Nowe życie
Skurcze, ból i nagle nie jestem w stanie zapanować nad procesem, który trwa. Nie jest źle, bo ból jest do opanowania, bardziej niż poprzednio. Jestem w szpitalu wystarczająco wcześnie, żeby nic się nie stało. Natomiast na tyle późno sygnalizuję, że to naprawdę już, że zarówno pielęgniarki jak i lekarz nie traktują mnie poważnie. No fakt, nie krzyczę, nie miotam się. W momencie bólu zamieram na chwilę, bo wiem, że minie i potem będzie ok. Umówiłam się, że dam znać, jak skurcze będą w okolicach trzech minut, no to trwam: co dziesięć, jak na złość. A że coraz mocniejsze?... Gdy powiedziałam, że moim zdaniem czas mnie przebadać, lekarz był zajęty wprowadzaniem danych do systemu z pomocą informatyka. Dwadzieścia minut.
Kiedy już powiadomiłam lekarzy, że mdleję i żeby mnie obejrzeli, to komenda była "biegiem" na porodówkę. Dosłownie: na wózku, pielęgniarka pchała, a lekarz ginekolog szedł szybkim krokiem obok, krzycząc do mnie "Zaraz dostanie Pani mamdat za rozmowę przez komórkę w czasie jazdy" ;) Na sali położna ledwie zdążyła przygotować narzędzia. Potem jeszcze tylko fotel się pode mną rozwalił. Chirurg mnie szyje i komenderuje "Niech się pani rozluźni" , a ja jedną nogą trzymam kawałek fotela ginekologicznego. Jeśli puszczę, nie będzie na czym się oprzeć... To jest najlepszy szpital we Wro... Serio i bez przekąsu. Personel profesjonalny, a położna z pi razy oko kilku tysiącami przyjętych porodów traktuje mnie jak kogoś wyjątkowego, przykrywając gołe ciało i podając zaległą kolację na sali obserwacyjnej. Wzięłam jej dane od ginekologa. To są te osoby, anonimowe, które gdzieś znikają i nawet nie wiadomo, kto był aniołem. Wyślę jej kartkę.
I tak pojawiła się ona. Mała, drobna, lekka.
Odmieniła nasze życie jak zwykle, gdy pojawia się nowy członek rodziny. Niby nic wielkiego, ot, życie. Dla najbliższych - cud świata. Patrzę z przerażeniem, jak bardzo jest do mnie podobna. Do ostatniego palca u nogi... Starsza córa to kopia zdjęta z ojca. Teraz wygląda, jakby "dawca" tylko użyczył tylko plemnika. Boje się, że oprócz wyglądu może odziedziczyła też mój charakter. Że będzie samotna, wyizolowana, smutna, niedoceniająca tego, co ma. Harda.
Jestem teraz dużo bardziej cierpliwa, dużo mniej odporna. Rozumiem, że płacz to nie problem - w sensie, że to nie tak, że ja robię coś źle, po prostu, tak się noworodek komunikuje ze światem - potrafię godzinami ze spokojem znosić go w dzień i w nocy ale... padam na twarz znacznie wcześniej niż poprzednio. Odczuwam brak snu i ludzi. Coś za coś. Różnica jest taka, że tym razem wiem, że to minie. Że nadmiar kilogramów, samotność, zapuszkowanie w domu to stany przejściowe. I tego się trzymam. Kurczowo.
Kiedy już powiadomiłam lekarzy, że mdleję i żeby mnie obejrzeli, to komenda była "biegiem" na porodówkę. Dosłownie: na wózku, pielęgniarka pchała, a lekarz ginekolog szedł szybkim krokiem obok, krzycząc do mnie "Zaraz dostanie Pani mamdat za rozmowę przez komórkę w czasie jazdy" ;) Na sali położna ledwie zdążyła przygotować narzędzia. Potem jeszcze tylko fotel się pode mną rozwalił. Chirurg mnie szyje i komenderuje "Niech się pani rozluźni" , a ja jedną nogą trzymam kawałek fotela ginekologicznego. Jeśli puszczę, nie będzie na czym się oprzeć... To jest najlepszy szpital we Wro... Serio i bez przekąsu. Personel profesjonalny, a położna z pi razy oko kilku tysiącami przyjętych porodów traktuje mnie jak kogoś wyjątkowego, przykrywając gołe ciało i podając zaległą kolację na sali obserwacyjnej. Wzięłam jej dane od ginekologa. To są te osoby, anonimowe, które gdzieś znikają i nawet nie wiadomo, kto był aniołem. Wyślę jej kartkę.
I tak pojawiła się ona. Mała, drobna, lekka.
Odmieniła nasze życie jak zwykle, gdy pojawia się nowy członek rodziny. Niby nic wielkiego, ot, życie. Dla najbliższych - cud świata. Patrzę z przerażeniem, jak bardzo jest do mnie podobna. Do ostatniego palca u nogi... Starsza córa to kopia zdjęta z ojca. Teraz wygląda, jakby "dawca" tylko użyczył tylko plemnika. Boje się, że oprócz wyglądu może odziedziczyła też mój charakter. Że będzie samotna, wyizolowana, smutna, niedoceniająca tego, co ma. Harda.
Jestem teraz dużo bardziej cierpliwa, dużo mniej odporna. Rozumiem, że płacz to nie problem - w sensie, że to nie tak, że ja robię coś źle, po prostu, tak się noworodek komunikuje ze światem - potrafię godzinami ze spokojem znosić go w dzień i w nocy ale... padam na twarz znacznie wcześniej niż poprzednio. Odczuwam brak snu i ludzi. Coś za coś. Różnica jest taka, że tym razem wiem, że to minie. Że nadmiar kilogramów, samotność, zapuszkowanie w domu to stany przejściowe. I tego się trzymam. Kurczowo.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?