Brzydkie kaczątko
Kuliła się, wciągała brzuch, wstrzymywała oddech. Chciała się zmniejszyć, zmniejszyć się za wszelką cenę, stać się Calineczką albo zmienić w kamień . Albo zniknąć, po prostu zniknąć.
- Ach, gdybym miała czapkę niewidkę!ale czapki niewidki były tylko w bajkach tak samo jak dobre wróżki i zaczarowane przedmioty a Ewa musiała radzić sobie sama. Jak zawsze!
Tymczasem oni byli coraz bliżej...Jeszcze przez moment, przez krótką zaledwie chwilę, miała nadzieję że skręca w boczną alejkę. Nie skręcili jednak i z każda sekundą coraz wyraźniej słyszała ich głos.
Nie miała dokąd uciekać.
Ręce zwilgotniały jej ze strachu, paznokcie z całej siły wbijały się w dłonie, serce biło jak oszalałe. Czuła się jak zwierzę w pułapce" Żeby mnie nie zauważyli, żeby mnie tylko nie zauważyli modliła się w myślach. Skulona za krzakiem, wtuliła głowę w ramiona i wciągnęła brzuch. Robiła co mogła by zmaleć. Ciało nie zamierzało się skurczyć. Kurczyła się dusza. Strach paraliżował rozum i wole.
Zauważyli ją
--O Gruba!
Zabolało, zapiekło, ukłuło jak zastrzyk, a potem niczym trucizna rozpłynęło się po ciele.
SŁOWO jedno SŁOWO - dwie sylaby, pięć głosek, tyle samo liter, w środku u zwykłe. Czy krótsze bolało by mniej?
Podobno można chodzić po żarze ogniska i się nie oparzyć, podobno można się zahartować i nie czuć bólu, a fakirzy kładą się na gwoździach i nic im nie jest. Podobno... może i tak . Ale ją zawsze bolało tak samo. A może za każdym razem mocniej. I dłużej. Ból zaczynał się już w momencie oczekiwania i tlił się , dopóki nie ukoiła go batonikiem, albo ptasim mleczkiem, albo lodami waniliowymi...
Teraz dostrzegł ją Piotrek
-Gruba , co tam robisz za tym krzakiem? W chowanego się bawisz czy co?
Zarechotali obaj, a ją zakuło jeszcze boleśniej i nowa porcja trucizny wsączyła się w mózg. Dwie sylaby, pięć liter głosek i tyle samo liter. W środku u zwykłe. Na pewno u zwykłe. Była najlepsza w klasie z ortografii. Świetnie recytowała wiersze. I bardzo szybko uczyła się ich na pamięć. Z matematyką też radziła sobie dobrze.
"Na początku było SŁOWO. Wszystko przez nie się stało" - usłyszała wczoraj w kościele. Jej ciało zatrute SŁOWEM zaczynało pęcznieć, rozdymało się , puchło. Wyczytała gdzieś, ze komórki tłuszczowe nie giną. Mogą zmieniać swoją wielkość , ale nigdy nie będzie ich mniej. Jej komórki żywiły się SŁOWEM. Czuła, jak dwie sylaby, pięć głosek i tyle samo liter i z u zwykłym pośrodku wypełniające teraz aż po brzegi, a one rosną niczym ciasto drożdżowe wypiętrzają się w zwały sadła i nie może złapać oddechu, bo ubranie nagle robi się za ciasne, ściągacze skarpetek ściskają łydki jak sznurek szynkę, a pierścionek od babci w pija się w palec.
Andrzej i Piotrek już dawno sobie poszli , ale SŁOWO wciąż rozprzestrzeniało się w ciele Ewy. By ciut później zwinięta w kłębek na tapczanie , z książką w reku- łakomie odgryzała ogromne kawałki czekolady, miażdżyła je w zębach i słodycz uśmierzała ból. Potem sięgnęła po ciastka.. Jedzenie było jej odtrutką , Niezawodną. Jedyną . Zawsze dostępną.
- Dzieci , Ewa ! kolacja!- głos mamy docierał do Ewy z bardzo daleka , jakby z jakiegoś zupełnie innego świata.
Dzieci siedziały już przy stole i kłóciły się o łyżeczkę , Co chwila się o coś kłóciły, a w przerwach miedzy kłótniami bawiły się w najlepsze, Ale co to mogło obchodzić Ewę, która była od młodszego rodzeństwa o kilka lat starsza? Mówiła o nich pogardliwie smarkacze i zazwyczaj cieszyła się swoją swobodą i odrębnością. Zazwyczaj. Bo dzisiaj było jej dziwnie przykro.
Co z tego, że mogła dłużej od nich bawić się na podwórku, że później kładła się spać , że mama pozwalała jej samej chodzić po parku? Co z tego? Dzieci miały wspólne sprawy, wspólne tajemnicę . I miały mamę, Bo od kiedy dzieci pojawiły się na świecie , mama była bardziej mamą dzieci niż Ewy. A Ewa była ciągle sama I nie obchodziła nikogo. W każdym razie tak jej się teraz wydawało.
- Ciągle tylko te Dzieci i Dzieci! - wybuchła tego wieczoru
- A ja jestem brzydkie kaczątko. Nie kochasz mnie! wcale!
Trzaśnięciem drzwi odgrodziła się od mamy i chichoczących Dzieci.
