DDA - czyli moje godzenie się z przeszlością
Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.
Pamiętam jak oburzałam się jak psycholog wspomniał o tej modlitwie. Pamiętam jak moja głowa krzyczała, że to jest modlitwa dla ojca nie dla mnie.
Teraz po długim czasie uznaję, że jest prawdziwa właśnie dla mnie. Moja przesadna chęć kontroli była próbą radzenia sobie z rzeczywistością ojca alkoholika. To niemożliwe, że to nie ma związku ze mną skoro tak cierpię. Potem przyszła faza na pewno będę alkoholiczką, bo nałogowo reguluje emocje, a po za tym skłonności są dziedziczne. Dzisiaj wiem, że tak nie jest.
W międzyczasie była złość na matkę za to, że na to pozwoliła. Za to, że wciągnęła nas w rozmowy z ojcem, żeby przestał pić. A przecież my byłyśmy dziećmi i to nie był nasz obowiązek. Była złość, że byłyśmy skazane na jej wybór (tak to był jej wybór).
Przyszła choroba ojca, wtedy nastąpiło pozorne przebaczenie. Do tej pory żałuje, że nie było prawdziwe. Zbliżyłam się z mamą dopiero gdy terapeutka mnie skrzywdziła i paradoksalnie powinnam być za to wdzięczna.
Kolejnym przełomowym momentem była śmierć ojca. Do pogrzeby w ogóle do mnie nie docierało co się stało, mimo tego, że cała rodzina wtedy pragnęła tej śmierci (chcieliśmy, żeby to już się skończyło). Na pogrzebie zemdlałam, a tydzień po nim nie wstawałam z łóżka. Próbowałam usilnie wyrzucić, zatrzeć ostatnie wspomnienie z żywym ojcem - który wkładał rękę w pampersa, wąchał i jadł zawartość...
Nie cały rok później znalazłam zeszyt ojca z odwyku, jednym z zadań był litraż, który uruchomił poczucie winy. Spaliłam wtedy ten zeszyt, palenie go było pierwszym krokiem do pogodzenia się z dzieciństwem i odcięcia się od niego. Zamknięcia rozdziału.
Na terapii pisałam listy do ojca dwukrotnie, pierwszy był pełen żalu i złości. Drugi po kilku miesiącach był spokojniejszy. Nie potrafiłam przebaczyć, ale wyciszyłam emocje.
Wreszcie nie odchorowuję wizyt na cmentarzu, mogę jeździć do domu, nie odchorowuję świąt.
Nie nie zapomniałam i nie zapomnę, ale jest lepiej, a modlitwa alkoholika towarzyszy mi cały czas..
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.
Pamiętam jak oburzałam się jak psycholog wspomniał o tej modlitwie. Pamiętam jak moja głowa krzyczała, że to jest modlitwa dla ojca nie dla mnie.
Teraz po długim czasie uznaję, że jest prawdziwa właśnie dla mnie. Moja przesadna chęć kontroli była próbą radzenia sobie z rzeczywistością ojca alkoholika. To niemożliwe, że to nie ma związku ze mną skoro tak cierpię. Potem przyszła faza na pewno będę alkoholiczką, bo nałogowo reguluje emocje, a po za tym skłonności są dziedziczne. Dzisiaj wiem, że tak nie jest.
W międzyczasie była złość na matkę za to, że na to pozwoliła. Za to, że wciągnęła nas w rozmowy z ojcem, żeby przestał pić. A przecież my byłyśmy dziećmi i to nie był nasz obowiązek. Była złość, że byłyśmy skazane na jej wybór (tak to był jej wybór).
Przyszła choroba ojca, wtedy nastąpiło pozorne przebaczenie. Do tej pory żałuje, że nie było prawdziwe. Zbliżyłam się z mamą dopiero gdy terapeutka mnie skrzywdziła i paradoksalnie powinnam być za to wdzięczna.
Kolejnym przełomowym momentem była śmierć ojca. Do pogrzeby w ogóle do mnie nie docierało co się stało, mimo tego, że cała rodzina wtedy pragnęła tej śmierci (chcieliśmy, żeby to już się skończyło). Na pogrzebie zemdlałam, a tydzień po nim nie wstawałam z łóżka. Próbowałam usilnie wyrzucić, zatrzeć ostatnie wspomnienie z żywym ojcem - który wkładał rękę w pampersa, wąchał i jadł zawartość...
Nie cały rok później znalazłam zeszyt ojca z odwyku, jednym z zadań był litraż, który uruchomił poczucie winy. Spaliłam wtedy ten zeszyt, palenie go było pierwszym krokiem do pogodzenia się z dzieciństwem i odcięcia się od niego. Zamknięcia rozdziału.
Na terapii pisałam listy do ojca dwukrotnie, pierwszy był pełen żalu i złości. Drugi po kilku miesiącach był spokojniejszy. Nie potrafiłam przebaczyć, ale wyciszyłam emocje.
Wreszcie nie odchorowuję wizyt na cmentarzu, mogę jeździć do domu, nie odchorowuję świąt.
Nie nie zapomniałam i nie zapomnę, ale jest lepiej, a modlitwa alkoholika towarzyszy mi cały czas..
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?
PS. Moja była żona była DDA - było to ponad moje siły, poddałem się po wielu latach związku.