzeń odżywiania? Mówią i piszą, że można, ale trzeba chcieć wyzdrowieć. Do tej pory myślałam, że się leczę i że chcę być zdrowa. Psychoterapia pokazała, że jest inaczej. Ja przez 4 lata udawałam, że się leczę. Postanowiłam zmienić psychologa na psychoterapeutę i to był dobry, a nawet bardzo dobry pomysł. Tyle ile zrozumiałam podczas tego 1,5 czy 2 letniego leczenia, nie dane mi było dowiedzieć się z wcześniejszej czteroletniej terapii. Nie mogę powiedzieć, że pierwsza terapia była nieskuteczna, bo wiele zmieniło się w ciągu tych 4 lat, wyszłam z bardzo silnej depresji i moje życie stało się bardziej ustabilizowane.
Ale czy tego chciałam? Oczekiwałam czegoś więcej - chciałam pokonać problem nie tylko depresji ale również jedzenia. Udało mi się znaleźć terapeutę mężczyznę, który pomógł mi poukładać sobie stosunki z moimi bliskimi. Pomógł mi zrozumieć że tak naprawdę nienawidzę swojej pracy - nie to, że sobie nie radzę (chociaż w sumie ostatnio kiedy nasiliła się depresja faktycznie nie dawałam rady) bo pracuję, wywiązuję się z terminów, ale chodzi tutaj raczej o szacunek i docenianie mojej pracy, która dla mojego pracodawcy nic nie znaczy. Dzięki terapii zrozumiałam, że w sumie męczę się w tej pracy i jestem poniżana. Mimo to nie wiem dlaczego do tej pory nie udało mi się znaleźć czegoś lepszego? Skoro szukam i wysyłam swoje CV, to ktoś powinien się odezwać i chcieć mnie zatrudnić. Jednak lęk przed nową pracą, brak wiary we własne możliwości - to jest chyba to, co nie pozwala mi się otworzyć na nowe propozycje, które oferują na rynku pracy.
Teraz jak sobie myślę o mojej obecnej terapii, to powiem, że nie wyobrażałam sobie, że będę mogła pracować z tym terapeutą. On jest przecież mężczyzną, a ja nienawidzę mężczyzn i boję się kontaktu z nimi. Niby rozmawiam z mężczyznami - nie boję się ich, niby nie mam oporów, ale jeżeli tylko doszłoby do zbliżenia (niekoniecznie do kontaktów seksualnych) jestem pewna na 100 %, że wycofałabym się, ponieważ mój lęk jest dużo silniejszy niż mi się wydaje. To lęk przed bliskością, lęk przed nieznanym i świadomość, że ja przecież sobie nie poradzę w życiu, że nie zasługuję na to, żeby mnie kochać. Ten lęk właśnie ogranicza mnie i sprawia, że wolę się wycofać.
Praca z moim obecnym terapeutą to ciężki kawałek chleba. Wiele razy miałam mieszane uczucia, ba zdarzyło się, że nawet wątpiłam, że ta terapia może w jakiś sposób mi pomóc. Musiałam sobie z tym jakoś poradzić i udało się. Pracowałam nad sobą ale bez jakiejkolwiek motywacji. Moją motywacją było to, że chcę być zdrowa, że chcę siebie akceptować. Do chwili obecnej nie udało mi się tego osiągnąć. Dlaczego? A no dlatego, że ja naprawdę nie chciałam skończyć z odchudzaniem a co za tym idzie nie chciałam być zdrowa. Jak więc można osiągnąć coś czego tak naprawdę się nie chce. Dotarło to do mnie na jednej z ostatnich sesji, kiedy otwarcie powiedziałam, że nie chcę przestać się odchudzać, bo to przynosi mi ulgę i kiedy to robię, kiedy się odchudzam, liczę kalorie i kontroluję swoją wagę mam wrażenie że robię coś, aby poczuć się szczęśliwą i kochaną. Z jednej strony chcę wyzdrowieć, a z drugiej nie chcę porzucić chorobowych nawyków.
To absurd!!! Czy takie zachowanie można nazwać wychodzeniem z choroby?
Chyba raczej nie. Nie można przecież nikogo zmusić, by się leczył.