-Jak mogłaś pomyśleć , że Cię nie kocham? Brzydkie kaczątko? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Ewa poczuła na głowie ciepłą , znajomą dłoń. Pod wpływem maminego dotyku działo się z nią coś dziwnego. Tak jakby miała w środku kawałek lodu, który teraz zaczynał się topić. I już , już miała mamie o wszystkim opowiedzieć- o Piotrku, o lęku, który chodzi za nią jak cień. Już otwierała usta, ale powstrzymywała ją pewna myśl.
Dorośli patrzyli na nią inaczej niż dzieci. Dlaczego? Czy dlatego że byli mądrzejsi? A może nie dostrzegali czegoś co widziały tylko dzieci? Jeśli Ewa powie i wtedy mamie otworzą się oczy? Jeśli zobaczy w niej to co widzi Piotrek? I odwróci się od niej jak mama kaczka od brzydkiego kaczątka?
O nie! Tego już by nie zniosła!
Milczała więc , przełykając łzy, choć mama na różne sposoby próbowała skłonić ją do mówienia. W końcu poddała się ale wychodząc z pokoju , powiedziała słowa , które dla Ewy były olśnieniem:
- A wracając do brzydkiego kaczątka- czy pamiętasz, że okazało się łabędziem?
Jak mogła o tym wcześniej nie pomyśleć? Przecież tak właśnie było w bajce. Serce jej gwałtownie zabiło i poczuła zawrót głowy. Jeszcze im pokaże! Wszystkim ! Dzieciom , mamie Andrzejowi , Piotrkowi, Lenie , Kaście całej klasie że Ewa jest łabędziem.
Najlepiej Ewie myślało się przy jedzeniu , więc wyciągnęła paczkę ciastek pochłaniając ją przeczytała jeszcze raz bajkę o brzydkim kaczątku. Znalazła odp. DOJRZEWANIE.
Tak to musiało być TO.W wyobraźni widziała siebie przemienioną : szczupłą , zgrabną , wzbudzającą zachwyt chłopaków i zazdrość dziewczyn. Zapragnęła by TO przyszło jak najszybciej. Och gdyby mogła przyśpieszyć czas. Ale nie mogła więc czekała z niecierpliwością , przegryzając kolejne smakołyki i pocieszała się myślą , że przecież kiedyś ten dzień przyjdzie. Szukała pocieszenia w łakociach i czekała na swoją przemianę. W zaciszu swojego pokoju nie mogło dosięgnąć ją SŁOWO.
Aż wreszcie nadeszło.
Spojrzała w lustro . Czy coś się zmieniło? Czy można wyczytać TO z twarzy? Ale oprócz rumieńca na policzkach i pryszcza n nosi, nie zauważyła żadnych zmian.
Ostatecznie TO trwa kilka dni , może ta PRZEMIANA zachodzi powoli dlatego trudno ją zauważyć?
Codziennie szukała jakiegoś znaku przemiany.
Miesiączka minęła, ale upał trwał nadal wiec Ewa wybrała się nad jezioro pewna ,że SŁOWO nie ma już nad nią władzy. To nic , że nie widziała zmian w lustrze. To nic. PRZEMIANA musiała przecież nastąpić. Bez obaw zrzuciła sukienkę.
- Ale gruba!- niespodziewanie dobiegło do jej uszu.
Nie to nie mogło być do niej- to przecież nie mogło być o niej!. Na tej plaży musiał być ktoś inny, kogo dotyczyły te słowa. Ale dzieciak z sąsiedniego koca patrzył w jej stronę. Odwróciła się pewna że ten ktoś inny stoi na nią.
Zobaczyła tylko wychudzonego kota.
Tymczasem SŁOWO, którego nie spodziewała się słyszeć już nigdy , to właśnie SŁOWO, złożone z dwóch sylab, pięciu głosek i pięciu liter z u zwykłym pośrodku już działało. Czuła je w swoim ciele. Szukając ratunku, błyskawicznie wskoczyła do wody. Zwały sadła wylewały się spod stanika, gumka majtek wrzynała się w brzuch, a Ewa miała wrażenie , że pod wpływem jej ogromnego , napompowanego tłuszcze cielska jezioro wystąpi z brzegów.
Ale nie to było najgorsze.
Najgorsze było rozczarowanie.
Więc nic się nie zmieniło? Zupełnie nic?
Pływała od boi do boi tam i z powrotem z jakąś dziką zapamiętałością, a myśli kłębiły się w głowie. Żeby zająć mózg czymś innym, próbowała liczyć przebyte odległości, ale wkrótce straciła rachubę. Ludzie wchodzili do wody i wychodzili , a Ewa ciągle pływała. Nie czuła zmęczenia, było jej jedynie zimno, ale nie mogła się wynurzyć, bo na brzegu ciągle siedział ten smarkacz, który wypowiedział SŁOWO.
Plaża opustoszała a smarkacz zniknął, kiedy Ewa szczekając zębami odważyła się wreszcie wyjść na brzeg. Owinięta kocem czekała aż organizm odzyska ciepło. W mięśniach czuła zmęczenie . To było przyjemne odczucie. Dlatego Ewa wracając z plaży nie wsiadła do tramwaju, tylko przeszła cztery przystanki piechotą. Szybko zjadła obiad, a po obiedzie nie sięgnęła jak to miała w zwyczaju do swojego schowka ze słodyczami. Wyciągnęła z piwnicy rower, i zaczęła regularnie na nim jeździć. Na rolkach zresztą też. Mijały kolejne dni wakacji a Ewa odnajdywała radość płynącą z ruchu. Odkryła przyjemność z owoców, surówkach a na upały najlepsza była maślanka. Dni mijały a wskazówka wagi cofała się o kg, dwa , cztery ...siedem.
