Botoks na chandrę
Czeka nas przełom w leczeniu depresji. Popularne zastrzyki z botoksu nie tylko wygładzają zmarszczki na czole, ale poprawiają też nastrój.
Wygładź czoło, rozjaśnij oko, a twoje serce się rozgrzeje, chyba że jest z kamienia" - taką metodę samodzielnego pokonywania przygnębienia proponował w 1890 roku jeden z pionierów amerykańskiej psychologii William James. W czasach Jamesa wygładzenie czoła nie było takie łatwe jak dzisiaj, bo nie znano botoksu, czyli jadu kiełbasianego.
Zastrzyk z tego preparatu paraliżuje musculus corrugator supercilii, czyli mięsień marszczący brwi - i czoło niemal natychmiast staje się gładkie. Twarz osoby poddanej takiemu zabiegowi przestaje zdradzać cierpienie, zniecierpliwienie czy złość. A co z sercem? Też powinno się rozgrzać - taki wniosek wyciągnął Eric Finzi, dermatolog z Chevy Chase w stanie Maryland. Wpadł on na pomysł, by wstrzykiwać botoks w skórę czoła osób cierpiących na ciężką postać depresji. Aż dziewięciu osobom na dziesięć ten zabieg pomógł! Skuteczność tej nietypowej terapii była dwukrotnie wyższa niż leków antydepresyjnych - podaje autor badań w artykule zamieszczonym w specjalistycznym czasopiśmie "Dermatologic Surgery".
Rzecz wydaje się niewiarygodna. Leczenie depresji za pomocą zastrzyków, które uniemożliwiają marszczenie czoła, przypomina pomysł na leczenie przeziębienia zakazem kichania. Jednak między naszą psychiką a ciałem zachodzi sprzężenie zwrotne. Oznacza to, że nie tylko uczucia sterują mięśniami twarzy, lecz także na odwrót. Dowód: chorzy cierpiący na zespół Mobiusa, czyli częściowe porażenie twarzy, nie przeżywają uczuć równie głęboko jak ludzie zdrowi.
- Pomyślałem, że jeśli przerwie się sprzężenie zwrotne, uniemożliwiając marszczenie czoła, to chory poczuje się lepiej - mówi Finzi. Jego pacjentki, kobiety w wieku od 36 do 63 lat, zostały zbadane przez psychologa klinicznego, Erikę Wasserman (współautorkę artykułu), która potwierdziła u nich wcześniejszą diagnozę ciężkiej depresji. 7 na 10 kobiet miało za sobą leczenie antydepresantami. Dwa miesiące po wstrzyknięciu botoksu zbadano je ponownie. U wszystkich, z wyjątkiem jednej, depresja ustąpiła.
Eric Finzi stara się o patent na stosowanie botoksu w leczeniu depresji. Przyznaje jednak, że konieczne są znacznie szersze badania, z użyciem grup kontrolnych. Psycholodzy odnoszą się do jego doniesień sceptycznie, choć niektórzy z nich przypuszczają, że w rozumowaniu dermatologa rzeczywiście jest jakaś logika. Psycholog Joshua Fogel z Nowego Jorku zwraca uwagę, że już samo uśmiechanie się powoduje uwalnianie w mózgu endorfin - hormonów poprawiających nastrój. Zatem unieruchomienie mięśni odpowiedzialnych za smutne miny też może działać.
Z kolei psychologowi Andrew Elmorowi badania Finziego przypomniały pewną pacjentkę, aktorkę z mydlanej opery. Grała kobietę porzuconą przez męża. Cały dzień szlochała przed kamerą, aż w końcu wpadła w depresję. Elmore poradził jej wtedy, aby poprosiła scenarzystów o zmiany w scenariuszu. Modyfikacja roli w filmie pomogła jak botoks.
Kariera toksyny
Botoks znany jest od 60 lat, ale lekarze odkrywają coraz to nowe jego zalety. Botoks jest toksyną wytwarzaną przez bakterie Clostridium botulinum. To jedna z najsilniejszych trucizn, jakie istnieją w naturze. 70 mikrogramów podane doustnie to dawka śmiertelna. W 1944 roku botulinę wyizolował Edward Schantz z amerykańskiego ośrodka badania broni biologicznej w Fort Detrick. W latach 70. z laboratoriów wojskowych botulina trafiła do szpitali okulistycznych. Jej niewielka dawka wstrzyknięta pod skórę paraliżuje czasowo mięśnie, dlatego zaczęto ją stosować do leczenia zeza. Jednak największą karierę botulina zrobiła w medycynie estetycznej. Zastrzyki z botoksu stosuje się teraz powszechnie do likwidowania zmarszczek mimicznych. Ostatnio coraz częściej także do leczenia nadpotliwości.