Chcę być zdrowa czy nie? Chcę. Ale czy na pewno? Czy nie marnuję swojego czasu na udawanie i kłamanie, które z resztą jak wszystkie osoby z zaburzeniami odżywiania opanowałam do perfekcji? - to jedno pytanie. Drugie - to przede wszystkim: Czy nie marnuję czasu, który poświęca mi mój terapeuta. Jak się teraz zastanawiam to w sumie chyba nie w pełni z niego korzystałam... Dotarło to do mnie dopiero wtedy, kiedy poczułam się odrzucona, kiedy przez dłuższy czas nie mogłam porozmawiać z moim psychologiem. Teraz już wiem, że potrzebowałam tego czasu - był mi on potrzebny do tego, aby zrozumieć, czego tak naprawdę chcę od terapeuty, od siebie, od mojego życia. Oczywiście pojawiły się we mnie uczucia złości a nawet nienawiści do terapeuty. I dobrze, że tak się stało, ponieważ zmobilizowały mnie one do tego, aby naprawdę - tak na serio wziąć się za swoje leczenie i pomyśleć chociaż przez chwilę o sobie a nie o tym, co powiedzą w pracy - czy mnie zwolnią, czy też, czy moje obecne stanowisko pracy będzie na mnie czekać, kiedy skończę terapię?
Moja praca, której z resztą nienawidzę stała się dla mnie mało istotna. Zdrowie i dobre samopoczucie, szczęśliwe życie, stało się dla mnie sprawą priorytetową. Pomyślałam z pracą to różnie bywa - raz jest, raz jej nie ma i nawet jak jej nie ma zawsze można ją znaleźć. Zdrowie natomiast mamy tylko jedno!!!
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć teraz, że moje życie zostało przewartościowane.
Kiedy myślę jak to było kiedyś i sięgam pamięcią wstecz, to wiem, że mimo wszystko nie było mi lekko. Po przerwie w terapii musiałam zdecydować - chcę się leczyć?, czy chcę aby było jak dotychczas? Zrozumiałam, że najważniejsze to wreszcie skończyć z udawaniem i wziąć się porządnie za naprawianie swojego życia. Dlatego właśnie postanowiłam, że będę kontynuować terapię w Krakowie. Teraz czekam na konsultację, którą mam mieć 3 września. Nie powiem, że jest mi łatwo, bo strasznie się boję. Boję się, że nie będą chcieli mnie leczyć w Krakowie, że powiedzą, że zmyślam czy symuluję.
Wiem jednak, że jeżeli nie zaryzykuję teraz, to nigdy tak naprawdę nie będę zdrowa. To jest ten czas - mój czas, na to aby wreszcie poskładać swoje życie, w którym jak ostatnio stwierdziłam panuje ogromny chaos.
A teraz, na koniec moich rozważań, coś dla osób które podobnie jak ja zmagają się z depresją i zaburzeniami odżywiania.
Jak sobie radzić w chwilach nawrotu, kiedy po okresowej poprawie (wydaje się że dany lek jest odpowiedni bo przez jakiś czas pomaga) następuje ponowne pogorszenie samopoczucia? Leczyć się czy uciekać w chorobę? Powiem szczerze - leczyć się i starać się próbować sobie jakoś pomóc z pomocą specjalistów. Najważniejsze jednak to poprosić o pomoc w chwili, kiedy czujemy, że sami nie dajemy już rady ogarnąć tego całego bałaganu w swoim życiu.
Wiem to okropne kiedy człowiek czuje, że nic nie ma sensu w jego życiu, że nie ma siły na czynności, które kiedyś sprawiały radość i sprawiały, że chce się żyć. To okropne, kiedy czuje się jakiś dziwny ciężar w sobie, który nie pozwala w pełni korzystać z uroków życia.
Niech nikt nie próbuje mnie przekonać, że choroby nie da się pokonać, bo w to nie uwierzę. Teraz wiem, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas samych, bo to w nas jest siła, która daje motywację, aby żyć i pokonywać wszelkie trudności dnia codziennego. I chociaż o ludziach chorych psychicznie mówi się, że są słabi, to tak naprawdę mają w sobie ogromną siłę. Wierzę, że jeżeli ktoś ma siłę chorować, to ma też siłę, aby wyjść z choroby .
Dobrze jeżeli ma się wsparcie w lekarzu, bliskich czy psychologu. Gorzej gdy tego nie ma. Co wtedy - co począć? Tkwić w tym podłym samopoczuciu? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie sam przed sobą. Podsumowując - stwierdzam, że szkoda mi czasu na chorowanie. Teraz już to wiem i jestem przekonana na 100 %, że jedyne czego teraz najbardziej pragnę to wyzdrowieć i móc cieszyć się życiem i w pełni korzystać z jego uroków bo: Życie jest piękne i dlatego warto żyć!
Ten artykuł dedykuję Nadziei
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Czekam, aż znowu poczujesz przypływ weny twórczej.