Ewa bardzo polubiła uczucie lekkości w żołądku i swoje odbicie w lustrze, nawet pięć piegów na nosie i obdarte kolano, które było pamiątką po upadku na rolkach. Polubiła siebie, swoje piersi, zaokrąglające się ciało, opalone ramiona , rozjaśnione słońcem włosy...
Aż wreszcie przyszedł ten dzień i wszystko było dokładnie tak samo : biała bluzka, nowa spódnica czerwone sandały, naszyjnik z muszelek...
Ewa szła ulicą rzucając ukradkiem spojrzenia na swoje odbicie w sklepowej wystawie, już dzieliła ją kilkanaście kroków gdy zobaczyła Piotrka.
-Gruba!?
Nie usłyszała w jego głosie zaskoczenia, nie dostrzegła na twarzy zmieszania, nie mogła tego zauważyć. Bo gdy tylko dosięgło ją SŁOWA odwróciła się i uciekła.
Biegła i biegła , sama nie wiedziała dokąd , byle dalej ale mimo że kondycję miała lepszą niż przed wakacjami dwie sylaby, pięć głosek i pięć liter z u zwykłym w środku dogoniły Ewę bez trudu i jej Komórki tłuszczowe już pęczniały , puchły...
Dlaczego myślała, że będzie inaczej? ! przecież wiedziała doskonale wiedziała że tkanka tłuszczowa jest niezniszczalna!
Tego dnia nie poszła do szkoły, a potem wróciła do domu do wieczora piła tylko wodę . Na kolację zjadła tylko jabłko, a ranek znów zaczęła od szklanki wody i sporego kawałka arbuza. Czesząc się , unikała spojrzenia w lustro. Unikała wystaw sklepowych. W klasie zajęła miejsce w ostatniej ławce i wbiła wzrok w zeszyt , żeby nie zwracać na siebie uwagi a w czasie przerw siedziała skulona pod salą...
SŁOWO wisiało w powietrzu nie pozwalało o sobie zapomnieć . To nic , że go nikt dzisiaj nie wypowiedział Ewa wyczuwała jego obecność. Dwie sylaby pięć głosek i tyle samo liter z u zwykłym pośrodku krążyły wokół niej jak natrętny komar.
Śniadanie oddała błąkającemu się psu, na obiad zjadła surówkę i jednego ziemniaka , od kolacji wymigała się bólem głowy. Żując gumę próbowała oszukać głód. Kolejne dni wyglądały podobnie.
A waga spadała.
9 kg - zawroty głowy, 10- wypadanie włosów, 12 - mroczki przed oczami o mało nie zemdlała na W-Fie. I zimno ciągle jej było zimno, a to pewnie dlatego że nadeszła jesień .
SŁOWO to SŁOWO złożone z dwóch sylab... usłyszała po raz ostatni w dniu rozpoczęcia roku szkolnego. A kilka dni temu Kaśka powiedziała , że chciałaby schudnąć jak Ewa.
To ta Kaśka co Ewa chciała jej dorównać pod względem wagi a teraz ...
Co z tego że zeszczuplała, co z tego że Kaśka chciała od niej przepis na odchudzanie kiedy Ewa nadal siedziała w ławce sama, na przerwach tkwiła pod klasą z nosem wlepionym w książkę.
Wydawało jej się że gdy schudnie to wszystko inne naprawi się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale nie naprawiło się. Nic się nie naprawiło. Dlatego nie mogła przytyć . Bo gdyby przytyła choć odrobinę straciłaby swój jedyny powód do triumfu. Więc znowu zrezygnowała z obiadu choć paznokcie się jej łamały i ciągle była zmęczona. Żeby nie dopuścić do głosu wątpliwości, koncentrowała się na tym jedynym co potrafiła- na panowaniu nad swoim ciałem. Bo już od dawna się z nim przyjaźniła. Nie wybaczyła, nigdy nie wybaczyła mi tamtej zdrady i dlatego ani zawroty głowy, ani osłabienie ani drżenie mięśni, ani żadne inne sygnały nie były w stanie do niej przemówić. Ignorowała je, bo ciało było jej wrogiem, było jak dzikie zwierzę m które musiała wytresować, Miała nad nim władzę i dlatego choć próbowało się buntować, choć dokuczało jej na różne sposoby, to zawsze musiało się uginać, musiało jej posłuchać, a ona , patrzyła na cofającą się wskazówkę wagi, znowu czuła gorzką mściwą satysfakcję. Upajała się swoją władzą. Była jak Królowa Śniegu- potężna , zimna , nieczuła... i straszliwie samotna. Czasami miała wrażenie , że balansuję na jakiejś krawędzi: jedno zagapienie, jedno potknięcie, jeden nieostrożny ruch, a stanie się coś nieodwracalnego. Co? Jedynie przekraczając granice mogła się tego dowiedzieć. Ta bliskość granicy i czające się za nią niebezpieczeństwo budziły jednocześnie fascynację i lęk i pozwalały choć na chwilę stłumić pustkę w sercu. A ona Ewa musiała ją tłumić , musiała wypełnić ją choć troszkę wszystko jedno czym, bo inaczej pustka zmieniała się w czarną dziurę żarłoczną , nienasyconą, bezlitosną, która pochłonęłaby wszystko. Nie tylko utracone kg ale i resztki radości , okruchy światła, a w kończy nią samą.
Ewa kiedy starała się zasnąć , wracała myślami do ostatniego lata- do dni , kiedy rozumiała swoje ciało, a w każdym razie uważała że rozumie, Miała wtedy tyle siły i tyle nadziei ... I było jej ciepło.
