Najważniejsze nie zacząć
W nałogu nie ma takiej opcji żeby wrócić do kontroli nad spożywaniem substancji, od której jest się uzależnionym, jeśli raz się tą kontrolę utraciło.
U alkoholików nazywa się to "uznanie bezsilności wobec alkoholu". Decyzja o niepiciu podejmowana każdego dnia, szczególnie na początku procesu zdrowienia pozwala odzyskać poczucie kontroli nad swoim życiem. "Dziś nie piję, 24 hr" - to na tyle krótko, że do ogarnięcia. Nie trzeba martwić się, co będzie za miesiąc, dwa, pół roku, wystarczy skoncentrować się na chwili obecnej. Szybko móc się pochwalić, że osiągnęło się sukces. No bo dziś nie piję! Alkoholicy, trzeźwiejący według tradycji i 12 kroków liczą dni swojego trzeźwienia, obchodzą najpierw miesięcznicę, potem kolejne rocznice.
Ale ja nie o tym. Ja o sobie. Zdarzyło mi się, że wpadłam w pułapkę naiwnej wiary, że jestem na bezpiecznym gruncie. Że wystarczająco długo utrzymuję abstynencję i że teraz to ja podejmuję decyzję: czy chcę wypić i ile. Teraz wiem, najważniejsze to nie zacząć. Nie wolno mi stracić czujności na zasadzie: "Przecież to ja decyduję". G... prawda! Gdy włącza się głód, myślenie idzie spać. Jest tylko automatyzm, jak zaprogramowana, zdarta płyta, która włącza te same co zwykle nałogowe myślenie. Moment między podjęciem decyzji "I jeszcze trzy żubry proszę", a wypowiedzeniem tego na głos jest tak krótki, że niezauważalny wręcz. Nie ma ani chwili na myślenie, na refleksję. To jest tak jakbym to nie ja podejmowała te decyzje. To tak jakby coś się działo poza mną. Piszę to, bo chcę sobie o tym wszystkim przypomnieć. Piszę, by pamiętać, że to podstępne paskudztwo to wyrok na całe życie. Co innego czytać mądre teksty, ba, co innego nawet czytać słowa innych uzależnionych. To trzeba przeżyć. To znaczy - nikomu nie życzę. Z drugiej strony może i trzeba się na własnej skórze przekonać, jak to jest, żeby potem nie mędrkować. Ja od pewnego czasu tak mam, że doświadczam zamiast wierzyć na słowo. Do kitu. A jak już zacznę, po otwarciu jednej puszki, to akcja nabiera rozpędu. Liczy się tylko dostarczanie wyposzczonemu organizmowi "zakazanej", wytęsknionej substancji. Nie ma mowy, żeby po pierwszym piwie powiedzieć stop. Prosta pochyła, głową w dół. I nic innego się nie liczy. To tak jak przewijanie filmu wstecz na przyspieszonych obrotach. Mozolnie wypracowany dzień po dniu, zwijają się błyskawicznie, by powrócić do punktu beznadziei, strachu, poczucia zaszczucia, konieczności ukrywania się przed najbliższymi. Potem jest już za późno i trzeba zacząć liczyć od początku. Dziś nie piję....
Tyle że ja tak nie chcę! I tu jest pies pogrzebany, że skoro udało mi się przeżyć pierwsze półtorej roku nie koncentrując się na niepiciu, uwierzyłam, że tak można. Chcę powrócić do tego, bo codzienne myślenie "ok, jestem alkoholiczką, no tak, no tak" ściąga mnie w dół! Nie cieszy to, że nie piję, dołuje to, że nie piję. Pętla się zaciska, bo ileż można mieć do siebie pretensje o przeszłość. Co robić, co robić? Jakieś sugestie? Ileż można pałować się za coś, co jest już za mną. Tylko ok, żeby było już za mną NIE WOLNO MI do tego wracać. Dlatego temat piwa po prostu znika mojego życia, z mojego myślenia. Tak właśnie chcę. Nie ma moim życiu miejsca na zajmowanie się paleniem papierosów - nigdy nie paliłam - na zażywanie narkotyków - nigdy nic nie brałam. No to dołożę do tej listy jeszcze jedną substancję chemiczną. Da się, wierzę, że się da. Po prostu wystarczy nie zacząć.
Właściwie mogłabym teraz napisać bliźniaczy tekst o jedzeniu i rzyganiu. Prawda? I wiem, że jeśli choć raz pozwolę sobie na zjedzenie więcej niż zazwyczaj, to popłynę. Dokładnie tak samo, jak w przypadku picia, nie wolno mi zostawiać sobie uchylonej furtki. Nie chcę do tego wracać.
Może i nie jestem zadowolona ze swojego obecnego stanu. Ale i tak jest to na tyle dużo, że nie chcę stracić tego, co kosztowało mnie ogromny wysiłek, pracę, kasę też... Dlatego nie chcę łamać moich abstynencji. Choćby nie wiem co, nie wypiję. Choćby nie wiem co, nie zjem więcej niż potrzebuję. Choćby nie wiem co, nie zwymiotuję.
