Pojawianie się i znikanie
Część ludzi pojawia się w moim życiu, gdy mnie potrzebują, wówczas ja znikam, a oni są pojawieni. Tak długo, jak tego potrzebują. Wówczas chcę pojawić się ja ale ich już nie ma znikają - bo już jest lepiej. Część ludzi tak funkcjonuje, że pojawiają się po to, by wziąć, odchodzą - by nie musieć oddać.
Inni odwrotnie, narzucają się wręcz ze swoją bytnością, choć dają kosztem siebie samych. Można odwracać wzrok od nieszczęścia, można do niego ciągnąć, można próbować zachować złoty środek, tyko gdzie on jest?
Są chwile, że ludzie zapadają się w siebie i niby widzisz człowieka, a jakbyś patrzyła na czarną dziurę. To się nazywa depresja. Wtedy nic się nie liczy poza czarną otchłanią bez nadziei i wielkim, potężnym lękiem, że to się nigdy nie skończy. Nagłe pojawienie człowieka po takich dniach to piękna chwila. Taka do przecierania oczu ze zdumienia.
Można też zniknąć we własnym szaleństwie. Jakże jest się wtedy widocznym, a jednak świadomości w tym nie ma i po ponownym pojawieniu niewiele się z tych chwil szału pamięta.
Są tacy, co umieją zaistnieć w tłumie i widać/słychać ich z daleka, są inni - którzy w tłumie znikają i zlewają się z tłem. Każdy z nich ma swoją taktykę na przetrwanie, każdy własną, nie zawsze wygodną ale przyrośniętą do ciała jak druga skóra.
Chcę odnaleźć własne miejsce, by nie musieć znikać ani się eksponować. To mój cel. Tego życzę też innym: wygodnego, własnego kawałeczka podłogi świata. Gdzie można istnieć i nie znikać, pojawiać się i nie czuć się "na widoku". Takiego małego, prywatnego skrawka ziemi.
Inni odwrotnie, narzucają się wręcz ze swoją bytnością, choć dają kosztem siebie samych. Można odwracać wzrok od nieszczęścia, można do niego ciągnąć, można próbować zachować złoty środek, tyko gdzie on jest?
Są chwile, że ludzie zapadają się w siebie i niby widzisz człowieka, a jakbyś patrzyła na czarną dziurę. To się nazywa depresja. Wtedy nic się nie liczy poza czarną otchłanią bez nadziei i wielkim, potężnym lękiem, że to się nigdy nie skończy. Nagłe pojawienie człowieka po takich dniach to piękna chwila. Taka do przecierania oczu ze zdumienia.
Można też zniknąć we własnym szaleństwie. Jakże jest się wtedy widocznym, a jednak świadomości w tym nie ma i po ponownym pojawieniu niewiele się z tych chwil szału pamięta.
Są tacy, co umieją zaistnieć w tłumie i widać/słychać ich z daleka, są inni - którzy w tłumie znikają i zlewają się z tłem. Każdy z nich ma swoją taktykę na przetrwanie, każdy własną, nie zawsze wygodną ale przyrośniętą do ciała jak druga skóra.
Chcę odnaleźć własne miejsce, by nie musieć znikać ani się eksponować. To mój cel. Tego życzę też innym: wygodnego, własnego kawałeczka podłogi świata. Gdzie można istnieć i nie znikać, pojawiać się i nie czuć się "na widoku". Takiego małego, prywatnego skrawka ziemi.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?