źródło: Newsweek
Wygładź czoło, rozjaśnij oko, a twoje serce się rozgrzeje, chyba że jest z kamienia" - taką metodę samodzielnego pokonywania przygnębienia proponował w 1890 roku jeden z pionierów amerykańskiej psychologii William James. W czasach Jamesa wygładzenie czoła nie było takie łatwe jak dzisiaj, bo nie znano botoksu, czyli jadu kiełbasianego.
Zastrzyk z tego preparatu paraliżuje musculus corrugator supercilii, czyli mięsień marszczący brwi - i czoło niemal natychmiast staje się gładkie. Twarz osoby poddanej takiemu zabiegowi przestaje zdradzać cierpienie, zniecierpliwienie czy złość. A co z sercem? Też powinno się rozgrzać - taki wniosek wyciągnął Eric Finzi, dermatolog z Chevy Chase w stanie Maryland. Wpadł on na pomysł, by wstrzykiwać botoks w skórę czoła osób cierpiących na ciężką postać depresji. Aż dziewięciu osobom na dziesięć ten zabieg pomógł! Skuteczność tej nietypowej terapii była dwukrotnie wyższa niż leków antydepresyjnych - podaje autor badań w artykule zamieszczonym w specjalistycznym czasopiśmie "Dermatologic Surgery".
Rzecz wydaje się niewiarygodna. Leczenie depresji za pomocą zastrzyków, które uniemożliwiają marszczenie czoła, przypomina pomysł na leczenie przeziębienia zakazem kichania. Jednak między naszą psychiką a ciałem zachodzi sprzężenie zwrotne. Oznacza to, że nie tylko uczucia sterują mięśniami twarzy, lecz także na odwrót. Dowód: chorzy cierpiący na zespół Mobiusa, czyli częściowe porażenie twarzy, nie przeżywają uczuć równie głęboko jak ludzie zdrowi.
- Pomyślałem, że jeśli przerwie się sprzężenie zwrotne, uniemożliwiając marszczenie czoła, to chory poczuje się lepiej - mówi Finzi. Jego pacjentki, kobiety w wieku od 36 do 63 lat, zostały zbadane przez psychologa klinicznego, Erikę Wasserman (współautorkę artykułu), która potwierdziła u nich wcześniejszą diagnozę ciężkiej depresji. 7 na 10 kobiet miało za sobą leczenie antydepresantami. Dwa miesiące po wstrzyknięciu botoksu zbadano je ponownie. U wszystkich, z wyjątkiem jednej, depresja ustąpiła.
Eric Finzi stara się o patent na stosowanie botoksu w leczeniu depresji. Przyznaje jednak, że konieczne są znacznie szersze badania, z użyciem grup kontrolnych. Psycholodzy odnoszą się do jego doniesień sceptycznie, choć niektórzy z nich przypuszczają, że w rozumowaniu dermatologa rzeczywiście jest jakaś logika. Psycholog Joshua Fogel z Nowego Jorku zwraca uwagę, że już samo uśmiechanie się powoduje uwalnianie w mózgu endorfin - hormonów poprawiających nastrój. Zatem unieruchomienie mięśni odpowiedzialnych za smutne miny też może działać.
Z kolei psychologowi Andrew Elmorowi badania Finziego przypomniały pewną pacjentkę, aktorkę z mydlanej opery. Grała kobietę porzuconą przez męża. Cały dzień szlochała przed kamerą, aż w końcu wpadła w depresję. Elmore poradził jej wtedy, aby poprosiła scenarzystów o zmiany w scenariuszu. Modyfikacja roli w filmie pomogła jak botoks.
Kariera toksyny
Botoks znany jest od 60 lat, ale lekarze odkrywają coraz to nowe jego zalety. Botoks jest toksyną wytwarzaną przez bakterie Clostridium botulinum. To jedna z najsilniejszych trucizn, jakie istnieją w naturze. 70 mikrogramów podane doustnie to dawka śmiertelna. W 1944 roku botulinę wyizolował Edward Schantz z amerykańskiego ośrodka badania broni biologicznej w Fort Detrick. W latach 70. z laboratoriów wojskowych botulina trafiła do szpitali okulistycznych. Jej niewielka dawka wstrzyknięta pod skórę paraliżuje czasowo mięśnie, dlatego zaczęto ją stosować do leczenia zeza. Jednak największą karierę botulina zrobiła w medycynie estetycznej. Zastrzyki z botoksu stosuje się teraz powszechnie do likwidowania zmarszczek mimicznych. Ostatnio coraz częściej także do leczenia nadpotliwości.
źródło: Newsweek
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?