Przemoc psychiczna czy opiekuńczość? Gdzie zacierają się granice
Na temat przemocy psychicznej i fizycznej mówi się dużo. Sprawcami jej są głownie mężczyźni - ofiarami kobiety, natomiast nierzadko sprawa przedstawia się odwrotnie. Wówczas jest już tematem tabu.
Utarło się w opinii publicznej pewnego rodzaju przekonanie, że przemoc jest wówczas gdy jedna strona zmusza drugą do podejmowania działań, na które ta druga strona nie ma ochoty, lub wręcz zmusza się ją siłą, w ostateczności dochodzi do użycia przemocy.
Ja chcę poruszyć inny aspekt przemocy - przemocy niejasnej do końca, takiego stanu, który wprowadza kobiety w błąd i pozostawia je w nim tkwiące przez wiele lat.
Początki wydają się zwyczajne, wręcz nieraz romantyczne. Kobieta jest zauroczona opiekuńczością męża, jego wychodzeniem naprzeciw niezwerbalizowanym oczekiwaniom. Dochodzi do sytuacji, że zanim ona zdąży zapragnąć czegoś on już to robi. W takiej sytuacji trudno zauważyć, że niejednokrotnie zaskoczona sytuacją kobieta nie zdaje sobie sprawy, że to co otrzymuje nie jest do końca zbieżne z jej oczekiwaniem, z tym czego by chciała, ale społeczne porównanie z innymi kobietami zamazuje ten ryzykowny obraz. Dostaje coś o czym niejedna koleżanka może tylko zamarzyć. "Popatrz Zbyszek czeka na mnie; co za mąż!", "Piotrek robi wszystkie zakupy, nie muszę się o nic martwić..";, "Marek wykupił wakacje nad jeziorami pod namiotami, wspaniale prawda?; Wynajął już małą żaglówkę, wszystko jest zaplanowane"; "... ale pamiętam mówiła pani, że marzyła o wakacjach objazdowych po Francji.."; konsternacja..;
Ktoś uwikłany kto czyta te kilka powyższych przykładów doskonale rozpoznaje scenariusz.
Niestety, kobieta wchodząc w ten układ pogłębia swoje nieszczęście. Za ten rodzaj zaopiekowania odwdzięcza się mężczyźnie swoją aprobatą, bezkrytyczną miłością.
Dlaczego nie zauważają? Bo wydaje im się naprawdę, że on o nie dba. Że wszystko co robi - robi dla jej dobra, dla dobra rodziny. Na wszystko jest wytłumaczenie. Mężczyzna przez długi czas jest czarujący. I faktycznie - zakłamaniem byłoby stwierdzenie, że on nie dba, nie troszczy ... Ale..
Czar pryska gdy owa nadopiekuńczość zaczyna być podejmowana przez środowisko kobiety, przez jej koleżanki, partnerów z pracy. Pierwsze symptomy i tak idą w kierunku zaprzeczenia, tłumaczenia, usprawiedliwiania męża. Potem jest nowy objaw - szukanie w sobie przyczyny jakiegoś postępowania męża. Wreszcie kobieta przyznaje przed innymi najpierw - że dostrzega i odczuwa przykrość z danych sytuacji ale zamiast obiektywnie próbować temat zrozumieć, skupia się na szukaniu tłumaczeń.
Ogromnym zaskoczeniem dla niej jest nagła zmiana zachowania męża. On odczuwając w niej zmianę, pomimo iż ona wcale nie musi jej werbalizować - wchodzi na płaszczyznę agresji. To całkowicie wybija kobietę z rytmu. Zaczyna się zmiana frontu. Dobry mąż wyciąga oręże wpływania na nią, jej system wartości, doznań, odczuć, myślenia. Wówczas najczęściej ona budzi się z letargu i zaczyna realnie dostrzegać to, co już się pojawiało wcześniej ale było przykryte tłumaczeniami.