Teraz stale było jej zimno. Jakby zamarzała od środka. I to ciągłe zmęczenie. Już rano musiała walczyć ze sobą , żeby wstać z łóżka, a potem było jeszcze gorzej. Z każdym dniem było gorzej. A ona nie umiała tego powstrzymać. Dlaczego tak bardzo skupiała się na kontrolowaniu ilości jedzenia. Dawało jej to złudne poczucie ,że coś jeszcze w swoim życiu kontroluje.
Z nauką nigdy nie miała problemu, teraz umysł zaczynał się buntować. Bała się że straci pozycję w klasie więc coraz dłużej siedziała nad książkami i coraz bardziej była tym zmęczona.
Na wycieczkę klasową do Krakowa zdecydowała z dwóch powodów. Po pierwsze- mama coraz częściej wspominała o konieczności wizyty u lekarza " skóra i kości z ciebie zostały, nic więcej, tak dłużej być nie może , coś trzeba z tym zrobić" - słyszała codziennie, po drugie- nigdy nie była w Krakowie.
Nie przewidziała jednego- dyskoteki. Wychowawczyni dała jeden warunek wszyscy muszą iść na dyskotekę. Inni nie przejęli się tym warunkiem, nie zauważyli go nawet ale nie Ewa, która poczucie rytmu nie miała za grosz a w czasie tańca nogi zamieniały jej się w sztywne kołki. Myślała intensywnie , jak by tu wywinąć się i tylko jeden sposób przyszedł jej do głowy- choroba. Gdyby zachorowała to z pewnością pozwolono by jej pozostać w pokoju. W zasadzie mogłaby posymulować ale- Ewa nie umie kłamać. Nie widziała siebie również na parkiecie więc jedyne wyjście jakie widział to prawdziwa choroba. Kiedy inni kupowali krakowskie obwarzanki Ewa wypatrywała wysokich krawężników, na których można by skręcić nogę. Niestety siły wyższe albo instynkt samozachowawczy zadziałał i nie udało się. Tymczasem dziewczyny wybierały stroje , wymieniały się kosmetykami... a do Leny, która robiła makijaż ustawiła się kolejka.
Nagle Lena źle się poczuła, blada z mdłościami położyła się. Dla Ewy to była szansa:
- Proszę Pani ja z nią zostanę.
I została. Pielęgnowała, podawała gorącą herbatę, czuwała.
- Dlaczego ze mną zostałaś? - spytała Lena
Na szczęście kolejny atak mdłości wybawił Ewę od odpowiedzi, gdy Lena wróciła z łazienki nie miała sił już pytać.
Chora spała. Ciemne kosmyki wymknęły się z kitki i leżały w nieładzie na poduszce, cera miała barwę prześcieradła, a długie rzęsy nie były w stanie przysłonić cieni pod oczami. Była tak inna Lena, którą Ewa znała. A właściwie czy w ogóle ją znała? Co mogła powiedzieć o Lenie? Ze jest najładniejsza w klasie, świetna z wuefu, podobnie zresztą jak ze wszystkim, utalentowana i towarzyska. Teraz Lena spała , a wraz z nią spały wszystkie jej zdolności i talenty. I maski , które chroniły ją przed światem. Pewnie dlatego wydawała się taka bezbronna. Nareszcie coś uzasadniało jej obecność w tym pokoju- była potrzebna. A skoro tak to mogła przestać się męczyć z idiotycznymi wyrzutami sumienia że wykorzystała chorobę Leny do własnych celów. Jedna tylko myśl , wyłoniła się gdzieś, myśl, która najpierw wykiełkowała jako nieśmiałe przypuszczenie, by już po chwili przerodzić się w niewzruszoną pewność. Patrząc przez okno w gwieździste niebo -coś wewnętrznie jej szeptało że jest bezcenna. I niezastąpiona. Jak powietrze. Jak woda. Jak ogień. Bez niej wszechświat byłby niepełny. Gdy ta świadomość trochę się w niej zadomowiła, nagle nieważne się stało dla niej to co myśleli o niej inni. Jak ją oceniali. To nie miało żadnego znaczenia, czy była chuda , gruba, mądra czy głupia, odważna czy nieśmiała, czy umiała tańczyć, czy też nie.Bez względu na wszystko miała swoje miejsce we wszechświecie.
....
Największy łabędź poczekał, aż bezskrzydłe istoty oddalą się i dopiero wtedy wyszedł na brzeg. Był zawiedziony. Tego się po niej nie spodziewał. Przecież przychodziła tutaj specjalnie dla niego. Był tego pewien. Nie interesowały jej wrzaskliwe kłótnie kaczek, obojętnie omijała spojrzeniem inne łabędzie, by całą uwagę poświęcić tylko jemu. On na nią czekał. Z daleka rozpoznawał jej sylwetkę i pędził do brzegu ile sił w skrzydłach. Czasem wychodził z wody i wydziobywał okruchy z trawy tuż obok jej stóp. Raz nawet dał się pogłaskać...
Już dawno jej nie widział.
Tymczasem ona dziś zachowywała się jakby go wcale nie zauważyła. Była w towarzystwie: tamta druga wrzucała jedzenie do wody, lecz ona nie przyniosła niczego. Patrzyła na niego jakby był obcy? Czyżby go nie poznała? No tak , trochę się zmienił ostatnio. Resztki szarego upierzenia zniknęły a kiedy rozkładał skrzydła w pełni zasługiwał na królewskiego ptaka. No i co z tego że się zmienił?
Ona przecież powinna go poznać!
