cena przyjażni
W pokręconym życiu jakie prowadzę, wśród ludzi których kocham i nienawidzę jednocześnie, pojawiają się i takie pytania bez odpowiedzi.
Dziś przypadkowo natrafiłam ( choć w przypadki nie wierzę) na program dokumentalny o moście samobójców w San Francisco i z wypowiedzi osób bliskich, tym co się udało przeżyć próba jest czymś strasznym dla tych co pozostają. Ludzie stracili w taki sposób swoje dzieci, bliskich , przyjaciół. To jest jak nowotwór osobowości, który prowadzi do ostatniego kroku. Pozostaje to samo: pustka, niesamowita cisza i poczucie, że może dało by się jednak coś zrobić. Może tak może nie, można gdybać latami.
Przez ostatnie kilka tygodni o niczym innym nie umiem myśleć, nie pomagają zapewnienia, że to nie moja wina, że to nie pierwszy raz, że nie mogłam nic więcej zrobić. Bo poczucie winy się tli we mnie z siłą , która nie pozwala zasnąć.
Nie oceniam Jej, nie mogę tego robić - sama nie jestem aniołem. Nie pytam dlaczego? Bo znam odpowiedz na to pytanie. Czasem życie nas przerasta, przerosło i Ją a sił było zbyt mało by podjąć walkę o to by godnie żyć.
Zastanawiam się czy można komuś pozwolić odejść? Jeśli jest to przemyślana decyzja? Jakie mamy prawo ingerowanie w czyjąś decyzję? Kim jesteśmy by decydować za innych?
Samobójstwo jest gestem egoizmu, ale i bezradności i poczucia bezsensu. Wielu ludzi wokół umiera na różne sposoby, pijąc , biorąc narkotyki, głodząc się , czy pracując ponad siły... i nie ingerujemy, jeśli tego nie chcą. Możemy pozwolić odejść? ... zapewne nie, choć ostatnio mam duże wątpliwości.
W ostatniej rozmowie między nami a w zasadzie kłótni, bo nie udało się na spokojnie kiedy powiedziałam Jej " daj spokój , zostaw mnie, ja chcę żyć inaczej niż dotychczas, nie mam sił ciągnąć nas dwie, nie chce, nie dzwoń , nie pisz, nie pukaj do drzwi niezapowiedziana. Proszę uszanuj" Ona prosiła bym Ją nie zostawiała, bo sobie nie radzi, bym była obok. A ja zajęłam się sobą jak chciałam, zajęłam się "wstawaniem" pod okiem profesjonalisty, zostawiając ją samej sobie. Nie mam żalu do Niej za to co zrobiła, mam żal do siebie, że tak postąpiłam skreślając wszystko. Ona przegrała i odeszła, ja przegrałam i zostałam. Terapie przerwałam,
o d p o c z y w a m w szeroko pojętym znaczeniu. Nie sprawdziłam się jako przyjaciel może kiedyś jeszcze będę miała szansę
Dziś przypadkowo natrafiłam ( choć w przypadki nie wierzę) na program dokumentalny o moście samobójców w San Francisco i z wypowiedzi osób bliskich, tym co się udało przeżyć próba jest czymś strasznym dla tych co pozostają. Ludzie stracili w taki sposób swoje dzieci, bliskich , przyjaciół. To jest jak nowotwór osobowości, który prowadzi do ostatniego kroku. Pozostaje to samo: pustka, niesamowita cisza i poczucie, że może dało by się jednak coś zrobić. Może tak może nie, można gdybać latami.
Przez ostatnie kilka tygodni o niczym innym nie umiem myśleć, nie pomagają zapewnienia, że to nie moja wina, że to nie pierwszy raz, że nie mogłam nic więcej zrobić. Bo poczucie winy się tli we mnie z siłą , która nie pozwala zasnąć.
Nie oceniam Jej, nie mogę tego robić - sama nie jestem aniołem. Nie pytam dlaczego? Bo znam odpowiedz na to pytanie. Czasem życie nas przerasta, przerosło i Ją a sił było zbyt mało by podjąć walkę o to by godnie żyć.
Zastanawiam się czy można komuś pozwolić odejść? Jeśli jest to przemyślana decyzja? Jakie mamy prawo ingerowanie w czyjąś decyzję? Kim jesteśmy by decydować za innych?
Samobójstwo jest gestem egoizmu, ale i bezradności i poczucia bezsensu. Wielu ludzi wokół umiera na różne sposoby, pijąc , biorąc narkotyki, głodząc się , czy pracując ponad siły... i nie ingerujemy, jeśli tego nie chcą. Możemy pozwolić odejść? ... zapewne nie, choć ostatnio mam duże wątpliwości.
W ostatniej rozmowie między nami a w zasadzie kłótni, bo nie udało się na spokojnie kiedy powiedziałam Jej " daj spokój , zostaw mnie, ja chcę żyć inaczej niż dotychczas, nie mam sił ciągnąć nas dwie, nie chce, nie dzwoń , nie pisz, nie pukaj do drzwi niezapowiedziana. Proszę uszanuj" Ona prosiła bym Ją nie zostawiała, bo sobie nie radzi, bym była obok. A ja zajęłam się sobą jak chciałam, zajęłam się "wstawaniem" pod okiem profesjonalisty, zostawiając ją samej sobie. Nie mam żalu do Niej za to co zrobiła, mam żal do siebie, że tak postąpiłam skreślając wszystko. Ona przegrała i odeszła, ja przegrałam i zostałam. Terapie przerwałam,
o d p o c z y w a m w szeroko pojętym znaczeniu. Nie sprawdziłam się jako przyjaciel może kiedyś jeszcze będę miała szansę
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Pewnie nie ma teraz prostych słów, które są w stanie zmienić twój sposób patrzenia na całą sprawę. To chyba taki problem, który trzeba pokonać za pomocą czasu i życzliwych osób. Szkoda, że przerwałaś terapię - bo chyba właśnie teraz jest ci szczególnie potrzebna.