Niestety, najczęściej nie potrafi się obronić. Przez lata trwania takich praktyk kobieta jest pozbawiona możliwości podejmowania decyzji, nie wierzy w swoje umiejętności, swoją mądrość, zapomina co jest dla niej ważne w życiu, nie ma siły przebicia, oraz zwyczajnie boi się objawów agresji. Czuje się obwiniana za wszystko, także i za nastroje męża, przyjmuje do wiadomości, że nie zasługuje na szacunek i wierzy w to!. Jakakolwiek próba rozmowy kończy się zarzutem, że to ona jest nieczuła i samolubna; ona zaś wciąż próbuje przekonać go, że tak nie jest, nakręcając tym samym spiralę przemocy. Mąż jako jednego z argumentów używa, że ona powinna się leczyć, coś ze sobą zrobić. Ten chwyt poniżej pasa często bardzo mocno załamuje psychikę kobiety powodując, że zamyka się ona na świat - zostając w swoim własnym.
Kilka lat temu łatwością wielką obiegła opinię publiczną informacja, że jeden z naszych premierów nie posiadał konta w banku, ani karty kredytowej. To nasza narodowa wyjątkowa umiejętność widzenia wszystkiego u innych - u siebie zamiatania pod dywan.
Drogie panie, przecież doskonale wiecie, że niejedna z was także nie ma własnego konta w banku i nie ma własnej karty kredytowej. Że każdy wydatek jest przez niego sprawdzany i jesteście dopytywane dlaczego. Że nie możecie bezkarnie korzystać choćby z portalu allegro czy jakiegokolwiek innego, bo nie możecie same nic kupić - choć pracujecie!, zarabiacie! Tak, nie na wszystko ma wpływ bo nie może - ale wtedy odczuwacie to na sobie jako jego złość, wściekłość, frustrację, poniżanie was, upokarzanie słowne.
Kobieca natura podpowiada by to co złe załagadzać, by na przykrość nie reagować agresją, tylko odwrotnie - właśnie paradoksalnie miłością. Niestety, w przypadku takiego rodzaju zaburzenia jest to woda na młyn. Nie ma ono nic wspólnego z szacunkiem i miłością do drugiego człowieka.
Z pewnego punktu widzenia można ten stan przyrównać do nałogowej relacji uczuć, ale jednak nie jest to do końca to samo. To co jest podobieństwem w tych sytuacjach to relacja uzależnienia. Ona doprowadzona do pewnego stadium nie wierzy w to, że może coś zrobić dla siebie. Że może się uwolnić, że potrafi wiele zrobić sama. Im bardziej zwątpiła w siebie tym trudniej będzie jej się zmierzyć z samodzielnością. Ewentualna myśl o rozwodzie dla umysłu przypomina śmierć kogoś najbliższego, więc jest czymś niesamowicie trudnym do zniesienia, nawet do pomyślenia.
Kobiety doprowadzane do skrajności mają poczucie "bycia zepsutymi", jak zabawki..
Trudno jest trafić do nich, długi czas zajmuje odgruzowywanie życia wewnętrznego i osobistego - zewnętrznego. Nie mają zdania w najprostszych kwestiach. Żyją a jakby nie żyły.
By cokolwiek zmienić kobieta musi się uwolnić. Najpierw od "czynnika niszczącego". Próba rekonstrukcji świata wewnętrznego w przypadku trwania w danym związku będzie jedynie eskalowała agresję i czynności deprecjonujące kobietę. W konsekwencji ona zamiast sobie pomóc wyrządzi jeszcze większą szkodę, gdyż stan pomieszania może zaburzyć jej już i tak niejasny obraz siebie. A więc - rozstanie. A potem praca nad sobą. Naprawdę - przygotowana do życia, z przepracowaną przeszłością - śmiało jest w stanie iść w życie i naprawdę cieszyć się nim.
I to co ważne - nie należy się bać. W takiej formie jaką znamy - to życie jest tylko jedno. Warto o nie walczyć.