- Ach, gdybym miała czapkę niewidkę!ale czapki niewidki były tylko w bajkach tak samo jak dobre wróżki i zaczarowane przedmioty a Ewa musiała radzić sobie sama. Jak zawsze!
Tymczasem oni byli coraz bliżej...Jeszcze przez moment, przez krótką zaledwie chwilę, miała nadzieję że skręca w boczną alejkę. Nie skręcili jednak i z każda sekundą coraz wyraźniej słyszała ich głos.
Nie miała dokąd uciekać.
Ręce zwilgotniały jej ze strachu, paznokcie z całej siły wbijały się w dłonie, serce biło jak oszalałe. Czuła się jak zwierzę w pułapce" Żeby mnie nie zauważyli, żeby mnie tylko nie zauważyli modliła się w myślach. Skulona za krzakiem, wtuliła głowę w ramiona i wciągnęła brzuch. Robiła co mogła by zmaleć. Ciało nie zamierzało się skurczyć. Kurczyła się dusza. Strach paraliżował rozum i wole.
Zauważyli ją
--O Gruba!
Zabolało, zapiekło, ukłuło jak zastrzyk, a potem niczym trucizna rozpłynęło się po ciele.
SŁOWO jedno SŁOWO - dwie sylaby, pięć głosek, tyle samo liter, w środku u zwykłe. Czy krótsze bolało by mniej?
Podobno można chodzić po żarze ogniska i się nie oparzyć, podobno można się zahartować i nie czuć bólu, a fakirzy kładą się na gwoździach i nic im nie jest. Podobno... może i tak . Ale ją zawsze bolało tak samo. A może za każdym razem mocniej. I dłużej. Ból zaczynał się już w momencie oczekiwania i tlił się , dopóki nie ukoiła go batonikiem, albo ptasim mleczkiem, albo lodami waniliowymi...
Teraz dostrzegł ją Piotrek
-Gruba , co tam robisz za tym krzakiem? W chowanego się bawisz czy co?
Zarechotali obaj, a ją zakuło jeszcze boleśniej i nowa porcja trucizny wsączyła się w mózg. Dwie sylaby, pięć liter głosek i tyle samo liter. W środku u zwykłe. Na pewno u zwykłe. Była najlepsza w klasie z ortografii. Świetnie recytowała wiersze. I bardzo szybko uczyła się ich na pamięć. Z matematyką też radziła sobie dobrze.
"Na początku było SŁOWO. Wszystko przez nie się stało" - usłyszała wczoraj w kościele. Jej ciało zatrute SŁOWEM zaczynało pęcznieć, rozdymało się , puchło. Wyczytała gdzieś, ze komórki tłuszczowe nie giną. Mogą zmieniać swoją wielkość , ale nigdy nie będzie ich mniej. Jej komórki żywiły się SŁOWEM. Czuła, jak dwie sylaby, pięć głosek i tyle samo liter i z u zwykłym pośrodku wypełniające teraz aż po brzegi, a one rosną niczym ciasto drożdżowe wypiętrzają się w zwały sadła i nie może złapać oddechu, bo ubranie nagle robi się za ciasne, ściągacze skarpetek ściskają łydki jak sznurek szynkę, a pierścionek od babci w pija się w palec.
Andrzej i Piotrek już dawno sobie poszli , ale SŁOWO wciąż rozprzestrzeniało się w ciele Ewy. By ciut później zwinięta w kłębek na tapczanie , z książką w reku- łakomie odgryzała ogromne kawałki czekolady, miażdżyła je w zębach i słodycz uśmierzała ból. Potem sięgnęła po ciastka.. Jedzenie było jej odtrutką , Niezawodną. Jedyną . Zawsze dostępną.
- Dzieci , Ewa ! kolacja!- głos mamy docierał do Ewy z bardzo daleka , jakby z jakiegoś zupełnie innego świata.
Dzieci siedziały już przy stole i kłóciły się o łyżeczkę , Co chwila się o coś kłóciły, a w przerwach miedzy kłótniami bawiły się w najlepsze, Ale co to mogło obchodzić Ewę, która była od młodszego rodzeństwa o kilka lat starsza? Mówiła o nich pogardliwie smarkacze i zazwyczaj cieszyła się swoją swobodą i odrębnością. Zazwyczaj. Bo dzisiaj było jej dziwnie przykro.
Co z tego, że mogła dłużej od nich bawić się na podwórku, że później kładła się spać , że mama pozwalała jej samej chodzić po parku? Co z tego? Dzieci miały wspólne sprawy, wspólne tajemnicę . I miały mamę, Bo od kiedy dzieci pojawiły się na świecie , mama była bardziej mamą dzieci niż Ewy. A Ewa była ciągle sama I nie obchodziła nikogo. W każdym razie tak jej się teraz wydawało.
- Ciągle tylko te Dzieci i Dzieci! - wybuchła tego wieczoru
- A ja jestem brzydkie kaczątko. Nie kochasz mnie! wcale!
Trzaśnięciem drzwi odgrodziła się od mamy i chichoczących Dzieci.
-Jak mogłaś pomyśleć , że Cię nie kocham? Brzydkie kaczątko? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Ewa poczuła na głowie ciepłą , znajomą dłoń. Pod wpływem maminego dotyku działo się z nią coś dziwnego. Tak jakby miała w środku kawałek lodu, który teraz zaczynał się topić. I już , już miała mamie o wszystkim opowiedzieć- o Piotrku, o lęku, który chodzi za nią jak cień. Już otwierała usta, ale powstrzymywała ją pewna myśl.
