Lęk
Lęk. Paniczny, z wybałuszonymi zębiskami i oczami. Nie pozwalający złapać oddechu. Zabierający każdą radość życia. Zamieniający krok w przód w mroczną otchłań. Przypominający o sobie w każdej sytuacji naszego życia. Rozdrapujący stare blizny. Szydzący z nas. Straszący po nocach. Wstrętny, samolubny i okrutny.
Jak w takim razie można się z nim porozumieć? Wszystkie znane mi metody- zawodzą. Nie umiem się z nim dogadać. Albo chociaż przekonać, by mi nie przeszkadzał na terapii- z tym najbardziej nie mogę się pogodzić. Odbiera mi to, co mam najcenniejsze, dzięki czemu jestem w stanie funkcjonować i pomału zmierzać się z tym światem. Ale jak już praktycznie nie jestem w stanie o tym rozmawiać na terapii, to co mi pozostaje?
Nie mówcie mi o farmakologicznym stłumieniu tego lęku- bo to też za bardzo nie działa. Z prostego powodu- lęk jest silniejszy od leków. Jak nawet psychotropy są w stanie zniwelować jedną jego odmianę, to zaraz pojawia się inna, którą za żadne skarby nie da się ukoić. Taką, z którą nie mogę się pogodzić. Oczywiście sygnalizuję o tym, ale wnikanie w ten problem jest dla mnie bardzo trudne do przeskoczenia. Żebym chociaż wiedziała skąd on się bierze!
A przecież kiedyś tak nie było. Umiałam rozmawiać nawet o trudnych dla mnie sprawach. Czasami nieskładnie, ale niemal zawsze przezwyciężałam lęk, by o nim porozmawiać. Wygląda na to, że byłam wtedy silniejsza psychicznie. Ale nic błędnego. To teraz jestem mądrzejsza i bardziej świadoma wielu rzeczy. To dlaczego, absurdalnie, lęk jest silniejszy, jakby nabierał sił razem ze mną? Jest w stanie mi to ktoś wytłumaczyć? Jak mam sobie teraz z nim poradzić, jak zawodzi każde odwracanie uwagi w postaci robienia tego, co sprawia mi przyjemność, a dochodzenie z nim do porozumienia kończy się jedną wielka paniką?
Totalnie się pogubiłam w tym panicznym biegu. Ale mimo wszystko się nie poddaję, tylko idę. Mam na dzieję, że do przodu. Może kiedyś uda mi się go okiełznać i jak go nie całkowicie zniwelować, to chociaż dojść z nim do jakiegoś porozumienia. A teraz nie pozostaje mi nic, jak konfrontowanie się z nim na terapii i udowadnianie mu, że wcale nie jest taki straszny na jakiego się kreuje. Zrobiłam już przecież kilka dobrych kroków na przód i nie zamierzam z tego zrezygnować, ani tym bardziej tego zniszczyć. Tak więc LĘK-u nadchodzę. Teraz to ty będziesz ryczał ze strachu!
Jak w takim razie można się z nim porozumieć? Wszystkie znane mi metody- zawodzą. Nie umiem się z nim dogadać. Albo chociaż przekonać, by mi nie przeszkadzał na terapii- z tym najbardziej nie mogę się pogodzić. Odbiera mi to, co mam najcenniejsze, dzięki czemu jestem w stanie funkcjonować i pomału zmierzać się z tym światem. Ale jak już praktycznie nie jestem w stanie o tym rozmawiać na terapii, to co mi pozostaje?
Nie mówcie mi o farmakologicznym stłumieniu tego lęku- bo to też za bardzo nie działa. Z prostego powodu- lęk jest silniejszy od leków. Jak nawet psychotropy są w stanie zniwelować jedną jego odmianę, to zaraz pojawia się inna, którą za żadne skarby nie da się ukoić. Taką, z którą nie mogę się pogodzić. Oczywiście sygnalizuję o tym, ale wnikanie w ten problem jest dla mnie bardzo trudne do przeskoczenia. Żebym chociaż wiedziała skąd on się bierze!
A przecież kiedyś tak nie było. Umiałam rozmawiać nawet o trudnych dla mnie sprawach. Czasami nieskładnie, ale niemal zawsze przezwyciężałam lęk, by o nim porozmawiać. Wygląda na to, że byłam wtedy silniejsza psychicznie. Ale nic błędnego. To teraz jestem mądrzejsza i bardziej świadoma wielu rzeczy. To dlaczego, absurdalnie, lęk jest silniejszy, jakby nabierał sił razem ze mną? Jest w stanie mi to ktoś wytłumaczyć? Jak mam sobie teraz z nim poradzić, jak zawodzi każde odwracanie uwagi w postaci robienia tego, co sprawia mi przyjemność, a dochodzenie z nim do porozumienia kończy się jedną wielka paniką?
Totalnie się pogubiłam w tym panicznym biegu. Ale mimo wszystko się nie poddaję, tylko idę. Mam na dzieję, że do przodu. Może kiedyś uda mi się go okiełznać i jak go nie całkowicie zniwelować, to chociaż dojść z nim do jakiegoś porozumienia. A teraz nie pozostaje mi nic, jak konfrontowanie się z nim na terapii i udowadnianie mu, że wcale nie jest taki straszny na jakiego się kreuje. Zrobiłam już przecież kilka dobrych kroków na przód i nie zamierzam z tego zrezygnować, ani tym bardziej tego zniszczyć. Tak więc LĘK-u nadchodzę. Teraz to ty będziesz ryczał ze strachu!
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?
pięknie napisane , tak samo jak artykuł , oddaje klimat osoby z zaburzeniem lękowym .
Bardzo fajnie piszesz , pisz więcej i dłuższe artykuły