Utarło się w opinii publicznej pewnego rodzaju przekonanie, że przemoc jest wówczas gdy jedna strona zmusza drugą do podejmowania działań, na które ta druga strona nie ma ochoty, lub wręcz zmusza się ją siłą, w ostateczności dochodzi do użycia przemocy.
Ja chcę poruszyć inny aspekt przemocy - przemocy niejasnej do końca, takiego stanu, który wprowadza kobiety w błąd i pozostawia je w nim tkwiące przez wiele lat.
Początki wydają się zwyczajne, wręcz nieraz romantyczne. Kobieta jest zauroczona opiekuńczością męża, jego wychodzeniem naprzeciw niezwerbalizowanym oczekiwaniom. Dochodzi do sytuacji, że zanim ona zdąży zapragnąć czegoś on już to robi. W takiej sytuacji trudno zauważyć, że niejednokrotnie zaskoczona sytuacją kobieta nie zdaje sobie sprawy, że to co otrzymuje nie jest do końca zbieżne z jej oczekiwaniem, z tym czego by chciała, ale społeczne porównanie z innymi kobietami zamazuje ten ryzykowny obraz. Dostaje coś o czym niejedna koleżanka może tylko zamarzyć. "Popatrz Zbyszek czeka na mnie; co za mąż!", "Piotrek robi wszystkie zakupy, nie muszę się o nic martwić..";, "Marek wykupił wakacje nad jeziorami pod namiotami, wspaniale prawda?; Wynajął już małą żaglówkę, wszystko jest zaplanowane"; "... ale pamiętam mówiła pani, że marzyła o wakacjach objazdowych po Francji.."; konsternacja..;
Ktoś uwikłany kto czyta te kilka powyższych przykładów doskonale rozpoznaje scenariusz.
Niestety, kobieta wchodząc w ten układ pogłębia swoje nieszczęście. Za ten rodzaj zaopiekowania odwdzięcza się mężczyźnie swoją aprobatą, bezkrytyczną miłością.
Dlaczego nie zauważają? Bo wydaje im się naprawdę, że on o nie dba. Że wszystko co robi - robi dla jej dobra, dla dobra rodziny. Na wszystko jest wytłumaczenie. Mężczyzna przez długi czas jest czarujący. I faktycznie - zakłamaniem byłoby stwierdzenie, że on nie dba, nie troszczy ... Ale..
Czar pryska gdy owa nadopiekuńczość zaczyna być podejmowana przez środowisko kobiety, przez jej koleżanki, partnerów z pracy. Pierwsze symptomy i tak idą w kierunku zaprzeczenia, tłumaczenia, usprawiedliwiania męża. Potem jest nowy objaw - szukanie w sobie przyczyny jakiegoś postępowania męża. Wreszcie kobieta przyznaje przed innymi najpierw - że dostrzega i odczuwa przykrość z danych sytuacji ale zamiast obiektywnie próbować temat zrozumieć, skupia się na szukaniu tłumaczeń.
Ogromnym zaskoczeniem dla niej jest nagła zmiana zachowania męża. On odczuwając w niej zmianę, pomimo iż ona wcale nie musi jej werbalizować - wchodzi na płaszczyznę agresji. To całkowicie wybija kobietę z rytmu. Zaczyna się zmiana frontu. Dobry mąż wyciąga oręże wpływania na nią, jej system wartości, doznań, odczuć, myślenia. Wówczas najczęściej ona budzi się z letargu i zaczyna realnie dostrzegać to, co już się pojawiało wcześniej ale było przykryte tłumaczeniami.