Dorośli patrzyli na nią inaczej niż dzieci. Dlaczego? Czy dlatego że byli mądrzejsi? A może nie dostrzegali czegoś co widziały tylko dzieci? Jeśli Ewa powie i wtedy mamie otworzą się oczy? Jeśli zobaczy w niej to co widzi Piotrek? I odwróci się od niej jak mama kaczka od brzydkiego kaczątka?
O nie! Tego już by nie zniosła!
Milczała więc , przełykając łzy, choć mama na różne sposoby próbowała skłonić ją do mówienia. W końcu poddała się ale wychodząc z pokoju , powiedziała słowa , które dla Ewy były olśnieniem:
- A wracając do brzydkiego kaczątka- czy pamiętasz, że okazało się łabędziem?
Jak mogła o tym wcześniej nie pomyśleć? Przecież tak właśnie było w bajce. Serce jej gwałtownie zabiło i poczuła zawrót głowy. Jeszcze im pokaże! Wszystkim ! Dzieciom , mamie Andrzejowi , Piotrkowi, Lenie , Kaście całej klasie że Ewa jest łabędziem.
Najlepiej Ewie myślało się przy jedzeniu , więc wyciągnęła paczkę ciastek pochłaniając ją przeczytała jeszcze raz bajkę o brzydkim kaczątku. Znalazła odp. DOJRZEWANIE.
Tak to musiało być TO.W wyobraźni widziała siebie przemienioną : szczupłą , zgrabną , wzbudzającą zachwyt chłopaków i zazdrość dziewczyn. Zapragnęła by TO przyszło jak najszybciej. Och gdyby mogła przyśpieszyć czas. Ale nie mogła więc czekała z niecierpliwością , przegryzając kolejne smakołyki i pocieszała się myślą , że przecież kiedyś ten dzień przyjdzie. Szukała pocieszenia w łakociach i czekała na swoją przemianę. W zaciszu swojego pokoju nie mogło dosięgnąć ją SŁOWO.
Aż wreszcie nadeszło.
Spojrzała w lustro . Czy coś się zmieniło? Czy można wyczytać TO z twarzy? Ale oprócz rumieńca na policzkach i pryszcza n nosi, nie zauważyła żadnych zmian.
Ostatecznie TO trwa kilka dni , może ta PRZEMIANA zachodzi powoli dlatego trudno ją zauważyć?
Codziennie szukała jakiegoś znaku przemiany.
Miesiączka minęła, ale upał trwał nadal wiec Ewa wybrała się nad jezioro pewna ,że SŁOWO nie ma już nad nią władzy. To nic , że nie widziała zmian w lustrze. To nic. PRZEMIANA musiała przecież nastąpić. Bez obaw zrzuciła sukienkę.
- Ale gruba!- niespodziewanie dobiegło do jej uszu.
Nie to nie mogło być do niej- to przecież nie mogło być o niej!. Na tej plaży musiał być ktoś inny, kogo dotyczyły te słowa. Ale dzieciak z sąsiedniego koca patrzył w jej stronę. Odwróciła się pewna że ten ktoś inny stoi na nią.
Zobaczyła tylko wychudzonego kota.
Tymczasem SŁOWO, którego nie spodziewała się słyszeć już nigdy , to właśnie SŁOWO, złożone z dwóch sylab, pięciu głosek i pięciu liter z u zwykłym pośrodku już działało. Czuła je w swoim ciele. Szukając ratunku, błyskawicznie wskoczyła do wody. Zwały sadła wylewały się spod stanika, gumka majtek wrzynała się w brzuch, a Ewa miała wrażenie , że pod wpływem jej ogromnego , napompowanego tłuszcze cielska jezioro wystąpi z brzegów.
Ale nie to było najgorsze.
Najgorsze było rozczarowanie.
Więc nic się nie zmieniło? Zupełnie nic?
Pływała od boi do boi tam i z powrotem z jakąś dziką zapamiętałością, a myśli kłębiły się w głowie. Żeby zająć mózg czymś innym, próbowała liczyć przebyte odległości, ale wkrótce straciła rachubę. Ludzie wchodzili do wody i wychodzili , a Ewa ciągle pływała. Nie czuła zmęczenia, było jej jedynie zimno, ale nie mogła się wynurzyć, bo na brzegu ciągle siedział ten smarkacz, który wypowiedział SŁOWO.
Plaża opustoszała a smarkacz zniknął, kiedy Ewa szczekając zębami odważyła się wreszcie wyjść na brzeg. Owinięta kocem czekała aż organizm odzyska ciepło. W mięśniach czuła zmęczenie . To było przyjemne odczucie. Dlatego Ewa wracając z plaży nie wsiadła do tramwaju, tylko przeszła cztery przystanki piechotą. Szybko zjadła obiad, a po obiedzie nie sięgnęła jak to miała w zwyczaju do swojego schowka ze słodyczami. Wyciągnęła z piwnicy rower, i zaczęła regularnie na nim jeździć. Na rolkach zresztą też. Mijały kolejne dni wakacji a Ewa odnajdywała radość płynącą z ruchu. Odkryła przyjemność z owoców, surówkach a na upały najlepsza była maślanka. Dni mijały a wskazówka wagi cofała się o kg, dwa , cztery ...siedem.
Ewa bardzo polubiła uczucie lekkości w żołądku i swoje odbicie w lustrze, nawet pięć piegów na nosie i obdarte kolano, które było pamiątką po upadku na rolkach. Polubiła siebie, swoje piersi, zaokrąglające się ciało, opalone ramiona , rozjaśnione słońcem włosy...