U alkoholików nazywa się to "uznanie bezsilności wobec alkoholu". Decyzja o niepiciu podejmowana każdego dnia, szczególnie na początku procesu zdrowienia pozwala odzyskać poczucie kontroli nad swoim życiem. "Dziś nie piję, 24 hr" - to na tyle krótko, że do ogarnięcia. Nie trzeba martwić się, co będzie za miesiąc, dwa, pół roku, wystarczy skoncentrować się na chwili obecnej. Szybko móc się pochwalić, że osiągnęło się sukces. No bo dziś nie piję! Alkoholicy, trzeźwiejący według tradycji i 12 kroków liczą dni swojego trzeźwienia, obchodzą najpierw miesięcznicę, potem kolejne rocznice.
Ale ja nie o tym. Ja o sobie. Zdarzyło mi się, że wpadłam w pułapkę naiwnej wiary, że jestem na bezpiecznym gruncie. Że wystarczająco długo utrzymuję abstynencję i że teraz to ja podejmuję decyzję: czy chcę wypić i ile. Teraz wiem, najważniejsze to nie zacząć. Nie wolno mi stracić czujności na zasadzie: "Przecież to ja decyduję". G... prawda! Gdy włącza się głód, myślenie idzie spać. Jest tylko automatyzm, jak zaprogramowana, zdarta płyta, która włącza te same co zwykle nałogowe myślenie. Moment między podjęciem decyzji "I jeszcze trzy żubry proszę", a wypowiedzeniem tego na głos jest tak krótki, że niezauważalny wręcz. Nie ma ani chwili na myślenie, na refleksję. To jest tak jakbym to nie ja podejmowała te decyzje. To tak jakby coś się działo poza mną. Piszę to, bo chcę sobie o tym wszystkim przypomnieć. Piszę, by pamiętać, że to podstępne paskudztwo to wyrok na całe życie. Co innego czytać mądre teksty, ba, co innego nawet czytać słowa innych uzależnionych. To trzeba przeżyć. To znaczy - nikomu nie życzę. Z drugiej strony może i trzeba się na własnej skórze przekonać, jak to jest, żeby potem nie mędrkować. Ja od pewnego czasu tak mam, że doświadczam zamiast wierzyć na słowo. Do kitu. A jak już zacznę, po otwarciu jednej puszki, to akcja nabiera rozpędu. Liczy się tylko dostarczanie wyposzczonemu organizmowi "zakazanej", wytęsknionej substancji. Nie ma mowy, żeby po pierwszym piwie powiedzieć stop. Prosta pochyła, głową w dół. I nic innego się nie liczy. To tak jak przewijanie filmu wstecz na przyspieszonych obrotach. Mozolnie wypracowany dzień po dniu, zwijają się błyskawicznie, by powrócić do punktu beznadziei, strachu, poczucia zaszczucia, konieczności ukrywania się przed najbliższymi. Potem jest już za późno i trzeba zacząć liczyć od początku. Dziś nie piję....
Tyle że ja tak nie chcę! I tu jest pies pogrzebany, że skoro udało mi się przeżyć pierwsze półtorej roku nie koncentrując się na niepiciu, uwierzyłam, że tak można. Chcę powrócić do tego, bo codzienne myślenie "ok, jestem alkoholiczką, no tak, no tak" ściąga mnie w dół! Nie cieszy to, że nie piję, dołuje to, że nie piję. Pętla się zaciska, bo ileż można mieć do siebie pretensje o przeszłość. Co robić, co robić? Jakieś sugestie? Ileż można pałować się za coś, co jest już za mną. Tylko ok, żeby było już za mną NIE WOLNO MI do tego wracać. Dlatego temat piwa po prostu znika mojego życia, z mojego myślenia. Tak właśnie chcę. Nie ma moim życiu miejsca na zajmowanie się paleniem papierosów - nigdy nie paliłam - na zażywanie narkotyków - nigdy nic nie brałam. No to dołożę do tej listy jeszcze jedną substancję chemiczną. Da się, wierzę, że się da. Po prostu wystarczy nie zacząć.
Właściwie mogłabym teraz napisać bliźniaczy tekst o jedzeniu i rzyganiu. Prawda? I wiem, że jeśli choć raz pozwolę sobie na zjedzenie więcej niż zazwyczaj, to popłynę. Dokładnie tak samo, jak w przypadku picia, nie wolno mi zostawiać sobie uchylonej furtki. Nie chcę do tego wracać.
Może i nie jestem zadowolona ze swojego obecnego stanu. Ale i tak jest to na tyle dużo, że nie chcę stracić tego, co kosztowało mnie ogromny wysiłek, pracę, kasę też... Dlatego nie chcę łamać moich abstynencji. Choćby nie wiem co, nie wypiję. Choćby nie wiem co, nie zjem więcej niż potrzebuję. Choćby nie wiem co, nie zwymiotuję.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?