Niestety, najczęściej nie potrafi się obronić. Przez lata trwania takich praktyk kobieta jest pozbawiona możliwości podejmowania decyzji, nie wierzy w swoje umiejętności, swoją mądrość, zapomina co jest dla niej ważne w życiu, nie ma siły przebicia, oraz zwyczajnie boi się objawów agresji. Czuje się obwiniana za wszystko, także i za nastroje męża, przyjmuje do wiadomości, że nie zasługuje na szacunek i wierzy w to!. Jakakolwiek próba rozmowy kończy się zarzutem, że to ona jest nieczuła i samolubna; ona zaś wciąż próbuje przekonać go, że tak nie jest, nakręcając tym samym spiralę przemocy. Mąż jako jednego z argumentów używa, że ona powinna się leczyć, coś ze sobą zrobić. Ten chwyt poniżej pasa często bardzo mocno załamuje psychikę kobiety powodując, że zamyka się ona na świat - zostając w swoim własnym.
Kilka lat temu łatwością wielką obiegła opinię publiczną informacja, że jeden z naszych premierów nie posiadał konta w banku, ani karty kredytowej. To nasza narodowa wyjątkowa umiejętność widzenia wszystkiego u innych - u siebie zamiatania pod dywan.
Drogie panie, przecież doskonale wiecie, że niejedna z was także nie ma własnego konta w banku i nie ma własnej karty kredytowej. Że każdy wydatek jest przez niego sprawdzany i jesteście dopytywane dlaczego. Że nie możecie bezkarnie korzystać choćby z portalu allegro czy jakiegokolwiek innego, bo nie możecie same nic kupić - choć pracujecie!, zarabiacie! Tak, nie na wszystko ma wpływ bo nie może - ale wtedy odczuwacie to na sobie jako jego złość, wściekłość, frustrację, poniżanie was, upokarzanie słowne.
Kobieca natura podpowiada by to co złe załagadzać, by na przykrość nie reagować agresją, tylko odwrotnie - właśnie paradoksalnie miłością. Niestety, w przypadku takiego rodzaju zaburzenia jest to woda na młyn. Nie ma ono nic wspólnego z szacunkiem i miłością do drugiego człowieka.
Z pewnego punktu widzenia można ten stan przyrównać do nałogowej relacji uczuć, ale jednak nie jest to do końca to samo. To co jest podobieństwem w tych sytuacjach to relacja uzależnienia. Ona doprowadzona do pewnego stadium nie wierzy w to, że może coś zrobić dla siebie. Że może się uwolnić, że potrafi wiele zrobić sama. Im bardziej zwątpiła w siebie tym trudniej będzie jej się zmierzyć z samodzielnością. Ewentualna myśl o rozwodzie dla umysłu przypomina śmierć kogoś najbliższego, więc jest czymś niesamowicie trudnym do zniesienia, nawet do pomyślenia.
Kobiety doprowadzane do skrajności mają poczucie "bycia zepsutymi", jak zabawki..
Trudno jest trafić do nich, długi czas zajmuje odgruzowywanie życia wewnętrznego i osobistego - zewnętrznego. Nie mają zdania w najprostszych kwestiach. Żyją a jakby nie żyły.
By cokolwiek zmienić kobieta musi się uwolnić. Najpierw od "czynnika niszczącego". Próba rekonstrukcji świata wewnętrznego w przypadku trwania w danym związku będzie jedynie eskalowała agresję i czynności deprecjonujące kobietę. W konsekwencji ona zamiast sobie pomóc wyrządzi jeszcze większą szkodę, gdyż stan pomieszania może zaburzyć jej już i tak niejasny obraz siebie. A więc - rozstanie. A potem praca nad sobą. Naprawdę - przygotowana do życia, z przepracowaną przeszłością - śmiało jest w stanie iść w życie i naprawdę cieszyć się nim.
I to co ważne - nie należy się bać. W takiej formie jaką znamy - to życie jest tylko jedno. Warto o nie walczyć.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Świetne! | 33% | [1 głos] | |
Bardzo dobre | 33% | [1 głos] | |
Dobre | 0% | [Brak oceny] | |
Średnie | 33% | [1 głos] | |
Słabe | 0% | [Brak oceny] |