Aż wreszcie przyszedł ten dzień i wszystko było dokładnie tak samo : biała bluzka, nowa spódnica czerwone sandały, naszyjnik z muszelek...
Ewa szła ulicą rzucając ukradkiem spojrzenia na swoje odbicie w sklepowej wystawie, już dzieliła ją kilkanaście kroków gdy zobaczyła Piotrka.
-Gruba!?
Nie usłyszała w jego głosie zaskoczenia, nie dostrzegła na twarzy zmieszania, nie mogła tego zauważyć. Bo gdy tylko dosięgło ją SŁOWA odwróciła się i uciekła.
Biegła i biegła , sama nie wiedziała dokąd , byle dalej ale mimo że kondycję miała lepszą niż przed wakacjami dwie sylaby, pięć głosek i pięć liter z u zwykłym w środku dogoniły Ewę bez trudu i jej Komórki tłuszczowe już pęczniały , puchły...
Dlaczego myślała, że będzie inaczej? ! przecież wiedziała doskonale wiedziała że tkanka tłuszczowa jest niezniszczalna!
Tego dnia nie poszła do szkoły, a potem wróciła do domu do wieczora piła tylko wodę . Na kolację zjadła tylko jabłko, a ranek znów zaczęła od szklanki wody i sporego kawałka arbuza. Czesząc się , unikała spojrzenia w lustro. Unikała wystaw sklepowych. W klasie zajęła miejsce w ostatniej ławce i wbiła wzrok w zeszyt , żeby nie zwracać na siebie uwagi a w czasie przerw siedziała skulona pod salą...
SŁOWO wisiało w powietrzu nie pozwalało o sobie zapomnieć . To nic , że go nikt dzisiaj nie wypowiedział Ewa wyczuwała jego obecność. Dwie sylaby pięć głosek i tyle samo liter z u zwykłym pośrodku krążyły wokół niej jak natrętny komar.
Śniadanie oddała błąkającemu się psu, na obiad zjadła surówkę i jednego ziemniaka , od kolacji wymigała się bólem głowy. Żując gumę próbowała oszukać głód. Kolejne dni wyglądały podobnie.
A waga spadała.
9 kg - zawroty głowy, 10- wypadanie włosów, 12 - mroczki przed oczami o mało nie zemdlała na W-Fie. I zimno ciągle jej było zimno, a to pewnie dlatego że nadeszła jesień .
SŁOWO to SŁOWO złożone z dwóch sylab... usłyszała po raz ostatni w dniu rozpoczęcia roku szkolnego. A kilka dni temu Kaśka powiedziała , że chciałaby schudnąć jak Ewa.
To ta Kaśka co Ewa chciała jej dorównać pod względem wagi a teraz ...
Co z tego że zeszczuplała, co z tego że Kaśka chciała od niej przepis na odchudzanie kiedy Ewa nadal siedziała w ławce sama, na przerwach tkwiła pod klasą z nosem wlepionym w książkę.
Wydawało jej się że gdy schudnie to wszystko inne naprawi się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale nie naprawiło się. Nic się nie naprawiło. Dlatego nie mogła przytyć . Bo gdyby przytyła choć odrobinę straciłaby swój jedyny powód do triumfu. Więc znowu zrezygnowała z obiadu choć paznokcie się jej łamały i ciągle była zmęczona. Żeby nie dopuścić do głosu wątpliwości, koncentrowała się na tym jedynym co potrafiła- na panowaniu nad swoim ciałem. Bo już od dawna się z nim przyjaźniła. Nie wybaczyła, nigdy nie wybaczyła mi tamtej zdrady i dlatego ani zawroty głowy, ani osłabienie ani drżenie mięśni, ani żadne inne sygnały nie były w stanie do niej przemówić. Ignorowała je, bo ciało było jej wrogiem, było jak dzikie zwierzę m które musiała wytresować, Miała nad nim władzę i dlatego choć próbowało się buntować, choć dokuczało jej na różne sposoby, to zawsze musiało się uginać, musiało jej posłuchać, a ona , patrzyła na cofającą się wskazówkę wagi, znowu czuła gorzką mściwą satysfakcję. Upajała się swoją władzą. Była jak Królowa Śniegu- potężna , zimna , nieczuła... i straszliwie samotna. Czasami miała wrażenie , że balansuję na jakiejś krawędzi: jedno zagapienie, jedno potknięcie, jeden nieostrożny ruch, a stanie się coś nieodwracalnego. Co? Jedynie przekraczając granice mogła się tego dowiedzieć. Ta bliskość granicy i czające się za nią niebezpieczeństwo budziły jednocześnie fascynację i lęk i pozwalały choć na chwilę stłumić pustkę w sercu. A ona Ewa musiała ją tłumić , musiała wypełnić ją choć troszkę wszystko jedno czym, bo inaczej pustka zmieniała się w czarną dziurę żarłoczną , nienasyconą, bezlitosną, która pochłonęłaby wszystko. Nie tylko utracone kg ale i resztki radości , okruchy światła, a w kończy nią samą.
Ewa kiedy starała się zasnąć , wracała myślami do ostatniego lata- do dni , kiedy rozumiała swoje ciało, a w każdym razie uważała że rozumie, Miała wtedy tyle siły i tyle nadziei ... I było jej ciepło.
Teraz stale było jej zimno. Jakby zamarzała od środka. I to ciągłe zmęczenie. Już rano musiała walczyć ze sobą , żeby wstać z łóżka, a potem było jeszcze gorzej. Z każdym dniem było gorzej. A ona nie umiała tego powstrzymać. Dlaczego tak bardzo skupiała się na kontrolowaniu ilości jedzenia. Dawało jej to złudne poczucie ,że coś jeszcze w swoim życiu kontroluje.
