W ciszy pogubieni
Usiadł grzecznie na fotelu i wbił wzrok w podłogę. Przeraźliwa cisza wwiercała się w mózg. Pierwsze pytanie. Nic dalej cisza. Monolog, ale nie jego, potem cisza. Słowa cisną się na usta parzą, ale nie chcą opuścić królestwa twojego ciała. Zamknięte w Tobie, szukają drogi ujścia. Czemu tak zaciekle milczysz, kiedy całe twoje ciało chce mówić? Mówi twój wzrok - który tez chowasz przed światem, mówią dłonie które nie potrafią spocząć w jednym miejscu, bezustannie bawiące się guzikiem. Blizny też mają coś do powiedzenia, a Ty milczysz. Kolejne pytanie. Tym razem wydobywasz z siebie dźwięk. Cichy, ledwie słyszalny a tak meczący. Nerwowe ruchy, zakłopotanie. Kilka dźwięków, słowa nieporadne jak u dziecka.
Zaczynasz budować proste zdanie. Kto by pomyślał, że to takie trudne. Słowa jakoś nie pasują do kontekstu, nie potrafisz w nich zamknąć treści - tej najważniejszej. To, co chciałeś powiedzieć nijak nie pokrywa się z tym, co udało ci się, z takim trudem, wyrzucić. Kolejne pytanie. Chwila odpoczynku. Jąkasz się, co chwila gubisz wątek. Zaczyna brakować ci tchu, bo jakoś ciągle zapominasz o oddychaniu. Słowa znowu pochowały się w zakamarkach pamięci, a Ty nie potrafisz ich odnaleźć. Twój rozmówca, zapewne wpatrzony w ciebie, łowi te pojedyncze słowa i buduje sens tego, o czym bełkoczesz. Zadaje kolejne pytanie, tak celne, że nie wiesz, co powiedzieć. Milczysz. Ta cisza jest nie do zniesienia! Czemu Twój rozmówca jej nie przerwie?! Nie ma lekko tym razem nie przyjdzie Ci z pomocą. Sam musisz wydusić z siebie odpowiedź na pytania. Siedzicie już jakiś czas. Nikt cię nie pogania, nie pospiesza. Masz czas, podejmij decyzję. Zdecydowałeś. Teraz kolej na twój monolog.
Początkowo składa się on tylko z przerywników (aaa, yhyzy, iii, bo), niewielu zauważa jak wiele krzyku i bólu w takim zwykłym zawieszeniu głosu, zacięciu się na jakiejś samogłosce. Twoja wielka improwizacja jakaś nie składna. Po raz setny zgubiłeś myśl przewodnią. Siedzisz i znowu nic nie mówisz. Czerwony jak burak, zaczynasz myśleć czy przypadkiem nie palnąłeś czegoś głupiego. Na dziś koniec pytań. Jeszcze jedno ostatnie, tak na rozładowanie napięcia. Takie niegroźne, które nie zabolało. Wstajesz i dalej zakłopotany, z mina mówiącą przepraszam , że jestem, zbierasz się do wyjścia. Czujesz na sobie wzrok twojego rozmówcy. Jest Ci ciężko, bo i rozmowa łatwa nie była. Znowu powiedziałeś tak mało, mimo że mógłbyś mówić godzinami. Nawet połowa nie przeszła ci przez gardło. Jeszcze tylko powiedzieć dowidzenia i jesteś wolny, przynajmniej na dziś. Dowidzenia też jest dla ciebie trudnym słowem, kto wie czy nie trudniejszym nawet od dzieńdobry.
Zaczynasz budować proste zdanie. Kto by pomyślał, że to takie trudne. Słowa jakoś nie pasują do kontekstu, nie potrafisz w nich zamknąć treści - tej najważniejszej. To, co chciałeś powiedzieć nijak nie pokrywa się z tym, co udało ci się, z takim trudem, wyrzucić. Kolejne pytanie. Chwila odpoczynku. Jąkasz się, co chwila gubisz wątek. Zaczyna brakować ci tchu, bo jakoś ciągle zapominasz o oddychaniu. Słowa znowu pochowały się w zakamarkach pamięci, a Ty nie potrafisz ich odnaleźć. Twój rozmówca, zapewne wpatrzony w ciebie, łowi te pojedyncze słowa i buduje sens tego, o czym bełkoczesz. Zadaje kolejne pytanie, tak celne, że nie wiesz, co powiedzieć. Milczysz. Ta cisza jest nie do zniesienia! Czemu Twój rozmówca jej nie przerwie?! Nie ma lekko tym razem nie przyjdzie Ci z pomocą. Sam musisz wydusić z siebie odpowiedź na pytania. Siedzicie już jakiś czas. Nikt cię nie pogania, nie pospiesza. Masz czas, podejmij decyzję. Zdecydowałeś. Teraz kolej na twój monolog.
Początkowo składa się on tylko z przerywników (aaa, yhyzy, iii, bo), niewielu zauważa jak wiele krzyku i bólu w takim zwykłym zawieszeniu głosu, zacięciu się na jakiejś samogłosce. Twoja wielka improwizacja jakaś nie składna. Po raz setny zgubiłeś myśl przewodnią. Siedzisz i znowu nic nie mówisz. Czerwony jak burak, zaczynasz myśleć czy przypadkiem nie palnąłeś czegoś głupiego. Na dziś koniec pytań. Jeszcze jedno ostatnie, tak na rozładowanie napięcia. Takie niegroźne, które nie zabolało. Wstajesz i dalej zakłopotany, z mina mówiącą przepraszam , że jestem, zbierasz się do wyjścia. Czujesz na sobie wzrok twojego rozmówcy. Jest Ci ciężko, bo i rozmowa łatwa nie była. Znowu powiedziałeś tak mało, mimo że mógłbyś mówić godzinami. Nawet połowa nie przeszła ci przez gardło. Jeszcze tylko powiedzieć dowidzenia i jesteś wolny, przynajmniej na dziś. Dowidzenia też jest dla ciebie trudnym słowem, kto wie czy nie trudniejszym nawet od dzieńdobry.
Dodaj do: |
|
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?