Z nauką nigdy nie miała problemu, teraz umysł zaczynał się buntować. Bała się że straci pozycję w klasie więc coraz dłużej siedziała nad książkami i coraz bardziej była tym zmęczona.
Na wycieczkę klasową do Krakowa zdecydowała z dwóch powodów. Po pierwsze- mama coraz częściej wspominała o konieczności wizyty u lekarza " skóra i kości z ciebie zostały, nic więcej, tak dłużej być nie może , coś trzeba z tym zrobić" - słyszała codziennie, po drugie- nigdy nie była w Krakowie.
Nie przewidziała jednego- dyskoteki. Wychowawczyni dała jeden warunek wszyscy muszą iść na dyskotekę. Inni nie przejęli się tym warunkiem, nie zauważyli go nawet ale nie Ewa, która poczucie rytmu nie miała za grosz a w czasie tańca nogi zamieniały jej się w sztywne kołki. Myślała intensywnie , jak by tu wywinąć się i tylko jeden sposób przyszedł jej do głowy- choroba. Gdyby zachorowała to z pewnością pozwolono by jej pozostać w pokoju. W zasadzie mogłaby posymulować ale- Ewa nie umie kłamać. Nie widziała siebie również na parkiecie więc jedyne wyjście jakie widział to prawdziwa choroba. Kiedy inni kupowali krakowskie obwarzanki Ewa wypatrywała wysokich krawężników, na których można by skręcić nogę. Niestety siły wyższe albo instynkt samozachowawczy zadziałał i nie udało się. Tymczasem dziewczyny wybierały stroje , wymieniały się kosmetykami... a do Leny, która robiła makijaż ustawiła się kolejka.
Nagle Lena źle się poczuła, blada z mdłościami położyła się. Dla Ewy to była szansa:
- Proszę Pani ja z nią zostanę.
I została. Pielęgnowała, podawała gorącą herbatę, czuwała.
- Dlaczego ze mną zostałaś? - spytała Lena
Na szczęście kolejny atak mdłości wybawił Ewę od odpowiedzi, gdy Lena wróciła z łazienki nie miała sił już pytać.
Chora spała. Ciemne kosmyki wymknęły się z kitki i leżały w nieładzie na poduszce, cera miała barwę prześcieradła, a długie rzęsy nie były w stanie przysłonić cieni pod oczami. Była tak inna Lena, którą Ewa znała. A właściwie czy w ogóle ją znała? Co mogła powiedzieć o Lenie? Ze jest najładniejsza w klasie, świetna z wuefu, podobnie zresztą jak ze wszystkim, utalentowana i towarzyska. Teraz Lena spała , a wraz z nią spały wszystkie jej zdolności i talenty. I maski , które chroniły ją przed światem. Pewnie dlatego wydawała się taka bezbronna. Nareszcie coś uzasadniało jej obecność w tym pokoju- była potrzebna. A skoro tak to mogła przestać się męczyć z idiotycznymi wyrzutami sumienia że wykorzystała chorobę Leny do własnych celów. Jedna tylko myśl , wyłoniła się gdzieś, myśl, która najpierw wykiełkowała jako nieśmiałe przypuszczenie, by już po chwili przerodzić się w niewzruszoną pewność. Patrząc przez okno w gwieździste niebo -coś wewnętrznie jej szeptało że jest bezcenna. I niezastąpiona. Jak powietrze. Jak woda. Jak ogień. Bez niej wszechświat byłby niepełny. Gdy ta świadomość trochę się w niej zadomowiła, nagle nieważne się stało dla niej to co myśleli o niej inni. Jak ją oceniali. To nie miało żadnego znaczenia, czy była chuda , gruba, mądra czy głupia, odważna czy nieśmiała, czy umiała tańczyć, czy też nie.Bez względu na wszystko miała swoje miejsce we wszechświecie.
....
Największy łabędź poczekał, aż bezskrzydłe istoty oddalą się i dopiero wtedy wyszedł na brzeg. Był zawiedziony. Tego się po niej nie spodziewał. Przecież przychodziła tutaj specjalnie dla niego. Był tego pewien. Nie interesowały jej wrzaskliwe kłótnie kaczek, obojętnie omijała spojrzeniem inne łabędzie, by całą uwagę poświęcić tylko jemu. On na nią czekał. Z daleka rozpoznawał jej sylwetkę i pędził do brzegu ile sił w skrzydłach. Czasem wychodził z wody i wydziobywał okruchy z trawy tuż obok jej stóp. Raz nawet dał się pogłaskać...
Już dawno jej nie widział.
Tymczasem ona dziś zachowywała się jakby go wcale nie zauważyła. Była w towarzystwie: tamta druga wrzucała jedzenie do wody, lecz ona nie przyniosła niczego. Patrzyła na niego jakby był obcy? Czyżby go nie poznała? No tak , trochę się zmienił ostatnio. Resztki szarego upierzenia zniknęły a kiedy rozkładał skrzydła w pełni zasługiwał na królewskiego ptaka. No i co z tego że się zmienił?
Ona przecież powinna go poznać!
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Świetne! | 100% | [2 głosów] | |
Bardzo dobre | 0% | [Brak oceny] | |
Dobre | 0% | [Brak oceny] | |
Średnie | 0% | [Brak oceny] | |
Słabe | 0% | [Brak oceny] |